Pozornie przepatrywacz nie zwracał uwagi na słowa Bodo myszkując wśród rzeczy Starka. Bez ceregieli przywłaszczył sobie jeden z wąskich sztyletów i zajrzał do trzosika, by ocenić ile tego jest. - Podzielimy się po równo. – rzucił by nie było nieporozumień – Ktoś bierze pistolet?
Berwin nie przepadał za bronią palną, była zbyt hałaśliwa i zawodna. Nie zamierzał jej jednak zostawiać. Zawsze przecież można ją było sprzedać.
Także srebrny sygnet wzbudził jego zainteresowanie. Mógł być jakimś znakiem rozpoznawczym i dlatego warto było go zabrać. Co prawda Berwin nie umiał czytać, ale w swoim życiu widział już kilka licencji łowców nagród i na natłuszczonym pergaminie rozpoznał właśnie tego typu dokument.
To także warto było wziąć ze sobą. Berwin uśmiechnął się, już oczami wyobraźni widział, jak na konto Starka dokonują zatrzymywani i przesłuchań. - Normalnie, to dziada trzeba by było obwiesić na jakimś solidnym drzewie z tabliczką u szyi „bandyta, zbrodzień i samcołożnik”, ale może faktycznie warto go zabrać do verenitów.
Zastanawiał się na głoś. W pewnym momencie tak od niechcenia kopnął Starka pod żebra. - Jesteś pewien, że ten sigmaryta nazywał się Otto? Nie Edmund aby? Gadaj łachudro! |