-
Spokój? Nigdy nie zaznam spokoju…- spojrzał rozgniewanym wzrokiem na Venorę.
-
Przepraszam, nie chciałam urazić - odparła prędko. -
Czy zechcesz opowiedzieć nam o tym miejscu? Czym była ta twierdza, kim byłeś ty? - zapytała chcąc nieco udobruchać ducha, wykazując zainteresowanie.
-
Ja… Ja nie pamiętam swego imienia… Byłem rycerzem… Byliśmy wielcy i waleczni… Trzęsienie ziemi… Zdradzieckie duergary… Wszystko legło w gruzach… Ja… Nie umarłem jak wojownik… Nigdy nie zaznam spokoju…- duch spojrzał na Venorę -
Niewiasty… Wyprowadzałem je i tam… Kolumna… Kamienie… Nie zginąłem jak wojownik - pokręcił głową.
Paladynka zamyśliła się nad tym co powiedział. Duchy były dziwnymi bytami, jedne związane z miejscem z powodu wypadku, inne z powodu klątwy. Każdy był inny. Wspomnienie o niewiastach wywołało w Venorze nieprzyjemne wspomnienie ofiary jaką w jej śnie złożono... Temu czemuś. Hegemonowi? Pokręciła głową.
-
Ratowałeś je, prawda? - odezwała się w końcu. -
Może nie zginąłeś w walce, ale wciąż wykonywałeś obowiązki rycerza chcąc chronić bezbronnych. A to jest równie chwalebne co śmierć w boju.
-
Jestem wojownikiem. Powinienem umrzeć jak wojownik… Mój hełm… Dolna kondygnacja… Kolumna… Jak mam na imię…- bełkotał bez ładu.
Venora spojrzała po towarzyszach. Było jej szkoda tej umęczonej duszy.
-
Zejdę na dół i mu tego poszukam - powiedziała odwracając się na pięcie. -
Wy zacznijcie już tu przeszukiwać.
Helmita skinął głową i szturchnął ręką Ricko. Venora zeszła po schodach, ocierając z skroni pot. Kobieta udała się do wskazanego przez ducha miejsca. Do środka prowadził jeden z korytarzy, które odnaleźli na zewnątrz, po odsunięciu głazu. To właśnie w tamtej części twierdzy miało znajdować się ciało ducha i jego hełm. Kurz unosił się z każdym pokonanym krokiem rycerki. Venora rozglądała się dookoła szukając powalonych kolumn. Odetchnęła z ulgą, gdy po zaledwie kilku chwilach poszukiwań, pod sporym kamieniem dostrzegła zmiażdżony, popękany i zardzewiały hełm. Venora miała nadzieję, że to właśnie o ten chodziło zjawie. Venora schyliła się i z niemałym wysiłkiem odsunęła głaz, łapiąc za hełm. Uśmiechnęła się blado pod nosem do samej siebie i wtedy usłyszała grube, gardłowe warczenie za plecami. Venora odwróciła się i ujrzała potężnego sowoniedźwiedzia, przyglądającego jej się dociekliwie.
~
O nie… ~ przeszło jej przez myśl, gdy patrzyła bestii prosto w ślepia. Czuła, że Albrecht będzie zły, że tylko na chwilę ją puszcza samą, a ta od razu znajduje sobie kłopoty. Postanowiła stanąć w bezruchu, mając nadzieję, że zwierze sobie pójdzie. Przynajmniej spotykając niedźwiedzia zawsze mowa była by nie uciekać ani nie atakować jeśli chce się, żeby po prostu przeszedł. Bestia wykorzystała zawahanie rycerki i zeskoczyła z potężnego kawałka skały na powalona kolumnę, a następnie na posadzkę. Stwór zbliżył się na odległość pięciu metrów, stanął na tylnych nogach i zawył przeraźliwie.
