- Vou levar isso, meus amigos. - Odparł Santiago, sięgając po samopał i akcesoria do niego. - Wykorzystywany dotąd w złym celu, jeszcze może przysłużyć się dobrej sprawie. - Wyjaśnił.
Wstał i podszedł do Bodo wpatrującego się groźnie w powalonego złoczyńcę. - Eu espero problemas. - Zagaił doń cicho, żeby Stark nie słyszał o czym mówi. - Jeśli nawet kapitan zgodzi się zabrać więźnia, to przy najbliższej kontroli na śluzie albo w większej miejscowości wyda się, że przetrzymujemy go tutaj. Mimo wszystko działa z polecenia sigmarytów i jeśli przekona strażników, że to my go napadliśmy i uwięziliśmy to będzie ciekawie. W najlepszym razie loszek do czasu, aż komuś zechce się porozmawiać z padre Ottonem, czy jak mu tam szelmie jednej. Potem szubienica za napaść na wysłannika kościoła, bo któż za nami się wstawi? - Wyłuszczył swój punkt widzenia. - Jedno jest pewne - chociaż nie przyniesie to chwały, to Stark nie może ujść stąd z życiem, albo wpakujemy się w jeszcze większe kłopoty. - Rzekł z niespodziewanie jak dla niego poważną miną.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |