Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2017, 10:52   #31
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyźni pożegnali się z wampirem, kilkukrotnie zapraszając go na kolejną rozgrywkę. Gdy w końcu opuścili pokój gier, zobaczyli tylko plecy Mayhawa. Anna chwyciła go mocno za spodnie i pociągnęła. Oczywiście posłuchał jej zatrzymując się oraz kierując spojrzenie gdzie indziej. Odwrócił się przy tym tak, żeby ghul absolutnie nie mógł dostrzec jego oblicza. Anna pociągnęła go mocniej w stronę drzwi. Skoczył więc właśnie tam za młodo wyglądającą wampirzycą.

Gdy wybiegli zobaczyli Mayhawa wsiadającego do dorożki. Nie minęła sekunda, a obok stanęła ta należąca do Anny, która była już widoczna. Szybko wskoczyła do pojazdu.
- Za tą dorożką! - Gdy ruszyli, nie do ukrycia było, że jest rozradowana. - Prawdziwy pościg! On wie gdzie ona jest, wyczułam to. Jeśli pojedzie do City, to mamy szansę, że jedzie sprawdzić co z nią.
- Wobec tego jedźmy. Ech, ze też nie mam takich wspaniałych dyscyplin, jak ty. Wtedy moglibyśmy stać się niewidoczni, a tak. Niestety, moje umiejętności wzbudzania zaufania okazały się niewypałem – przyznał wściekły na samego siebie. Aczkolwiek szczerze mógł dziękować, że malutka wampirzyca jest przy nim. Swoimi talentami nadrabiała jego potężne braki. - Powiadasz city? Wobec tego trzeba na to liczyć, jak zaś nie, to nie wiem. Możnaby go przycisnąć, ale to chyba nie byłoby polityczne. Książę Peel mógłby chyba nie być zadowolonym – przypuszczał Gaheris zwracając się do sympatycznej wampirzycy.

Dorożka pewnie poruszała się w odpowiednim dystansie za dorożką Mayhawa.
- Masz inne, jesteś Torreadorem. Widziałam co potrafi zrobić Florence. - Anna z zachwytem przyglądała się pojazdowi za którym jechali. - Ah… zupełnie jak za młodu! Skup się na tym co umiesz i nie myśl o tym co umiem ja. Toż to, że wiem co ma w głowie, to nasza wspólna zdolność. Tylko musiałeś być młodziutki gdy cię “uśpili”.
- Przespałem 1300 lat - powiedział głucho. - Jestem zaś tak naprawdę przede wszytskim wojownikiem. Dobrym wojownikiem, albo tak własnie o sobie myślałem - przyznał. - Ale trudno. Wydaje mi się, że jeśli udałoby się odkryć, gdzie jest panna Ashmore mógłbym ją wynieść. Jestem bardzo szybki, ale póki co obserwujemy go. Droga przyjaciółko, cieszę się, że jesteś przy mnie - powiedział bardzo wdzięczny lekko uciskając jej malutką, dziewczęcą rączkę.
- Dobrze! Noszenie to coś co mi baardzo nie wychodzi. - Uśmiechnęła się do niego. - O skręciliśmy we właściwym kierunku! Jestem potwornie głodna, te czary mary mnie sporo kosztują, więc dla dobra Charlotty nie będę po nią szła. - Dodała już trochę ciszej.
- Też jestem głodny - przyznał. - Ale jeszcze sobie radzę. Poczęstujesz mnie później? - spytał, bowiem nocą ciężko dostać króliki. - Wobec tego po prostu póki co, czekamy gdzie pojedzie ghulik.
- Yhym. Ja będę musiała zapolować. - Uśmiechnęła się. - Tobie też polecam. Jesteś dużym samodzielnym wampirkiem. - Poklepała go po udzie.
- Znasz jakieś miłe łowisko? - spytał. - Nie chciałbym wejść nikomu w jakąś paradę. Nie znam tutejszych domen, szczegółowych terenów etc. Wiem tylko, że nie wolno polować na terenie Westminster.
- Twój teren to Soho, podlegający pod twoją starszą. Jeśli chcesz polować to najlepiej tam. - Anna nagle zmarszczyła brwi. - Jakby co możesz spytać Roberta czy mógłbyś polować u nas. Ale wiesz… podryw lub chap, nie ma konkretnych “łowisk”. Chyba się zatrzymują… dziwne.
- Gdzie jesteśmy? - spytał szybko Annę rozglądając się wokoło.
- Obrzeża City… - Dorożka Anny zatrzymała się sporo wcześniej i oba wampiry wyszły.


Z za rogi obserwowali, jak Mayhaw płaci za dorożkę i rusza dalej.
- Ta dzielnica trochę do niego nie pasuję, co? - Wyszeptała i podążyła powolutku za ghulem, dając znak Gaherisowi, by szedł za nią. Oczywiście uczynił to starając się być jak najbardziej skrytym. Starał się jednocześnie rozglądać dookoła używając Nadwrażliwości. Wampir widział trochę więcej niż sięgająca mu do pasa Anna. Szybciej też zauważył, że Mayhaw zatrzymał się i obserwuje jakiś budynek.


Zatrzymał się więc kładąc dłoń na ramieniu wampirzycy. Szybko schował się w zaułku muru pociągając ją. Anna przywarła do niego.
- Co się dzieje? - Szepnęła.
- Zatrzymał się przed tym ciemnym budynkiem - powiedział najcichszym głosem z możliwie cichych. Starając się oczywiście spode łba obserwować dalej ghula.

