Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 00:12   #11
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Tymczasem Chris na recepcji starał się porozumieć z Joachimem.
- Przepraszam bardzo, za tę rozmowę rano w restauracji. Jakoś tak niezręcznie wyszło. Kwiaty przyniosłem - uśmiechnął się niezręcznie - może wam się spodobają - spuścił wzrok oglądając z wielkim zainteresowaniem swoje buty. - Chyba wyrwałem Cię z drzemki.
Joachim wziął kwiaty w ręce i skrzywił się lekko. Szybko jednak schował grymas i wymusił mały uśmiech.
- Dzięki… żonie się spodobają.
- Miałem taką nadzieję
- Chris uśmiechnął się radośnie - kobiety lubią kwiaty, prawda?
Joachim pokiwał głową niespecjalnie zwracając uwagę na Chrisa.
- Czegoś jeszcze chcesz? Niespecjalnie chce mi się rozmawiać teraz z tobą czy twoimi koleżankami, bez urazy… - dodał bez przekonania.
Chris przygryzł zęby z zażenowania:
- Ostatnia rzecz. Gdzieś w aucie chyba wypadł mi klucz. Poszukam wieczorem jak się zrobi trochę chłodniej. Mógłbyś mi na chwilę otworzyć drzwi do pokoju? Wezmę jedną rzecz, którą muszę pilnie zabrać do Deanny.
Joachim uniósł brwi.
- Czemu po prostu nie poszukasz teraz? Jakby było to takie pilne to byś nie marnował tak czasu… a zresztą - machnął ręką i wszedł do pokoju za kotarą. Po chwili wrócił z kluczem. - Chodź.
Chris poszedł za Joachimem. Nie bardzo miał pomysł co zrobić dalej ze zdobytą wiedzą o tym gdzie są zapasowe klucze. Zabrał jakieś papiery z pokoju, podziękował Joachimowi i poszukał Pat.
Pat znalazła Chrisa na korytarzu.
- Kwiaty wręczone? - Spytała wydobywając paczkę papierosów z kieszeni. Na chwilę zamyśliła się. - Chcemy pogadać u mnie?
- Gdziekolwiek - mruknął Chris - to wariat - starał się, aby zabrzmiało to raczej żartobliwie - ale przecież nie będziemy tak bezmyślnie grzebać w jego rzeczach. Wychodzi i nie zamyka motelu, chyba nie trudno będzie zdobyć te klucze. Co robimy, masz jakiś pomysł?
Pat poprowadziła Chrisa do swego pokoju, tam odpaliła papieros.
- Pokój był zamknięty. Więc na pewno nie wyciągnęli go siłą. - Zaciągnęła się patrząc na swego towarzysza. - Ale jeśli Deanna daje znać policji, to powinniśmy dziś, bo jutro pewnie oni tam wejdą.
- Wątpię żeby potraktowali to zaginięcie poważnie… ale na pewno warto byłoby tam wejść. To powinno być w sumie łatwe, klucze ma u siebie w kantorku. Tyle, że on ma tu wszystko poukładane, może pamiętać nawet w jaki sposób ma ułożoną pościel na łóżku. Jest sam, poczekajmy, jak wyjdzie, jeden do pilnowania czy nie wraca, drugi przeszuka pokój. Mam nadzieję, że jego żona nie leży ciągle u niego w łóżku - Bones zakończył mało smacznym żartem.
- Skocze po fajki i mogę czuwać na ławeczce. - Odpowiedziała z uśmiechem.
- Jasne. - Chris podszedł do samochodu, wyciągnął wodę z lodówki, wykonał gest jakby coś znalazł na podłodze i poszedł w kierunku Pat.
- Powiedziałem Jo, że mam coś pilnego do zaniesienia Deannie. To może posprawiajmy wrażenie, że jej coś niosę. Przy okazji oglądniemy miasteczko i może pomyślimy na spokojnie. Jo teraz będzie chyba spał, więc i tak do niego nie wejdziemy.
- Ok, chętnie się przejdę.
- Odparła Pat. - To co najpierw stacja?

Na stacji akurat zmieniali się pracownicy. Facet ze wczorajszej nocy właśnie opuszczał budkę i wręczył klucze dla znacznie młodszego od siebie chłopaka, może w wieku licealnym, może studenckim.
Starszy facet wywrócił oczami i minął dwójkę detektywów bez słowa.
W środku budki młody chłopak przywitał ich z zupełnie innym nastawieniem, w pełni uśmiechnięty, o przyjemnym, młodzieńczym głosie
- Ah, przyjezdni, tak? Jak się wam u nas podoba? Cały ten piasek i nic innego? - spytał siadając za wąską ladą.
- Ludzie za to bardzo interesujący, tak więc nie nudzimy się wcale… - powiedział Chris możliwie wieloznacznie. - No i spróbowaliśmy już gofrów. Wyjątkowe. A trochę ich już w życiu zjadłem.
- Poproszę dwie paczkim L&M. Te niebieskie.
- Wskazała Pat, opierając się o kontuar. - Fajnie ciche miasteczko, jest bardzo spokojnie, więc można odpocząć.
Chłopak szybko podał wskazane papierosy i wstukał kod do kasy, na ekraniku wyświetliła się cena.
- No z tym odpoczynkiem to tak nie wiem. Nikt tu nie ma nigdy wakacji… na takim pustkowiu jest pewnie więcej do roboty niż w raju. Ciężej się utrzymać przy życiu - wzruszył ramionami. - Żeby coś wyrosło na takiej ziemi jak mamy tutaj, trzeba włożyć więcej pracy niż tam gdzie masz gotowy czarnoziem czy coś - rozgadał się, najwyraźniej myślami wędrując gdzieś do pola.
- Macie tu pola uprawne? Myślałem, że nic tu nie jest w stanie urosnąć. Ludzie, którzy tutaj żyją muszą mieć naprawdę dużo samozaparcia. - Bones próbował odszukać w pamięci, czy widział po drodze cokolwiek poza piaskiem i skałami. - Myślałem, że żyjecie tutaj z… nie wiem… jakieś kopalni, albo fabryki lub biznesu…
- Kukurydza… ta pod ziarno to jak się uprzesz wyrośnie wszędzie. Wszędzie w ameryce przynajmniej
- dodał wzruszając ramionami, podkreślając, że poza USA nic go nie obchodzi. - A kopalnie? Cóż miasteczko powstało pod wpływem gorączki złota, okoliczne górki coś w sobie skrywały niby, ale teraz nic takiego funkcjonującego tu nie ma. Rolnictwo i jedna fabryka części pod pociągi. Nieduża raczej - dodał przyznając uczciwie.
Pat odliczyła gotówkę i położyła ją na blacie.
- Ja w sumie odpoczywam, tempo mi odpowiada. Ale prawdą jest, że też nie szukam pracy. - Po chwili namysłu stwierdziła, że spróbuje. - Szukamy pewnego gostka, może go kojarzysz. - Po krótce opisała Thomasa.
- Ah tak ten pan. Kupował tu papierosy i jakieś picia z lodówki. Chyba głównie colę. Troszkę pogadaliśmy, ale zawsze przychodził z rana strasznie niewyspany. Chyba raz pomylił mnie z Ronem… tym co ma nocną zmianę w sensie. Nie wiem jak to możliwe, o ile naprawdę nie padał na zbity pysk - pokręcił głową uśmiechnięty.
- Ron to ten co wychodził. - Spytała z zaciekawieniem. - czasami mam wrażenie, że w takich miejscowościach wszyscy się znają.
- Może nie jakoś dokładnie, ale no wiem na jakim polu kto pracuje, kto prowadzi jaki sklep i tak dalej. Tak jakbym mieszkał w większym mieście i miał dużo sąsiadów…
- powiedział łącząc dłonie w gestykulacji.
