Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2017, 20:27   #102
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Walka z Amelią była burzliwą potyczką, w której głównym celem okazała się Bazylia. Niewinna niczemu, o co Anielica ją oskarżała, musiała się bronić orężem oraz własną siłą, ponieważ oponentka nie dała jej innego wyboru. Głucha na wszelkie argumenty, atakowała Diabelstwo z niezwykłą zaciętością i szybkością, ignorując przeszkadzających jej wokół towarzyszy czerwonoskórej wojowniczki. Trzy szybkie cięcia wyprowadzone przez Anielicę, pewnie ścięły by ją z kopyt, gdyby nie liczna pomoc, z jaką przybywali inni Uśpieni. Odsiecz z jaką podążał Tazok oraz Johanna, były w tej walce nieocenione, choć ta ostatnia później omal nie przypłaciła tego swoim życiem. Największym skarbem jednak okazała się być Aurora, dziewczyna o niezwykłych talentach wspomagających i leczących, która potrafiła wytworzyć więź między aurami i przyjmować na swoje ciało część zranień. W ten sposób za każdym razem, gdy na Amelia zraniła Bazylię, na skórze Aurory pojawiała się rana i dodatkowe krwiaki, obicia i siniaki. Zdwojona siła, z jaką młoda Aasimarka obrywała, była wynikiem demonów żerujących na jej duszy, ale to ani trochę nie zniechęciło jej do pomagania Diabelstwu. Przywykła do bólu, który towarzyszył jej od samego początku tej klątwy i ze świadomością jego istnienia, po prostu robiła to, co uważała za słuszne. Nie ceniła swojego życia, chociaż nie w taki sposób, jak robiła to Johanna. Obydwie były od siebie różne, ale bardzo ważne dla powstałej przez przypadek grupy.

- Amelia przestań! Dobrze wiesz, że nie możesz jej tutaj zabić! - krzyknął Azmodan, który próbował uspokoić rozwścieczoną anielicę. - Mogła o tym pomyśleć zanim ją zepchnęła do piekła - dodał szeptem do Johanny, nie pozwalając jej ruszyć się na krok. Trzymał siostrę długo przy swoim boku, jednak ta w chwili jego nieuwagi, wyszarpała się z uścisku, pozostawiając w jego rękach pustą przestrzeń. Popchnęła Azmodana barkiem, a w następnej sekundzie była już niewidzialna.
- Anno, nie! - wrzasnął za nią, rozglądając się nerwowo wokół, jednak nie mógł jej dostrzeć. Jego serce zabiło kilkakrotnie, uderzając z ogromną siłą. Nie potrafił przyznać sam przed sobą, jak bardzo bał się, że ją straci. Tym razem, mógł na zawsze.

Roland niesiony emocjami i pewnością siebie, zawarczał głośno ze wściekłości.
- Dosyć tego! - wzniósł ręce ku górze, gromadząc w rozwartych dłoniach kulistą, skrzącą się jasnym światłem energię, a następnie zamaszystym ruchem wyswobodził ją ze swych objęć. Promień energii elektrycznej niczym rozkręcony pejcz pognał linią prostą dokładnie do celu, jakim była Anielica. Niestety, Wiedźmiarz nie wiedział, że ukryta pod płaszczem niewidzialności Johanna, stała wprost przed Amelią, gotowa by ją zaatakować. Odskoczyła niemal w ostatniej chwili. Nieprzyjemne mrowienie wpełzło na jej nogę, którą odbiła się od podłoża i jako ostatnią przyciągnęła do ciała, które znalazło tuż obok linii przez którą przeszła wiązka. Łotrzyca nawet nie zdążyła obejrzeć się za siebie. Niewrażliwa na piorunującą moc Rolanda Zawiść, wyładowała złość na podstępnej Johannie.

- Mówiłam, żebyś trzymał swoją siostrę z daleka ode mnie!! - wykrzyknęła w stronę Azmodana, podnosząc ostrze miecza na odkrytą przez atak Rolanda, chudziutką dziewczynę. Johanna mimo poważnych ran wywołanych elektryczną wiązką magii, zdołała uniknąć furii Anielicy, uchylając się od jej przepełnionych emocjami ataków. Kiedy unikała lecącego w swoim kierunku ostrza, ukradkiem zdołała dostrzec poważną wadę w zbroi Amelii. Poluzowane mocowanie, które prawdopodobnie puściły w chwili, gdy Tazok mocno ją ścisnął i próbował unieruchomić, pozwoliły Johannie znaleźć słaby punkt w postawie kobiety. Nie wahała się na chwilę, aby to wykorzystać i podstępnie wbiła sztylet głęboko w ciało Zawiści. Od ciosu kolejnego ostrza, trzymanego w drugiej ręce, kobieta zdążyła odskoczyć. Widać było, że pomału zaczyna pękać ze wściekłości. Piekąca rana, jaką poczęstowała ją Łotrzyca, lekko wybiła ją z rytmu skupienia. Nikt z zebranych nie miał zamiaru przestać, brnąć dalej w śmiertelny wir walki.
- Wstawaj, szybko! - Johanna śmiało krzyknęła do Tazoka, do którego to po chwili podskoczyła, aby móc mu pomóc. Hobgoblin jednak odepchnął kobietę i rzucił się na Amelię, aby ją pochwycić. Choć z jego starań niewiele wyszło, wiedział, że dzięki temu ochronił Łotrzycę. Ta nie bacząc na nic, ślepo brnęła dalej.
- Zostaw go! - rzuciła groźnie krzyżując ze sobą ręce i ponownie zniknęła. Anielica zaczęła nerwowo rozglądać się, w oczekiwaniu na kolejną sztuczkę chudej brunetki. Nie pomyliła się wiele. Dwa szybkie cięcia wycelowane w odkryte punkty na ciele Amelii, ujawniły Johannę, ale i narobiły wiele szkody.

W tym samym czasie Azmodan próbował zdominować umysł Zazdrości jednym ze swych zaklęć. Dzięki temu, że jego siostra ją rozpraszała, w końcu mu się to udało. Anielica stanęła jak wryta pod wpływem kontroli umysłu. Tylko kątem oka mogła spojrzeć w stronę Demona. Na jej twarzy malowała się wściekłość, której najlepsze słowa nie byłyby w stanie opisać. Bez wątpienia, gdy pojawi się następnym razem, nie tylko Bazylię będzie chciała zabić.
- Odleć stąd i zostaw nas w spokoju raz na zawsze! - rozkazał Azmodan zwracając się do Zawiści. Ta spojrzała na niego z nienawiścią i syknęła pod nosem. Wydawało się, jakby miała zamiar rzucić się do lotu i powalić mężczyznę z zamiarem rozszarpania go na kawałki jednak zamiast tego, zwyczajnie w świecie posłuchała rozkazu. Anielica wzniosła się na swoich wielkich, czerniejących skrzydłach i odleciała, pozostawiając po sobie liczne rany, krew i złe wspomnienia.


Po walce Azmodan niemal natychmiast podbiegł do Johanny. Pochwycił ją w ramiona i objął czule, składając pocałunek na jej włosach, które pogładził dłonią. Nic nie powiedział, choć wzrok zebranych skupił się na nim w niemałym zdziwieniu.
- Odprowadziliśmy was, a teraz wracamy - oznajmił szorstko odsuwając siostrę na odległość rąk. Uśmiechnął się do niej słabo, a ona ten uśmiech odwzajemniła. Potem odwróciła się do niego tyłem, aby móc spojrzeć na innych.
- Bazylia, Roland, Shade, Tazok… - na hobgoblinie jej wzrok zatrzymał się na dłużej.
- Przepraszam, ale chyba się nie nadaję - skinęła głową ze smutkiem - Nie jestem dobrym wojownikiem, a zwykłą zawalidrogą. Nigdy wam w niczym nie pomogłam, a jedynie wadziłam - tutaj jej psie spojrzenie spoczęło na Rolandzie. Pusty uśmiech zakwitł na jej twarzy, choć na Wiedźmiarzu nie robił już wrażenia. Ta dziewczyna miała w sobie zbyt wiele uczuć, a on miał już ich serdecznie dosyć.
- Pierdolisz - wypalił nagle Tazok, wchodząc jej w słowo. Johanna spojrzała na niego stając dęba. Wybałuszyła oczy, jednak Pięściarz wcale nie przejął się jej reakcją. Ignorował Azmodana, który już jakiś czas temu dał kilka kroków w tył, chcąc pozwolić Johannie się pożegnać.
- Masz w sobie siłę, talent i mądrość. - powiedział hobgoblin dając krok w jej kierunku. Jego wielkie łapy spoczęły ciężko na chudych ramionach dziewczyny.
- Pokazałaś to nie tylko mi, ale nam wszystkim. Nie tylko teraz, ale i kilkakrotnie o wiele wcześniej. Kiedy nasze mięśnie nie dawały rady, to ty dawałaś z siebie wszystko. - oczu Johanny zaszkliły się, kiedy patrzyła jak mówi. Jego wyraz twarzy był surowy, a ton głosu przeszywał ją jak lodowaty poryw wiatru.
- Powiedziałem ci, że potrzebujemy siebie. Ja potrzebuję wiary w kogoś takiego, jak ty. Ty zaś potrzebujesz siły kogoś takiego, jak ja. Pójdę więc z tobą i postaram się byś zmieniła zdanie.
- Ale…
- Żadne “ale”
- przerwał jej zaciskając dłonie boleśnie na ramionach. Następnie obejrzał się za siebie, patrząc na Bazylię, Shade’a i Rolanda.
- Wrócimy do was. - jego słowa brzmiały jak obietnica, choć nie mogli być jej pewni. Skoro Johanna miała zamiar zaszyć się w zakątku Azmodana, to jaką mieli pewność, że obydwoje z powrotem do nich dołączą? Chcieli się kłócić z Tazokiem, namawiać Łotrzycę by jednak zmieniła zdanie, nic jednak nie skutkowało. Wrażenie jednak zrobił na niej Tazok i tutaj inni pokładali nadzieję; w nim.

Patrzyli, jak trójka odchodzi w mrok wąskiego korytarza. Nie byli w stanie ich zatrzymać, nie mogli już nic zdziałać. Ich mała drużyna stała się jeszcze bardziej uboga, pusta. Roland wzruszył ramionami i wyjął z plecaka dwie długie liny. Podał je Bazylii, która przymocowała kotwiczki. Postanowiła, że wespnie się jako pierwsza, a potem z góry pomoże wejść innym. Wiedźmiarz był fajtłapą, jeśli chodziło o wspinaczkę, a Diabelstwo doskonale o tym wiedziało. Byli jednak drużyną, szli razem przez to piekło i mimo iż ich grupa się wykruszyła, tym samym tracąc na sile, nie mieli zamiaru się poddawać. Nie teraz, kiedy byli już tak blisko.


Koniec Aktu Drugiego
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline