Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2017, 20:23   #20
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Drama Queen

Panna Hart i Lockhart zjawiły się na plaży jak wszyscy. Uzbrojone w ręcznik kąpielowy, książkę i krem do opalania rozlokowały się w dogodnym miejscu w swoim nieocenionym towarzystwie.
Kimberly ułożyła ręcznik na piasku i obok położyła swój plecak, z którego jeszcze wyciągnęła butelkę z wodą i okulary przeciwsłoneczne.
- Chociaż już nie jestem taka pewna czy to był dobry pomysł - zwróciła się do Claire, kiedy zdała sobie sprawę, że będzie musiała paradować w stroju kąpielowym przed całą klasą. Skrzyżowała ręce na piersi i rozejrzała się niepewnie. Nagle, mimo upału, miała ochotę ubrać katanę, którą przewiązała się w pasie.
- Wiesz co? Może pójdę po prostu przebrać spodnie na szorty, które przywiozła dla mnie Vesna - stwierdziła, wracając wzrokiem na Claire. Ta jedynie machnela ręka.
- Daj spokój, czego się wstydzisz? Zgrabna jesteś, spójrz na mnie! - ruda wbiła wskazujący palec w miękką tkankę swojego brzucha. Wraz z większymi cyckami szedł nieumiesniony brzuch, co według Claire było normalne.
- Chociaż dół zdejmij. Ja na przykład bluzki nie zdejmę, bo się spale na słońcu. Nie jest to pogoda na moją cerę. Wolę deszcz - kiwnęła głową potwierdzając własne słowa i popatrzyła za przechodzącym obok Holendrem.

Kimberly wcale nie musiała patrzeć. Od dawna zazdrościła Claire jej krągłości i wiele razy porównywała swoje ciało z jej, co wprowadzało ją w jeszcze większe kompleksy.
- Nie będę paradować w majtkach przed… - Urwała na moment, po czym kontynuowała kiedy wyminął je Dean. - Przed zgrają napalonych chłopaków!
Po tych słowach zakryła usta dłońmi i spojrzała z przerażeniem na Claire.
- Mówię jak mój ojciec! - wycedziła przez zakryte usta.

- Większość z nich i tak zajęta jest patrzeniem na osobną formę życia, jaką są cycki Lindsay. Więc bez obaw. Zresztą, latasz z gołym brzuchem, a w majtkach od kostiumu to już problem? Wiesz jak taki odkryty pępek działa na wyobraźnię? Nie zdziwię się jak zaraz twój adorator pójdzie się zadowolić, myśląc o twojej nagości - zaakcentowała obleśnie, śmiejąc się w kułak.
- I nie ciśnij po sobie, z ojcem prócz genów to niewiele cię łączy.

- Claire! ty zboku jeden!
- Kimberly szturchnęła lekko rudą, po czym sama się zaśmiała.
Bezpośredniość to była jedna z cech Claire, którą Kimberly bardzo w niej lubiła. Nawet kiedy czasami wprowadzała ją w zakłopotanie.
- Ej, a tak poważnie - zaczęła po chwili, jak już obie przestały się śmiać. - Naprawdę uważasz, że mogę się podobać Jerry’emu?

- A czemu nie? Przecież jesteś ładna. Sądzę nawet, że nie tylko Jerremu się podobasz
- odpowiedziała wciąż ciesząc michę. Czasami nie rozumiała, czemu Kim miała takie trudności ze zrozumieniem, że jest naprawdę fajną i atrakcyjną dziewczyną… A no tak, jej ojciec.
- Ech, Kim - ruda pokiwała głową - Gdybym tylko nie wolała penisów, to wiedz, że byłabyś pierwsza - wyszczerzyła zęby, klepiąc Kim po apetycznym udzie.

Kimberly zaśmiała się.
- Czasami mam wrażenie, że gdybym była lesbijką, to moje życie byłoby znacznie łatwiejsze - stwierdziła, wyobrażając sobie potajemne lesbijskie spotkania, po czym znowu się roześmiała. - Co miałaś na myśli mówiąc, że nie tylko Jerry’emu? Wiesz coś jeszcze?!
- No wiesz, twój wytatuowany “przyjaciel” też pożera cię wzrokiem… O Dannym nie wspominając, bo on to chyba wszystko by przeleciał.
- Claire spauzowała na chwilę, wprowadzając atmosferę mistycyzmu i tajemniczości, godnej najlepszego i najpikantniejszego romansu wszechczasów - Może i Harold ma na ciebie chrapkę? - zachrumkała wrednie, tańcząc brwiami i patrząc na czerwieniącą się koleżankę
- Weź przestań! Jesteś nienormalna. Idź się leczyć! - powiedziała Kim, znowu szturchając Claire i ponownie wybuchając śmiechem.
Słowa przyjaciółki jednak dały jej trochę do myślenia, niezależnie od tego czy mówiła prawdę, czy stroila sobie z niej żarty.
- Wiesz co… Pójdę jednak ubrać te szorty. Zaraz wracam, nie uciekaj mi stąd!

- Idź czubie, idź. Bo w szortach to ci zada nie widać! Jak ci się w chude dupsko wbijają te porty!
- krzyknęła za uciekającą koleżankę i pokręciła głową. Korzystając z okazji, że została sama, wbiła swoje spojrzenie w swojego ulubieńca, który akurat rozmawiał jakiś kawałek dalej z Jerrym. Lustrowała go od góry do dołu, zagryzając dolną wargę i przechylając głowę na bok. Zacisnęła uda, wzdychając cicho. Jedyne co jej się nie podobało w tej wycieczce to to, że straciła dzień nauki fizyki u Deana w domu, a to były jej ulubione zajęcia. Jej wyobraźnia pomału pracowała, a na twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Czy czuła do niego coś więcej prócz fizycznego i psychicznego pociągu? Chciała od niego więcej, niż mówiła, ukrywając swoje pragnienia? Właściwie, to sama nie była pewna. Nie wiedziała, czego od niego oczekuje, prócz tego, żeby po prostu był. Chciała być w centrum jego zainteresowania, pragnęła by to na nią ciągle zerkał, myślał o niej. Marzyła chyba o tym, by zawrócić mu w głowie, żeby się zatracił, a gdy zacznie tonąć w jej oczach i sercu - odejdzie. Claire nie potrafiła zachowywać zdrowych i normalnych relacji, nie umiała mieć przyjaciela bez seksu, nie potrafiła być w związku i nie robić przy tym problemów. Im bliżej kogoś była, im więcej ją łączyło z daną osobą, tym bardziej się pogrążała. Bardziej siebie nienawidziła, mocniej brała do siebie każde słowo jak i żart, czuła się piątym kołem u wozu, jak kotwica zawieszona przy szyi, która ciągnie w dół. Nie chciała, żeby Dean ją pokochał, nie chciała zepsuć tego, co między nimi było.

Kimberly wróciła szybciej, niż Claire mogłaby się tego spodziewać. Akurat w momencie, gdy Dean kończył rozmowę z Jerrym. Ten drugi zdawał się być wyjątkowo zmieszany, aż ruda przekręciła głowę w bok, próbując podsłuchać choć urywek z rozmowy - nie udało jej się. Kim przebrana usiadła z powrotem na swoje miejsce i obydwie dziewczyny przyglądały się falom. Słońce grzało niesamowicie, aż odechciewało się czegokolwiek.
- Szkoda, że nie mamy parasola - stwierdziła mimochodem Claire i westchnęła ciężko. Przyjaciółki nie zdążyły wrócić na dawny tor rozmowy, kiedy podszedł do nich Marty. Przywitał się bardziej z Kim, jednakże ruda nie dała się tak łatwo spławić. Kilka zręcznych, dwuznacznych tekstów, które padły z jej słów, lekko zakłopotały chłopaka. W końcu ten zaprosił je na wieczorną imprezę, na co one chętnie się zgodziły. Panna Lockhart nie miała zamiaru dać za wygraną i wciąż flirtowała z Martym, jednak nim na dobre się rozkręciła, przyszedł Dean i odciągnął Claire na bok, pod pretekstem groźby Pani Hoy, dotyczącej przepytywania chłopaka z fizyki. Odeszli więc na odległość, która pozwoliła im swobodnie rozmawiać i z daleka widzieli jedynie plecy Hart i Blake’a.

- Widzę, że Kim ma kolejnego adoratora - zażartował blondyn - A może ty? - zapytał, po czym szybko zmienił temat, jak gdyby nie chcąc usłyszeć odpowiedzi. Wcześniej Marty przyznał, że chce tatuaża od Kai, a teraz ta jego rozmowa z Claire. Wyglądało na to, że chłopak chciał iść jego śladami.
- Kłamałem w tej sprawie z Hoy. Na szczęście niczego ode mnie nie chciała, nie licząc obierania ziemniaków - dodał. Zrozumiał, jak dziwnie brzmiały te słowa dopiero po tym, jak je wypowiedział. - Zastanawiałem się, czy nie włamać się do jej domku teraz - dodał bardzo cicho. - Myślisz, że to zły moment? - zapytał. Zawsze to Claire była tą mądrzejszą, przynajmniej według niego. Ona sama miała o sobie zdecydowanie niższe mniemanie, a tylko w lepszych chwilach swojego życia, potrafiła dostrzec drzemiący w sobie potencjał. Bardziej niż na skupieniu się na problemie Deana i planie, który jej się nie podobał ani trochę, zależało jej teraz na pociągnięciu pierwszego tematu. Podsyceniu zazdrości oraz skupieniu całej uwagi chłopaka wyłącznie na swojej osobie. Lubiła zwracać na siebie uwagę, uwielbiała, kiedy myśli innych zostały przez nią przyciągnięte, gdy łapała kogoś w swoje słowne gierki i sprytnie zastawiane, dwuznaczne pułapki. Ciężko było jej się powstrzymać oraz skoncentrować, jednak wygrała walkę z samą sobą; w odpowiedzi na pierwsze odpowiedziała mu jedynie znaczącym uśmiechem, dumnie zadartym ku górze nosem oraz wznosząc sugestywnie brew. Jej niebieskie tęczówki wpatrywały się w niego w sposób, jaki zdążył zapamiętać z ich wieczornych schadzek.

- Myślę, że jeśli nie ma jej tutaj, to pewnie siedzi właśnie tam. Ewentualnie przygotowują coś, pewnie mają jakieś graty w stylu nagród czy pamiątek i innych dupereli, zajmują się sprawami organizacyjnymi, przed lub w chałupie. Chcesz, to chodźmy tam, zapukam do domku, że niby o coś chcę spytać. Jeśli nikogo nie będzie, to ok, można wejść, ale jest tak cholernie jasno, że mój rudy i twój tleniony łeb rozpoznają z odległości - westchnęła ciężko.
- Rany, ale jesteś napalony - rzuciła oskarżycielsko, zakładając ręce krzyżem pod obfitym biustem.

Dean zaśmiał się nieco niezręcznie w odpowiedzi. Claire miała rację w wielu punktach. Cieszył się, że miał możliwość zapytania ją o opinię. Uważał ją za naprawdę cenną.
- Nie tyle jestem napalony, co po prostu… chciałbym mieć to już za sobą - odparł. Zrozumiał, że zaraz musi coś dodać, inaczej Claire znowu spróbuje odwieść go od pomysłu. Miał przy tym cholerną rację, gdyż ruda już otwierała w tym celu usta, jednak kolejne słowa chłopaka ją zatrzymały - Pomyślałem, że teraz Hoy może być trochę oszołomiona nowym miejscem, a z biegiem czasu stanie się coraz bardziej uważna. Ale może lepiej będzie zakraść się do niej w trakcie wieczornej imprezy? Na pewne będzie wtedy poza domkiem próbować kogoś udupić.

- Na imprezie na pewno będzie nas pilnować i nie w głowie jej siedzenie w czterech ścianach. Zauważyłam, że jest bardzo ciekawska - Claire wzruszyła ramieniem. Dean pokiwał głową. W końcu obydwoje byli przy tym, jak Hoy stawała na palcach, próbując zajrzeć przez okno do środka jednego z domków. - Wystarczy, że do niej podbiegnę i powiem, że “widziałam jak ktoś pije nad wodą”, a na pewno tam poleci jak dzik do trufli - dziewczyna przetarła czoło i westchnęła. Van der Veen stłumił śmiech na to obrazowe porównanie. Co ważniejsze, uważał je za bardzo trafne. Tymczasem Claire poczuła jak wzbiera się w niej niesamowity stres, jak zaczyna się denerwować czymś, co jeszcze nie nastąpiło. Bardzo się bała i źle się czuła na samą myśl o tym, co Dean chce zrobić, a ona jeszcze mu pomagała. Znała powód swojej decyzji, jednak nie mogła zaprzeczyć, że uginają się pod nią nogi i robi jej się słabo. Odzywała się nerwica. Było w końcu tyle rzeczy, które wprawiały ją w stres.

- Lepiej popracuj nad swoim “byciem napalonym”, bo znajdę innego chętnego i już chyba nawet mam kogoś na oku - zaczepiła go sugestywnie, poruszając brwiami i gestem głowy wskazała dyskretnie na Martiego. Oczywiście nie miała wcale zamiaru zamieniać Deana na kogoś innego, jednakże zmiana tematu na grunt seksualny pozwalała jej się wyciszyć i przestać denerwować. Oczywiście blondyn mógł to różnie odebrać, w końcu dobrze wiedział ile energii drzemie w tej rudej bestii.

- Czyli dobrze myślałem - Dean mruknął do siebie, spoglądając na Marty’ego. Zamyślił się. Przez chwilę wydawało się, że nic nie powie, ale wnet przemówił. - Sama ciągle powtarzasz, że mam się w tobie nie zakochiwać - rzekł nieco bezbarwnym tonem. W końcu sam ochoczo przystał na taki układ. - Jeżeli chcesz… - starał się znaleźć słowo. Zakrztusił się. - Nie mam prawa mieć nic przeciwko - zakończył. Ciężko było wyczytać z jego twarzy cokolwiek. Twarz Claire jednak była w tym momencie jak otwarta księga z obrazkami; banalna do odczytu. Początkowo uniosła brew, później zmrużyła oczy a jej mina zasępiła się. Widać było jak cholernie jej się nie podoba reakcja, z jaką się spotkała. Brzmiała dla niej jak obojętność, niechęć. Momentalnie poczuła się, jakby Deanowi na niej nie zależało, jakby tak naprawdę pieprzył ją “po samarytańsku”; żeby dziewczynce nie było przykro, poświęcił się penetrując ją raz po raz, a wewnętrznie miał ochotę rzygnąć nad jej depresyjnym majestatem i wymazać z pamięci lejącą się z ran po cięciach krew. Jakby ona swoim istnieniem zatruwała jego życie, przeszkadzała mu, była… Nikim.

- Świetnie - jej lakoniczny, pozbawiony emocji ton głosu był tym, z czym Dean nie chciałby się spotykać. Kiedy w umysł Claire wstępowała sztuczna obojętność, wiadomo było jak bardzo jest jej przykro. Szybko mrugające powieki i mocno zaciśnięte wargi opisywały negatywne emocje, które nie były skierowane przeciwko Holendrowi, a przeciwko niej samej. Nienawidziła siebie, wiedział o tym. Otworzyła usta by jeszcze coś powiedzieć, ale machnęła ręką. Serce waliło jej na tyle głośno, że czuła ból za klatką z żeber.
- To ustalone, co chciałeś. Chyba. - stwierdziła odwracając się od niego, ale nie w stronę Kim, tylko ośrodka. Być może swojego pokoju.

Dean nie miał pojęcia, w którym dokładnie momencie rozmowa aż tak źle się potoczyła. Chciał dać Claire wolność, ale to wszystko pogorszyło.
- Claire… - rzucił za nią. - Poczekaj…
- Po co mam czekać?! - spytała drżącym głosem, odwracając się za siebie. W jej oczach co prawda nie było widać łez, ale jej szczęka była zaciśnięta, sugerując zdenerwowanie.
- Ustaliliśmy już, że nie idziemy teraz, bo to zbyt ryzykowne. Jeszcze czegoś nie wiesz? - rzuciła oskarżycielskim tonem, a jej oddech drżał podobnie co ton głosu, którego nie potrafiła opanować.
Była tylko jedna rzecz, którą Dean mógł w tej chwili zrobić. Nie zważając na tłum wokół nich - Kim, Marty’ego, Lindsay, Kena, Annikę biegnącą w kierunku mola… nachylił się i pocałował Claire w usta. Przytulił ją mocno. Wierzył, że nie potrzeba żadnych słów. Uśmiechnął się do niej niepewnie, po czym obrócił i zerwał do biegu. Czuł, że płonie i jedynie toń jeziora jest w stanie go ugasić. Podejmując decyzję szybkiej ucieczki, pozbawił się możliwości poznania reakcji Claire, którą pozostawił samą sobie. Gdyby nie to, może zdążyłby dostać w twarz i zrozumieć, jak ona źle się z tym poczuła. Miała wrażenie, że Dean się nią bawi, pociąga za sznurki, podskakując szmacianą lalką wedle własnej melodii. To, co zrobił nie było dla niej wyznaniem miłości, a zwyczajnym udowodnieniem, że ma nad nią władzę. Chciał pokazać wszystkim, że jest jej własnością, prywatną lalką do dymania, która nie ma nic do gadania. Poczuła się podle, a im bardziej jej na nim zależało, tym większy czuła ból i smutek.

I don't want them to know the secrets
I don't want them to know the way I loved you
I don't think they'd understand it, no
I don't think they would accept me, no

Come wrestle me free, Clean from the war
Your heart fits like a key into the lock on the wall
I turn it over, I turn it over



But I can't escape



Claire wbiegła do pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Nie płakała, nie krzyczała. To, co się stało było dla niej nie do zrozumienia. Najpierw Marty, który ją całuje, Dean, który wyzywa od najgorszych… Czym ona była, do cholery? Ile warta była ta pusta skorupa, z której ją stworzono?
Zaczesała rude włosy za uszy i doskoczyła do swojej walizki. Zaczęła ją przegrzebywać, robiąc wokół niesamowity bałagan, rozrzucając i tarmosząc własne ubrania. Nerwowo wyciągnęła kosmetyczkę i wyrzuciła na podłogę całą jej zawartość. Przeczesując dłońmi wszystko, co miała, wraz z lekami na depresję, wygrzebała maszynkę do golenia. Bez wahania za nią chwyciła, rozebrała się do naga, szarpnęła pierwszy lepszy ręcznik i wbiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi na zamek.