- Heh, chyba ze mną jest coś nie tak, ja nawet nie kojarzę swoich sąsiadów. - Pat zerknęła na Chrisa czy chce o coś jeszcze spytać.
- Może i tak - mruknął Chris - ale tu przynajmniej nie macie całego tego miejskiego syfu. Handlarzy narkotyków, bronią, lewych interesów i band trzymających za gębę całych dzielnic… w LA to czasem sąsiada strach poznać.
- Dalej nie rozumiem co można tu robić po nocach. Może ten facet jakiś zestresowany był i nie mógł spać po nocach. Przecież nie macie tu barów 24/7, prawda?
- No nie mamy nic takiego. Znaczy mamy taki bar-pub, ale zamykają o północy
- przypomniał sobie, zapewne miał na myśli pub który widzieli blisko porannej restauracji. - A najgorsze co się przydarza to jakaś bijatyka raz na jakiś czas. A nie! - przypomniał sobie, klepiąc się w głowę.
- Raz mieliśmy morderstwo, no ale nie trzeba było geniusza żeby je rozwiązać. No, ale to się chyba nie liczy, nie? Wszędzie się to zdarza, co nie? Takie… no nie wiem - podrapał się po nieśmiałym, młodzieńczym zaroście. - Przejściowe zło.
- Ale, że co? Chyba nie tak sąsiad sąsiada?
- Chris wyglądał na zdumionego - Niemożliwe, nie? Pewnie jakiś obcy. Takie rzeczy się czasem zdarzają. U nas na osiedlu był taki jeden, normalny człowiek na pierwszy rzut oka. Biznesmen, żona, wszystko poukładane, raz z nim nawet na piwie byłem. I nagle co? Zgarnęli go na kilka lat, okazało się, że jakieś lewe interesy robił. Najlepsze, że go dopadli w takim małym miasteczku… podobne jak to tutaj… mówili, że przyjechał, niby nic. W jakimś barze nielegalne interesy robił. Czy to jakieś narkotyki, czy co… żona moja nawet pytała policjanta, ale nie chciał powiedzieć… Nas pytali, czy normalny sąsiad był. No, a jaki niby. Z księżyca? Mówię ci, czasem to się na ludziach nie da poznać. - Chris sięgnął po colę i dwa batony.
- Nie macie tu chyba zbyt wielu obcych, co? Poza nami i tym nieszczęsnym Thomasem.
Chłopak pomyślał chwilę, ale ostatecznie pokręcił głową przepraszająco.
- Raczej niewielu się tu pojawia tak na dłużej. Jeśli już to czasem przejeżdżają tędy tirowcy… no i kiedyś zdarzali się meksykanie. Jak był boom migracyjny kilka lat temu. Jakby nie patrzeć nie jest to daleko od granicy. Była jakaś afera, że ktoś z miasteczka pomaga przy przemycie, coś poszło nie tak… ale nie wiem dokładnie, miałem wtedy ze dwanaście lat to nie bardzo mnie to interesowało - wzruszył ramionami, bo najwyraźniej dalej nie należało to do jego obszaru zainteresowań.
- No nic, dzięki za colę, do zobaczenia później - zapłacił za wszystko i ruszył z Pat. Dziewczyna wróciła na ławeczkę pod motel, aby obserwować recepcjonistę lub też zwyczajnie pomyśleć. Bones poszedł w kierunku centrum z zamiarem odwiedzenia jeszcze kilku lokalnych sklepików, szukając okazji do wypytania o dokładnie to samo o czym rozmawiał ze sprzedawcą: nielegalne interesy, obcych ludzi w miasteczku i nietypowe zdarzenia. Łączył to wszystko z pozytywnymi słowami dla samych mieszkańców. O ile tylko chcieli rozmawiać.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline