Jesteśmy skłonni bardziej ufać ludziom nieznajomym, bo oni nigdy nas nie zawiedli.
Samuel Johnson
John Whiterook TPOF
U rodziców nic się nie zmieniło. Bieda, ale do garnka mają co włożyć. Matka jak zwykle robiła kolejny patchwork śpiewając cicho powoli zapominane przez młodsze pokolenia pieśni w waszym starym języku. Ojciec palił fajkę i czytał gazetę (skąd udało mu się wytrzasnąć ostatni numer "Głosu Ameryki"? Zawartość średnia, ale przynajmniej mają niezłe recenzje, bieżące informacje o zjazdach Indiańskich - dziś niby miał się odbyć jakiś zjazd Indianek z plemienia Irokezów gdzieś w pobliżu - i całkiem niezły program telewizyjny). Po domu przewinęły się jeszcze twoje dwie siostry, ale bardzo im się spieszyło, miały podobno zostać druhnami na czyimś ślubie (zarzuciły cię informacjami na dwa głosy w takim tempie, że nawet nikt normalny nie byłby w stanie zrozumieć).
Popołudnie minęło ci całkiem przyjemnie: na rozmowach o niczym i właściwie o wszystkim (jak to się najstarszej siostrze małżeństwo udało, że pracy nie ma nigdzie, że najmłodszy dostał nic nie warte w rzeczywistości stypendium sportowe i tak dalej).
Mimo iż właściwe nie mogłeś się doczekać "wędrówki", jakoś trochę ci było żal, że zostawiasz to wszystko za sobą. Może i dziura, ale twoja.
Wróciłeś do domu, wziąłeś prysznic i zanim zauważyłeś - już spałeś...
Powoli otworzyłeś oczy. Wczorajszy dzień wrócił do ciebie niespiesznie. I kiedy uprzytomniłeś sobie, że teraz zaczyna się twoja podróż - wyskoczyłeś szybko z łóżka i już byłeś koło okna. Wystawiłeś prawie całą głowę przez niemytą framugę i zobaczyłeś to, co zwykle. Te same domy, ta sama zafajdana ulica i ten sam afisz na kinie. Nic dodać nic ująć - byłeś w White Rock. Nadal.
Mathab Shazandi MrS-D
Mężczyznę najpierw zamurowało, ale dość szybko ochłonął.
- Brałeś coś? - powiedział bardzo poważnym tonem, zaglądając ci głęboko w źrenice (zapewne sprawdzał, czy są nadmiernie rozszerzone). -
Kaji mówiłem ci, żebyś więcej tego nie robił.
Powiedział z naciskiem i walnął cię w łeb.
-
Choć może trochę otrzeźwiejesz, jak wyjdziesz na świeże powietrze.
I złapał cię pod ramię wyprowadzając na zewnątrz siłą.