Wyciągnięta, chuda ręka odkręciła kurek pod prysznicem. Zimna woda trysnęła z deszczownicy. Pod kroplami wody znalazła się zaraz i Claire. Początkowo wydawało się, że jedynie ma zamiar wziąć prysznic, ale po chwili pękła. Zaczęła głośno płakać, mając nadzieję, że szum wody wystarczająco to zagłuszy. Schowała twarz w dłonie i osunęła się po zimnej ścianie, siadając w brodziku i łkając. Nie czekała długo by znerwicowanymi ruchami sięgnąć po maszynkę. Ból fizyczny był oderwaniem się od tego, co czuła w środku, a czuła się jak szmata. Zwykła ściera i Dean dobrze powiedział, dobrze zrobił, prawidłowo ją określił. Ona sama nazwałaby siebie gorzej.
- Pierdolona, jebnięta dziwka! - wydusiła z ledwością, kalecząc skórę brzucha. Nie mogła znaleźć lepszego miejsca, żeby nie było widać. Nikt prócz Deana nie znalazłby tego, ale on… On już na nią nie spojrzy. Kaleczyła ciało z niezwykłą wściekłością i nienawiścią, powodując tym samym bolesne i piekące zranienia. Strużka krwi płynęła wraz z wodą. Szkarłat zlewał się w jedność, uciekając z jej trzęsącego się ciała. Claire zadrżała z zimna. Ból jaki sobie sprawiała był jak narkotyk, czuła się coraz lepiej, ale i słabiej. Rany były płytkie. Potrzebowała jeszcze trochę czasu. Nie tabletek, lekarstw, tylko czasu.

W tym samym czasie drzwi domku otworzyły się z cichym skrzypnięciem i do środka weszła Kimberly. Była cała przemoczona, włosy miała posklejane od wody i piasku.
- Claire? To ty siedzisz w łazience? - spytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Pewnie i tak jej pytanie zostało zagłuszone przez szum wody.
Kimberly więc usiadła na skraju łóżka, praktycznie na samej krawędzi, by nie zamoczyć materaca i pościeli i otuliła się kocem, czekając na zwolnienie łazienki. Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła ciężko. Przez ten incydent pewnie była teraz na językach wszystkich. Ofiara losu, która nie potrafi pływać. Do tego Hoy uparła się, by koniecznie poinformować ojca Kim o tym wydarzeniu. Równie dobrze Hart mogła zacząć się pakować.

Claire słyszała. Inna sprawa, że słyszeć nie chciała. Obcy głos zza ściany powstrzymał ją jednak przed dalszą autodestrukcją. Odrzuciła maszynkę, a ta odbiła się od ścianki prysznica. Zaryczana musiała wyglądać okropnie, a nie chciała tak pokazać się Kim. Nie chciała nawet z nią rozmawiać, przynajmniej nie o sobie. Przetarła twarz ręką i zakręciła wodę. Spojrzała na swój brzuch, który wciąż nosił ślady świeżej, sączącej się krwi. Musiała najpierw zająć się ranami, potem twarzą, pooddychać, pomyśleć…

Po dziesięciu, może piętnastu minutach od chwili zakręcenia wody, Claire otworzyła drzwi i wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem.
- Cześć Kim. Jak się czujesz? - spytała z uśmiechem na twarzy, ciągnąc przedstawienie, w którym grała główną rolę. Prócz braku makijażu wyglądała stosunkowo normalnie. Kątem oka dostrzegła jaki bałagan wokół narobiła. Kucnęła trzymając ręcznik i szybko wrzuciła leki do kosmetyczki, a potem po kolei każdą rzecz, jaką z niej wysypała.
- Sorry, straszna ze mnie bałaganiara - przeprosiła nie patrząc na przyjaciółkę, pociągnęła nosem i odchrząknęła cicho, skupiając się na sprzątaniu.

Kimberly spojrzała na krzatajaca się po pokoju Claire. Nie zauważyła wcześniej tego bałaganu. Chyba zbyt była pogrążona we własnych myślach.
- Daj spokój - powiedziała trochę obojętnym tonem, wzruszajac ramionami. - Zresztą, za chwilę pewnie i tak cały ten pokój będzie tylko dla ciebie. - w tym momencie serce Claire zabiło mocniej. Przestraszyła się, że Kim już wszystko wie i ma jej dosyć. Ruda podniosła głowę patrząc na koleżankę, pozwoliła jej jednak kontynuować - Hoy stwierdziła, ze koniecznie musi powiadomić mojego ojca o tym całym topieniu się. W każdym razie, może to lepiej. Pewnie i tak wszyscy się ze mnie śmieją - dodała ponuro.

- Nie zauważyłam by tak było - odparła szczerze Claire. Wciąż czuła się zdenerwowana, więc zakryła to lekkim uśmiechem. Ciężko jej się oddychało, dlatego szybko podniosła się z podłogi i przeniosła na łóżko, siadając obok Kimberly.
- Możesz się umyć, jeśli chcesz - powiedziała stłumionym głosem. - To znaczy, na pewno chcesz. Idź, ja sobie posprzątam.
- Wiesz, co jest najgorsze? - Kim spytała retorycznie, spoglądając na siedzącą obok przyjaciółkę. Claire znowu pomyślała, że chodzi o nią. W końcu czuła się winna, jak zdrajca, dziwka, najgorszy męt. Czuła się jak rozjechany gryzoń na asfalcie.
Kim przez chwilę się zawahala, bo jednak wcześniej z nikim się tym nie dzieliła.
- Praktycznie wygadałam się przed Martym, że mi się podoba. - Poczerwieniala na twarzy. - I to nie koniec. Bo teraz przez ciebie i Deana zaczęłam myśleć o Jerrym!
I znowu ukryła twarz w dłoniach. Nagle zapragnela, by ojciec już po nią przyjechał i zabrał ja z tego miejsca. Nie miała pojęcia, że Claire również chciała stąd uciec. Ukradkiem zerknęła na kosmetyczkę, w której miała pudełko tabletek. Kusiły ją, chociaż wiedziała, że to jest złe. Nie mogła zrobić tego rodzicom, siostrze. Może nadeszła chwila by przestać udawać?

- Kim? - cichy głos ledwo przeszedł przez jej gardło, zmieniając temat i skupiając całą uwagę na swojej osobie. Claire odchrząknęła i nabrała powietrza przez drżące wargi.
- Nigdy nie byłyśmy bliskimi przyjaciółkami, nigdy nie opowiadałyśmy o sobie więcej, niż innym. Jak myślisz, dlaczego? Czy możemy sobie ufać i wybaczać, czy może po prostu boimi się, że mówiąc wszystko nasza relacja przestanie istnieć? - szereg pytań wydobył się z ust Lockhart, która patrzyła na swoje nagie stopy. Chciała wypluć z siebie cały jad, tylko że teraz było go już zbyt wiele.
Kimberly zmarszczyla na moment brwi, słuchając słów Claire. Kiedy ta skończyła, Kim chwycila ją delikatnie za dłoń.
- Co jest? - spytała, wpatrując się z troską w rudowlosa. Ta podkuliła nogi pod brodę i skrzywiła się lekko. Miażdżone rany na brzuchu wciąż piekły i bolały. Nie potrafiła spojrzeć na Kimberly, nie potrafiła mówić. Ilekroć się zbierała i układała w głowie swoje myśli, to zawsze było ciężko.
- Chciałabym ci powiedzieć, ale chyba nie umiem - jej głos się załamał. Poczuła się jak wtedy, gdy pierwszy raz rozmawiała z Deanem, kiedy się nią zaopiekował. Też miał swoje problemy, a jakoś potrafił zachować się normalnie, więc czemu jej to nie wychodziło?

- Jestem totalnym gównem - przełknęła głośno ślinę. Ta przeszła przez przełyk jak zbyt duża tabletka, która drapie i uwiera. Choć płakała długo pod prysznicem, to ponownie jej się zbierało. Nie wiedziała od czego zacząć, zająknęła się, ale słowo nie przeszło, pozostawiło po sobie tylko niemy pomruk. Chciała móc przestać ukrywać to wszystko, co w niej się zebrało przez tyle lat.


Kimberly objęła Claire ramieniem i przytuliła do siebie.
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Powiesz, kiedy będziesz gotowa - oznajmiła, posyłając uśmiech w stronę przyjaciółki. - A do totalnego gówna stanowczo ci daleko. Na to miano zasługuje na razie tylko pani Hoy. - To był chyba pierwszy raz, kiedy Kim na głos wypowiedziała się źle na temat nauczycielki. - I może Danny Calistri - dodała po chwili.

Claire wypuściła przez nos powietrze, jakby chciała się zaśmiać, ale wcale nie miała na to ochoty. Chciała powiedzieć, tylko było jej ciężko, bo musiałaby opowiedzieć wszystko, co zmieniło jej życie. Przynajmniej to uważała za wystarczające usprawiedliwienie. Psychiatra zresztą też tak powiedział, że to miało silny wpływ na jej psychikę i zachowanie w aktualnym momencie.
- Ja po prostu nie wiem jak zacząć, od tego co jest świeże, czy bardzo, bardzo stare - westchnęła, a po policzkach spływały łzy. Na przytulenie nie odpowiedziała żadną reakcją, po prostu dała się porwać w objęcia. Była jak sztywny kołek, jakby doznała paraliżu.
- Wiesz, bo ja… Ja cię okłamałam na plaży. Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, bo to tajemnice Deana, ale powiem ci to, co sama ukrywam. Bo ja… - przerwała na chwilę czując większy nawał łez. Nie była tylko pewna, czy spowodowane są one szczerością, strachem czy nadmiarem emocji, z którymi sobie nie radziła.
- … ja się z nim spotykam. Ale to nie tak, jak ci się wydaje, że jesteśmy parą czy coś… Na początku po prostu pomagałam mu w tej pieprzonej fizyce, a potem samo poszło. Nie umiem się angażować, więc poprosiłam go, aby nasze relacje były bez zobowiązań. Spotykamy się tylko na seks - Claire poczuła jak jest jej gorąco. Nie było jej wstyd za to, po prostu mówienie o tym Kimberly porównywała do wyznania morderstwa na komisariacie policji. A dalej mogło być już tylko gorzej. Zbierała się w sobie, ale potrzebowała chwili na oddech, potem mogła kontynuować.

Kimberly słuchała w milczeniu, wciąż obejmując przyjaciółkę. Nie zamierzała jej przerywać, a tym bardziej nie zamierzała dzielić się swoją opinią. Jeszcze nie. Chciała wysłuchać wszystkiego. Nie zdziwiła się za bardzo na wyznanie o tym, że Claire spotyka się z Deanem. Może nawet trochę spodziewała się, że właśnie taka relacja łączy tę dwójkę. W końcu wiedziała trochę jaka Claire jest. A przynajmniej jaka zdawała się być.

- Ja mam problemy. Ogromne problemy, Kim. Nie jestem normalną, radosną dziewczyną, nie jestem ani ładna, ani tym bardziej mądra. Nie jestem nikim wartościowym, a kimś, kogo powinnaś znienawidzić. Jestem zepsuta, skażona, przepełniona toksyczną dawką emocji, którą karmię ludzi. Skrzywdziłam Deana, a zaraz pewnie zranię ciebie. Wszystkich krzywdzę... - tutaj na chwilę się zatrzymała. Czy powinna mówić dalej? Przecież to co się stało nie było jej winą, to on zaczął… on… nie dał jej żadnego wyboru. Złapał, pochwycił, przymusił. Tylko że czuła się winna. Huragan chaosu mieszał jej w głowie.

Kimberly cały czas słuchała, wpatrując się w Claire. Kiedy ta umilkła, Hart posłała w jej kierunku życzliwy uśmiech.
- I ty naprawdę tak uważasz? - spytała, odgarniając kosmyk rudych włosów z policzka Claire.
- To nie jest moja opinia, tylko fakt - odparła pewna swego, pociągając nosem. Nie mogła powstrzymać potoku łez, jakie gromadziły się w jej oczach. W końcu gwałtownie zerwała się, uciekając z uścisku i schyliła po kosmetyczkę. Wyszarpała z niej garść pigułek w małej, szklanej tubce i rzuciła Kim na kolana.
- A to leki. Wiesz, z tymi na depresję problem jest taki, że kiedy lekarz zmienia ci obecne, potrzebujesz trzech tygodni na adaptację, aby sprawdzić czy będą działać, pasować do ciebie. - zaczęła mówić do rzeczy, jedynie suche fakty, jakby takie oczywistości nie kosztowały ją grama emocji.
- Nawet nie zaczęłam. I nie chcę zaczynać. Oczywiście to normalne, że pacjentom się odechciewa, ponoć niektórzy podczas zmiany leku nie wytrzymują tych trzech tygodni - zaśmiała się pusto. Kimberly słuchała, siedząc na skraju łóżka i wpatrując się w Claire. W dłoniach przewracała szklaną tubką leków na depresję.
- Zabawna sprawa. - ponownie pociągnęła nosem i przetarła ręką mokrą od łez twarz. Skupiła się na czymś tak prostym i dla niej oczywistym, codziennym, że nawet zrobiło jej się lepiej. Choć może to tylko takie wrażenie.

