Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2017, 18:42   #23
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zbliżający się Varblot wydawał się idealnym dniem na zorganizowanie Althingu, Elin uznała więc, iż nie można przepuścić takiej okazji a Freyvind przyklasnął jej pomysłowi. Król wyraził zgodę, wici zostały puszczone a w Jelling rozpoczęły się gorączkowe przygotowania.
Volva pierwsze co uczyniła, to skierowała swe kroki do tutejszego godiego, by omówić z nim szczegóły. Nie chciała, by poczuł się pominięty w nadchodzących wydarzeniach. Rozmowa do najłatwiejszych nie należała, gdyż sędzia pragnął jak najwięcej splendoru dla siebie ale wieszczce udało się go udobruchać i zadania zostały podzielone: godi zajmie się obchodami Ostary, a volva będzie przewodzić składaniu ofiar na samym Althingu ale sędzia pomoże w wyborze ofiar. Takie rozwiązanie wydawało się Elin najlepsze - godi znał miasto i ludzi, wiedział co będzie dostatecznie cenne, by nie obrazić bogów.
Kolejną sprawą jaką wieszczka chciała się zająć było stworzenie run zanim w pełni poświęci się przygotowaniom. Miała pewien pomysł ale by go zrealizować potrzebowała pomocy kowala. Dzięki przydzielonemu jej hirdmanowi od Becsegi z łatwością znalazła rzemieślnika chętnego do pracy w późnych godzinach.
- Czego potrzeba? - zapytał potężny mężczyzna po przywitaniu.
- Run z żelaza - odparła a kowal uniósł brwi w zdumieniu, nim jednak zdołał odpowiedzieć wieszczka kontynuowała. - Wystarczą płaskie krążki, o takiej wielkości - pokazała na dłoni -tylko byście musieli sami na nich wyryć znaki, bo ja w metalu nie zdołam.
Rzemieślnik podumał chwilę i w końcu odrzekł:
- Można by zrobić formy i z nich odlać gotowe już ze znakami krążki…
- Jeśli pokażecie mi jak, formami ja się mogę zająć, nawet tak byłoby lepiej. Zgadzacie się?
Olbrzym pokiwał po chwili głową i zajął się szukaniem materiałów. Żelazne runy były gotowe dwie noce później.
Resztę czasu volva spędziła równie pracowicie. Dokończyła drugi komplet run, tym razem z drewna dębowego, uzgadniała z godim kwestie ceremoni i ofiar, a także starała się, zgodnie z sugestią Helleven, poznawać ludzi, słuchać ich i dowiadywać się jak najwięcej.

Freyvind w ten czas wraz z królem słał posłańców na północ i wschód. Pełna władza Bacsegi ograniczała się w zasadzie raczej do Jutlandii, a Danowie z wysp jedynie nominalnie uznawali władzę króla z Jelling. Wielkie wpływy nad cieśninami miał Lothbrok i jego synowie co czasem sami przebąkiwali się udzielnymi władcami, a jarlowie Skanii i Hallandu wprost zwali się udzielnymi królami, władzy nad sobą króla Dunów nie uznając, jeno jego pozycję i prestiż przewodzenia. Mimo to ziemie Dunów mniej lub bardziej zjednoczone pod jedną władzą były, lubo szacunek do korony władcy rezydującego w Jelling miały i Becsega w mocy był zawezwać ich na althing, oraz przygotowywane przez Elin obrzędy Ostary.

Co innego jednak z pozostałymi ludami północy...



Jarlowie w kraju północnej drogi nie czuli respektu władzy nawet względem siebie i wielu z nich obwołało się królami. Udzielni panowie Vestfoldu, Alvheimu, Geirstadu, Agder, Rogalandu, Hordalandu i dalekiego Halogalandu patrzyli na siebie wilkiem, tak jak i pomniejsi jarlowie z Opplandu, Hedmarku, Møre i Trondelagu. Najsilniejsze było królestwo Vestfoldu, ale władca jego, znany z pięknych długich włosów Harald Halfdansson, miał dopiero trzynaście lat i jeszcze niewielki posłuch oraz respekt. Jego zmarły przed dwoma laty ojciec, Halfdan Czarny, zostawił mu silne państewko (jak na standardy podzielonej Nord Vegr), po podboju sąsiedniego Vingulmarku i przejęciu leżącego na zachodzie Sogn, ale na wykorzystywanie tej przewagi względem innych władców młodziutki Harald musiał jeszcze poczekać. Na razie to on był celem dla agresywnych sąsiadów, jak zaraz po śmierci rodziciela, gdy Vestfold chciał podbić król Gandalf z Alfheim wysyłając w tym celu armię pod dowództwem swego syna Hake, rozbitego na szczęście dla młodziutkiego króla pod Hakadal przez Guttruma, jego wuja-regenta. Ciągłe walki i niestabilna sytuacja w Nord Vegr, a także przeludnienie nad fiordami, zmuszały Northmanów do szukania nowych krain. O ile Danowie łupili zamorskie krainy, oni osiedlali się jak na wyspach owczych, foczych, na Hetlandzie, wyspach i wybrzeżu Alby, oraz w Eire.

Bacsega nie mógł tak po prostu wezwać władców północy na althing Danów, toteż jedynie zaprosił ich na obchody Ostary, które czynione obok althingu miały być godne nawet obrzędów co lat dziewięć czynionych w Uppsali, gdzie zmierzały wtedy rzesze ludzi spoza nawet krain Gotów i Swedów.
Sam Freyvind wspierał te zaproszenia rozgłaszając wszem i wobec swoje plany, oraz powołując się na swą legendarną sławę tylko nieco przyblakłą trzynastoma laty uśpienia, przyciemnioną neistety paszkwilami Erika z Tiso. By zwiększyć szanse na przybycie północnych władców użył fortelu i za porozumieniem z Bacsegą przykazał posłańcom aby głosili oni w hallach ‘królów’, że król Dunów chciałby naradzić się w temacie wyprawy z “Królem kraju Północnej Drogi”. Jednocześnie posłańcy agitować mieli wśród zwykłych wojów obiecując sławę i łupy. ‘Królewięta znad fiordów’ pozostawszy w domu ryzykowali, że któryś z sąsiadów popłynie na dański althing jako samozwańczy ‘władca północy. Gdyby wszystko wyszło jak skald zaplanował królowie-jarlowie od Alvheim po Halogaland na wyprzódki szykowali by swój wyjazd,a sami płynąc na Jelling pociągali za sobą kolejnych wojów względem tych co sami z siebie ciągnęli z północy pojedynczo lub grupkami chcąc dołączyć do wyprawy grabieżczej.

Większy bałagan jeszcze panował w krainach Swedów i Gotów. Syn Ragnara Lothbroka, Bjorn Żelaznoboki, uzyskawszy tam blisko czterdzieści temu władzę już po kilku latach tak jak młodszy z jego synów Refil, wybrał drogę grabieżcy, wikinga i “Króla Morza”. Władzę otrzymał starszy z jego synów Erik Bjarnson, lecz nie dane mu było cieszyć się nią długo bo zmarł na zimową gorączkę. Kolejny na tronie w Uppsali zasiadł bratanek zmarłego też Erik, syn Refila, wykazując się jako dobry władca… ale też nie porządził długo i władza przeszła na dwóch kilkuletnich synów Erika Bjarnssona: Anunda z Upsali i Bjorna z Håge. Pewnie któryś z jarlów Swedów sięgnąłby po władzę, gdyby nie fakt, że żaden nie był dostatecznie silny i równałoby się to z zadarciem z potężnym nad cieśninami Lothbrokiem i słynnym już z zamorskich harców Żelaznobokim (Anund i Bjorn byli dla nich odpowiednio prawnukami i wnukami). Jarlowie podzielili się zatem na dwa stronnictwa, a zwycięskie pro-Bjornowskie wywaliło z kraju Anunda i jego stronników. Chłopiec wylądował nad Kattegat u słynnego pradziada. Lothbrok uproszony przez jego stronników ruszył wraz z Anundem na Svedland i brutalnie pogodził rozbuchane towarzystwo, po czym zaciągnął dodatkowe wśród Swedów, oraz Gotów i pociągnął na Paryż. Anund i Bjorn zmuszeni zostali do współrządów.

Frey dobrze pamiętał to, bo sam był wśród tych co z Ragnarem płynęli najpierw na Uppsalę, a później na stolicę Franków. Od tamtej pory Svedland był czymś pomiędzy krainą spokoju i domem dla obłąkanych. Już dorośli Anund i Bjorn współrządzili raz zgodnie, a innymi czasy zwalczając się. Przy tym wszystkim nominalny władca, ich dziad, Żelaznoboki, wciąż miotał się po wybrzeżach Franków, Spaniardów, oraz po Morzu Południowym. Tak więc kraj Swedów i Gotów będąc w miarę zjednoczonym, posiadał trzech królów jednocześnie. i targany był wojnami, gdy bracia z Uppsali najeżdżali niepokornych względem ich władzy Gotów, żyjących na północny wschód od Skanii.
Bacsega i Freyvind zgodnie nie widzieli sensu by usilnie namawiać do przybycia ‘uppsalskich królów’. Mimo to nie zignorowano Anunda i Bjorna, aby urażonymi się nie poczuli. Jeno zaproszenie posłano, że gośćmi miłymi by byli, ale więcej wysłannicy starać się mieli wśród jarlów Swedów i Gotów, oraz wolnych osad. Obiecując wielkie łupy i sławę wskazywać mieli, że kraj wyludniony z wojów nie będzie targany pomysłami wnuków Żelaznobokiego, a kto pociągnie na wyprawę będzie wraz z nim mógł dorobić się na grabieżach. Dla wikingów z tej części północy wyprawiających się na biedniejsze krainy Suomi, Kvedów, Słowian i Bałtów, wizja łupienia bogatego królestwa Franków mogła być nęcąca.

Gdy ustalane było to wszystko przez wschodnie morze płynęła już sneka do Gardariki gdzie mieczem wywalczył ją sobie Sighvart. Nie było szans aby waleczny jarl zdążył na althing i Ostarę, ale za to największe, że przywiedzie wojów na wyprawę. Dawny karl Varde był wielkim druhem Agvindura, toteż skald liczył na to że Sighvart wyruszy na zachód nie zastanawiając się wraz ze swą drużyną, a może i zaciężnymi Słowianami podobnie jak jego syn będący karlem na południowym wybrzeżu wschodniego morza w osadzie zwanej Truso.
W tym samym czasie kolejny okręt popłynął też na zachód do królów Duibhlinnu, braci Olafra i Imara, na pokładzie niosąc również posłańca do władcy Irów, z posłannictwem od Dlarmuida, Ira z hirdu Bacsegi, który obiecał pomoc. W tym czasie szczęśliwie dla planów Freyvinda, władca Ailech, wysoki król Áed Findliath z klanu Nei-ll, nie tylko nie walczył z Northmanami z Duibhlinn i innych nadmorskich osad wikingów, ale był z nimi w sojuszu w czasie walk z pomniejszymi królami Irów sprzeciwiających się jego nominalnej zwierzchności.

Zgodnie z planem przyjętym przez Bacsegę puszczono też ludzi do kraju Franków, z poleceniem królewskim, aby wszelkie wojska rozbite po przepadnięciu Welanda, plądrując i paląc kraj wycofały się do Dorestad i zgrupowały pod Rorikiem wyczekując na moment aby wspólnie z kilku stron uderzyć na ziemie Franków z nową mocą, pod nową komendą i z posiłkami nowych wojów mających przybyć z krajów północy.

Również Bjorn Żelaznoboki powiadomiony został o planie inwazji i poproszony by przedstawił ofertę nie uderzenia wielką armią na Brytanię, za cenę ochotników mających wzmocnić siły przeciw Frankom, oraz zaplecza dla najazdu w postaci żywności i miejsc na obozy dla wojów oraz na cumowanie okrętów na północnych wybrzeżach Wąskiego Morza. Najstarszy z synów Ragnara cieszył się tam wielkim respektem.

Czasu nie było wiele, a roboty było w bród. Gdy Elin gotowała siebie i osadę do Ostary, Frey planował jak przekonać wojów aby zdecydowali się iść z nim na wyprawę. Charyzma i gładkie słowa mogły nie wystarczyć. Skald chciał wstrząsnąć nimi i przebudzić ich ducha. W cykl obrzędów, ofiar i wieszczb przygotowywanych przez volvę, skald zdecydował się wpleść własny plan. Potrzebował jednak w tym pewnej pomocy...





Freyvind i Karina


- Karino? - Freyvind zbliżył się do kobiety wyszywającej jakiś motyw nićmi na koszuli Bjarkiego. - Możemy chwilę porozmawiać?
- Mhm - przytaknęła robiąc skaldowi miejsce obok i suknię zawijając pod udo. - Czego ci trzeba?
- Wciąż wielbisz Białego? - spytał siadając i spoglądając w palenisko.
- Mmmm - zaczęła ostrożnie wbijając igłę w materiał - przez lata znalazłam sposób by wiara ta nie kuła w oczy innych. Wciąż wracać chcesz to rozmowy z Aros? - spytała zaskoczona jakby domyśliła się przyczyny.
- Zastanawiałem się jedynie, czy po tylu latach nie zaczęłaś szanować naszych bogów. Nie obawiaj się, nie mam zamiaru Ci uchybiać. Gdyby krześcijanie byli jak Ty, to… - urwał i pokręcił głową.
- Mówisz, jakby krześciajanie to motłoch był jednolity. - Uśmiechnęła się łagodnie wywołując zmarszczek moc wokół oczu. - Różniśmy, tak jak i wy, co w Chrysta nie wierzycie.
- W Aros, wtedy gdym cię do ściany przyszpilił… uciekłem do świątyni. Tam myślałem o tem. Odyn wszechojciec jako i Twój bóg. Baldur zabity i wskrzeszony po Ragnarok będzie jak Biały, co go zabito i ma wedle słów Chlo wrócić. Jakbyśmy i my i wy w to samo wierzyli, szczegóły jeno różne… kto ma rację?
- O tem chcesz mówić? - Karina lekko odwróciła się do Freyvinda dłoń mu ciepłą kładąc na jego dłoni. - Na strapionego wyglądasz. Pomoże Ci rozmowa o bogach?
- Nie, Ty mi pomóc możesz. Wciąż Białemu służysz, a nasi bogowie? W sercu przez tyle lat miejsca u Ciebie nie znaleźli?
- Jaka to wiara by była, Feyvindzie, gdy z serca i myśli Boga wyprosić? - Navarrka uśmiechnęła się. - Ale waszych bogów przez was nauczyłam się szanować. I miejsce im zrobić obok Chrysta.
- Najbardziej boli Karino, że kapłani Białego każą odwracać się od Asów i Wanów, takoż mówią. A prawie każdy z naszych bogów przeznaczenie ma jedno. Zginąć w Ragnarok. Thor od jadu Jormungarda, Hejmdal z ręki Lokiego. Wszechojciec pożarty przez Fenrira… Frey - spojrzał na nią - pod mieczem Surtra bezbronny, bo swój miecz oddał w imię miłości. Nie będzie bogów po Ragnarok, wróci Balder, jak wasz Biały. Odwracając się od naszych bogów, zatracając ich w zapomnieniu zabieramy im honorową śmierć. Której są świadomi. Cieszę się, żeś krześcijanka, a to szanujesz.
- Czynią to bo Bóg jest drogą do życia wiecznego. Życie nie takiego jak ja i Ty znamy lecz istnienia dla duszy naszych nieśmiertelnych. Dlatego nawołują do odrzucenia innych by otworzyć drogę na pokonanie śmierci, Freyvindzie.
- Nieśmiertelne dusze. Niebo, Valhalla. Znów to samo, ot szczegóły różne. - Frey uśmiechnął się lekko.
- Valhalla dla wybrańców jeno. Niebo dla każdego: bogatego, biednego, zasłużonego czy nie, jeśli wierzy w Chrysta i podąża za jego naukami.
- Wiesz co z Chlothild było gdym ją znalazł?
- Nie wiem, co?
- Od Białego się odwróciła, za to zamknięto ją w klasztorze gdziem ją znalazł. Torturowali ją. Strasznie. Płakała z radości na widok nas, może jedyna w kraju Franków. Ty zaś branka, thrallka, tyle lat w kraju naszym żyjesz i nawet ja, zaciekły obrońca starej wiary przyjaciółkę w Tobie widzę szanując żeś ukrzyżowanego służką. My Northmani, diabły krwi łaknące, a krzescijany pełne miłosierdzia.
- Znowu przykłady dajesz takowe co mają ukazać skrajności. Nie zawsześ szanował i przyjaciółką zwał - wytknęła skaldowi delikatnie. - Może i Franka zrobiła coś więcej niż plecami się odwróciła od czci należnej Jedynemu? - Mimo słów, dłoń lekko skalda ścisnęła ze współczuciem w oczach. - Ale… w czem pomóc mogę?

Przez jakiś czas jedynie drewno trzaskało w palenisku, bo Freyvind długo milczał nim wzrok na Nawarke znów podniósł.
- Na Althingu jaki się zbierze, chcę wielbić Asów i Wanów. Szanuję żeś Białego służką, ale zaśpiewaj z nami pieśń ku chwale starych bogów, których przeznaczeniem jest śmierć. Ze mną. Z Grimem. Z Jorikiem…
- Czemu ja? Ktoś bardziej zasłużony powinien wedle waszych obyczajów.
- Boś mi droga, ale i respekt masz u wilków.
- Ah. To o to chodzi. - Z westchnieniem cofnęła rękę by igłę na powrót uchwycić. - Wilkom chcesz pokazać, żeś przyjaciel?
- Nie. Wilkom chce pokazać co innego i w innym miejscu, w innym czasie. Zbiorę armię wielka i do kraju Franków ruszę. Chcę wyprosić u Synów Valiego, by chronili ten kraj gdyby Sasi z południa na Danevirke ruszyli. - Frey patrzył w ogień. - Chcę spotkać się z nimi na wilczej polanie, którą zniszczyliśmy i obiecać, że gdy to uczynią nigdy do mego kraju nie powrócę. I z pokorą poddać się gdyby za me czyny upokorzyć mnie w tym miejscu zechcieli.
- I chcesz bym Ci pomogła w rozmowach? - dopytywała się z nagłym napięciem.
- Byłoby to… dobre, ale jak zechcesz. Powiedz mi… - Teraz on uchwycił jej dłoń. - Czemu oni nas tak nienawidzą? Za to co Odyn, stworzyciel Canarla zrobił z Valim i Narfim po złapaniu i uwięzieniu Lokiego?
- Ciężko to wytłumaczyć bo to nie jeno tutaj się dzieje. W innych krainach niezgoda również panuje, a nie wszyscy przecież w Odyna wierzą. - Karina próbowała odpowiedzi udzielić jak najostrożniej. - W oczach wilczych wcieleniem zła i plugawości jesteście, a obecność wasza życiu i dobru urąga. Oni są tego opiekunami dlatego zwalczanie was jest w krwi ichniej, z ojca na syna.
- Agvindur o Ribe dbał jak o własne dziecię, ja za ludzi wielem gotów poświęcić. Aleśmy plugawi. Karino… - znów na nią spojrzał i ścisnął rękę. - Choć oni zabić mnie niejednokrotnie pragnęli, to ja nienawiści nie żywię. Zaszczytem byłoby dla mnie ramię w ramię stanąć, choćby i z tą co walczyłem pod płonącą hallą Agvindura. - Zabrał rękę. - Alem plugastwem, bom nieumarły. Niech i tak będzie. Ale chcę pokazać im, że i my, potomkowie Canarla i oni, dzieci Fenrira tu żyjem, wśród tych ludzi, co wiarę w Asów i Vanów w sercu mają. Tyś kobietą co respekt u nich ma wielki. Zaśpiewaj z nami pieśń ku chwale bogom. Bogom tych ludzi - zatoczył dłonią po domostwie gdzie było parę osób zajmujących się swoimi sprawami, aczkolwiek jasnym było, że gest ten wychodzi poza ten langhus. - Bo oni są ważni ponad tę nienawiść jaką wilki czują do potomków Canarla, czy ponad wiarę czyj bóg silniejszy i prawdziwy.
Karina na nie do końca przekonaną wyglądała w kwestii śpiewów:
- Czemu Gudrunn nie poprosisz? Ona tu większy szacunek ma niźli inne kobiety. Źle by ją pominąć. To jej ludzie tutaj…
- Gudrunn szacunek ma, tyś symbolem. Łączysz w sobie nasze, boś tyle lat już tu. Obce, boś Białego służką i branka z odległego kraju. Aftergangerów, boś (w co wierzyć chcę) moja przyjaciółką i kobietą tego co dzięki krwi nieumarłego żyje. I wilków, boś wśród nich szanowana wielce.
Navarrka chwil kilka spędziła w skalda się wpatrując bez słów by w końcu głową lekko przytaknąć.
- Dobrze. - rzekła krótko i zacisnęła usta jakby dodać coś chciała. - Na wyprawę popłynąć chcę z wami... - dorzuciła, ale już w powietrzu, bo ucieszony Frey powstał nagle po jej pierwszych słowach i porwał w ramiona, podrzucił lekko, delikatnie znów pochwycił i uścisnął.
- Wielką radość… - urwał gdy dotarły do niego jej dalsze słowa. - Z nami…?
- Z wami - przytaknęła bez tchu nagle po reakcji skalda - Wiem, że Bjarki będzie chciał bym została, ale nie chcę bez niego… - zajrzała w oczy Lenartssona.
- Nim wyjadę, krwi mojej dość zostawię, aby długo żył jeszcze.
- Ależ on za tobą podążać się szykuje. Jak dawniej.
- Choćby cały świat nas dzielił, bliscy sobie będziemy ja i on. Alem go utracił w chwili gdy Cię pokochał i strata ta radość we mnie wzbudza więcej niż żal. Jakem plugastwo - uśmiechnął się cynicznie - tak tu go zostawię, byście w spokoju razem byli, a nie na wojnie. - Karina ostro powietrze wciągnęła słuchając z zaskoczeniem słów jego. Skald ujrzał w jej oczach ulgę niewysłowioną, taką co jeno obawa długotrwałą zastępuje. Trzynaście lat to niemal wieczność dla kobiecego serca
- Wierny starym bogom godi i krześcijańska branka - ciągnął. - Miłość i szacunek jakie są w was, a nie nienawiść i pogarda jakie są w niektórych sługach Białego… i we mnie. Żyjcie, miłujcie się z dala od tego co tam będzie. Przykażę mu by został, więź posłuszeństwo wzbudza, ale i to uczynię aby sens w tym widział choćby go ku mnie gnało. Strażnikiem pokoju tu i sędzią althingu. - Pogłaskał po policzku trzymaną kobietę, a dłoń jego zrosiły jej ciepłe łzy, co na rzęsach zawisły na ulotną chwilę, gdy słowa jego posłyszała.
Zawahał się.
- A tyś wolna, do dziś jeno w prawie moja. Gdyby jednak jakieś inne powody były, że chcesz wyruszyć, to Karino.. z radością to obaczę. Wiedz jednak jedno. Com mówił królowi, czy Elin… furda. Ja tam po Chlothild idę i zrobię wiele by ją odzyskać. Sam szatan w jakiego istnienie wierzycie i o którym mi opowiadała, niczem będzie przy tym co uczynię by to osiągnąć. Ból jeno Ci to sprawi.
- Miłujesz ją - z zapłakanym uśmiechem rzekła wilków towarzyszka - i dla niej świat podpalisz. - Po chwili palce zacisnęła na ramieniu skalda jakby coś przypominając sobie. - Wiedz jeno, że kilka miejsc jest co pomóc jej mogą. Opactwo w Mont St-Michel i brat Bertrand, o nim lat kilka temu słyszałam. Drugie to góra zwana Atos w kraju Greczynów będąca. Tam jeno mężów wpuszczają jednak, wiedz o tym. Wśród wilków też mówią o znachorze świętym gdzieś na terenach Słowian, ale to samotnik i nie siedzi w jednym miejscu. Zostaje też Konstantynopol i tam kogoś szukanie, blisko centrum wiary…
- Dziękuję za te wieści. A z wilkami pomożesz? W rozmowach z nimi i wysłaniu wieści. Zaproszenia na spotkanie tu pod Jelling.
- Pomogę. - przyrzekła, ostrożnie wysuwając się z uścisku aftergangera - Ale przygotuj się, bo - westchnęła - oni nie są łatwi w rozmowach.
- Ja też - posilił się na humor. - Przygotuje, a Ty ich zawiadom.





Freyvind i Gudrunn


Choć nigdzie nie dało się jej znaleźć i nikt nie wiedział gdzie jej szukać, to Jens posiadał swoje sposoby na kontakt z Lodowooką. Protektorka Jelling usunęła się w cień gdy Becsega osadę tę wziął za swą stolicę i siedzibę, a jarlostwo nad nią powierzył Jensowi. Ale była blisko, co skald i wieszczka wiedzieli po tym jak tuż po ich przybyciu zjawiła się by ich powitać. Jens bez większych oporów zgodził się powiadomić ją iż Freyowi zależy na rozmowie, a tą ‘nicią kontaktu’ okazał się zwykły pies, tresowany basior co posłany został za aftrergangerką przebywającą ‘Odyn wie gdzie’.
- Flageaug. - Skald pochylił głowę w przywitaniu wspominając jak nieopodal wspólnie polowali na sarnę by potem pić jej ciepłą krew.
- Złotousty - odparła z psotnie dostojną miną. - Jak to jest? Ty wzywasz, ja przybywam? - klapnęła obok, rozpychając się bezczelnie i dając Freyowi kuksańca łokciem.
- Wezwij a i ja przybędę. Obym jeno wiedział gdzie.
Uśmiech jaki wypełzł na jej twarz nazwać można było jednym słowem: lisi.
- Czego Ci trzeba?
- Zbieram armię i ruszam za morze.
- Becsega pomocy nie żałuje jak sądzę? - uniosła brwi w pytaniu.
- Nie żałuje. Ja jednak więcej chcę niźli pomoc króla. Chcę zebrać armię większą niż ta co ruszyła z Welandem, a wraz z wojami co tam ostali utopić kraj Franków we krwi za to co uczyniono Agvindurowi. Potrzeba mi tedy czegoś spektakularnego, co będzie jak grzmot, który zwabi tu wojów z całej północy, nie tylko Denemearki.
- Thora przekup by przybył z wizytą. - Zaśmiała się z własnego żartu. - I coś wymyśliłeś, zgadza się?
- Mam wiele pomysłów, a w tym co zamierzam Freya mi bardziej pomoże niż Thor - spojrzał na nią z zagadkowym uśmiechem i powoli zaczął wyjaśniać swoje zamiary. Althing zwołany przez samego króla w czasie Ostary, wieszczby Elin i ofiara wielka składana bogom raz na ileś lat.
Oraz coś jeszcze, coś co ludźmi wstrząśnie, poruszy serca, uniesie. Opowiedział co.
- … wybrałabyś najpiękniejsze, młode tarczowniczki - dodał na koniec, gdy wyjawił jej szczegóły swego planu. Miał nadzieję, że wykonanie będzie lepsze niż opis suchymi słowami. - One niczym walkirie tańczące wokół ognia podczas pieśni ku chwale Asów i Wanów. A ty z nimi, jako ich królowa. Królowa Walkirii. - Uśmiechnął się chyba po raz pierwszy widząc Gudrunn spłoszoną i niepewną.
- Królowa? - jakoś nie do końca przekonaną była.
- Na południu i wyższe tytuły mają. Gdyby względem urody i charakteru patrzyć to cesarzowa walkirii bez mała -odpowiedział przekornie. - U nas jednak to obce słowo, królową zadowolić się musisz.
- Wybrać mogę, ale wielu ich nie ma - niezręcznie zmieniła temat. - Nie młodych i pięknych - skrzywiła się nieco - Spytam i przygotować się czas dam. - Nagle uniosła lodowoniebieskie oczy na skalda i fuknęła. - A ty możesz obietnicę daną lata temu spełnić.
- Jaką?
- Ubranieś mi obiecał. - Rozczarowanie na twarzy aftergangerki się odmalowało. - Tak tedy możesz strój przygotować na tańce. Chociaż ja w tańcach nie szkolona.
Frey spojrzał na nią niewinnie.
- Przez ostatnie lata nie bardzo mogłem, ale tak uczynię jak powiedziałem. Najpiękniejszy strój Ci ofiaruję. Tylko że - niewinna mina jakby się pogłębiła, jak i podejrzliwość na twarzy Gudrunn. - Ostara to święto radości, upojnej zabawy na nadejście wiosny… płodności. Nagie tańce wokół ognia…
- Nagie? - Wyraz popłochu jaki zagościł chwilę temu na jej obliczu teraz zamienił się w panikę. Zerwała się z pniaka - Nie. W nagich udziału nie wezmę - dodała próbując ratować resztki godności.
Freyvinda zdziwiła aż taka reakcja. Nieopodal trzynaście lat temu dla Freyi czynili akt między mężem i niewiastą ludziom zwyczajny. Mimo iż nie od początku planowany. Poniosło ich wtedy. Na oczach całej osady jedyny problem jaki miała to powstrzymać się przed tym, aby rozkosz powiększyć piciem krwi. Teraz zaś na wieść, że nago miałaby wystąpić zachowywała się jak podlotek.
- Gudrunn - spojrzał na nią zdziwiony. - Czemu? Coś się stało?
- Nie. Nic. Jeno nie mogę. Ile zdołam kobiet przekonam - dodała by wybić się z niewygodnego tematu.
- Gudrunn… - zbliżył się do niej powstając i delikatnie rękę jej ujął. - W czym rzecz? Tyle zim za tobą, jakże tak piękna kobieta ciała swego wstydzić się może?
- Właśnie temu. Że zim wiele… - urwała warknięcie jakie dobyło się z jej gardło i nie dokończyła. Dłoń z uścisku skalda wysunęła wzdychając z jakąś determinacją. - Nago nie.
- Nie powiesz mi choć czemu?
Westchnęła ponownie by napięciu dać ujście.
- Lepiej dla Twych planów by ludzie tego nie wiedzieli i nie ujrzeli - dodała markotnie. Odsunęła się i tyłem odwróciła. - A i lepiej dla Ciebie byś we mnie szkarady nie pamiętał.
- Szkarady?
- Trolla przypominam - rzekła smętnie i cicho, po czym rozsznurowała kubrak, a później i koszulę. Włosy z jakąś dziwną zawziętością zagarnęła na bok ukazując oczom skalda nagie plecy.

No może nie do końca nagie…
Skóra na nich, co jej gładkość pod palcami pamiętał, porośnięta była obecnie krótkim, jasnym niemal białym włosiem, rzadszym na łopatkach ale zacieśniającym się ku kręgosłupa linii. Wzdłuż niego ciągnęła się wyraźniejsza szczecina, rozszerzająca się na linii bioder. Podszedł zafascynowany tym widokiem i powoli przeciągnął dłonią wzdłuż kręgosłupa aftergangerki po twardej szczecinie. Drugą ręką musnął jakby badawczo delikatniejszą i przyjemniejszą w dotyku sierść na łopatce i niżej. Wędrówkę po twardej szczecinie zakończył na wysokości bioder, jakby się zawahał.
- Ot kobieca przewrotność - odezwał się w końcu. - Coś co wyjątkowości dodaje za szkaradztwo bierzesz, choć piękna twego nijak to nie pomniejsza - mruknął drugą dłonią przesuwając po boku, zgrabnej sylwetki, gdzie jeno meszek się zaczynał przechodząc w jasną miękką sierść. Tę wędrówkę również na kształtnym biodrze zakończył. - Niech mnie jotuny jeśli kłamię, Flageaug.
- Ślepyś zatem - sarknęła zupełnie nie przekonana sama palcami sięgając na plecy - A ja z siebie pośmiewiska robić nie będę. - Gdy pochyliła się po koszulę, skald ujrzeć zdołał, że sierść nie kończy się na linii bioder lecz posuwa dalej, tam gdzie ciało przed wzrokiem jego spodnie kryły.
- Szczerym w tym co rzekłem. Zaiste dziwnie kto to widzieć może. Nie zwyczajne to przecież, aleć piękna Ci to nijak nie odbiera. Bardziej niezwyczajnym, że kto zmarł i po ziemi chodzi, niźli to. Kryjesz coś, co charakteru Ci dodaje. Wspomnij Bjarkiego i twarz jego, a pięknym ludziom się jawi pięknym swą mądrością. Karina go jak nikogo na świecie pokochała.
- Ludzie nienawykli do widoków takich - sarknęła, a Frey poczuł reakcję skóry gdy muskał sterczące, sztywne włosy. Mięśnie jej lekko drżały. - Powodów do niepokoju czy szaleństw im dawać nie chce i nie zamierzam. - Zamarła lekko czując że znów przejechał dłonią po szczecinie w dół, ale zatrzymał opierając ją o spodnie. Jakby nie śmiejąc sam sprawdzać jak daleko to sięga.
- Do stóp to?
- Za kolana… - odpowiedziała na pytanie skalda ciszej i jakby łagodniej.
- Mogę? - też spytał cicho na co Lodowooka skinęła głową przyzwalająco i odwróciła twarz bokiem by móc spojrzeć na stojącego za nią Freyvinda. Gdy zsuwał skórzane spodnie, cal po calu przed oczyma ujawniała się mu dalsza zmiana w jej ciele. Jasny zarost zagęszczał się mocno w okolicach kości ogonowej tworząc widoczny teraz już wzór przypominający skierowany w dół grot włóczni. Pośladki pokrywała gęstsza i miększa niż między łopatkami sierść nadając skórze połysku srebrnawego w bladym świetle gwiazd. Uda wewnątrz również tak porośnięte były by zamienić się w twardszą sztywniejszą szczecinę na zewnętrznej stronie umięśnionych nóg aftergangerki. Całość kończyła się tuż pod kolanami delikatnymi włoskami, miękkimi niczym puch.
- Na litość Freyi, jakże zazdroszczę. - Na twarzy skalda odmalowywał się zachwyt.
- Co? - wyrwało się z ust zaskoczonej. - Głupiś! - ofuknęła go - Nijak między ludźmi się już nie skryję.
- A po co się skrywać? - Wzruszył ramionami i przeciągnął dłonią po pośladku, nie nachalnie tak by dotykiem tym płynnym futro mierzwić. - Nie wiem jak to jest, ale gdziem zarośnięty, tam więcej przyjemnie gdy się włosami bawić. Na głowie je mierzwiąc czy brodę. Przyjemność większa z dotyku płynie. Czyż nie? Ty masz tak z większością ciała. Ot zazdrość. - Przeciągnął dłonią po jej udzie.
- Bo nie wszystko ludzie zaakceptować mogą, a odmienność zwykle nieprzyjaźnie witana jest - zamruczała gardłowo pod muśnięciami. - Nie jest to… nieprzyjemne - odparła jakby też dopiero teraz odkrywała nowe bodźce płynące przez jej ciało.
- Nie wydaje mi się, by ktokolwiek nieprzyjaźnie zareagował na słynną Gudrunn, obrończynię Jelling. Nawet gdybyś na ramionach dwie głowy nosiła, a z barków wyrastały Ci kolce. - Skald palcem ‘obrysował’ miejsce przypominające grot włóczni. - Dziw to, wszak pamiętam gładką skórę pleców Twych gdy… - urwał i lekki uśmiech dostrzegł na usta zabłądzający, gdy i Gudrunn wspominała wspólne ich chwile. - Jakbyś nagle nabierała cech wadery w która się czasem zmieniasz. - Pokręcił głową. - Jesteśmy nieśmiertelni od starości i chorób. Jeżeli w walce głowy nie położymy, lub Sól nas nie spali ,to wieki przed nami. Ile przez tak długi czas się jeszcze zmieni? Dasz radę to ukrywać? - Przysunął się do niej bliżej i pochylił. Prawie szeptał usta mając przy jej uchu gdy nie rzecząc nic pilnie słuchała. Przez myśl przeszło mu ulotnie jakby wyglądało też porośnięte sierścią. Wilcze. - Co lepsze? W strachu żyć, że ktoś to odkryje, czy pokazać się bez wstydu z uniesioną głową: “Taka jestem. I w rzyci mam co o mnie myślicie!”

