Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2017, 10:22   #72
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ruszyli więc do biblioteki. Kupiec rzeczywiście wyglądał tak, jak opisał sługa. Był wysokim mężczyzną, pewnym siebie, co można było oceniać po uniesionym dumnie podbródku.


Kiedy Agnese oraz Gilla weszły wstał jednak. Skłonił się godnie, ale nie jak podwładny czy ktoś niższego stanu, lecz osoba prezentująca siłę.
- Witam szanowną signorę Contarini i jej ghulicę, Gillę - ten osobnik wiedział wszystko, dając to właśnie do zrozumienia dobitnie. - Pozwoli pani, signora, że się przedstawię, jestem Philippo Giovanni, kupiec wenecki, mieszkaniec Najjaśniejszej Rzeczypospolitej - podał właściwą nazwę miasta marynarzy oraz kupców.
- Witam, cóż sprowadza Pana z Wenecji do tego owładniętego chaosem miasta?
- Ach, signora, interesy. Ale nie przybywam z Wenecji bezpośrednio. Posiadamy tutaj kantor, oddział naszej firmy i to w imieniu Rady Kantoru przychodzę do pani, proponując udział w licytacji - uśmiechnął się słodko. Wygląda faktycznie elegancko oraz bogato, lecz coś było niewyraźnego w tym wspaniałym wizerunku.

Agnese wyostrzyła zmysły przyglądajac się aurze mężczyzny. Cóż, był wampirem, to było oczywiste. Ale już inne elementy aury niezupełnie dały się odróżnić. Poza jedną rzeczą, ciemnymi żyłkami przenikającymi cała obserwowalną duchowość. Tyle dostrzegła Agnese przy ogólnym zerknięciu.
- Przyznam, że pańskie przybycie jest dla mnie dosyć zaskakujące. - Wampirzyce zaintrygowała obecność śladu diabolerii, dosyć świeży ślad. - O jaki przedmiot ma toczyć się licytacja?
- Och, według naszych przedstawicieli przedmiot licytacji byłby interesujący dla pani. Oprócz pani wzięłaby jeszcze w niej udział pewna urodzona Angielka. Zaś przedmiotem przetargu byłaby pani - uprzejmie wyjaśnił.
- Ah… miałabym być obiektem licytacji? - Agnese uśmiechnęła się. - Przyznam się, że nie planowałam się sprzedawać. Jaką stawkę wyjściową chcecie zaproponować?
- Signora, muszę panią przeprosić za moja nieprecyzyjną mowę. Chodzi nie tyle osobiście o panią, lecz to, czy pani straci głowę, czy nie. Obydwie strony będą licytować, kto da więcej, wygrywa. Wszakże bowiem właśnie tak dzieje się podczas licytacji - wyjaśniał dalej Giovanni.
- Rozumiem, jednak zazwyczaj przedstawia się “kwotę” wyjściową. Jestem jej bardzo ciekawa… - Oczy i uśmiech Agnese wyrażały niewinną ciekawość.
- Słusznie oczywiście. Miałem pani podać ją po wyrażeniu zgody, ale chyba nic się nie stanie, jak przedstawię ją teraz. Sto tysięcy weneckich dukatów. Kolejne stopnie licytacji co tysiąc. Oczywiście nikomu nie możemy kazać wziąć udział w licytacji, jednak obawiam się, że wówczas staniemy po stronie przeciwnej. Jesteśmy uczciwymi kupcami. Robimy to za co nam zapłacą, zaś podczas tego konfliktu nasz kantor planuje całkiem niezły zarobek.

Agnese przysunęła się tak, że jej ciało niemal stykało się z ciałem kupca.
- A jaką wartość ma pańska głowa? Jestem ciekawa czy uzbieram z tego niezbędną kwotę na wstęp.
- Dla mnie całkiem spora, niestety dla mojego kantoru zerowa. Troszkę się na mnie wkurzyli, dlatego właśnie wysłali mnie wiedząc, że prawdopodobnie stąd nie wyjdę cały. Ale naprawdę signora, to zbędne. Jestem nikim zaś pani jest kupcem, po co niszczyć coś lub kogoś, kto tak naprawdę nie ma wpływu na transakcję? - zachował duży spokój.

Wampirzyca cofnęła się.
- Jakaż to pomysłowa istota wpadła na ten absurdalny pomysł i czym zamierzacie mnie zachęcić bym wzięła udział w tym absolutnie nieatrakcyjnym dla mnie przedsięwzięciu?
- Licytacja odbyłaby się za dwie noce, zaś wystarczającą zachętą byłoby pani życzę oraz kilkuset zombich, których jesteśmy w stanie wystawić, a którzy prędzej czy później dorwą panią oraz wszystkich bliskich. Oczywiście jeśli wygra pani licytację, te siły będą do pani dyspozycji, ażeby zniszczyć pani przeciwnika. Dosyć uczciwy układ, bardzo szczery, jak szanowna pani widzi - wyjaśniał uprzejmie.
- Nie odpowiedział mi pan kto był pomysłodawcą.
- Faktycznie, Amrosianinno Giovanni, przywódca Rady naszego kantoru. Bardzo przyzwoity, muszę dodać, oraz doskonały kupiec. Pani przeciwnik licytacyjny pragnął nas kupić, ale jednak my, wzorzec uczciwości oraz kryształ prawości dajemy równe prawa. Bardzo bowiem nie chcemy, żeby ktokolwiek miał do nas jakąkolwiek pretensję.
- Jakie to szlachetne z waszej strony. - Agnese bardzo żałowała, że nie naciskała na te 100 tysięcy od księcia Romani..
- Cieszę się, że pani to zauważyła - powiedział bardzo dumnie.
- Żegnam pana Philippo.
- Rozumiem signora. Wstrząs, ale proszę mi wierzyć, osobiście nic do pani nie mamy - kupiec wstał - licytacja odbędzie się nad ranem za dwie noce w kantorze Pazzi przy Via Appia. Jeśli pani przyjdzie oraz będzie licytować, dobrze, jeśli nie, dla nas także całkiem sympatyczne wyjście - skłonił się oraz wyszedł. Przy drzwiach jeszcze raz stanął kłaniając się ponownie - Życzę miłej nocy, signora - po czym eskortowany przez strażników udał się do bramy. Oczywiście chwile potem do biblioteki weszli podsłuchujący współpracownicy. Markiz blady, Alessio ironiczny, Kowalski rozdrażniony, zaś Borso wkurzony.

Agnese usiadła na jednym z krzeseł.
- Nie wiem czy nie powinnam odłożyć wybierania tkanin na później. - Wampirzyca wpatrywała się w jakiś nieznany punkt na ścianie.
- To byłoby wskazane, Agnese - odezwał się markiz - wytłumaczę potem siostrze.
- A według mnie niekoniecznie - stwierdził Alessio. - Nie lubię dawać gnojkom sobą kierować.
- Kto to taki właściwie? - spytał Kowalski.
- Tamten facet to był wampir z klanu Giovanni. Jego kantor… hm… prowadzę małą rywalizację z Pazzim. Jestem ciekawa na ile to jego sprawka. - Przeniosła wzrok na swoich towarzyszy. - Zajmiemy się tkaninami jutro, szycie sukni chwilę zajmie, a nie chciałabym zbyt długo zwlekać ze ślubem.
- Ależ Agnese, tkaniny tkaninami, problem jest z tym tutaj, tym Giovannim. Klan Giovanni, hm co to za jedni? - spytał markiz niespokojny, który naprawdę bał się o swoją ukochaną narzeczoną.
- Jeden z kilkunastu wampirzych klanów. - Agnese uśmiechnęła się. - Nie lubię ich bo są za blisko świata duchów, do tego siedzą w Wenecji i uporczywie starają się mnie wyprzeć z tamtego rynku.
- Świata duchów …
- Hm, raczej trzeba podjąć decyzję, co z tymi gnojkami zrobić - Alessio był wojowniczy przerywając markizowi.
- A co można z nimi zrobić? - Agnese spojrzała zdziwiona na nich. - Jestem ciekawa jak bogata jest Morgan… bo to chyba o nią chodziło. Sto tysięcy… no tanio się nie sprzedaje.
- Jeśli siostrowała królowi Arturowi oraz jest nephandi pewnie ma górę złota, ale to nieważne, zgadzam się z Alessio - stwierdził Kowalski.
- Czyli co? - spytał Borso.
- No ja bym na przykład … - zaczął Kowalski.
- … odwiedził jutro księżną - skończył Alessio. - Porozmawiałbym z nią, czy akceptuje takie numery na swoim terenie, bowiem według mnie nie. Skoro zaś tak, to wartoby spytać, co w związku z tym, bo jeśli uznałaby, że rzeczywiście Giovanni przegięli, zaś wedle mnie owszem, będzie można się nimi zająć osobiście, czyli wytłuc. skoro zaś będzie to za zgodą księżnej, nawet Wenecjanie nie będa mogli podskoczyć, co najwyżej przeprosić. Jedyny problem jest, hm, z tymi zombiakami, którymi podobno dysponują.
- Pewnie musiałbyś je zabić, chcąc zrobić Giovannim krzywdę. - Agnese uśmiechnęła się. - Mogę porozmawiać z księżną, ale nie wiem czemu miałaby się w ogóle przejąć… może fakt, że wtedy nie pojawię się na balu. Kto wie? Nie ciekawi was ile musiałabym na siebie wydać?
- Przecież podsłuchiwaliśmy - wyjaśnił Kowalski - mam dobry słuch, ale Alessio już naprawdę fantastyczny. Relacjonował nam - uśmiechnął się.
- Nie wiem, co na to księżna, ale raczej wampirzy władcy nie lubią wojen bez zezwolenia na ich terenie, szczególnie jeśli robią to goście. Według mnie co najmniej wyjmie ich spod opieki, bowiem przecież musisz się odpowiednio bronić.
- Przy okazji, signora - parsknął Kowalski - droga jesteś.
- I słusznie - stwierdził dumnie markiz spoglądając tak, jak myśliwy który upoluje najwspanialszego tura spośród całego lasu.
- Oj słyszeliście tylko kwotę wyjściową, z resztą ją już powiedziałam… jestem ciekawa na czym by stanęło. Dwukrotna, trzykrotna przebitka. - Wampirzyca analizowała swój majątek. Był spory, by nie powiedzieć bardzo duży, ale nadal mogłoby jej zabraknąć. Tym bardziej, że majątek kupca to nie gotówka, lecz odpowiednie narzędzia finansowe, wkłady, udziały kredyty, pożyczki etc. Takich pieniędzy nie da się wyciągnąć natychmiast. Pewnie ponad sto tysięcy miała w pokoju, biorąc pod uwagę łupy, ale tylko Alessio oraz Gilla zdawali sobie sprawę, jaki to gigantyczny skarb. Jednak ilekolwiek to by nie było, prawdopodobnie Morgan zaoferowałaby więcej.

- Wiecie co mnie ciekawi? Jeśli Morgan dysponuje tutaj odpowiednia kwotą, pewnie musi mieć gdzieś zgromadzone paręset tysięcy. Wątpię, żeby w banku, bowiem taka kwota sprawiłaby, że ów bank stałby się natychmiast jednym spośród największych.
- Czyżbyś sugerował sir Alessio - zdziwił się markiz - że gdyby odebrać tamtej owo złoto, byłby to spory cios?
- Jak najbardziej. Wprawdzie nie ma to jeszcze znaczenia na tą chwilę, ale kto wie. Porozmawiaj Agnese jutro z księżną i ja bym się nie szczypał. Po prostu ruszył na nich rozwalając dokumentnie. Właściwie w Rzymie jest taki bajzel obecnie, tyle domów zostało zniszczonych, że nie będzie to nic wielkiego. Przydałoby się jakoś wszystko zaplanować - uśmiechnął się chłodno. Widać naprawdę było solidne wkurzenie.
- Alessio złość piękności szkodzi. Jutro porozmawiam z księżną, dziś poślę do niej list, by mogła się z tym przespać. - Wampirzyca podniosła się z krzesła. Sama zastanawiała się głównie jak poradziłaby sobie w konfrontacji ona - Morgan. Bo raczej nie bawiłaby się w jakikolwiek handel tylko rzuciła na tamtą, jak to zwykle miała w zwyczaju, nie przejmując się konsekwencjami. - To wiele złota, które musiało tu jakoś przyjechać i powinno być dobrze strzeżone. Pewnie ulokowała się u kogoś z arystokracji, kto wie może nawet kardynała. Księżna powiedziała mi że są tu “podziemne” wampiry, to byłby doskonały schowek, ale wątpię by z nimi spółkowała.
- Spółkowała - wstrząsnęło markizem.
- Spróbuję się dowiedzieć, skoro wiem, czego szukać. Chętnie ruszyłbym jeszcze tego twojego człowieka, podesłanego przez kardynała - odezwał się Alessio.
- Hm, może powinienem wynająć na jutro trochę drani? Grup uzbrojonych po zęby tu mnóstwo, wystarczy, że trochę zapłacimy, nawet nie będą wiedzieć kto to.
- Może dobry pomysł. Wprawdzie nie wierzę setkom zombich, ale niech mają sporo, to już trochę przeciętnych bandytów pozwoliłoby na zajęcie ich robotą - dodał Borso.
- Skoro planują uderzenie na ciebie - podsumował markiz - oraz planują takie draństwo, nie można tego zostawić - powiedział mocno markiz, który objął ją męskim uściskiem.
- Dobrze, zaraz poślę po kardynalskiego sługę. Upoważnię cię Alessio do kontaktu z nim. - Agnese rozejrzała się po wszystkich z uśmiechem. - Mam wrażenie, że martwicie się o mnie bardziej niż ja sama.

Oczywiście do tego nikt, poza markizem, się nie przyznał, ale tego się spodziewała. Zgrywali twardzieli, jednak naprawdę się o nią niepokoili.
- Signora, przepraszam - powtórzył Borso - czy mogę ściągnąć trochę bandytów. Gwarantuję, że póki co nie będą wiedzieli, gdzie oraz co oraz będą oczywiście w kilku punktach miasta oddalonych od siebie, nie przy pałacu.
- Oczywiście, ale nie wydawaj na nich za dużo. - Agnese mrugnęła do swego ghula. - Na wypadek gdybym musiała zapłacić choćby kwotę wstępną.
- Dam sobie radę, signora. Takie negocjacje to dla mnie nie nowina. Coś będą musieli dostać, jakiś grosz na początku, ale obiecuję, że tylko grosz. Dodatkowo jeszcze obieca im się, że będą sobie mogli porabować.
- Hm, signora, jeśli teraz poszłabyś, to spokojnie zdążysz jeszcze porozmawiać z Sophią - zauważyła Gilla, pewnie racja, bowiem narada nie była szalenie długa.
- Doskonały pomysł. - Agnese podeszła do markiza i objęła go lekko. - Chwilę porozmawiam z twoją siostrą, dobrze?
- Ależ oczywiście, pewnie teraz śpi, ale specjalnie położyła się także w dzień, więc można ją obudzić. Zresztą sama o to prosiła. Miłej rozmowy - markiz pocałował ją w policzek, zaś Agnese widziała, że starał się peleryną osłonić nieco napięte spodnie na kroczu. Pozostali także spytali o ewentualne dodatkowe polecenia, szykując się do wyjścia. Natomiast Gilla czekała, ponieważ wcześniej jej pani wspomniała, że powinna jej towarzyszyć podczas rozmowy z Sophią.
- Chodź ze mną - Agnese ruszyła korytarzem. - Nie wiem czy dziś omówimy tkaniny, ale może chwilę pomyślę o czymś innym i odetchnę. - Zerknęła na swoją ghulicę. - Wydawałaś się być… zazdrosna?

Gilla monet nie była w stanie wyrazić swoich uczuć.
- Życzę ci szczęścia, signora - odparła ghulica po chwili - muszę, muszę się po prostu nauczyć, że masz kogoś innego w swoim sercu. Tak jak szkoła dla dziecka, nauka tego uczucia bywa trudna oraz powolna. Czasami muszę … wybacz, że niekiedy nie mogę się opanować. Ale zaraz, czy planujesz iść do Sophii? - spytała.
- Tak, ale pewnie poproszę ją o to byśmy przesunęły rozmowę o tkaninach na przyszłą noc. - Agnese nagle zatrzymała się i objęła ghulicę w pasie. - A czemu pytasz?
- Tylko dlatego, że nie zrozumiałam ciebie. Wspomniałaś, signora, iż nie wiesz co do tkanin, więc błędnie uznałam, iż nie chcesz budzić panny di Colonna. Przepraszam cię - ghulica starała się trzymać odpowiednią formę. Wypowiadać słowa absolutnie uprzejmie, ale jednak trochę wydawała się przygnębiona. Przynajmniej wnikliwiej patrząc.
- Nie wypada mi ot tak odwołać spotkania. - Agnese uśmiechnęła się czule do kobiety nie puszczając jej. - Co się dzieje moja droga?
- Wspomniałem przecież signora. Naprawdę nic więcej. Ciężko odnaleźć czasami swoje miejsce, kiedy serce nie chce słuchać. Tylko tyle - widać było, że Gilla czuje się mocno skrępowana taką rozmową, kiedy Florentynka żądała od niej uzewnętrzniania.

Agnese puściła ją tylko po to by wciągnąć ją do jednego z pomieszczeń. Upewniwszy się że jest puste, zamknęła drzwi i pocałowała ghulicę gorąco dociskając ją do drewnianych wrót. Gilla oddała pocałunek mocno, ale widać było, jak bardzo jest zaskoczona. Usiłowała wyjaśnić pomiędzy pieszczotą warg.
- Ależ signora, teraz ma pani jego i my razem ... Nie chcę, żeby pani narzeczony poczuł się źle z tym wszystkim. Lubię go, jest dobrą osobą oraz bardzo panią kocha, ale pewnie czuje się tak samo dziwnie, jak ja.
- Jedno i drugie takie same… porozmawiajcie ze sobą… albo nie obgadamy to razem...Będziecie rozkosznie wstydzić. - Agnese kontynuowała pocałunek nie puszczają ghulicy i przerywając tylko na wrzucenie 2-3 słów. - ...oboje się martwicie…. tym co pomyśli drugie z was, zapominając o tym, że to ja tu jestem po środku

Przerwała pocałunek i naparła na nią całym swoim ciałem. Pozbawiona halki suknia sprawiła że jej piersi niemal wysunęły się z głębokiego dekoltu. - To ja muszę moje martwe serduszko dzielić na dwoje, już nie mówiąc o ciałku, które trafiło na dwóch bardzo aktywnych oblubieńców.
- Ja proszę … - chciała jeszcze coś dodać, ale nie mogła, wampirzyca wzięła ją szturmem - och - usta ghulicy gwałtownie skoczyły niżej oraz zabrały się za piersi kochanki. Mocno całowała dekolt, tak bardzo gwałtownie. Uwielbiała ją, ale jednocześnie wiedziała, że dla Agnese ważna jest miłość z markizem. Jaka więc jest jej dalsza rola? Agnese starała się jej udowodnić, no właśnie co … ghulica nie rozumiała wszystkiego mając straszliwy mętlik, jednak jak zwykle nie mogła się oprzeć atakowi Agnese oraz własnej namiętności - Już nie wiem, co myśleć i co mam robić - wyznała jakoś takim dziwnie zapadniętym głosem. Nagle kompletnie niespodziewanie Gilla zrobiła coś, czego chyba nigdy Agnese nie widziała, po prostu przerwała pocałunki i wybuchnęła mocnym łkaniem przytulając się gwałtownie. Agnese czuła drżenie jej ciała. - Och pani moja, ukochana moja - ghulica jęknęła głośno.

Wampirzyca przytuliła ją mocno.
- Zamiast zaprzątać sobie tym główkę, może po prostu się mną ciesz, co?

Agnese musiała przyznać, że z jej strony nie było problemu. W perspektywie jej nieskończonego życia, posiadanie dwóch partnerów było całkiem naturalne. Ba, dwóch. Toż bywały momenty że miała kilku, tylko chyba nigdy żadnemu nie pozwalała na taką zachłanność na jaką pozwoliła Alessandro i Gilli. - Zaczekaj może na mnie w mojej sypialni, porozmawiam chwilkę z Sophią i niebawem dołącze do ciebie… może Alessandro by się też pojawił? Powinniśmy to omówić.

Gilla przez chwilę nie mogła się opanować. Nawet bowiem, jeśli wampirzycy zdawało się, że nie ma problemu, to pojawiał się problem czysto ludzki. I obydwoje, zarówno ona jak Alessandro starali się czysto ludzko do niego podejść oraz szczerze patrzeć na niego mając na względzie signorę. Miłość ludzka bywa rzeczywiście zaborcza, szczególnie kiedy jest namiętna, zaś tego Agnese swoim bliskim odmówić nie mogła.
- Tak, signora - ghulica próbowała wytrzeć sobie łzy z poczerwieniałych policzków oraz wziąć się w garść. Właściwie nigdy nie pozwalała sobie na takie chwilę kobiecego zachowania, tymczasem tutaj ... - Wybacz mi pani słabość.Będę się bardzo starać, żeby się nie powtórzyła - wyjąkała jeszcze. Może myślała o Agnese, może o Alessandro, może o sobie, najpewniej zaś na temat wszystkich uczestników tej sytuacji. Oraz właściwie co tu można było omówić, kiedy podstawową sprawą były uczucia, które na chwilę zawładnęły nawet Agnese. Chyba, że wampirzyca miała jakiś sprytny plan. Niestety wampirzyca potrafiła być w tej materii bardzo brutalna, albo dogadają to między sobą, albo zadba o to by pozbyć się problemu. Kochała ich oboje, ale już nie raz traciła osoby, które kocha. Dziesięć, może dwadzieścia lat i będzie dobrze.
- Potrzebuję twojej siły Gillo. - Agnese uśmiechnęła się. - Uwielbiam twe pieszczoty, ale potrzebuję twojej opieki i wsparcia. Szczególnie w tym czasie. Dobrze?
- Signora, czy kiedykolwiek cię zawiodłam? Wspieram cię jak tylko mogę, opiekuję się najlepiej, jak potrafię. Jeśli uważasz, że tak nie jest, odeślij mnie do Florencji. Będę dalej starała się robić wszystko, jak najlepiej potrafię - odparła przygryzając wargi. Uwagi jej pani były wyraźnym dowodem, że nie uznaje jej już za właściwe wsparcie, przynajmniej wedle rozżalonej, ale też dumnej ghulicy. - Jeśli podtrzymujesz polecenie, udam się do pana Alessandro informując, że życzysz sobie go widzieć - powiedziała wreszcie.

Agnese chwyciła jej twarz w obie dłonie i skierowała jej wzrok na siebie.
- Kochana, skup się. Nie narzekam na ciebie, jestem tobą zachwycona. Prosze cię tylko byś była silna, dla mnie, mimo że tak potwornie, najwyraźniej, bawię się z twym serduszkiem. Dobrze?
- Tyle, signora, mogę ci obiecać bez problemu. Jeśli ktoś będzie strzelał do ciebie, pomiędzy tobą oraz pociskiem znajdę się ja. Możesz być pewna. Zaś co do reszty, wybacz, jeśli możesz, jestem tylko człowiekiem, więc czasem mam głupie ludzkie myśli - potwierdziła dumniej, niż wskazywałyby na to słowa.

Wampirzyca ucałowała ją.
- Lepiej zastrzel tego kogoś, jeden czy dwa bełty przeżyję. - Mrugnęła do niej. - Wierzę w ciebie, skarbie. W przeciwieństwie do Alessandro jesteś doświadczoną i silną osobą.

Odsunęła się i pogładziła włosy ghulicy, trochę jak matka gładzi dziecko. Aczkolwiek trudno powiedzieć, czy akurat w tym momencie Gilla tego potrzebowała, choć może Agnese bardziej znała ją od jej samej.
- Wobec tego będę strzelać, tym bardziej, jeśli księżna Rzymu zgodzi się na wyjęcie spod swojej jurysdykcji Giovannich. Wtedy szykuje się niezła bitwa, coś co na pewno mi się przyda - przyznała spokojniejszym tonem ghulica, więc pewnie zabiegi Wampirzycy podziałały. - Jakie polecenia, signora? - powiedziała już prawie normalnym tonem.
- Spotkajmy się w mojej sypialni i zdobądź mi jakieś olejki.. ah napisałabyś list do tego kardynalskiego sługi, zaraz może przygotuję coś dla księżnej. - Agnese przeciągnęła się. - Przyda mi się jakiś masaż. Ach i zaproś Alessandro, miałam mu co nieco jeszcze poopowiadać.
- Oczywiście, signora, czy mam na pewno się zjawić wraz z nim u ciebie, kiedy wykonam już resztę poleceń? - spytała chcąc, jak się wydaje, pojąć każdy niuans rozkazu. Jednak tonacja głosu wskazywała, że popłakawszy sobie doszła już do siebie, że potrzebowała chwili takiego ujścia emocji, choć pewnie normalnie potrenowałaby sobie męczącą szermierkę, albo wzięła jakiegoś chwilowego kochanka, lub kilku, żeby się upić nimi, zmęczyć oraz zapomnieć.

Agnese przyglądała się jej uważnie.Powoli przestawała rozumieć ludzi. Te istoty były tak potwornie emocjonalne.
- Jak uważasz. - Wampirzyca wycofała się by ghulica mogła się odsunąć od drzwi. Uśmiechała się lekko, nie chcąc znów stresować Gilli, która po jej ostatnich słowach pobladła. Czuła jednak, że zaczyna mieć dość, najchętniej wycofałaby się teraz z ludzkiego świata i pewnie zrobiłaby to gdyby nie to wezwanie do Rzymu.


Prawdopodobnie wampirzyca po prostu była zbyt długo wampirem i po prostu zapomniała, co to znaczy być człowiekiem. Tymczasem jednak właśnie z ludźmi miała do czynienia. Z Gillą, która ją kochała i służyła oraz z markizem, który ją kochał i miał się z nią ożenić. Co myśleć o takich relacjach i co powiedzieć o Agnese? Trudno rzec, niewątpliwie jednak chęć wycofania się była albo chwilową irytacją, albo czymś silniejszym, kto wie … Wampirzyca powoli zaczynała odczuwać piętno swego klanu. Obcowanie z temporis odpychało ich spraw doczesnych, od ludzkiego tempa. Może jeszcze chwilę przetrwa… 50-60 lat nim niczym ojciec wycofa się z życia.

Ghulica przygryzła wargi. Widać było, że także zaczyna mieć dosyć tej rozmowy. Dlatego zwyczajnie lekko się skłoniła oraz wyszła. Wampirzycy się zdawało, może słusznie, że idąc na korytarzu wściekle kopnęła ścianę. Wampirzyca wyszła za nią i obserwowała ją uważnie. Widziała jednak po prostu plecy ghulicy oraz gdy tamta skręciła, doszedł do niej jakiś odgłos, może właśnie kopnięcia. Wampirzyca ruszyła w stronę pokoi Sophie. Na jej twarzy pozostawała radosna maska, mimo że głowę wypełniała masa raczej paskudnych myśli. Ktoś chciał jej śmierci, non stop wpychano ją w nowe obowiązki, a we własnym domu musiała się użerać z kochanymi ale rozwydrzonymi dziećmi.

Agnese przeszła krużgankami i lekko zapukała do pokoi panny di Colonna. Weszła do środka nim usłyszała odpowiedź i przysiadła na łóżku kobiety. Delikatnie pogładziła jej włosy, budząc ją delikatnie. Sophia otwarła oczy. Uśmiechnęła się i ziewnęła, osłaniając usta dłonią.
- Wybacz Agnese - wyszeptała potrząsając mocniej główką, żeby się dobudzić. Podciągnęła się siadając oraz ponownie potrząsnęła. Chwilkę potem jej drobną buzię ozdobił zwykły uśmiech. - Cieszę się, że do mnie przyszłaś. To takie wspaniałe, że się pobieracie. Dwoje zakochanych, prawdziwie zakochanych, tak bardzo mocno - uśmiechnęła się ponownie. - Bardzo się cieszę waszą wspólną radością.
- Ja też się cieszę, Alessandro stał mi się bardzo szybko, bardzo bliski. To zaskakujące nawet dla takiej starej wampirzycy jak ja. - Agnese odwzajemniła uśmiech, teraz jednak już szczerze. Pozytywna energia tej młodej osóbki działa na nią kojąco. Bowiem faktycznie, właściwie Sophii ciężko było nie lubić oraz nie towarzyszyć jej, gdy się uśmiechała. Stanowczo pod tym względem była zaraźliwie radosna.
- Ludzie zowią to miłością od pierwszego wejrzenia. Nieczęsto zdarza się, ale bywa i to po prostu genialne, że właśnie przydarzyło się wam. Bardzo cieszy mnie, że pokochałaś go tak prawdziwie. Braciszek, choć może niekiedy niezdara trochę oraz nie wie, jak się zachować, jest naprawdę dobrą osobą oraz zasługuje na prawdziwą miłość. Ty też, więc wszystko pasuje świetnie.
- Jestem wampirem, to wyklucza bycie “dobrą osobą”.
- Agnese przyglądała się jej z uwagą. - Nie martwisz się tym? Jestem nieśmiertelna, nie mogę mieć dzieci. Nie pozwolę by twemu bratu stała się jakakolwiek krzywda, ale… mógłby mieć jakąś piękną ludzką małżonkę.
- Jesteś zbytnią skrupulantką - Sophia wzruszyła ramionami. - W kampaniach, które przeprowadził książę Romanii zginęły ponoć tysiące. Szczerze mówiąc, wątpię Agnese, czy zabiłaś ostatnio parę tysięcy ludzi. Nikt zaś księciu człowieczeństwa nie odmawia. Tak samo możnaby powiedzieć nie tylko zresztą na jego temat. Dlatego wydaje mi się, że myślenie w kategoriach “jestem wampirem, to jestem zła” to trochę emocjonalne samobiczowanie się. Och, wybacz mi, że to mówię. Chyba mam zbyt długi język, ale naprawdę nie widzę w tym żadnego problemu, zaś dzieci. Chyba wiele osób chciałoby mieć dzieci, ale też wielu kobietom nie jest to dane. Jeśli jesteś spośród nich, należałoby ci jedynie współczuć - uścisnęła jej dłoń. - Ale jeśli się naprawdę kochacie, to także nie ma to większego znaczenia. Niewątpliwie bowiem przecież małżeństwo to wspólnota zakochanych, zaś dzieci bywają jedynie rezultatem owej miłości niekiedy, jednak samą miłością małżeńską nie są. Przynajmniej własnie tak mawiała moja niania - przyznała sąd czerpie ową mądrą wiedzę.
- Cóż… pozostaje mi się cieszyć, że tak do tego podchodzisz. - Agnese uśmiechnęła się do niej. - Jesteś bardzo bliska Alessandro i brak tolerancji z twojej strony byłby wielce kłopotliwy. Jeśli jednak mowa o ślubie, chciałabym cię prosić o odrobinę cierpliwości. Chcemy wybrać datę i temu podobne, jednak wychodzi na to, że osóbka która chce mnie zabić bardzo się zaktywizowała.
- Wstrętna, jednak rozumiem cię. Zresztą ludzkie narzeczeństwa trwają wiele lat. Czasem właściwie od samej kołyski dziecięcej. Może wobec tego póki co przygotowujcie się, zaś zdecydujecie te wszystkie rzeczy potem, pewnie po konklawe. Chyba, że chcielibyście zawrzeć taki cichszy ślub na kilkudziesięciu gości … - Sophia spojrzała na nią pytająco. - Omówiliście to już?
- Przyznam, że nadal nie wiem ile osób należałoby zaprosić z waszej strony, słyszałam że ród di Colonna jest liczny… - Agnese uśmiechnęła się niepewnie. - Chciałabym by odbyło się to jak najszybciej, ale nie chcę mieć na karku wrogiego oddechu.
- Całkowicie cię rozumiem oraz wydaje mi się to bardzo rozsądne - przyznała Sophia. - Przecież nie chcielibyśmy, żeby ktoś wrogi pokrzyżował wesele. Ale wiem, że to nie pomoże, lecz nie martw się. Masz tutaj nie tylko sługi, ale i przyjaciół, a to coś więcej. Może niekiedy cię zdenerwujemy, może nie zgodzimy się z tobą, ale będziemy szczerzy, kochający oraz naprawdę zależy nam na tobie. Czyli po prostu bądźcie narzeczonymi, zaś decyzje podejmiecie, jak się wszystko unormuje. Zaś ród Colonna, cóż mamy cztery linię, to mniej niż Orsini, jednak całkiem sporo. Gdyby tak chcieć, to samych krewnych byłoby ponad setka oraz pół tysiąca powinowatych. Jednak biorąc pod uwagę działania zbrojne, uważam, że najlepsze byłoby coś skromnego, zaś kiedy wrogie wojska opuściłyby Lacjum, wydalibyście wielki bal dla rzymskiej elity oraz zaproszonych gości. Wtedy właściwie nie musielibyście odkładać wiele ślubu.

Agnese westchnęła, po czym odchyliła się, patrząc w sufit i coś kalkulując.
- Mojej strony pewnie wykrzesałabym kilkoro gości, sługi pewnie będą siedzieć oddzielnie. - Powróciła spojrzeniem do Sophie. - Coś skromnego brzmi dobrze, choć pewnie w tłumie mniej osób zauważyłoby, że nie będę jeść.
- No wiesz, jesteś damą, damy mogą mieć swoje fanaberie i jeśli nie będziesz jeść to nie będziesz. Nikt złego słowa nie powie, tym bardziej, jeśli ślub będzie szybki, a będzie jak rozumiem. Raczej goście będą uważali, wybacz że to powiem, iż nie jesz, żeby nie doznać mdłości, lub podobnych objawów …
- Chciałabym jednak przełożyć nasz wybór tkanin na kilka nocy wprzód, może za dwa, trzy dni?
- Dobrze - stwierdziła prosto Sophia. - Wybieranie tkanin jest przyjemne, ale skoro poczekamy trochę, przyjemność dalej będzie przed nami - uśmiechnęła się wesoło. - Jakie barwy lubisz najbardziej, bo ja właściwie wszystkie, jeśli są ładne i pasują mi - przyznała szczerze.
- Czerwienie. - Agnese uśmiechnęła się. - Ale mam piękną tkaną złotem białą tkaninę i poważnie rozważam ją jako kandydatkę. To tego mogłabym dobrać jeszcze dwie inne, które zawsze można by pokryć haftem, Gilla znalazła mi w Rzymie dobrego krawca, który ma swe hafciarki.
- Och podziwiam twój gust - krzyknęła Sophia - i rzeczywiście masz cudowne wsparcie w Gilli. Cóż, niecierpliwię się bardzo, ażeby zobaczyć kreacje - uśmiechnęła się - ale czekając jest także miło, nieprawdaż?
- Przy tym natłoku spraw nawet nie jestem w stanie nazwać tego oczekiwaniem, ten ślub mnie zaskoczy. - Agnese uśmiechnęła się. - Gdybyś mogła zastanowić się nad listą gości z waszej strony, byłabym bardziej niż wdzięczna.
- Tak zrobię. Ujmę jednak raczej tylko tych, którzy są względnie blisko. Oczywiście zaproszenie wystosuje się dla całej rodziny, lecz nie należy liczyć, że się pojawią. Zresztą dobrze, nie chcieli nam pomagać wcześniej … - machnęła dłonią - przepraszam, powinnam wybaczyć, ale po prostu mi czasem przykro. Nieistotne obiecuję, że sporządzę listę, zaś kreacje wybierzemy, kiedy będzie czas. Hm, a jak ty się czujesz w tak ciężkiej sytuacji? - spytała współczująco panna Colonna.
- Ciężkiej? - Agnese była szczerze zaskoczona. - Ah… nie to dla mnie nawet normalne. Od kiedy pamiętam ktoś stara się mnie zabić, choć przyznam się, że nie podpadłam chyba nikomu tak potężnemu. Cóż… jest to jakieś wyzwanie. Ślub chyba też będzie najlżejszym z dotychczasowych. Nie chcę tylko zbyt bardzo was dręczyć skoro nie wiadomo czy przeżyje dwie najbliższe noce. - Wampirzyca powiedziała to jakby miała wątpliwości czy nie dostanie gorączki.
- Czy ty sobie z nas żartujesz? - spytała bardzo poważnie Sophia spoglądając na wampirzycę.
- Nie śmiałabym, moja droga, jesteście mi bardzo bliscy. Jednak są sprawy niezmienne. - Agnese uśmiechnęła się czule. - Moja polityka jest dla wielu osób niewygodna, zawsze należałam do potężnych i wpływowych rodów. Mam nadzieję, że uda mi się załatwić wszystko w miarę łagodny sposób, z resztą wszyscy bardzo teraz nad tym pracują.
- Także liczę na to, jednak Agnese. Ślub oraz przyjaźń to nie jest coś takiego, że jesteśmy sobie bliscy i świetnie. To po prostu bycie razem i pomaganie sobie oraz akceptacja. Początkowo nie wiedzieliśmy, kim jesteś. Obecnie jednak wiemy i pojmujemy, że masz przeciwników wśród swojego gatunku. Twoi wrogowie są naszymi wrogami i tyle, ilekolwiekbyś oraz jakichkolwiek miała. Dlatego po prostu, jeśli to możliwe, szukaj naszego wsparcia i rady, a znajdziesz je. Colonnowie z resztą także mają swoich przeciwników - powiedziała Sophia, zaś faktycznie rzekła prawę, bowiem potężna rodzina miała od lat nie mniej potężnych wrogów, szczególnie Orsinich.
- Pytałam cię szczerze czy nie przeszkadza ci, że twój brat wybrał sobie wampira. - Agnese posmutniała. - Kocham was bardzo, lecz mój wiek ma swoje konsekwencje. Wmawianie mi bym stała się bardziej ludzka tego nie zmieni.
- Zależy co przez to rozumiesz. Nikt nie przymusza cię, byś się zmieniła, ale tak czy siak, chyba nie przypuszczałaś, że mając męża nie będziesz musiała iść na jakieś kompromisy. Trudno uwierzyć mi, żeby wcześniejsi mężowie pozostawiali ci wolna rękę, skoro większość mężczyzn traktuje kobiety jedynie jak swój dodatek. Mój brat wprawdzie nie jest taki, ale taka jest prawda. Nawet jednak on ma swoje pragnienia oraz przyzwyczajenia i po prostu starając się rozumieć ciebie, będzie liczył na wzajemność. Bez tego niewiele wyjdzie, przynajmniej tak mawiała moja niania.
- Co przez to rozumiem… nie wiem jak to jest czuć niektóre rzeczy. W naszym wiecznym światku wiemy że liczy się tylko nasza własna egzystencja i gdy kogoś kochamy dbamy o jego egzystencję. Prędzej sama skocze w ogień niż poświęcę was, lub wystawie na front. A co do bycia żoną, mogę ci coś zdradzić. - Wampirzyca nachyliła się do ucha Sophie. - Mężczyznom tylko się wydaje, że mogą mieć jakikolwiek wpływ na kobiety.
- Prędzej sama sko … - zaczęła powtarzać Sophia - wobec tego nie muszę nic mówić, bo wiesz już wszystko oraz czujesz jak najbardziej ludzki człowiek, który kocha. Reszta bowiem to iście drobiazgi. Natomiast owo drugie - panna Colonna zarumieniła się - nie wiem. słyszałam, że doświadczone mężatki mają swoje sztuczki, dzięki którym utrzymują odpowiednio mężczyzn, ale wiem także o mężach, którzy bardzo źle potraktowali żony. Jednak braciszek taki nie jest! - powiedziała mocno - i wierzę, że będziecie świetnym małżeństwem, takim od miłości i od bycia prawdziwymi partnerami.

- Jak tak dalej pójdzie zrobię się o was zazdrosna. - Agnese podniosła się. - Nigdy nie miałam tak bliskiego rodzeństwa. - Uśmiechnęła się do dziewczyny, która oddała uśmiech promieniujący łagodnym ciepłem.
- Nasz starszy brat nie był taki … może słyszałaś. Alessandro zawsze był mi wsparciem od najmłodszych lat i tak już zostało. Nigdy mi nie powiedział nawet słowa niechęci, że jestem adoptowaną i zawsze mnie kochał. Ja jego także, bowiem jest najlepszym bratem, jakiego mogłabym mieć.
- Moje rodzeństwo uważało mnie za klacz, którą powinno się jak najszybciej dobrze sprzedać. - Agnese pominęła uwagę o adopcji. - Udało się im całkiem nieźle. - Mówiła to spokojnie ale aż nazbyt dobrze pamiętała jak reagowała na to, gdy była młoda dziewczyną.

- To straszne! - krzykneła Sophia. - Ale właśnie o tym mówiłam. Niekiedy kobieta ma bardzo ciężko. Właściwie często … jednak tym bardziej powinniśmy się cieszyć, że ty trafiłaś na mojego brata, który może czasem jest trąbą, ale na pewno nie jest draniem. Oraz że spotkał ciebie, tak wspaniałą, mądrą, elegancką kobietę która ma tylko jeden drobny felerek.
- Wydano mnie za Medici, coś co miało być felerkiem okazało się porażką mojego rodzeństwa. - Agnese uśmiechnęła się.
- Byłaś już wtedy wampirzycą?
- Zostałam wampirem jako Pani Medici. Mój mąż był lekko nieudolny i przejęłam zarządzanie majątkiem. To jako panią na włościach wybrał mnie wampir, który mnie przemienił.
- Skoro jednak zostałaś już przemieniona, nie musimy się tym przejmować. Akceptujemy to, każdy przecież ma jakieś drobne problemy i drobne wady są rzeczą normalną - ziewnęła zasłaniając buzię. - Przepraszam Agnese, chyba jednak jeszcze uczę się spania dziennego - próbowała wyjaśnić.
- Nie przejmuj się i tak powinnam wychodzić. Obiecałam twemu bratu i Gilli, że jeszcze z nimi porozmawiam.
- Rozumiem oczywiście. Wobec tego miłego … ogólnie miłego - objęła wampirzycę czule - miłego czego tylko chciałabyś.
- Życz mi cierpliwości. - Agnese oddała uścisk i gdy dziewczyna ja puściła ruszyła w stronę drzwi.
- Wobec tego cierpliwości. Przyda ci się taki trening do bycia żoną - panna Colonna uśmiechnęła się bardzo wesoło.
- Owszem… - Agnese jeszcze skłoniła się jej lekko. - Odpoczywaj Sophie.
 
Aiko jest offline