Ghul wyraźnie coś analizował. Wampir zauważył, że skupia się na bocznych drzwiach, które widać było za załomem zrujnowanego budynku.
- Podsadź mnie. - Odezwała się mała wampirzyca. Natychmiast to zrobił unosząc Annę do góry. Jeśliby potrzeba zaistniała, gotów był posadzić ją sobie na karku. Musiała widzieć, co wyczyniał tamten, bowiem może miało to coś wspólnego z jakimiś dyscyplinami, których nie miał, ona zaś tak.
Anna wyjrzała z zaciekawieniem.

- Chyba ją mamy. - Szepnęła i obejrzała się na Gaherisa. - Dałabym mu odejść i sprawdziła to miejsce. Co ty na to?
- Świetny pomysł - uśmiechnął się Gaheris zadowolony. - Anno, jesteś wspaniała - powiedział do niej dobitnie, chociaż oczywiście bardzo cichutko.


Po dłuższej chwili Mayhaw odszedł. Anna zamerdała nóżkami, by wampir postawił ją na ziemi. Zrobił to. Poczekali jeszcze dosłownie momencik, żeby Mayhew ruszył za róg, żeby po prostu nie widział, iż podchodzą do drzwi. Po czym uśmiechnął się do wampirzycy.
- Ruszajmy.

Anna z uśmiechem ruszyła przodem i podeszła do drzwi. Były zamknięte na kłódkę, jednak nie wyglądały na bardzo wytrzymałe. Anna pociągnęła nosem.
- Tez to czujesz?

Uruchomił swoją Nadwrażliwość wciągając nosem zapach oraz nadstawiając odpowiednio uszy. Wąchać oraz słyszeć, szczególnie wąchać. Właśnie na tym się skupił teraz. Poczuł zapach krwi i na pewno wyczuwał dwie osoby. Zapach krwi, wydawał mu się dziwnie znajomy.
- Nie wejdę tam. - Wyszeptała Anna i lekko zadrżała.
- Rozumiem, ja wejdę - powiedział domyślając się, cóż to za znajomy zapach. Jakby nie było, wampiry są ekspertami pod tym specyficznym względem. Stanął pod drzwiami oraz spróbował otworzyć. Jakaś klamka, czy kłódka przecież nie mogły stanowić przeszkody. Szczególnie, że zawiasy wyglądały tak, jakby były starsze nawet od niego. Dno wodorosty oraz dobry strzał kopniakiem przy zawiasach. Jakby nie było, Potencja jako dyscyplina dobrze działa przy takich przypadkach.. Potem zaś planował uruchomić akcelerację, oczyścić sobie drogę ze wszystkich, którzy staną na przeszkodzie oraz uwolnić Charlie. Drzwi bez większego problemu poddały się kopnięciu, wampir przez chwilę nawet czuł jak jego noga grzęźnie w spróchniałym drewnie, ale rozpadło się gdy tylko rąbnęły o ścianę. Resztki zawisły na kłódce. Zapach krwi zaatakował bardziej. Wampir zauważył schody prowadzące do piwnicy. Anna cofnęła się, a on bez trudu rozpoznał, że to krew Charlie. Na dole usłyszał tupot jakichś kroków. Wbiegł błyskawicznie, nawet jeszcze bardziej, bowiem dopalił się Akceleracją. Tutaj nie było przeproś, ktoś mógł chcieć dorwać się wcześniej do Charlie, musiał więc ową osobę wyprzedzić.

Jednak facet, którego zauważył, ewidentnie nie biegł do kobiety. Ustawił się na dole schodów w spowolnionym tempie i nim Gaheris go dopadł oddał jeden strzał w ramię wampira. A chwilę potem został wypity. Nie całkiem, żeby jeszcze mógł potem ładnie opowiedzieć, na czyje zlecenie pracuje, ale żeby stracił przytomność, zaś wampiry wreszcie odżywił się czymś sensownym. Whrłaaaaaaaa!

Gdy gaheris pił, czuł, że trzyma w rękach ghula. Mężczyzna jeszcze oddał strzał w schody, w dziwnym odruchu, ale w końcu opadł nieprzytomny. Super, czyli to taka zabawa. Ruszył do Charlie, ale rozglądając się wokoło. Czuł tylko dwie istoty, jedną był ghul, drugą ona, ale mogły być jeszcze jakieś pułapki. Nic jednak nie stanęło mu na drodze. Ktokolwiek ją tu zatrzymał, był pewny, że nikt jej nie znajdzie. Zapach doprowadził go do kolejnych drzwi. Tym razem już solidniejszych i znów zamkniętych na kłódkę. Czuć tu było nieprzyjemną wilgoć, wampir był też pewny, że w okolicy kręciły się szczury. Spróbował wywalić je walnięciem z bara. Jeśli nie, sprawa była prosta. Wszak było to mieszkanie, noga od stołu, kawał jakiegoś pręta, tak czy siak liczył, iż kilka prób wystarczy mu na rozwalenie tego. Drzwi oparły się uderzeniu, nie popartym udziałem krwi, a wampirowi wydało się, że usłyszał ciche jęknięcie z pomieszczenia. Rozejrzał się więc, jeśli był jakiś solidny przedmiot, którym mógł przywalić, to planował użyć. Jeśli zaś nie, trzeba było wzmocnić siłę. Dostrzegł krzesło ale sam przed sobą musiał przyznać, że nie wyglądało na specjalnie wytrzymałe. Wobec tego nie było się co chrzanić. Charlie czekała. Tymczasem siła podskoczyła mu, zaś jego bark ponownie zderzył się z drzwiami. Łuuuuuup!

Usłyszał jak pęka zawias. Drzwi poddały się, wypadając z ościeżnicy. W pomieszczeniu panował mrok, ale znalazł ją bez większego problemu. Leżała, pod jedną ze ścian. Jej ubranie było w nieładzie, brudne, porwane. Od razu dostrzegł, że była ranna. Z jej ust wyrwał się kolejny jęk, ale wyraźnie brakowało jej sił, jakby ktoś wypił z niej zbyt wiele krwi. Przyskoczył więc do niej błyskawicznie. Ukłuł kłem własną dłoń oraz przyłożył do jej ust. Szczęśliwie nie była związana jakimiś łańcuchami. Zobaczył jak otwiera oczy. Były przekrwione. Powoli zaczęła ssać krew z jego palca. Gdy była blisko, zobaczył, że przód sukni ma mocno zniszczony, piersi odsłonięte. Piła pomalutku, nie mogąc nawet podnieść dłoni.

- Już wszystko w porządku. Dobrze, że jesteś, że żyjesz - pogłaskał ją po głowie oraz objął mocno. Czekał, póki nie będzie mógł stanąć na nogi. Potem chciał ją wyprowadzić oraz tego ghula wynieść, ażeby dało się przesłuchać drania. Charlotta piła, ale nie zapowiadało się, że się podniesie. Jej ciało było skrajnie wykończone i mimo, że Gaheris widział jak rany na jej ciele goją się, czuł, że drobna dłoń która zacisnęła się na jego surducie jest bardzo słaba. To tego… sam robił się głodny. Dlatego właśnie odsunął od niej dłoń.
- Musisz wytrzymać maleńka, parę chwil- powiedział cicho biorąc ją na ręce i wychodząc. Aż do leżącego ghula. Posadził tam Charlie. Dziewczyna jęknęła z bólu i osunęła się nie mogąc usiedzieć.
- Momencik - złapał mężczyznę wynosząc do Anny. Chyba nie byłby w stanie tak czy siak zająć się nią i ghulem, więc niechaj jego przyjaciółka sobie wypije. Anny jednak nie było w okolicy. Więc mógł uczynić tylko jedno: poczekać na nią. Aczkolwiek pomysłem. To znaczy wyszukał jakieś miejsce niedaleko, gdzie mógł ukryć i Charlie i tego ghula, którego związał niczym prosię choćby kablami jakimiś. Wiedział, że ghule mają wielką siłę, więc uwzględnił to. Było bardzo istotne, żeby dało się go przesłuchać, dlatego musiał tamten żyć. Po tym planował dorwać jakiegoś nocnego przechodnia oraz wypić trochę. Lepiej zaś kilkoro takich. Tyle, że akurat nikogo nie było, Charlie padała, zaś ghul, cóż nie chrzaniąc się zatopił zęby w nim oraz wyczyścił do zera wciągając wszystko. Teraz mógł dalej nakarmić Charlie, ghula zaś porzucił w tamtym zapomnianym domu. Jednak tak czy siak dobrze byłoby gdyby Anna go obejrzała, mogłaby mu pomóc rozpoznać, jeśli zaś nie, to cóż starał się zapamiętać oblicze, żeby ewentualnie jakiś malarz czy rysownik narysował wedle jego wskazówek.


Gdy poił Agnese, Anna pojawiła się ponownie.
- Wybacz, ale zaczynałam szaleć i musiałam coś zjeść. - Odpowiedziała, przykucając obok. - Słabo to wygląda.

Charlotta piła, a jej uścisk nabierał sił. Wampir dostrzegł też lekki rumieniec na jej twarzy. Znał go. Kobieta mimo słabości, lekko się podniecała. Jak zwykle gdy z niego piła.
- Powinniśmy ją nakarmić, co? Wezwę dorożkę. - Zamyśliła się. - Gdzie ten drugi?
- Strzelał do mnie. Kilka razy, raz trafił. Miałem do wyboru, albo ratować ją, albo utłuc jego. Wybrałem to drugie, ale mam prośbę. Skocz zobaczyć, może znasz twarz tamtego ghula. Jeśli tak, będziemy wiedzieć, kto porwał Charlie - zaproponował. - To zajmie ci minutę, jest tam w domu, a potem ruszajmy stąd i wezwijmy dorożkę, ale nie stąd. Wiesz, jakby ktoś go znalazł oraz wezwał waszą gwardię, tych policjantów tego - zaproponował, jednak spoglądając pytająco. Ostatecznie kobieta wampirza znała epokę znacznie lepiej, niżeli on. Dlatego jeśli uznałaby, że można coś uczynić, trzeba było jej słuchać.
- Dorożka stoi tam gdzie wysiadaliśmy. - Odpowiedziała po chwili namysłu. - Zabierz ją tam. Zaraz dołącze.

Anna ruszyła w kierunku schodów i po chwili zniknęła w ciemnościach. Wziął więc Charlie na ręce i ruszył w kierunku dorożki. Trochę to było, ale dla wampira niesienie kobiety na taką odległość na rękach nie stanowiło problemu.

Dorożka stała tam, gdzie z niej wysiedli. Kierowca skinął mu. Gaheris zauważył, że w środku leży jakiś koc. Szybko więc wskoczył do środka układając kobietę, owijając kocem. Doskonale wiedział, że podcza utraty krwi istotne jest zapewnienie ciepła. Akurat takie rzeczy były znane także za czasów króla Logres wspaniałego Artura.
- Poczekamy chwilkę - polecił dorożkarzowi. Musieli wszak zaczekać na dziecięco wyglądająco wampirzycę.

Anna pojawiła się po dłuższej chwili, która czekającemu wampirowi wydawała się trwać wieczność, przetykana parsknięciami i tupotem koni. Charlotta wtulała się w niego, a jej osłabienie powoli przeradzało się w spokojniejszą drzemkę. Ni stąd ni zowąd pojawiła się Anna. Dosłownie zmaterializowała się w dorożce, tuż obok Charlie. Dorożka ruszyła. Po chwili Gaherisowi wydało się, że poczuł ciepło, a gdy się obejrzał na horyzoncie pojawiły się płomienie.
- Na przyszłość, nie spijaj aż tak ludzi, dobrze? - Uśmiechnęła się Anna. - Ciężko to zamaskować.
- Wiem, przepraszam. Oraz dziękuję. Czekałem ile się dało, ale bałem się o Charlottę. Bez mojej krwi mogłoby się jej coś stać, zaś ja byłem już mocno osłabiony. Zresztą dalej jestem - oczywiście był bardzo głodny, jednak rycerz nie ulega bezładnie pierwotnym odruchom. - Mam nadzieję, że będę się mógł napić u Florence oraz jeszcze bardziej wzmocnić Charlottę. Czy kojarzysz jego twarz? Wtedy moglibyśmy wiedzieć, kim on jest, znaczy ten porywacz właśnie. Przy okazji, gdzie jedziemy?
- Nie. Ale wiem czyim ghulem jest Mayhaw. - Odparła z uśmiechem.

Gaheris spojrzał pytająco.
- Podzielisz się tą wielką tajemnicą? - rzeczywiście bowiem prawdopodobnie pryncypał Mayhawa porwał Charlottę, wydał polecenie porwania, lub co najmniej maczał swoje paskudne paluchy.
- Jessie Highmore. Ale nie przejmuj się tym już tej nocy. - Powiedziała gładząc po policzku Charlie. - Odwiozę was do domu, a jutro ktoś się po was zjawi. Postaraj się postawić pannę Ashmore na nogi.
- To oznacza, że będę się musiał wybrać na łowy oraz zostawię ją samą - powiedział o tym z niechęcią. Bowiem obawiał się, iż nieprzyjaciele znają adres zamieszkania Charlie. Ażeby dziewczyna przyszła do siebie, musiał ją dalej karmić krwią, żeby ją karmić, musiał nakarmić sam siebie, żeby to zrobić, musiał udać się na łowy. Nie było innego wyjścia, albo przynajmniej on nie widział, bowiem wszak nocą sklepy z królikami są zamknięte. - Przy okazji, Anno, połowa nagrody jest twoja. Wolisz gotówkę, czy wspólne zakupy w jakimś miłym sklepie, gdzie ja zapłacę za to, co sobie wybierzesz? - spytał naprawdę szalenie wdzięczny. Wprawdzie przypuszczał, że jadą do Florence, ale dom też mógł być, pod warunkiem, że uda mu się cokolwiek złowić. Miał kilka pomysłów oraz szczególnie kiedy zbliżali się do mieszkania, obserwował okolicę. Po pierwsze: dziwki. Plusem było to, że stoją zazwyczaj samotnie, zaś później mogą co najwyżej mieć wrażenie, iż omdlały pod wpływem rozkoszy. Hotele, puby, zajazdy to po drugie. Do nich zawsze przychodzą oraz wychodzą ludzie, czasami pojedynczo. Miejsca pracy, po trzecie, gdzie robi się po nocach, typu garbarnie, piekarnie, czasem sklepy, gdzie się jeszcze pali naftowa lampka oznajmująca, iż właściciel czy subiekt spędza czas nad papierami. Trzeba było się mocno sprężyć.

Wiedział, że sama okolica gdzie mieszkają jest raczej uboga w takie rzeczy, ale wystarczyło, że podejdzie w stronę postoju dorożek, tak jak pierwszego dnia. Tam były nawet z dwa puby.
- Zostawiam to tobie. Jutro panna Ashmore powinna się stawić na radzie. Razem z tobą. - Odparła spokojnie. - To tutaj? - Dorożka zatrzymała się przecznicę wcześniej.
- Jeszcze parędziesiąt metrów, do tamtego miejsca - wskazał kolejną poprzeczną ulicę. Anna nie odpowiedziała na jego pytanie dotyczące pieniędzy, więc nie kontynuował tematu, ale chciał uściślić jeszcze kwestię pojawienia się. - Czyli, jak zrozumiałem, ktoś po nas przyjdzie i dopiero wtedy ruszamy na radę? Przy okazji czy możemy się umówić, że ten ktoś będzie albo znajomym, albo będzie miał jakieś hasło, choćby: Dzień dobry, nocna pogoda jest tak ciepła tego roku, że aż kamienie się nagrzewają. Albo cokolwiek innego. Żebym wiedział, że ten ktoś jest przysłany przez Radę, nie zaś mości Highmore.

Dorożka skręciła w jedną z bocznych uliczek. Anna wyraźnie nie chciała by pojazd był kojarzony przez lokatorów kamienicy Charlie. Gaheris nie miał daleko.
- Powie hasło domena. - Powiedziała po chwili namysłu. - To będzie mój człowiek. Ale nie martwiłabym się Lady Highmore, nie jest głupia. Dasz radę stąd dotrzeć?
- Oczywiście. Pozostawię Charlie pod opieką panny Dosett, tutejszej landlady, która trochę matkuje Charlotcie. Potem ruszam na łowy. Anno, nie wiem co powiedzieć, ale masz we mnie szczerze oddaną osobę. Okazałaś mi wielką życzliwość i wierz mi, nie tylko to doceniam, ale także cieszę się, że spotkałem ciebie. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Dziękuję ci bardzo oraz do kolejnego spotkania.

Anna uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Przypominasz mi Roberta gdy był trochę młodszy. - Wampirzyca machnęła ręką. Cały ten gest wydał mu się bardzo matczyny. - Zbieraj się i uważajcie na siebie.


Chwilę potem Gaheris już szedł z Charlie na rękach. Dotarł do kamienicy, potem wspiął się po schodach do ich wspólnego mieszkania. Ułożył Charlie na znanym łóżku oraz ruszył do panny Dosett. Było późno, ale miał wrażenie, że landlady nie odmówi i poczuwa chwilę nad dziewczyną. Podszedł do drzwi oraz zastukał głośno.
Panna Dosett wyskoczyła niemal natychmiast.
- Oh, to Pan. - Ucieszyła się. - Czy wiadomo coś?
- Tak, wiadomo. Kuzynka leży w pokoju. Jest bardzo osłabiona. Muszę wyskoczyć po lekarstwa. Miałbym wielką prośbę, czy mogłaby pani przy niej chwile posiedzieć, dopóki nie wrócę? - mówił szybko, bowiem spieszyło mu się. Trzeba było podpić kilka osób, żeby bezpiecznie przekazać krew Charlie. Inaczej mógłby wpaść w zdrową furię. Wprawdzie dzięki wychłeptaniu ghula troszeczkę słabiej gniotło go wampirze pragnienie. Jednakże jeśli miałby karmić ją dalej, sytuacja mogłaby powrócić do mocno niestabilnej normy. - Nie trzeba nic robić przy niej, po prostu posiedzieć chwilę. Może położyć kompres na czoło. Przyniosę lekarstwo, będzie dobrze. Jednak obecnie jest zmęczona oraz wymaltretowana trochę. Musi więc odpoczywać.

“Wymaltretowana trochę”, jakież słowa delikatnie oddające to, co banda sukinsynów uczyniła Charlotcie. Jednak póki co, trzeba było postawić dziewczynę na nogi. Konieczne było wysłuchanie jej, jeśli chciałaby mówić.
- Proszę dać mi sekundkę, mam rosół, może wypije. - Panna Dosett wbiegła do swego apartamentu. Przez chwilę słyszał szamotaninę, pocz ym zobaczył jak starsza Pani idzie z wielką tacą. - Proszę iść.

Spojrzał wdzięcznie na kobietę.
- Kiedy wychodziłem, Charlie drzemała. Proszę jej nie budzić, ale jeśli rzeczywiście będzie chciała rosołku … Dziękuję pani, pani Dosett – wampir ruszył na łowy wyszukując samotnych przechodniów, najchętniej w jakichś zaułkach. Okolice wynajmu dorożek były doskonałym terenem łowieckim. Puby stanowiły miejsca, gdzie mnóstwo Londyńczyków spędzało wolny czas, później zaś wychodziło niespecjalnie zwracając uwagę na otoczenie. Gaheris jeszcze dbał, żeby nie zajmować się ludźmi upitymi. Ich krew nie była specjalnie smaczna, ale taki rozbawiony ktoś, kto strzelił sobie jakieś piwko lub whisky oraz szedł do domu wesoły niczym poranny ptaszek, stanowił najlepszą zdobycz. Pierwszego takiego mężczyznę zobaczył skręcając w jedną z bocznych uliczek, przy których, z tego co mówiła Charlie, były puby. Facet nie wydawał się jakoś szczególnie pijany, raczej rozbawiony. Stanął w pobliżu zaułku by odpalić papieros, osłaniając się od wiatru.

Właśnie o takich ludziach myślał. Ważne było, żeby zajść od tyłu, szybko wbić kły oraz wyssać maksymalnie tyle, ile się da, bez szkodzenia człowiekowi. Dokładnie tak, ażeby zemdlał oraz obudził się rankiem. W bocznej uliczce było niewiele światła oraz wcale ludzi. Jednocześnie zaś niedalekie puby hałasowały mocno. Kiedy mężczyzna pochylił się odpalając papierosa to był właśnie ten czas. “Idziesz zwyczajnie, szybko, nikt nie zwraca uwagi. Kiedy zaś podchodzisz szybko chaps, ofiara właściwie nic nie mogła zrobić, zaś rano budziła się mając cudowne wspomnienia.” Dokładnie taką metodę próbował zastosować z owym rozbawionym mężczyzną. Gaheris lubił bardzo pomagać innym, mężczyzna był rozbawiony, dlatego należało mu pomóc zabawić się jeszcze sympatyczniej. Cały trick polegał na tym, żeby nie pokazać swojej twarzy, czyli być ciągle pochylonym. Wtedy raczej wszyscy normalni ludzie uznawali, że coś takiego im się przyśniło, zaś omdlenie było kwestią jakiegoś alkoholu. Dotarł do mężczyzny nim ten odpalił papieros. Nawet nie spojrzał w jego stronę.Dlatego nagłym ruchem wbił w niego kły. Prosto w szyję, przyciągając go. Błyskawicznie chciał spić, ile było można, zalizać ranę oraz ułożyć go gdzieś na boku uliczki, żeby się ocknął potem. Poczuła jak mężczyzna rozpala się z podniecenia, jak jego biodra wykonują charakterystyczny ruch gdy z niego pił. Po czym po upiciu kilku łyków opadł bez sił w jego ramionach.

Gaheris widział, na ile sobie może pozwolić. Wypił więc właśnie tyle, później zalizał ranę czując, jak się błyskawicznie zabliźnia. Szybko ułożył go w jakiejś bramie. Mężczyzna pijany nie był, ale coś tam jednak wcześniej łyknął. Dlatego pewnikiem sam uzna, iże coś przesadził podczas popitki, później zaś miał świetny sen. To był jeden, potrzebował drugiego, trzeciego, może i czwartego, jeśli tylko się dałoby znaleźć. Przekąska napełniła go krwią oraz porcja dobrego humoru. Spokojnie ruszył dalej. Widział nocą znacznie lepiej niżeli ludzie. Dlatego obserwował oraz słuchał starając się wychwycić wszelkie szanse kolejnego posiłku. Może jakaś prostytutka oczekująca klienta? Pasowałby kolejny samotny przechodzeń, któryby nie śmierdział kielichem gorzały. Przy dwójce byłyby już kłopot, gdyby potrafił zmieniać pamięć, podobnie jak wampiry mające wyższe umiejętności Dominacji, byłoby super, jednak nie umiał tak robić. Dlatego właśnie musiał się decydować na ataki zaskakujące ofiarę. Bez problemu znalazł jeszcze 3 ofiary. Gro osób było niestety w grupkach, a większość kurtyzan była już zajęta. Jednak znalazł tych kilku nieszczęśników. Po posiłkach czuł się nasycony. Chociaż, kiedy tak właściwie pomyślał, czy byli jakimiś nieszczęśnikami? Wszak nic im nie zrobił. Owszem, pobrał nieco krwi, ale takie ilości, które nie powodowały czegokolwiek złego poza chwilowym osłabieniem oraz utratą przytomności na parę godzin. Jednak dokładnie każdy spośród nich mógł przeżyć orgazm, jakiego jeszcze nie doświadczył. Chyba nie była to marna zapłata za drobne, nie powoduje kłopotów, upuszczenie krwi? Niewątpliwie będą mieli co wspominać, znaczy cudowne uczucie przyjemności. Podczas jego czasów zresztą takie zabiegi upuszczania zalecano na większość dolegliwości. Oczywiście nie wykonywały ich wampiry, ale najnormalniejsi ludzie. Nasycony wytarł się, wyczyścił, wypłukał usta pędząc niczym wiatr do Charlotty.


W mieszkaniu zastał obie kobiety. Charlotta siedziała na sofie okryta kocem i piła z kubka rosół. Obok siedziała Panna Dosett. Jego przyjaciółka była blada, ale uśmiechnęła się widząc że wchodzi.
- Witaj Henry. - Odezwała się słabym głosem.
Panna Dosett obejrzała się na niego i wstała.
- To ja uciekam. Rano przyjdzie lekarz, a do tej pory niech pije dużo zupy. - Powiedziała stanowczo.
- Dziękuję pani bardzo. Jesteśmy niezwykle zobowiązani. Proszę się położyć, będzie spokojnie dobrze – serdecznie uścisnął landlady na do widzenia całując przed wyjściem dłoń. Kobieta skłoniła mu się, wyraźnie spokojniejsza i opuściła pokój.
- Dziękuję Henry. - Charlotta odstawiła kubek, na stojącą obok tacę.
- Wszystko później, Charlie. Wszystko później. Póki co musisz się wzmocnić. Wszystko potem.

Uśmiechnął się do niej, nadgryzł kłem swój nadgarstek oraz podał jej.
- Pomoże ci się odnowić, zwalczyć słabości oraz rany, tak jak podczas drogi pociągiem – powiedział. - Spokojnie pij, będziesz lepiej się czuła, moja urocza kuzynko.

Póki co za ważniejsze uznał doprowadzenie dziewczyny do dobrej kondycji. Opowiadanie oraz wszystko inne mogło poczekać. Bardzo cieszył się, właściwie było widać, jak twarz mu się uśmiecha, nawet jeśli nie wyrażał tego jakimiś specjalnymi słowami.
- Mogę się do ciebie przytulić gdy piję. -Poklepała miejsce obok siebie. - Jest mi potwornie zimno.

Usiadł więc obejmując mocno przywróconą na łono domowe kobietę. Ciepło bliskości próbował jej przekazać tak, jak umiał najlepiej. Chociaż faktycznie wampiry nie są najlepsze akurat przy tym właśnie elemencie. Szczęśliwie jakoś Gaheris pod tym względem bardziej przypominał człowieka niżeli wampira. Karnacja jego była zdecydowanie bardziej rumiana, niżeli blada, jak pozostałych wampirów, zaś temperatura niemal ludzka. Spoglądał pełen czułości. Mówić póki co nie chciał, rozmawiać, dyskutować, wysłuchiwać wszystkiego. Pragnął jedynie, żeby była bezpieczna, żeby odbudowała się oraz żeby odzyskała równowagę. Przytulił serdecznie oraz podał skaleczony nadgarstek do jej ust. Charlotta piła powoli, lizała, całowała jego nadgarstek. Kurczowo trzymała się jego kamizelki. Gaheris widział, że sporo ranek już znikło. Te większe na pewno też znikną, gdy je zaliże. Nie wiedział jeszcze co jest pod suknią. Ale skoro Charlie miała problemy z siedzeniem, ba nawet teraz mocno opierała się o niego, to mogło być nieciekawie. Najpierw najważniejsze były rany wewnętrzne. Dlatego pozwalał jej pić oraz chciał żeby piła wedle potrzeby.

- Charlie, muszę jeszcze sprawdzić twoje rany na ciele oraz zalizać je. Pamiętasz, tak jak podczas jazdy żelaznym stworem – wyjaśnił. Trzeba było być bardzo ostrożnym.
- Pamiętam ale… - Charlie oderwała się od jego nadgarstka całując go czule. - … wiesz… - Widział, że jest speszona, że coś nie chce jej przejść przez gardło. - … bo przychodził tam taki mężczyzna…
- Zajmijmy się teraz ranami, proszę. Wszystko inne kiedy indziej – stanowczo podkreślił. - Nie myśl teraz o czymkolwiek innym – poprosił. - Najpierw rany, później zastanowimy się nad wszystkim innym.
- Ale … mi chodzi o rany. - Charlotta odsłoniła lekko swoje nogi. Wampir zobaczył tam rany im wyżej tym głębsze. Widział, że jego przyjaciółce niemal cisną się łzy do oczu.

Przytulił ją.
- Kochana Charlie, nie będę cię do niczego zmuszał, ale proszę, zaufaj mi. Najlepiej zaciśnij powieki oraz proszę, zgódź się, żebym cię zaleczył. Doskonale wiem, że istnieją rany, które ciężko się goją. Mężczyzna jakikolwiek był, nie ma go już tutaj wcale. Zaciśnij proszę oraz pozwól mi pomóc swoimi talentami.

Hm, mówił spokojnie, starał się ją przekonać używając czego tylko mógł, jeśli byłoby to potrzebne, gotów był użyć nawet Prezencji, jednak nie chciał tego czynić. Obawiał się jednak, że Charlie był bardzo łajdacko potraktowana. Właściwie utłukłby takiego drania oraz takiego wampira wydającego takie łajdackie polecenia. Początkowo jednak schylił się po prostu do nóg zaczynając zalizywać tylko tam, gdzie odsłoniła. Kobieta zgodnie z poleceniem zamknęła oczy i ułożyła się wygodnie na sofie. Jej dłonie zacisnęły się na krawędzi mebla. Gdy Gaheris spojrzał jakby od drugiej strony, zobaczył, że obok ran, są też powoli zanikające dzięki krwi siniaki. Powoli ustawił się oraz zaczął całować jej nogi, zalizywać ranki, siniaki, bardzo wolno, dając jej czas na dojście do siebie. Nie mówił nic, po prostu nie chciał, by bolało ją jeszcze bardziej. Charlie była zawstydzona, widać było, że się źle czuje ze swym stanem. Zgodnie z poleceniem trzymała oczy zamknięte.

Nie miała bielizny, widać musiał ją ktoś jej pozbawić. Wampir widział, że pocięte miała mocno wewnętrzne strony ud, wszystko aż do znanej mu szparki. Draństwo łajdackie, myślał, jednak się nie odzywał, tylko zalizywał, starał się leczyć rany. Jej krew była pyszna, wspaniale znajoma, kusząca. Wampir zaczynał się łapać, że cały proces sprawia mu wielką przyjemność. Przez suknię nie widział Charlotty, jednak czuł że i jej obolałe ciało zaczyna reagować. Ucieszyło go to, przede wszystkim dlatego, iż pozwalało to chociaż troszeczkę ograniczyć dyskomfort Charlotty. Zabrał się więc jeszcze chętniej do jej pociętych ud. Po chwili z jej ust wyrwało się nawet cichutkie jęknięcie, gdy zalizał jakieś wrażliwsze miejsce. Teraz, gdy był tak blisko był pewny, że ktoś ją brał i to brutalnie. Nie widział ran, ale jej płatki były opuchnięte i zaczerwienione. Dlatego tym bardziej trzeba było je zalizać, zaś tego sukinsyna, który skrzywdził Charlie, odpowiednio potraktować. Problem jednak polegał na tym, że ten drań mógł już nie żyć, jeśli był tym ghulem.

Jednak jeszcze zostawała tamta wampirzyca. Chociaż właściwie to Florence nawaliła na całej linii. Obydwie wampirzyce mogły się kłócić, czy cokolwiek, zaś obrywały nie one, ale ich wysłannicy ludzcy. Gaheris był rycerzem, miał inne wpojone przekonania wobec kobiet oraz ogólnie, wobec ludzi. Skoro mieli stanąć przed Radą, czy księciem Peelem jednak wszystko mogło być rozważone inaczej. Jednak jeśli o to chodzi nie zmieniło się to i od jego czasów. Ludzie zawsze wysługiwali się innymi i teraz także miało to miejsce. Król posyłał rycerzy na front, szpiegów do innych królestw i to oni umierali i byli okaleczeni, a nie władca. Charlotta była najwyraźniej takim agentem. Z resztą nawet przez chwilę nie narzekała na swoją pracodawczynię, było jej tylko źle w związku ze stanem w jakim się znalazła. Ssąc jej płatki, czuł jak dziewczyna zaczęła drżeć, znalazł nawet kilka zatarć, których aromat krwi przyjemnie podrażnił jego nozdrza. Jednak nawet jeśli tak było, Gaheris podchodził do tego trochę inaczej. Rozumiał służbę podwładnych, agentów oraz innych, ale nie rozumiał podłości. Takie zaś rzeczy, jakie przydarzyły się Charlie, właśnie uznawał za sukinsyńską podłość.

Jednak póki co zajmował się nie analizą zachowań, tylko jej kobiecym kwiatem. Zalizywał, zasysał oraz sprawiał jej niekłamaną przyjemność. Charlie coraz częściej wydawała z siebie jęknięcia rozkoszy, najwyraźniej większość bólu już zniknęła i teraz po prostu mogła się rozkoszować jego zwinnym języczkiem.
- Ach… Gaheris. - Wymruczała, a jej biodra poruszyły się lekko. Dlatego właśnie teraz mógł przystąpić śmielej do boju. Charlie była zadowolona, coraz bardziej rozgorączkowana przyjemnością. Zresztą on także był bardziej chętny ją właśnie posiąść. Obawiał się jeszcze, że może spowodować ból. Lizał, zasysał, aż wreszcie nie wytrzymał.
- Pragnę cię - powiedział namiętnie.
- Weź mnie, chcę zapomnieć o tamtym facecie. - Charlotta niemal wyjęczała te słowa.

Czyli jeszcze pamiętała, zresztą, jakżeby mogła zapomnieć. Pewnie będzie ją to prześladowało na zawsze, zaś biorąc ghulizm jej pod uwagę, mogło to być naprawdę wiele. Byli teraz na sofie. On jeszcze ubrany, ale już rozpinał sobie guziki rozporka, opuszczał spodnie, kalesonki, napięte już zresztą, spod których wyskoczył gotowy do boju kogut. Stanowczo czekać, ściągać całości nie chciał teraz. Chciał ją mieć.
- Jesteś bardzo piękna - wyszeptał unosząc jej nogi oraz układając się odpowiednio. Pomimo, że pożądał gwałtownie jej ciała, przystępował do rzeczy jakby nieśmiało, jakby powoli, jakby specjalnie delikatnie. Jednak działał. Czubeczek jego penisa chwiał się troszeczkę zbliżając się do jej płatkeczków, leciutko ocierając onie, nieco podrażniając przyjemnie, aż wreszcie powoli zaczął się wgłębiać.

Charlotta jęknęła lekko z bólu, ale nie cofnęła się. Jej dłonie oparły się na jego dłoniach, przytrzymujących uda.
- Mmm… jesteś wspaniały. - Wymruczała wkońcu, gdy pierwszy szok przeszedł. Czuł, że ją to lekko boli, ale jego towarzyszka najwyraźniej potrzebowała teraz jego bliskości. Musiał być tylko delikatny. Dlatego właśnie bardzo się starał. Poruszał powoli wyczuwając, gdzie ją boli oraz omijając owe miejsca. Nie przyspieszał, raczej pieścił swym członkiem wnętrze jej ciała, tak wrażliwe oraz tak obecnie bolące. Próbował ofiarować jej swoje wsparcie oraz otworzyć radosną przyjemność po tamtej traumie. Charlotta pomagała mu wyraźnie sygnalizując co sprawia jej przyjemność i po chwili jej oczy były lekko zamglone z rozkoszy, a twarz rumiana. Z lekko rozchylonych ust wydobywał się słodki pomruk. Ułatwiała mu zadanie. Dlatego właśnie łatwiej mu było skoncentrować się na takich miejscach oraz takich pozycjach, które dawały jej szczególną rozkosz. Leciutko przechylał, unosił jej nóżki, rozszerzał, zwężał, aż wreszcie doszli do tego optimum, kiedy mógł nieco przyspieszyć. Zresztą faktycznie widać było, jak bardzo był już rozgorączkowany. Drobne kropelki krwi, niczym soczek, już pewnie wypadały z czubeczka jego penisa wewnątrz jej słodkiej kobiecości. Widziała jak napięcie w jego kochance narasta, jak stara się powstrzymać ruch własnych bioder by sama nie wywołać bólu.

W pewnym momencie krzyknęła. Widać było że z przyjemności traci kontrolę, poruszała się, wiła, nabijając na niego. Podniecenie rosło, jego oraz jej. Ruchy stawały się coraz szybsze, coraz mocniejsze. Gwałtownie jęknął.
- Charlie - sapnął - - jęcząc wystrzelił porcję krwi ku jej cudownemu wnętrzu.
- Ah… Gaheris. To cudowne. - Wymruczała opadając bez sił na sofę.
Rzeczywiście było cudowne. Kiedy opadła ona, opadł także on na nią przytrzymując się rękami.
- Było wspaniale. Jesteś niesamowita - powiedział prosto do niej. Powoli wydobył swoją męskość z jej pięknego kwiatu.
- Weźmiemy razem kąpiel? Boję się, że usnę w wannie. - Odparła uśmiechnięta.
- Dobrze, ale dosłownie tylko chwilka. Poranek jest oraz muszę kłaść się spać - wyjaśnił. - Jak się czujesz, możesz spokojnie chodzić?
- Jak się o ciebie oprę, powinno być dobrze. - Odparła unosząc się lekko na sofie. Była słaba, ale było stanowczo lepiej.
- Dobrze - podniósł się. - Tylko się rozbiorę. Nie chciałbym myć się w ubraniu.

Niby było dobrze, ale nie całkiem. Liczył na to, że ponownie nakarmi ją później, następnego wieczoru.
- Oraz pomogę tobie się już całkiem rozebrać.
- Będę wdzięczna. - Charlotta, zaczęła na siedząco rozwiązywać suknię. - Cieszę się, że mnie znalazłeś, nie wiem czy przetrwałabym jeszcze jeden dzień w tamtym miejscu.
- Anna mi pomogła, właściwie to ona doprowadziła mnie do ciebie. To pewna wampirzyca, bardzo mała oraz bardzo sympatyczna. Cieszę się, że jesteś. Wieczorem zostaniemy wezwani do samej góry wampirów kierujących Londynem - wyjaśnił. Ujął dziewczynę oraz poprowadził ostrożnie do łazienki mieszkania.
- Będę musiała jej wobec tego podziękować. - Odparła idąc opierając się o wampira.
- Słusznie, zobaczymy co powie także książę wampirów. Jego opinia jest najważniejsza. Oraz Florence, twoja szefowa. Stwierdziła wczoraj, iż zabije mnie, albo raczej, że doprowadzi, iż zostanę zabity, jeśli ciebie nie odnajdę. Trochę wkurzona była - potwierdził Gaheris.
- Heh jak to zwykle ona. - Charlie przysiadła na wannie gdy Gaheris odkręcił wodę. - Moi poprzedni pracodawcy po prostu by mnie skreślili i szukali kogoś nowego.
- Trochę się na nią wkurzyłem, ale możliwe, że niespecjalnie sympatyczne zachowanie wynikało z paskudnej natury Florence oraz jednocześnie pewnej dbałości co do ciebie. Zobaczymy więc, co będzie dalej.

Gaheris napuszczał wody oraz sam wszedł do wanny. Trochę ziewał. Faktycznie, musiał się całkiem mocno śpieszyć.
- Szybciutko - zachęcił rozpoczynając mydlenie.

Charlotta weszła razem z nim do wanny. Niby to on odczuwał zbliżający się świt, ale widział jak oczy kobiety dosłownie kleją się. Poddawała się grzecznie wszystkim zabiegom, więc uwinęli się dosyć szybko, jednak wampir miał spore wątpliwości czy Charlie dojdzie do sypialni. Dlatego właśnie ją doprowadził sam, ułożył, pocałował oraz udał się do swojego pokoiku. Charli zasnęła po chwili,nim jeszcze opuścił pokój.
 
Aiko jest offline