- Dean mi bardzo pomógł, cztery miesiące temu. A teraz mnie nienawidzi, powiem ci dlaczego, choć wiem, że podzielisz jego zdanie - Claire nabrała w płuca dużo powietrza i wydusiła z siebie jednym tchem - Marty mnie pocałował. A Dean to widział. Mimo iż nie łączy mnie z nim wiele, a Blake’a to ja nawet nie znam, ponoć kocha ciebie, chyba. Bo o tobie mówił, żałował… Przepraszam, ale ja nie wiem co mam powiedzieć, mam wrażenie że gubię fakty, nie pamiętam co się stało, to było okropne, nie chciałam…

Kimberly oddała tubkę leków ich właścicielce. Przez chwilę nic nie mówiła, a potem, tak po prostu, nie zważając na nic, przytuliła Claire.
- Jesteś naprawdę głuptasem, skoro myślałaś, że cię znienawidzę przez takie coś - powiedziała. - Naprawdę aż tak nisko mnie cenisz? Zresztą, nie odpowiadaj. Żartuję sobie.
Odsunęła się i spojrzała Claire w jej niebieskie oczy. Otarła łzy z jej policzków i uśmiechnęła się. Przez ten gest jedynie bardziej chciało jej się ryczeć. Kim po prostu była za dobra.
- Nieważny jest Blake. Nieważny teraz jest też Dean. Ty jesteś ważna, Claire. Jesteś moją przyjaciółką i nic nie jest w stanie tego zmienić. Zresztą, znając chłopaków, to pewnie Marty był tego prowodyrem - dokończyła, wzruszając ramionami. Claire w odpowiedzi szybko pokiwała przecząco głową.
- Nie, to na pewno moja wina. Zawsze jest moja, zobacz jak ja się zachowuję… Wszystko co mnie spotyka, jest tylko moją winą, każda reakcja chłopaka, jakiegokolwiek, każdy dotyk, słowo, cokolwiek. Kiedyś, nawet mówiąc “nie”, było się winnym, bo wiesz… Trzeba mówić głośniej i z większym przekonaniem - schowała twarz w otwarte dłonie i ponownie skuliła się. Zaniosła się płaczem, który próbowała tłumić w ręcznik. Dopiero teraz dotarło do niej, jakiego on był koloru. Zielony.

- O czym ty mówisz? - zaniepokoiła się Kimberly. Wyciągnęła z plecaka, który leżał przy jej łóżku, paczkę chusteczek i podała je Claire. - Chyba nie… - przerwała, bo nawet ciężko jej było dokończyć to pytanie. Przyglądała się jedynie rudowłosej, mając nadzieję, że sama z siebie opowie, co się stało.
- Nie, Kim, wszystko ok. - wydukała zakryta, nie chcąc by przyjaciółka na nią patrzyła. Dość już miała tego wstydu.
- Nie chcę znowu o tym rozmawiać, już raz musiałam, to nie jest przyjemne. Dziękuję, że jesteś taka dobra dla mnie. Jesteś aniołem - stłumiony, cichy głos wydobył się zza kurtyny jej długich, ognistych włosów. Naprawdę uważała Hart za ucieleśnienie dobra. Dzięki niej, mimo tylu wylanych łez, czuła się lżej mogąc w końcu być sobą, a nie udawać.
- Umyj się może, ze mną ok - powtórzyła próbując sobie wmówić, że nic się nie stało.
- Poleżę trochę sama, za parę godzin będę jak nowa - załkała przez zatkany nos i wyrwała z paczuszki jedną chusteczkę, kradnąć ją szybko. Następnie wyciągnęła wolną rękę w stronę Kim i po omacku wyszukała jej buzi, błądząc palcami po policzkach dziewczyny.
- Kocham cię.

Kimberly uśmiechnęła się i ujęła dłoń Claire w swoją.
- Ja ciebie też, wariatko. Najmocniej na świecie - powiedziała, po czym złożyła pocałunek na jej rudej czuprynie.
- Masz rację, powinnam się ogarnąć. Wyglądam jak potwór z bagien - stwierdziła, podnosząc się powoli. - Ale obiecaj mi jedno. Od teraz będziemy ze sobą szczere. Nie musimy mówić sobie o wszystkim, są rzeczy, które każdy chce zatrzymać dla siebie. Ale koniec z udawaniem. Bo inaczej ten anioł zmieni się w najgorszego demona ziejącego piekielnym ogniem. Będę gorsza niż pani Hoy! - zagroziła pół żartem, a pół serio.
- To musiałabyś być największym hemoroidem na świecie. Hemeroid Godzilla. - odpowiedziała słabym głosem, krótko się zaśmiała i wydmuchała zapchany nos
- Uwierz mi, tak będzie, jeśli mnie nie posłuchasz - odparła Kim i zaśmiała się. Potem wytargała z walizki swoją kosmetyczkę, ręcznik i świeży komplet ubrań i udała się do łazienki. Lockhart padła na łóżko, przekręcając się na bok i postanowiła się nie ruszać aż do rana. Wieczorna impreza przestała ją obchodzić i gdyby nie wieczorne pojawienie się Lindsay, pewnie skończyłoby się na samotnym spędzeniu czasu.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 20-06-2017 o 20:34.
Nami jest offline