Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 18:27   #66
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

Zmęczeni Ragnar i Brenton wyruszyli niedługo potem ponownie na południe. Tym razem towarzyszył im oddział złożony z dwunastu muszkieterów, czterech kawalerzystów i sześciu piechurów. Do tego poznany wcześniej kapitan Lukas Fasbinder i kędzierzawy facet z brudnymi paznokciami, Patrick Richter, za którego Brenton nie dałby nawet pensa. Podobno był bursztynowym czarodziejem, ale wyglądał raczej na biedaka, który za dużo czasu spędził w lesie. Walcząc ze swoim zmęczeniem krasnolud i rycerz dołączyli do orszaku, zostawiając tonące w morzu słońce za plecami.


Jak się w trakcie marszu okazało, leśny lud potrafił czarować. A przynajmniej znał sztuczkę, która sprawiła, że podniesiona z ziemi szyszka dawała mu tyle samo światła co latarnia niesiona przez idącego nieopodal żołdaka. Pochód w nocy dłużył się niemiłosiernie, ludzie ziewali i narzekali, jednak niezłomny Fasbinder parł naprzód. Mag Richter co jakiś czas zbaczał z trasy, jakby podążając za niesłyszanymi dla innych odgłosami, by chwilę później wrócić truchtem i powiedzieć coś kapitanowi na ucho.

Po drodze minęli trzy grupy wieśniaków, zazwyczaj po dwie-trzy osoby. Wszyscy opisywali grozę i śmierć, którą rozsiewał wokół siebie olbrzymi potwór. W pewnym momencie czarodziej zatrzymał całą grupę, powiedział coś kapitanowi, a następnie rozrzucił ręce na boki, powiedział coś dziwnego i… zniknął! Z miejsca gdzie stał wyprysnął w niebo czarny kruk z rozczochranymi piórami i pomknął na południe.

- Postój. Zjedzcie i odpocznijcie. Ale gęby z dala od wina czy piwa! – rozkazał Lukas Fasbinder i samemu zszedł z drogi i usiadł na kamieniu, by wyciągnąć fajkę.




Franz starał się zniwelować skutki gwałtownego przywitania z ziemią, jednak jakoś niespecjalnie mu szło. Ostatecznie rzucił zajęcie w cholerę, chwilę go poswędzi i poboli, potem przejdzie. Zawsze tak było. A potem dotarli już do Verborgenbucht.

Było już raczej późno, pogoda, w zależności od upodobań, była piękna lub cholernie upalna. Atanaj zniknął od razu, wymawiając się umówionym spotkaniem z zielarką, Martin przyczepił się jak rzep do Franza i poszli w miasto rozpytać ludzi o szlachcica i rozejrzeć się za ewentualnymi plakatami z mordą Franza czy zabójcami, którzy czyhają na jego życie. Wędeczka też gdzieś zaginął, ale gdzie, to tylko Ranald raczył wiedzieć. Ani plakatów, ani zabójców nie znaleźli. O Dignamie nie dowiedzieli się za wiele, jednak dotarli do tawerny Truchło Bestigora i spotkali tam bardzo smutnego, starego człowieka w chłopskiej czapce, który siedział pochylony nad drewnianym kubkiem i kreślił coś palcem po blacie stołu. Oprócz tego rzucającego się w oczy jegomościa, tawerna była wypchana wszelkiego rodzaju rybakami, węglarzami czy rolnikami, którzy po pracy postanowili zanurzyć usta w mętnym piwie.

Kiedy Franz i Martin zastanawiali się, coby tu dalej zrobić, pojawił się Atanaj, dziwnie spokojny, prowadząc za uzdę swojego konia.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline