Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 20:06   #69
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Czarownik rzeczywiście był nieco wstawiony, podążając za bardką lekko chwiejnym krokiem i wpatrując się w nią cały czas. Gdy już znaleźli się na zewnątrz, rozejrzał się za najbliższym ukrytym w mroku zakątkiem i tam ruszył, nie wypuszczając dłoni kochanki z własnej.
Chaaya poczuła jego myśli… które nie potrafiły się sformułować w słowa. Mieszanina pożądania, lęku i czułości, otulająca delikatnym, purpurowym kokonem jej własne odczucia.
Dziewczyna ledwo nadążała za długimi krokami towarzysza, ale dawała się ciągnąć bez słowa sprzeciwu, wpatrując się w plecy kochanka… aż nagle coś w niej pękło i zatrzymała się.
- Jarvisie… - szepnęła cicho, zapierając się o chodnik i ciągnąc za dłoń maga, by się do niej odwrócił.
- Tak? - Ten stanął i spojrzał na bardkę nieco… skonfundowanym spojrzeniem. - Co… coś się stało?
Tancerka ścisnęła mocniej dłoń wybranka, kręcąc przecząco głową i rozsypując swoje włosy na ramionach, po czym… się po prostu na niego rzuciła, zarzucając mu ręce za szyję, całując raz po raz, bez opamiętania.
Przywoływacz przez chwilę był zaskoczony, ale potem pochłonęła go ta chwila czułości. Odwzajemniając pocałunki tawaif, tulił ją drugą dłonią do siebie, w zasadzie zapominając o wszystkim. Nawet o swoich bardziej nieprzyzwoitych, choć pewnie nieco szalonych, podlanych winem, planach.
Długo nie odrywali się od siebie, bo kobieta nie potrafiąc ubrać w słowa tego co chciała czarownikowi przekazać, postanowiła pokazać całą swoją osobą. I pal licho świadków, czy kurtuazję. Liczyło się to, że była tu z NIM… i dla NIEGO.

- Chodźmy pod most… a później gdzie bliżej, świątynia czy nasz pokój? - szepnęła cicho z lekkim drżeniem w głosie.
- Pokój… choć pewnie w świątyni byłoby ciekawiej. Następnym razem się tam wybierzemy, a za dwa dni… będzie bal elfów. Spodoba ci się - wyszeptał cicho Jarvis, prowadząc kochankę po schodkach w dół.
- Bal? Czy to ten maskowy o którym opowiadałeś? - zaciekawiła się.
- Tak… widziałaś jak to tu wygląda w małej skali. Wyobraź sobie salę balową na pięćset osób - wyjaśnił przywoływacz. - To coroczne widowisko, o którym wie niewielu.
Za dwa dni…
Dwa całe, długie dni. Tancerka nie miała wiele do roboty w mieście. Nie miała znajomych, nie znała historii ani rytmu La Rasquelle, oraz nie dysponowała środkami, które mogłyby pootwierać jej drzwi, ułatwiając drogę jaką miała do przebycia.
Musiała dotrzeć jakoś do Vantu. Nie wiedziała jednak, która z obranych ścieżek byłaby krótsza, bezpieczniejsza i efektywniejsza.
Czy winna jako Paro trzymać się strony dobra i zrzeszać się z ludźmi pragnącymi pokonania demonicznego wampira, czy może wybrać świeżo co stworzoną skrytobójczynię Kismis i łamiąc swe zasady, wkroczyć w mrok miasta, starając zwrócić na siebie uwagę tych, którzy z prawem nigdy nie mieli dobrego stosunku.
Zawsze była też trzecia opcja… mogła pozostać sobą. Chaayą o stu twarzach, która poddawała się zmienności losu, dostosowując się i skupiając na przetrwaniu.
Kobieta wpatrywała się w męskie ramiona maga, który prowadził ją pod most z... teraz aktualnie z czarnego kamienia, pod którym zbierały się pierwsze macki mlecznobiałej mgły.
Czy było tam bezpiecznie? Czy kochanie się tam było stosowne?
Tawaif ze wstydem musiała przyznać, że mało ją to obchodziło, póki Jarvis trzymał ją w objęciach, póki czuła jego oddech na swojej skórze, pożądliwe i dzikie spojrzenie oraz bezlitosną twardość w swoim łonie.
Wtedy… żadne prawa i przykazania się nie liczyły. Byli ponad nimi, tworząc swoje własne, które ślepo chciała wyznawać, aż do końca swych dni.

Pod mostem przywoływacz przycisnął dziewczynę do muru, a swe usta do jej ust, całując zachłannie i namiętnie. Tulił ją do siebie zaborczo, wodząc wargami po jej szyi, jakby bał się, że zniknie jeśli ją wypuści. Przyciśnięta do niego, czuła jego nabrzmiałe pożądanie... i smak wina na ustach, choć póki co mag skupił się na okazywaniu czułości swej wybrance, która rozkoszowała się chwilą, opierając jedną nogę o mur i podejmując nieme wyzwanie na pocałunki. Zrzuciwszy mężczyźnie kapelusz z głowy, zaczesała palce w jego gęstych, ciemnych włosach, przyjemnie masując skalp magika.
Wargi błądziły zachłannie i drapieżnie po męskiej linii szczęki, szyi, brodzie, czy ustach, by czasem zabłądzić językiem w okolice ucha, ssąc je i mrucząc przy tym z satysfakcji, jak i przyjemności.
Odsłonięte udo w kremowej pończoszce, ocierało się o biodro kochanka, czasem trącając go zaczepnie, by wprawić w chwianie się jego całej, wstawionej, osoby.
Druga z rąk, objęła Jarvisa w pasie, a dłoń wcisnęła się pod pas spodni i bieliznę, by zacisnąć się paznokciami na napiętym pośladku.
Jeździec jedną dłonią wędrował po odkrytej nodze bardki, wślizgując się pod jej sukienkę, by sunąc palcami wzdłuż uda i w końcu docierając tak do pupy, na której połowie zacisnął drapieżnie palce.
Nie przestawał obdarzać kochanki zachłannymi pocałunkami, wpijając się ustami w jej szyję i powoli schodząc wargami na dekolt.
Dociskał mocno, uwięzioną w swych objęciach, przez co czuła dojmujące pożądanie magika i dyskomfort jakim były ubrania między nimi.

Chaaya z trudem oderwała się od przywoływacza, czując, że jeśli nie przerwie tego błędnego koła pieszczot, to nie poczuje jego satysfakcjonującej i twardej obecności w swoim łonie. Starała się zaprzeć rękoma o ramiona przywoływacza, próbując go od siebie odsunąć.
Na próżno jednak. Jego żądza była zbyt silna, a jej wola zbyt krucha.
Drżącymi dłońmi dopadła więc zapięcia w jego spodniach, jednoczenie walcząc z samą sobą, by ostatecznie nie poddać się gorącym ustom przyciskanym do jej skóry, które niczym niewolnicze piętna odciskały się w niej rozpalonymi śladami o winnym posmaku.
Wkrótce jej pan i władca. Jej ukochany, był wolny od zawadzającego odzienia, gdy drobne paluszki tawaif zacisnęły się na jego męskości.
Ten dotyk nieco… uspokoił rozpalonego pragnieniem i alkoholem kochanka. Jarvis zaprzestał gorączkowych pieszczot i spojrzał z wesołym uśmiechem w oczy partnerki.
- Masz mnie chyba w garści. Co zamierzasz zrobić z taką władzą? - wymruczał żartobliwie, muskając ustami czubek nosa dziewczyny.
- Przywitam się… może? - spytała zawadiacko, opuszczając powoli nogę na ziemię z zamiarem uklęknięcia.
- Miło by było… - zamruczał ponownie, spoglądając na nią spojrzeniem zamglonym od pożądania… był niemal kobrą, którą ona zaklinała swoimi gestami.

Chaaya zsunęła się powoli po murze, kucając i ostatecznie klękając przed przywoływaczem, jednocześnie nie zdejmując rąk, ze swojej małej zdobyczy, którą połaskotała opuszkami, jakby głaskała kocura pod bródką.
Podniosła wzrok na kochanka, by z uśmiechem polizać go na przywitanie, długim pociągnięciem gorącego języka.
- Jesteś taka… wyjątkowa. - Pogłaskał drżącą dłonią włosy tawaif, a jego rozpalony wzrok nie pasował do delikatnego i czułego uśmiechu jakim ją obdarzył.
Ta nie odpowiedziała, zajęta aktualnie systematycznym pogłębianiem pieszczoty, by w końcu zrezygnować z pomocy dłoni na rzecz swych ust. Jedna z rąk zajęła sie więc stymulacją niższych partii mężczyzny, gdy druga owinęła się wokół uda, by zacisnąć się na pośladku.
Bardka nie przerwała kontaktu wzrokowego, choć wymagało to od niej zdwojonego wysiłku, ale w tej chwili nie liczyło się to, aż tak bardzo.

Jarvis poczuł jak dziewczyna nawiązuje z nim więź, choć była ona cicha, bez żadnego słowa. Mężczyzna czuł jednak jedną emocję, mocną i silną, która wypierała wszystko inne. Ciężko określić co to było, choć podświadomie na usta cisnęło mu się słowo: miłość.
Męski oddech uspokoił się, pożądanie nadal tliło… ale było teraz oswojoną bestią pod kontrolą pieszczoty bardki. Mag nie przerywał swojego głaskania, uśmiechając się ciepło i niewątpliwie ten gest miał jedno znaczenie… pokazać jak bardzo była ważna dla niego Chaaya.
Skupiony na tej drobnej czułostce, a może to przez alkohol buzujący we krwi, z początku nie wyczuł… że ktoś go obserwował i spojrzenie to, na pewno nie należało do klęczącej przed nim kobiety, ani nie kryło się w mroku nocy otaczającym miasto.
To coś, było ukryte wewnątrz jego umysłu, a może czaiło się ono w głowie tancerki… która notabene przestała być już taką grzeczną dziewczynką i przeszła w bardziej lubieżną zabawę, gdy obijała o swoje policzki dumę czarownika, czasem ją liżąc, czasem ważąc tylko na wyciągniętym języku, lub intensywnie ssąc z głośnym pomrukiem sam jego czubek, gdy chwytliwa dłoń, zaczęła bawić się na nim jak na instrumencie muzycznym.
Przywoływacz oparł się dłonią o mur, nachylając bardziej i poddając pieszczocie kochanki. Nie potrafił tak jak Godiva sięgnąć telepatycznie w głąb kogoś innego. Nie byli też oboje połączeni takimi więzami jakimi byli ze swymi smokami, ale… opierając się dłonią o ścianę, wplótł palce drugiej we włosy Chaai klęczącej przed nim. I nadal uśmiechał się do niej czule… choć żądza, którą w nim budziła z każdą kolejną pieszczotą rosła.
Tawaif stała się bardziej zachłanna i jasnym się stało, że na “przywitaniu” owe spotkanie się nie skończy. Zszarpując spodnie z bioder mężczyzny, odsłoniła jego pośladki, które drapieżnie ugniatała, drapiąc i niemal rozdzierając swoim dotykiem.
Nagle ugryzła go w wystającą kość miednicy, gdy jego męskość zatopiła się wśród roztrzęsionych włosów, zahaczając o drobne ucho i przy okazji trochę brudząc kobiecie ramię. Małe ukąszenie, nie było jednak bolesne i szybko przeszło w głośny i mokry pocałunek, na chwile otrzeżwiając magika, tylko po to… by porwać go ponownie w stan upojenia, kiedy to tancerka brała go do siebie na całą jego długość, aż jej nos nie łaskotał go w brzuch.
Dobrze, że czarownik postanowił się czegoś przytrzymać, bo poleciałby do tyłu, złapany z zaskoczenia, nie tylko z zawrotną prędkością, ale i siłą, aż w końcu eksplodował w ustach kochanki i... na oczach tej drugiej… którą znał, nie wiedział skąd, ale miał z nią już styczność, a teraz stała mu niemal przed oczami i wpatrywała się w niego, jakby go testując lub starając się rozszyfrować.
Chaaya mruknęła coś z chrypką, uśmiechając się zadziornie i ocierając kącik ust z miłosnych soków Jarvisa.

- Ciężko mi będzie… odwdzięczyć się… - rzekł ciepło, uśmiechając się do swojej partnerki. Z jednej strony, dopiero co łapał powietrze po nagłym wybuchu ekstazy. Z drugiej… - Czy i ty masz wrażenie, że nie jesteśmy tu sami?
Nie wiedział kim ona znajoma/nieznajoma była, ale… miał wrażenie, że była dla niego ważna. Jak ta, która klęczała teraz przed nim.
- I dobrze… - mruknęła dumnie bardka, zakładając mu bieliznę, a później naciągając spodnie. Tajemniczy świadek ich spotkania, znikł wraz z wypowiadanymi przez dziewczynę słowami. - ...dzisiaj to ja ciebie wykorzystuję i właściwie to dopiero się rozkręcam. - Zapięła mu pas i wygładziła zmarszczki na koszuli, po czym się rozejrzała. - W jakim sensie? Ktoś nas podgląda?
- Ja… nie wiem... wydawało mi się, że tak jakby… - Kucnął nagle i przyciągnął jej twarz do swojej całując zachłannie. - Nieważne... tylko ty sie liczysz. I jak wspomniałaś… ty wykorzystujesz mnie.
Chaaya się nieco zmieszała i tak jakby pobladła… ale po chwili skinęła głową, kryjąc się za uśmiechem. - Musimy tylko zaopatrzyć cię w butelkę wina, byś mi nie wytrzeźwiał w połowie nocy, mam parę szalonych pozycji i dobrze wiem, że tylko po pijaku się na nie zgodzisz. - Cmoknęła go w policzek, biorąc do ręki kapelusz, a później wstając i wyciągając do niego ręce.
- Możemy po drodze do naszego pokoju… wpaść do którejś z karczm i zakupić. - Jarvis delikatnie pogłaskał ją po policzku. - No i… nie martw się. Po pijaku mogę coś głupiego powiedzieć, ale nie bierz tego do serca. Dobrze?
- A co takiego byś mi chciał powiedzieć, czego już nie słyszałam? - zażartowała, biorąc pod rękę przywoływacza, wtulając się w jego ramię i prowadząc na górę.
- Wiele rzeczy… ale nie chcę dorzucać ci tematów do kłopotliwych rozmyślań. I tak masz już Starca dosłownie na głowie - wymruczał czarownik, tuląc zaborczo tawaif do siebie.
- Gondolierzy będą wiedzieli, gdzie tu jest następna karczma - dodał z zadziornym uśmiechem.
- Oj kusisz mnie, kusisz… uważaj bo cię tak urobię, że mi wszystko wyśpiewasz - odparła dumnie i pewna swojego “zwycięstwa”. Jak mała dziewczynka, która piskiem i tupaniem zmusza swego ojca do kupienia jej łakoci.
- Mam wrażenie… że rzeczywiście by ci się udało...

Usiedli w gondoli tuląc się do siebie. Ten zwyczaj jakoś łatwo było sobie przyswoić. Płynęli dość krótko, bo kolejna karczma z zapasem trunków była dosłownie za rogiem.
- Ja mam kupić? Czy ty chcesz? - szepnął jej do ucha Jarvis.
- Poczekaj tu na mnie… - mruknęła czule po czym dodała ostrzej - i bądź grzeczny… a dostaniesz nagrodę.
Wyskoczyła z łódki na pomost i ze śmiechem wbiegła po stopniach do budynku.
„Było blisko…” Laboni stwierdziła z lekkim zdenerwowaniem w głosie, kiedy Chaaya zamawiała butelkę mocnego i wytrawnego, czerwonego wina.
„Dobrze, że go zagadałaś… no i, że jest pijany…” stara tancerka wytarła niewidzialny pot z czoła, patrząc na milczącą i nieco posępną Nimfetkę.
„Nie wiedziałam, że może ją zobaczyć… my jej nie widzimy, nawet Starzec ma z tym problem…” odezwała się w końcu zamyślona. „Wystraszyłam się… i ona chyba też. Biedna.”
„Nie taka biedna, już się tak nad nią nie roztkliwiaj jak nad pękniętym jajem.” Wiekowa kobieta szasnęła swoimi szatami i znikła gdzieś, pozostawiając eteryczną kokietkę, samą na placu boju.

Jarvis zaś na tancerkę czekał, nieco zamyślony i rozkojarzony. To jednak przeszło szybko, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.
Bardka popatrzyła na maga, jakby doszukiwała się w jego postawie jakiś poszlak, które naprowadziłyby ją na, to, że ten pod jej nieobecność coś broił. W końcu jednak wzruszyła ramionami, stwierdzając, że kochanek faktycznie był grzeczny.
Usiadła mu na kolanach, przytulając do piersi i całując czule w czoło, po czym dała gondolierowi dyspozycje co do kolejnej ich destynacji.
Popłynęli powoli przez kolejne kanały oraz pogrążone w nocy uliczki. Czarownik milczał rozkoszując się chwilą i tuląc kochankę niczym drogocenny skarb, a ta muskała go wargami po skroniach, gładząc wolną dłonią po włosach i cicho coś mrucząc lub nucąc. Gdy dopłynęli zapłaciła przewoźnikowi, po czym upewniając się, że wszystko ze sobą zabrali, zaprowadziła ich do pokoju.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline