Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2017, 23:33   #71
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese przyglądała mu się z rozbawieniem, ale posłusznie zaczęła się ubierać. Stanęła do niego tyłem by pozaciskał sznureczek na jej plecach. Z mokrych włosów nadal kapała woda, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Tym bardziej że spryciarz po prostu pomógł jej przy włosach wyciskając z nich wodę przy pomocy czystego, puchowego ręczniczka. Agnese obejrzała się na niego.
- Nawet lubię gdy są mokre. - Wampirzyca przysunęła się do mężczyzny, ostatni raz wprawił ją w nastrój do drażnienia się z nim. - Lubię być mokra.
- Przepraszam, włosy, znaczy pomyślałem, że się przeziębisz
- nagle chyba załapał co miała na myśli i dosłownie, markiz czasem czerwieniał, ale chyba nigdy aż tak bardzo. - Cieeeszę się - wydukał i dosłownie jak się nie zaczął gwałtownie ubierać, aż miał problem z trafieniem w rękaw koszuli. Wampirzyca podeszła do niego i zaczęła mu pomagać, raz po raz ocierając się o niego swoim ciałem.
- Wampiry nie mogą się przeziębić. - Uśmiechnęła się i jej ruchy zaczynały być bardziej niewinne. Jednak sama bliskość działała. Dekolt sukni pozbawionej halki jeszcze bardziej eksponował jej kobiece kształty.
- Może założyłabyś pelerynkę na ramionka - zaproponował markiz, bowiem bez halki jego ponętna narzeczona wzbudzała emocje, które chyba mogły przeszkodzić w dotarciu na spotkanie.
- Musisz pracować nad sobą mój drogi. - Agnese sięgnęła po wisior, który zdjęła gdy się ubierali i który teraz ułożył się idealnie w rowku między jej piersiami. - Nie chcemy byś rzucił się na mnie przy ołtarzu. - Mrugnęła do niego.
- Nie nie - chyba wreszcie załapał, że Agnese się z niego lekko nabija żartując - ale wiesz, powiem żeby gdzieś obok kościoła przygotowali zaraz osobną salę z łożem. Tak na wszelki wypadek, jakbyśmy nie dali radę dotrzeć - uśmiechnął się od ucha do ucha.
Agnese wyszczerzyła się i markiz już wiedział, że to niebezpieczne. Przysunęła się bliziutko.
- Ostatnio obejrzałam sobie zachrystię bazyliki św Marka. - Szepnęła przysuwając usta do jego ust. - Ma całkiem wygodne ławy.
- Agnese
- powiedział pół poważnie - jeszcze chwila, a spytam cię, czy to spotkanie naprawdę jest aż tak ważne - widać było, że wino gotuje mu się ponownie pod kopułą. Odetchnął głęboko - Raz, dwa, trzy - zabuziaczkował ją szybciutko. - Jakbyś mi wcześniej powiedziała - powiedział podejmując lżejszy ton, gdyż się chyba troszkę opanował - moglibyśmy je sprawdzić razem. Jakby nie było, zakrystia to już po prostu normalne pomieszczenie. Chociaż tamte ławy są faktycznie szerokie, lecz chyba dosyć twarde.
- Tak jak kafelki
. - Agnese chwyciła jego ramię i poprowadziła ich korytarzem.

Skromnie rzecz ujmując spóźnili się, ale towarzystwo zebrane nie nudziło się grając w karty. Były całkiem popularne od kilkudziesięciu lat, gdy pewien Niemiec nazwiskiem Guttenberg zaczął drukować rozmaite kawałki papieru, także karty.. inna sprawa, że nawet wcześniej grywano w karty robione ręcznie. Już w 1329 roku, synod w Würzburgu wydał zakaz uprawiania hazardu, w tym gry w karty. Musiał być to więc spory problem. Przy stoliku siedziała Gilla, Borso, Alessio i Kowalski. Właściwie stały układ jej rozmówców od jakiegoś czasu. Nie grali na pieniądze, to było widać. Alessio wydawał się skrzywiony, Kowalski zadowolony, Gilla chyba trochę wydawała się zamyślona, zaś Borso spoglądał ironicznie. Przekładali jakieś kupki kart, kiedy Agnese weszła z markizem.


