Stark jęczał z bólu, zwijał się i charczał, dławiąc krwią z rozbitych warg. Trudno było zrozumieć co mówi, ale w końcu udało się wydusić z niego miano jego pracodawcy. Informacja ta została okupiona wybitymi zębami, groźbami karalnymi oraz niezliczonymi acz bolesnymi kopniakami i razami. Zleceniodawcą miał być wielebny sigmaryta ze zgromadzenia w Geschburgu, Ojciec Otto. On to niejednokrotnie podnajmował Starka i jego ludzi do różnych zadań, wliczając w to porwania, wymuszenia oraz szantaż. Według słów łowcy nagród, Ojciec Otto nie pełnił żadnych ważnych ani zaszczytnych funkcji w Świątyni, był zwyczajnym, podstarzałym mnichem.
Z rzeczy zabranych Starkowi utworzył się mały stosik. Znalazły się na nim: całkiem pękaty trzosik, dwa wąskie sztylety, krótki miecz o zdobionej głowni, woreczek z prochem, drugi woreczek z ołowianymi kulami do pistoletu, sam pistolet - teraz rozładowany, wycior, ozdobny pas, srebrny sygnet z krzyżykiem w oczku, licencja łowcy nagród na natłuszczonym pergaminie i prawie nowe, skórzane buty na stalowym obcasie.