Yamasaki resztę nocy spędziła we względnym spokoju… zatańczyła jeszcze trzy prywatne tańce i dwa publiczne, bo jakiś klient stwierdził, że się niedługo żeni i stawia wszystkim kolejkę. Żaden mężczyzna jej nie zaczepiał, czego nie można było powiedzieć o innych tancerkach, które plotkowały na zapleczu o dziwnym gaijinie i jego nietypowym zleceniu dla naczelnej iron maiden tego klubu.
-
Oooi! Miyako chaaan… - niziutka Japoneczka o przesadnie nadmuchanych piersiach, została wytypowana z grona jej podobnych, by wybadała teren u siedzącej i aktualnie nudzącej się skrzypaczki.
-
O co chodzi Rola? - Wywołana odezwała się obojętnym tonem głosu, siorbiąc przez rurkę mleko sojowe o smaku kawy.
Siedziała na puchatej, różowej kanapie w czarnej, sportowej bieliźnie i z przykrytymi, białym kocykiem, nogami.
-
Słyszałam, że miałaś branie… - zaczęła dwuznacznie, nieco starsza od niej koleżanka, siadając na poręczy mebla.
-
Źle słyszałaś… - Czarnooka ponownie zasiorbała, by z niezadowoleniem stwierdzić, że skończył jej się napój.
-
No… ale dwa razy dla niego tańczyłaś i jeszcze… no wiesz, dał ci wizytówkę. O czym rozmawialiście? - niezrażona oziębłością towarzyszki Rola, próbowała wyciągnąć jakieś pikantne smaczki na pożywkę do dalszego plotkowania. -
Umówisz się z nim na randkę?
Yamasaki westchnęła, wstając z kanapy, by wyrzucić pusty kartonik do specjalnego kosza na śmieci.
-
Rozmawialiśmy o muzyce klasycznej i nie, nie umówię się z nim, bo wyrzuciłam jego numer. - Kobieta związała włosy w kucyk, przeglądając się w lustrze. -
Zbieram się do domu.
W Tokio nigdy nie gasły światła.
Nigdy.
Stolica Kraju Kwitnącej Wiśni była skazana na tysiące neonów i miliony ludzi, przemieszczających się z miejsca do miejsca o każdej porze dnia i nocy.
Tak było i teraz, gdy Miyako wracała do domu. Było grubo po czwartej rano.
Taksówki jeździły w te i wewte, znalazło się też kilka prywatnych samochodów i kilku rowerzystów.
Skrzypaczka szła nieśpiesznie do metra, które niedługo miało zostać otwarte. Kilku ludzi szło razem z nią. Śpieszyli się do pracy… paru jednak, tak jak ona, wracali po nocnej zmianie do domu.
Nagle z pobliskiego baru karaoke wyszła czwórka osób.
Dwie dziewczyny i dwóch mężczyzn, w tym tylko jeden był Japończykiem i to zalanym po uszy. Traf chciał, że nippończyk postanowił wsiąść na swoją deskorolkę i odjechać. Raz wylądował na słupie, drugi spadł z krawężnika… Tancerka nie wiedziała, czy nie zmienić drogi na jakąś bardziej okrężniejszą, bo nie chciała zostać rozjechana. Na szczęście dla niej chłopak za trzecim razem przypomniał sobie jak się jeździ i drąc się na całe gardło, poszusował przez środek dwupasmowej ulicy, wrzeszcząc coś w stylu „kulufaa tufoja machi”, co ucieszyło mocno trójkę gaijinów, którzy zawiwatowali i odeszli w przeciwległym kierunku rozmawiając chyba po… rosyjsku?
Odczekawszy kilka minut na ławce, w końcu bramki do podziemi przywitały się miłym, kobiecym głosem i Yamasaki zeskanowała swoją kartę, po czym zeszła schodami w dół, głęboko do metra.
-
Aaa… nezumi… nezuuumi! - Jakiś mocno zmęczony biurokrata, mało nie wypuścił swojej teczki z ręki, gdy chudy i spanikowany szczurek przebiegł mu drogę, chowając się pod automatem z gorącymi napojami.
Kilku przechodniów podzieliło zdenerwowanie, większość jednak wesoło się uśmiechała. Dziewczyna kupiła sobie kawę, którą szybko wypiła w nadziei, że ta ją trochę rozbudzi, po czym weszła do całkowicie pustego, różowego wagonu, przeznaczonego tylko i wyłącznie dla kobiet.
Przyjemny, ciepły i uspokajający głos z głośników informował, na wpół drzemiącą Miyę o kolejnych przystankach. Przedział powoli się zapełniał, ale nie miało to większego znaczenia… była już prawie u siebie.
-
Tadaimaaa. - Kobieta zawołała sennie od progu, zdejmując buty i odkładając je na szafkę, a następnie wsunęła na stopy pluszowe klapki w Sylveony, które dostała od Nany na urodziny.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/10/f1/67/10f167c8d27d42525cdaf4aefac9b7a8.jpg[/media]
Współlokatorki nie było już w domu. Albo wyszła w nocy do „pracy”, albo zebrała się już na uczelnie. Może to i lepiej, gdyż Yamasaki nie miała siły iść zrobić siku czy umyć zębów, a co dopiero z nią teraz plotkować lub się obściskiwać. Rozebrawszy się do naga, rzuciła się na pościelony pojedynczy futon, rozłożony w dużym pokoju, który był i kuchnią i korytarzem i jadalnią i… sypialnią Miyi.
Zanim zasnęła, wysłała krótkiego smsa na numer z wizytówki, którą trzymała skitraną przez ten cały czas za stanikiem.
”Zniknął o w pół do pierwszej. Góra.”
Faktycznie samo kanji Yama mogło oznaczać górę, ale nie w tym wypadku.