Grający poderwali się oczywiście kłaniając na powitanie: ghule głębiej, zaś Borso i Kowalski po prostu bardzo grzecznie.
- Witamy - uśmiechnął się Alessio tym uśmiechem, który mówił: wiedziałem że się spóźnili, aczkolwiek nie był wredny, tylko raczej lekko kpiący.
- Już składamy karty, signora - odezwała się szybko Gilla spoglądając to na nią, to na markiza, to znowu na nią, to ponownie na markiza … nie wiadomo, czy w jej faktycznie rozkochanym spojrzeniu nie było drobnej nutki jakiegoś żalu.
- Jakie nowiny, signora? - spytał Borso.
- Tak - poparł go Kowalski. - Ja niestety nie uzyskałem wiele od piekarza. Potwierdził jedynie, że ma rodzinę, ale jego najstarsza córka to młoda dziewczynka. Obawiam się więc, że jego żona raczej nie była żoną. Zresztą potwierdził to poniekąd piekarz. Wspomniał, że to właśnie żona wręczyła mu kuszę i kazała strzelać. Nigdy tego wcześniej nie robił, teraz zaś nie mógł się nadziwić, że przyjął owe słowa całkiem normalnie oraz je właśnie zrealizował.
Agnese usiadła na jednym z krzeseł przy stole. Uśmiechnęła się do Gilli. Zaraz się nią zaopiekuje.
-Wybaczcie spóźnienie. - widać było, że wampirzyca jest w dużo lepszym nastroju. - Udało mi się dowiedzieć co nieco. Kobieta która ostatnio postanowiła mi ubarwić życie nazywa się Morgan Le Fay oraz jest zdeprawowanym magiem tradycji Verbeny. Chciałam Kowalski byś zdradził mi co nieco na temat tej tradycji.
- Cóż, otóż tak jak rozmaite bywają wampiry, tak samo magowie dzielą się na tradycje, zgodnie z wyznawaną ideologią
– zaczął Kowalski wyraźnie zasępiony informacją. - Przykładowo należę do Bractwa Bonisagusa, które jest częścią Zakonu Hermesa, ale nie jest to jedyny zakon, choć największy. Wszyscy znamy nazwę werbena, jako rośliny mającej kwiaty różowe, czerwone, bądź indygo. Jednak roślina ta ma właściwości lecznicze i dlatego ją jako symbol wybrała pewna grupa magów, którzy bardzo mocno interesują się życiem, leczeniem, wzrostem, płodnością. Ciało to dla nich zbiornik życia, zaś najwspanialszym elementem tego zbiornika jest kobiece łono. Także krew, nasienie męskie to coś arcyważnego, kto nie wykorzystuje tego zgodnie z widzianych przez nich paradygmatem powinien zostać uświadomiony lub zniszczony. Bardzo nie lubią one właśnie dlatego wampirów. Co ciekawe, wiele Verben to duchowi potomkowie druidów, kapłanek gajów oraz tym podobnych. Większość z nich to kobiety, zaś ich zwyczaje inicjacyjne, cóż … Gloryfikują one kobiecość jako główny warunek dawania życia. Często należą do najbardziej opryskliwych, dumnych, wrednych istot, choć bywają także pomocne. Lecz zdeprawowane Verbeny to inna sprawa. Pamiętam nazwisko Morgan Le Fay. Mój nauczyciel wymawiał je pełen obrzydzenia, zaś prawdziwe Verbeny również. Jeśli wierzyć przekazom, Morgan była siostrą króla Artura …
- Przyrodnią
– poprawił Alessio – też słyszałem o niej. Wprawdzie nie znałem, ani nie spotkałem, jednak ponoć była wiedźmowata okropnie.
- Tak powiadają. Ponoć niegdyś należała do po prostu wrednych. Później jednak się zmieniła na jeszcze gorsze. Nie wiadomo dlaczego. Zaczęła igrać używając jakichś rytuałów, które nawet nie powinny być wspominane kiedykolwiek. Nienawidziła właściwie wszystkich, głównie swojej rodziny. Szczegółów jednak nie znam. Wiem, że parę razy podwinęła jej się noga, kiedy spróbowała uderzać nieprzygotowana. Czasem właśnie po takim ataku ukrywała się wiele lat. Wreszcie plotki powiadają, że stała się nephanim oraz zadaje z podobnymi sobie. Podobno polubiła najpierw wysyłać swoich współpracowników, zaś później pojawiać się dopiero sama, żeby radować się swoim draństwem. Stanowczo wielkiej mocy wiedźma, choć powiadają, że popędliwa niezwykle, dlatego niektórzy potrafili zwyciężać, wykorzystując jej brak umiejętności oczekiwania
.
Agnese zamyśliła się gładząc nogę siedzącego obok markiza, który starał się utrzymać pokerową minę, jednak bardzo trudno mu to przychodziło. Agnese dostrzegła, że przygryzł wargi i zacisnął dłoń, żeby się nie zdradzić, jednak inni chyba się patrzyli na Colonnę. Kult kobiecości… nadal signora nie wyobrażała sobie dlaczego na wiedźma miałaby się uwziąć akurat na nią. Jakby mało wampirzyc o podobnych d niech poglądach biegało po italii. Ciekawe czy mogły się spotkać… czy ta żona piekarza mogła być Morgan w przebraniu czy też nie.
- Księżna wspomniała, że Morgan ma nie tyle coś przeciwko mnie, co przeciwko memu dziadkowi… - Wampirzyca podświadomie zaczęła przesuwać dłoń w górę, ku kroczu mężczyzny skubiąc materiał jego spodni. - … Jeśli to prawda to, może mieć to związek z upadkiem Kartaginy, no z tego co mi wiadomo, tam żył i poległ mój dziad.
- Tego nie wiem
– odparł Kowalski. - Morgan jest dla nas wszystkich wrogiem. Podobno mściwą jest kobietą. Jeśli faktycznie ktoś spośród twoich bliskich miał z nią na pieńku, będzie ścigać właśnie ciebie, choćby nie widziała cię nigdy na oczy. Jednak nie przypuszczam, żeby to była ona. Przynajmniej słyszałem, że ona wysyła najpierw swoich posłańców, żeby spróbowali przygotować grunt, zaś sama przybywa dopiero, kiedy przychodzi chwila jej tryumfu. Jednak nawet jeśli tak jest, musiała tutaj przysłać innego czarodzieja nephandi, czyli takiego, który się zaprzedał złu. Ponadto może jeszcze kogoś. Hm, czy mogłabyś signora opowiedzieć coś o owej Kartaginie. Wśród magów nie wiemy zbyt dobrze, co tam się stało. Oraz kiedy to było. Czasy króla Artura to około millenium temu, kwestia upadku Kartaginy chyba znacznie wcześniej się działa. Możliwe więc, że masz nie całkiem prawdziwe informacje. Słyszałem, choć może to nieprawda, że niektóre stare wampiry ukrywają się. Trudno wyobrazić sobie lepsze ukrycie niżeli takie, kiedy wszyscy myślą, że już cię dawno nie ma. Jeśli tak właśnie jest, dziadek miał całkiem sensowny pomysł.
- Księżna wspomniała mi tylko o niej, nie wiem nic o jej poplecznikach
. - Dłoń wampirzycy zatrzymała się prawie na kroczu markiza i powoli zaczęła się wycofywać. - Kartagina upadła prawie dziewięć wieków temu... Mój ojciec został odesłany, tak jak kilku innych starszych nim miasto padło, dla dobra przetrwania klanu. gdy Kartagina została przejęta uznano, że wszystkie wampiry w mieście wybito.
Agnese zamyśliła się.
- Jeśli chodzi o to co wydarzyło się w Kartaginie… myślę, że lepiej odpowiedziałby na to pytanie mój ojciec, jako naoczny świadek kilku wydarzeń. Kartagina była podobno rajem… drugim miastem, cudownym miejscem stworzonym między innymi przez mój klan, w którym wampiry i ludzie żyli w symbiozie.
- Jednak, jak się domyślam, twój ojciec, signora nie jest obecnie dostępny
- stwierdził Kowalski. Cóż, magowie wykazywali się ciekawością oraz łapali wiedzę skąd tylko można.
- Na swój sposób jest, ale trzeba by na niego odrobinę poczekać. - Agnese uśmiechnęła się.
- Wobec tego zapewne zaprosisz go na swój ślub - domyślił się Polak.
- Spróbować mogę, ale nie wiem kiedy mój list do niego dotrze. Mógł daleko zawędrować, nie widzieliśmy się przeszło 40 lat.
- Spróbuj, signora, mam córkę. Byłbym bardzo załamany, gdybym nie mógł uczestniczyć w tak ważnej uroczystości, jak jej ślub. Wprawdzie nie znam twojego ojca, jednak jeśli myśli tak jak każdy ojciec, ma tą samą dokładnie opinię. Jednak to inna kwestia …
- Właśnie
- wtrącił Alessio - tak czy siak mamy na głowie co najmniej nephandi, czy jak tam nazwałeś i w ogóle. Ja zaś mam pytanie, co do owego kardynała, którego próbowałem dyskretnie odwiedzić.
- Czytaj włamać się
- domyślił się Borso.
- Powiedzmy odwiedzić bez pozwolenia właściciela pałacu.
Wampirzyca uśmiechnęła się szerzej, a jej dłoń wróciła do wędrówki po udzie markiza, którego spodnie zaczęły się niebezpiecznie napinać.
- Napiszę do niego zaraz po tej rozmowie, z tego co mi wiadomo ostatnio przebywał w Hiszpanii, więc istnieje szansa, że mój list tam go znajdzie. Co do twoich odwiedzin w pałacu kardynała… otrzymam zaproszenie na bal, który niebawem się tam odbędzie.
- Ooo
- markiz spojrzał na nią.
- Naprawdę - Alessio błysnęły oczy - gdybym mógł przeszukać … hmmmmmm - zastanawiał się - nie potrzebowałabyś jakiegoś sługi podczas balu. Takie przebranie pozwoliłoby mi myszkować po całym budynku. Szlachta nieczęsto zwraca uwagę na służących. Kiedy to właściwie?
- Dziewiątego września. Będę tam miała do załatwienia małe sprawunki dla księżnej
. - Wampirzycę nawet ucieszył pomysł Alessio. Nie naraziłoby to na złą opinię Alessandro, gdyby pojawiła się na balu z innym mężczyzną.
- A właściwie co jeszcze musimy zrobić? - spytał Alessio. - Oczywiście dalej będę poszukiwał swoich, ale tak ogólnie.
- Ogólnie to ja wiem, że służę ochroną signorze wraz ze swoim oddziałem. Muszę założyć dodatkowe ochrony na zamek oraz czuwać nad panną di Colonna. I teraz tylko pytanie, czy masz signora
- zwrócił się do Agnese - jakieś wyjścia w tym czasie. Czy te sprawunki musisz załatwić osobiście? Przy okazji, pomyślałem sobie, że może spróbować porozmawiać z ową żoną piekarza, może cokolwiek będzie wiedzieć?
- Jeśli ją znajdziemy, jeśli to była jedna ze sług Morgan, równie dobrze mogła już wyparować
. - Agnese rozejrzała się po obecnych. - Tak są to sprawunki, które muszę wypełnić osobiście. Mamy tu pewien konflikt w wampirzym światku i księżna ma nadzieję, że uda mi się go zlikwidować.
- Miałem na myśli tą prawdziwą, bowiem skoro ludzie na ulicy ją znali, to nawet jeśli zastąpiła ją lewa pod jakąś iluzją, to prawdziwa gdzieś musi być. Ale wampirza polityka, hm, musisz się signora zająć tym przed balem? Pytam, bowiem może uda mi się przygotować dla ciebie pewną drobną ochronę. Niezbyt wielką, ale lepszy rydz niż nic.
- Czysto teoretycznie powinnam mieć chwilę. Muszę sporządzić kilka listów, pewnie spotkać się z kardynałem Medici, ale mogę to robić tutaj.
- Czyli właściwie, signora, jakie rozkazy
? - spytał Kowalski. - Rozumiem, że ten bal jest postanowiony …
- Pamiętaj kolego, że tam mogą być zaginione faerie
- wtrącił Alessio.
- Tak rozumiem, choć wolałbym … nieważne, co się woli, ważne, co trzeba. Czyli bal trzeba, ale jakie rozkazy do tej pory, czy też mamy po prostu zwyczajnie uważać oraz starać się powstrzymać wszystko, co się da? - spojrzał na signorę, zaś właściwie za nim zrobili to dokładnie wszyscy, nawet wyjątkowo spięty głaskaniem Alessandro.
- Tak, muszę się pojawić na tym balu i obiecałam Alessio, że pomogę mu w poszukiwaniu naszych zgub… - Na chwilę wampirzyca zamyśliła się. - Skoro w tamtą bestię wpompowano krew faerie, jaka jest szansa, że słudzy Morgan mają jedną z twoich koleżanek?
- O ret
y - Alessio zacisnął pięści - nie pomyślałem o tym, ale tak. Jest taka możliwość, chyba najgorsza spośród możliwych. Liczyłem, że zwyczajnie przy twojej pomocy Agnese, da się je odnaleźć oraz wykupić, jednak powiadając takie coś … zwyczajnie trzeba liczyć, że tak się nie stanie. Ogólnie można liczyć, że współpracują z dworem Unseelie. Chociaż wcale nie wiem, czy to takie wspaniałe z drugiej strony. Dwór Unselie to po prostu złe faerie, które nie posiadają zrozumienia dobra oraz zła.

Kiedy tak rozmawiali nagle rozległo się pukanie do drzwi. Spoza nich rozległ się głośny głos Eduardo z Pisy, który widocznie czuł się już lepiej po walce.
- Signora, jakiś kupiec do ciebie w odwiedziny.
To było dziwne, jaki kupiec przychodzi w odwiedziny o trzeciej nocą.
Agnese rozejrzała się po pozostałych, niezwykle zdziwionych taką sytuacją. Raczej było wiadome, że to nie są zwykłe odwiedziny. Wszyscy pamiętali walkę z poprzedniej nocy. Pytanie więc, czy to nie kolejny numer tego typu. Pytanie tylko, czy należałoby zaryzykować, żeby to sprawdzić.
Wampirzyca podniosła się.
- Przyjmę go w jednym z pomieszczeń na dole. - Agnese spokojnym krokiem ruszyła w stronę drzwi, zatrzymując się tuż przed nimi. - Ktoś idzie ze mną?
- Najlepiej nich Gilla idzie z tobą, signora
- zaproponował Kowalski - cała reszta zaś stanie po prostu za drzwiami. Kupiec, jeśli to kupiec, rzeczywiście będzie bardziej wylewny, jeżeli ma coś do zaoferowania, jeśli zaś nie, cóż, szybko się pojawimy.
Agnese uśmiechnęła się do ghulicy, a ta podeszła do niej. Kobiety wyszły na korytarz i ruszyły w stronę schodów prowadzących na parter prowadzone przez Eduardo. Oczywiście za nimi poszła reszta.
- Osoba, która chciała się z panią spotkać, wasza wysokość, przedstawiła się jako kupiec wenecki, który ma coś pani odpowiedniego do zaoferowania. Został wprowadzony do biblioteki. Przed drzwiami ustawili się Normandczycy Kowalskiego - wyjaśniał. - Wygląda całkiem zamożnie oraz poważnie.
 
Kelly jest offline