-
Miałeś swoją szansę zrezygnować - mruknęła pod nosem i dobyła miecza. Gdy tylko zwierzę znalazło się w jej zasięgu paladynka natchnęła swe ostrze dodatkową energią i wyprowadziła cios. Potężne cięcie rozorało łapę bestii, która groźnie warknęła. Jego szponiasta łapa świsnęła tuż przed twarzą rycerki.
-
Nie mam na ciebie czasu - syknęła Venora i nacierając bardziej na bestię, wyprowadziła kolejny atak. Ostrze
Pożogi uderzyło w potwora, lecz nie przebiło jego twardej skóry monstrum. Bestia zaatakowała potężnymi łapskami, ale z kolei Venora zasłoniła się
Bastionem Rycerza unikając poważniejszych ran. Gdy stwór się odsłonił rycerka natarła, ale sowoniedzwiedź wstał na nogi i uniknął cięcia miecza swej potencjalnej ofiary. Potwór zawył raz jeszcze i natarł całym ciałem na rycerkę potężnie w nią uderzając. Venora przewróciła się na bok, lecz równie szybko podniosła na nogi.
-
Zaczynasz mi działać na nerwy... - fuknęła i ponownie zaatakowała biorąc porządny zamach mieczem. Krew trysnęła z szyi potwora. Choć rana wyglądała na poważną i obficie krwawiła, bestia nie rezygnowała, a wręcz ją to rozjuszyło. Silne i masywne łapsko znów uderzyło w Venorę. Rycerka zasłoniła się tarczą, lecz impet z jakim padł cios poczuła boleśnie w lewym ramieniu i boku.
~
Jak nic Albrecht mnie już nigdzie nie puści samej ~ przeszło jej przez myśl na własną nieporadność w szybkim uporaniu się ze zwierzem, gdy zacisnęła szczękę z bólu. Zebrała się zaraz w sobie, skupiając na swej broni by móc skuteczniej zadawać obrażenia. Ponowiła atak, tym razem wyprowadzając cios od boku. Z ostrza buchnęły płomienie a bydle upadło na bok z szeroko rozciętą bruzdą na brzuchu. Jego ciężkie dyszenie oznaczało dogorywanie, a Venora dobiła go dźgnięciem w szyję by zarazem oszczędzić cierpienia, oraz mieć pewność, że w akcie desperacji nie rzuci się na nią. Rycerka podniosła z ziemi zmiażdżony hełm i ruszyła obolała w kierunku schodów, a następnie na szczyt.
Albrecht i Ricko czekali na nią zniecierpliwieni przy schodach -[i]Znalazłaś?[i] spytał zaskoczony młodzieniec. Gdy Albrecht tylko dostrzegł, że kobieta wróciła chwiejnym krokiem, lekko przygarbiona od bólu, to od razu zorientował się, co jest na rzeczy.
-
Co tym razem?...- spytał, ale po krótkiej chwili machnął ręką -
A z resztą nie chcę wiedzieć…- uśmiechnął się do niej.
-
Sowoniedźwiedź - mruknęła i tak w odpowiedzi paladynka.
Niedługo później duch starego wojownika pojawił się nieopodal trójki towarzyszy przyglądając się hełmowi, który przyniosła Venora.
-
Tak… Tak… To mój, to mój. Pogrzeb go… Pogrzeb w ziemi a zaznam spokoju…- nalegała zjawa.
-
Dobrze, pochowam, ale jeśli ty w zamian za to, nam pomożesz w tym czego szukamy - odparła stanowczo Venora. -
Potrzebujemy klejnotu, bez niego nie uda nam się porozmawiać z gigantami, a bez tego ja będę miała mniejsze szanse uratować moich porwanych przez kultystów bratanków - dodała z determinacją w głosie.
-
Hm… Skarby tej warowni od dawien dawna splądrowane. Tutaj nie znajdziecie nic cennego… odrzekł duch.
-
To zostało przyniesione... Niedawno, nie należało do tutejszych skarbów, bo zostało skradzione gigantom - nie dawała za wygraną. -
Może półorki się kręciły po tych ruinach? Może inne istoty zauważyłeś które tu chodziły?