Ucichł na moment i objął ją ręką na wysokości gładkiego brzucha, a drugą dłoń na biodrze jej oparł. Głowę złożył na jej obojczyku i przylgnął do ‘futra’, a ona wtuliła się odruchowo. Przylgnęła do ciała skalda bez uprzedniego napięcia i policzkiem o jego policzek lekko potarła.
- Nie będę zatem o to prosił com wcześniej rzekł. Sama podejmiesz decyzję czy, gdzie i kiedy pokazać się taką jaką jesteś. Sprawię Ci najpiękniejszą suknię w Jelling na obrzędy Ostary. Jedynym będę co wie co się pod nią kryje. I ani zapomnieć tego widoku, ani unikać, boś wciąż piękną.
- To nie o piękno fizyczne chodzi, Freyvindzie. Boję się - szepnęła ze wstydem i na ręce oplatającej ją dłonie oparła - że tracę część siebie, gdy to… - nie dokończyła lecz doskonale wiedział o czym mówi - … się poszerza. Zniknę, gdy całą mnie pokryje? - Zmieszana, na odpowiedź nie chcąc czekać w ramionach się Lenartssona obróciła.
- Nawet jak to miałoby nastąpić - oparł czoło o jej czoło. - To nie dziś, nie jutro, nie za księżyc, nie za rok. - To tak jakby śmiertelny młodzik miał się martwić tym że umrze, bo to przecież pewne. - Ścisnął ją lekko, a ona objęła jego szyję ramionami. - Na zapas się nie frasuj.
- Może i rację masz. Wiele rzeczy w Midgardr co smutek przynoszą i gniew. Chwile jak ta... ulgę niosą. - Zajrzała skaldowi w oczy, by usta ich złączyć pocałunkiem powolnym i czułym, choć krótkim.
- Zadbajmy zatem, aby tej nocy była tylko ulga. - Teraz on nachylił się by ją pocałować.

Tym razem nie udało im się powstrzymać by w trakcie uniesień nie napić się z siebie płynu życia.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-07-2017 o 16:39.
Leoncoeur jest offline