- No, to teraz sobie pogadamy po mojemu. - oznajmił Karl, przysuwając sobie jakiś ocalały cudem zydel, siadając na nim i opierając jedną nogę na zranionej kończynie herszta.
Mock syknął z bólu i przestał się wiercić. - Bo widzisz - kontynuował Karl, wyciągając sztylet i krytycznie przyglądając się klindze - dla mnie cała ta heca śmierdzi bardziej, niż powinna i takie mam wrażenie, że nie była przewidziana, by zostawić kogokolwiek przy życiu, gdy się skończy.
Mock wymamrotał coś niezrozumiałego. - To zacznijmy może od początku: kto wam nadał tę robotę? I dlaczego akurat wam?
- Mmmwmrpss... - opluł się lekko przywódca byłego już gangu. - Że jak? - zmarszczył brwi Karl, dociskając nogę.
Mock zawył, po czym dalej wydobywał z siebie niezrozumiałe dźwięki, gestykulując przy tym przy swoich ustach. - Co? Co ty... - Altmeier urwał, zrozumiawszy wreszcie. - No kurwa. Te pajace wszystko zjebią. Pisać umiesz? Kurwa, uszy dalej masz, kiwnij czy coś... - ale gdy zaczął się rozglądać za czymkolwiek, co mogło posłużyć do komunikacji pisemnej, na schodach rozległy się kroki kilku par butów.
Karl obrócił się i zobaczył czterech nieznanych mu, ale wyglądających na typowych ulicznych zakapiorów, mężczyzn.
Nie czekając na ich reakcję, szybko złapał Mocka za włosy, przeciągnął sztyletem po gardle i rzucił się do ucieczki.
Był już w tunelu i ścigały go tylko cichnące odgłosy, gdy nagle ni z tego, ni z owego, dostał czymś ciężkim i ostrym w głowę.
Zaklął, złapał się za skroń i poczuł wilgoć na dłoni. Przyspieszył.
Na wszelki wypadek klucząc uliczkami, dogonił w końcu resztę, akurat na czas, by zobaczyć jak Estalijczyk wyczynia nową głupotę. - Tobie tam już kompletnie rozum ze łba wytłukli? warknął na powitanie. - A ten co tu, kurwa, robi? - zdziwił się, gdy dostrzegł Alfonsa.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |