Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 21:27   #70
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- No dobra mój drogi… ja się muszę przygotować. Rozbieraj się i do łóżka - odparła wesoło, stawiając butelkę alkoholu na szafce nocnej obok kapelusza, po czym udała się na drugą stronę pokoju rozstawiając parawan jednocześnie się za nim kryjąc. Jarvis… sądząc po odgłosach zabrał się za rozbieranie i to energicznie. Szelest i szuranie na łóżku świadczyły o jego… gotowości do poddania się jej kaprysom.
W międzyczasie tancerka krzątała się za przepierzeniem.
Podłoga pod jej stopami cicho skrzypiała w akompaniamencie szelestu tkanin i cichego nucenia, połączonego z metalicznym brzękiem dzwoneczków i… czegoś jeszcze, jakby… monet? Trudno było ocenić po słuchu.
W końcu zasłona ponownie została złożona i czarownik mógł ujrzeć swoją kochankę w pełnej krasie… i całkowicie nowym wydaniu.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy była kolia na szyi z pasującymi kolczykami, ciężka od złota i szlachetnych kamieni, które ściągały na siebie cały blask z pomieszczenia. Z niej blisko miał do piersi bardki, które ukryte były za stanikiem wyszywanym dzwoneczkami i cieniutkimi monetami, dźwięczącymi cichutko przy każdym jej oddechu.
Zjeżdżając spojrzeniem po opalonym brzuchu dziewczyny, mógł stwierdzić, że jej postura była nieco inna. Pełniejsza. Napięte mięśnie, ukryły się za cieniutką warstewką tłuszczu, nadając jej bardziej opływowe kształty. Miękkie w wyglądzie i zapewne w dotyku.
Biodra zdobiły tatuaże z różnokolorowej henny, przedstawiające motywy roślinne i nasuwające na myśl… bieliznę, wyzierająca spod kusej spódnicy z długimi rozcięciami, przez które spozierały na niego gładkie i jędrne uda, którymi tak często go oplatała.
- Czy to pan zamawiał prywatny taniec na łóżku? - spytała kokieteryjnie, rozsuwając materiał na nodze, by zaprezentować mu ją w pełnej krasie, uwieńczonej sznurem dzwoneczków owiniętych na kostkach.

Uśmiechnęła się z tajemniczą wyższością, przechodząc powoli na środek pomieszczenia przed nogi łóżka i potrząsnęła pupą, kołysząc przy tym biodrami i wprawiając metaliczne ozdoby w głośny świergot.
Gdy Jarvis się skupił, dostrzec mógł, że przybyło jej także włosów, które upięte były w gruby kok, ukryty za dziesiątkami złotych łańcuszków z perełkami. Na twarzy miała ostry, etniczny makijaż, przyciemniający jej powieki i rzęsy, oraz uwydatniający karminowy kolor ust. Miał wrażenie, że była odrobinę młodsza… choć ciężko mu było określić, gdy jej wijące się, niczym zaklęta kobra, ciało, zaczęło tańczyć przed jego lekko zamglonym wzrokiem.


[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/fd/f3/d9/fdf3d9ba2743f3c90293d491deed5000.jpg[/media]

~ Piękna ~ wyrwało się telepatycznie czarownikowi, bo usta miał otwarte szeroko w zachwycie. Podobnie zresztą jak oczy. Siedział na łóżku nagi, ze śladami na skórze świadczącymi, że należał do niej. Nie mógł nic zrobić poza patrzeniem z zachwytem, zahipnotyzowany jej ruchami. A choć oczy jego były pełne podziwu, to dolne partie ciała świadczyły o niesłabnącym pożądaniu, co było… przyjemne. Wszak chciała, by ją pragnął z całą swoją żarliwością.
Chaaya obróciła się, kończąc swój mały pokaz, wzbijając w powietrze spódnicę, niczym skrzydła kolorowego ptaka. Mag dostrzegł ciemne linie ozdabiające jej łono, a potem stracił zainteresowanie resztą otoczenia, gdy tawaif pozbyła się stanika, uwalniając swe piersi… okrąglejsze i pełniejsze, o ciemnych sutkach, wpatrujących się z niego jak druga para oczu.
Dziewczyna weszła na łóżko, spoglądając z czającą się namiętnością na kochanka. Położywszy dłonie na odsłoniętych udach, bujała leniwie biodrami.
- Wstań… zatańczysz ze mną.
- Dobrze… - rzekł magik chrapliwie, bo zaschło w ustach od tych widoków. Nie mógł oderwać oczu od bardki i nie chciał odsunąć dłoni o jej tańczących wciąż bioder. Wstał z trudem, wpatrzony w nią i gotowy podążyć tam, gdzie ich zaprowadzi.
Ta jednak zamierzała pozostać na łóżku, obejmując mężczyznę w pasie i przytulając się na chwile do niego, by ucałować go w zagłębienie klatki piersiowej, zostawiając czerwony ślad po swojej szmince. Zamruczała upojona ich wzajemną bliskością, pełna oczekiwania na dalsze przyjemności tejże nocy. Czarownik jeszcze nie wiedział, jak długa i męcząca będzie to noc dla niego, bo bardka wzięła mocno do siebie postanowienie „wykorzystywania” pijanego.

Położywszy mu ręce na pośladkach, zaczęła mruczeć cicho zalecenia.
Szerzej nogi.
Miękkie kolana.
Ramiona wyprostowane.
Brzuch napięty.
Przenoszenie ciężaru z jednej stopy na drugą z charakterystycznym przesunięciem bioder.
Nie przestawała się przy tym kołysać spokojnym i zmysłowym rytmem, ułatwiając w ten sposób magowi złapanie odpowiedniego taktu. Materac uginał się pod ich ciężarem, dodatkowo obrazując kolejność ruchów, gdy tak gibali się na boki, ocierając nagimi torsami o siebie.
Wyszywany koralami i złotymi wypustkami pas od spódnicy, przyjemnie masował Jarvisa u nasady męskości, wysoko podtrzymując jego dumę między nimi jako pełnoprawnego, trzeciego tancerza.
Chaaya błądziła wargami po skórze kochanka, który pomimo obaw ruszał się całkiem nieźle, a przynajmniej tak mu się wydawało, gdy skrzypiące cicho sprężyny, pracowały pod jego stopami, wprawiając jego ciało w falowanie. Jakby stał na łódce… lub gondoli.
Powoli świat zaczął się redukować do dwóch oddechów, przerywanych pocałunkami i szeptem dzwoneczków.
Dzyń, dzyń. Usta dziewczyny spoczęły na bicepsie czarownika.
Dzyń, dzyń. Swobodnie dryfowały swą delikatną fakturą po obojczykach.
Dzyń, dzyń. Zacisnęły się na sutku, łaskocząc językiem.
Aż nadszedł czas na nowy ruch…

Tawaif odgięła się, niemal pod kątem prostym, do tyłu, łagodnie zabierając na siebie przywoływacza. W tym momencie łóżko zaczynało być bardziej zdradzieckim podłożem, ale dholianka twardo zachowywała równowagę, pokazując partnerowi nieznaczne ruchy, które imitowały dwa leniwie lecące przez przestworza ptaki, dostojnie odbijające skrzydłami powietrze.
Mężczyzna miał teraz możliwość posmakowania piersi kochanki, choć musiał się pilnować, by nie zatracić się w pieszczocie i nie zaprzestać „frunięcia”, inaczej zaraz dostawał ostrzegawcze pacnięcie w ramię lub plecy.
Co nie było łatwe w tej sytuacji. Usta i język szukały własnych szlaków na jej krągłościach w daremnych próbach rozproszenia jej uwagi, więc bardka musiała często pilnować swego kochanka i nie ulegać tańcowi jego języka na swojej skórze.

Po pewnym czasie Jarvis poczuł jak kobieta powoli na niego napiera i w końcu oboje wrócili do pionu, na powrót leniwie kołysząc bioderkami. Chaaya uśmiechała się do niego łobuzersko, z wyzwaniem patrząc mu oczy, aż… położyła dłoń na piersi kochanka a drugą podstawiła pod jego lędźwie i powoli… stopniowo, zaczęła go odginać do tyłu.
Czy uda mu się utrzymać równowagę? Czy poleci na poduszki? Magowi aktualnie było bliżej do pijaka niż tancerza, więc wizja wywalenia się na plecy była nader realistyczna… choć nie tak straszna, gdy miał za sobą miękką pościel i materac, a nie na przykład przepaść.
Trzeźwy Jarvis… może by i wytrwał w tej pozycji, ale pijany nie miał na to żadnych szans i po kilku chwilach próby utrzymania balansu tej misternej konstrukcji dwóch ciał, poddał się dłoni bardki i upadł na łóżko.
Kochanka poleciała wraz z nim, najwyraźniej zawierzając jego zmysłom i… trochę się przeliczając. Dobrze, że refleks miała niezły i pomimo kilku głębszych jakie wcześniej wychyliła, postarała się by oboje nie wyszli z tego spotkania z siniakami.

- Po tańcu zazwyczaj się kłania, a nie zalega na poduszkach… - fuknęła rozbawiona, zgarniając sobie kosmyk z czoła i klepiąc partnera po brzuchu, do którego się zaraz przyssała jak mała pijaweczka. Zabrała się za rozwiązywanie spódnicy, by w końcu odsłonić swe wytatuowane pośladki.
Uśmiechnęła się zadziornie, wskakując na biodra czarownika i odwróciła się do niego plecami, opierając rękoma o materac między jego nogami, jednocześnie wypinając pupę w kierunku kochanka.
Przez chwilę czuł na sobie rozgrzaną i śliską kobiecość, wpasowującą się i układającą jak dostojna perliczka na gnieździe, aż w końcu pozwoliła mu się zdobyć, wzdychając przy tym głośno.
Tak długo czekała na ten moment.
Odginając głowę do tyłu, poruszyła agresywnie biodrami dając przedsmak tego co ich czekało, po czym odezwała się łobuzerskim tonem - a grałeś ty kiedyś na bębnach? - Jak na zawołanie napięła jeden, a potem drugi pośladek, zapraszając w ten sposób do zabawy.
- Tak… tak… tak… - Nie wiedziała czy mówi o bębnach, czy o czymś innym. Zresztą szybko przestało to mieć znaczenie. Liczyły się czyny, a nie słowa… a ona poczuła lekkie, acz drapieżne i głośne klapsy, a dowód pożądania mężczyzny poruszający się tam, gdzie sprawiał jej najwięcej przyjemności.
Tancerka brała go z dziką prędkością, zamieniając się w wulkan niesprecyzowanej energii, która przeobrażała jej osobę na oczach czarownika.
Ze zmysłowości osunęła się niemal w barbarzyńskość, gdy spełniała swoje żądze w ulubionym dla siebie rytmie, by zaraz przemienić się w bardziej subtelną istotę, odpychając się dłońmi od łóżka, prostując się w biodrach Jarvisa i zwalniając nieco, gdy jej palce dołączyły do tego spotkania pieszcząc kochającą, ale i kochanego.
Mruczała przy tym aprobatycznie, jak wygłodniała lwica posilająca się swą ofiarą.
I wtedy… w najbardziej nieodpowiednim momencie, gdy ich splecione, w lubieżnej żądzy, ciała poruszały się zgodnym rytmem, do uczu Chaai dotarł cichy szept.

- Moja słodka… Kamalo. - Dla Jarvisa to słowo było miłosnym kodem, tak je odebrał, gdy określiła się nim pierwszy raz bardka. Nie mając zielonego pojęcia co do prawdziwego jego znaczenia.
To był… najbardziej przerażający orgazm w życiu tawaif, gdy doszła znienacka pod dotykiem swych opuszków i miłosnej włóczni kochanka.
Zamiast przyśpieszyć... zwolniła, starając się powstrzymać drżenie na całym ciele.
Nimfetka momentalnie wszczęła alarm, wybudzając wszystkie z masek, które starały się wspólnie zapanować nad powoli pękającą skorupą, którą obleczyły ciało Kamalisundari, zabezpieczając je przed atakami z zewnątrz.
A Starzec wynurzył się ze swej jaskini, by obserwować sytuację z zaciekawieniem.
Sama dziewczyna odwróciła się przez ramię z nieukrywanym lękiem i niepewnością, spoglądając na mężczyznę pod sobą, jakby nie była pewna co się właściwie wydarzyło.
- Coś się stało? - zapytał czule Jarvis, delikatnie głaszcząc ją po pośladkach zmysłowymi muśnięciami dłoni. - Co cię przeraziło?
- Dlaczego… teraz? - Dziewczyna brzmiała jakby się miała nie tylko rozpaść, ale i rozpłakać. Zaczęła jej przeszkadzać pozycja w której byli. Chciała być twarzą z czarownikiem, ale nie poczyniła nic, by ten stan zmienić. Zwiesiła lekko głowę, bujając się w siodle mężczyzny, masując go delikatnie dłońmi między udami.
- Co dlaczego? Nie rozumiem - odparł przywoływacz, gładząc jej skórę palcami. Wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem mówił dalej - uraziłem cię jakoś? Przepraszam. Nie chciałem ci sprawić… nie chciałem cię zasmucić.
Tego było za wiele. Najpierw odzierał ją z pancerza… dotykał do żywego, a teraz jak pies się wycofywał.
~ Wynocha! ~ Kamala rozwiała pannice, przewracając i demolując całą siebie od środka. ~ Wynocha, wynocha, wynocha! ~ Niewidzialne dziewczę, zamykało po kolei kolejne drzwi swego umysłu, jednocześnie przejmując nad sobą kontrolę.
- Ty psie… - wycedziła przez zęby, oschłym tonem głosu. - Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! Dobrze wiesz ile to dla mnie znaczy! - syknęła z pretensją, schodząc butnie z bioder kochanka, by się do niego odwrócić, jakby się chciała na niego rzucić i zagryźć, ale Jarvis zobaczył tylko przestraszoną dziewczynkę, ze łzami w oczach, która ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć płaczem.
Ten usiadł, spoglądając towarzyszce w oczy. Następnie pochwycił ją stanowczo w swe ramiona i delikatnie przytulił. - Nie bój się płakać przy mnie… Jesteś bezpieczna, możesz sobie pozwolić na… chwile słabości. Ja cię obronię. I… ja tak wiele o tobie nie wiem. Nie mam nawet pojęcia o co pytać. Dlatego… tak… - Głaskał ją po włosach, tuląc do siebie coraz bardziej zaborczo. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
- Ja… ja… Kamalasundari nie płacze. Nigdy. - Kobieta wtulała się drżąca w klatkę piersiową magika. Oddychała chrapliwie, przez zaciśnięte zęby, starając się pozostać opanowaną, czarownik jednak czuł, że ta płakała, choć może nie była tego do końca świadoma.
- Oczywiście… masz rację. A ja jestem niedoinformowany - mruczał głaszcząc dziewczynę po głowie i plecach. Starał się ją pocieszyć poprzez odwracanie uwagi. - A ty jesteś zjawiskowa i niezwykła. Pewnie mogłabyś się… równać w kunszcie tanecznym z elfami.
- Nieprawda! - zawarczała gniewnie, a jej ciało przeszedł dreszcz, gdy siłą odsunęła się od obojczyków Jarvisa, by na niego spojrzeć.
Oczy miała przeszklone i czerwone, a rzęsy posklejały się od łez. - Jestem silna, niezależna i samowystarczalna - burknęła, ściągając napuchnięte policzki i usta. Spuściła wzrok, skubiąc palcami ramię kochanka, chyba bardzo chciała wierzyć w to co mówiła, ale aktualnie nie potrafiła siebie przekonać.

- To moje imię Jarvisie… to prawdziwe… jest dla mnie bardzo ważne - dodała po chwili cicho.
- Jest śliczne… - Uśmiechnął się lekko mag i cmoknął delikatnie policzek tancerki. - Nie powinienem go używać tak… bez namysłu? Cóż… moje imię nie ma takiego znaczenia. Twoje nadali ci pewnie rodzice, a moje… w sumie to nie pamiętam już kto. Pewnie ten z chłopaków z bandy, któremu znudziło się wołać na mnie… “tee mały”.
Objął czule dziewczynę, by musnąć wargami jej ucho. - Wiem, że jesteś silna i niezależna, ale nie jesteś już sama… Ja jestem przy tobie i możesz na mnie polegać. I opierać się na mnie.
- Moje imię nadali mi kapłani. Jest zgodne z datą, miejscem i porą dnia narodzin. Reprezentuje moje cechy i nadaje charakter - mruknęła po długiej chwili, krzywiąc się nieznacznie. - Poza bliskimi tylko jedna osoba je znała. - Czarownik mógł się łatwo domyślić, kim ona była. - Przepadł bez śladu… trafiłam do niewoli i wykupił mnie Janus. A później i on przepadł… niedługo po jego wyjawieniu. - Na powrót umilkła w zakłopotaniu, nie wiedząc jak wytłumaczyć i co najważniejsze od czego zacząć, by pijany kochanek, zrozumiał bez zbędnych pomyłek, co chciała mu powiedzieć.
- Jeśli chcesz go używać… nie przepraszaj zaraz po tym. To tak… jakbyś mi wyznał miłość i powiedział “ups… przepraszam pomyliłem cię z inną”.
- W zasadzie… to wyznałem ci miłość i… przeprosiłem za to, że cię tym wyznaniem… przestraszyłem - wymruczał Jarvis, muskając usta bardki swoimi w delikatnym pocałunku. - Kamalo… Kamalo… Kamalo… - Całował coraz zachłanniej i zachłanniej, smakując brzmienie jej imienia.

Smoczy Jeździec chyba chciał, nieświadomie bądź co bądź ale, wykończyć swoją kochankę na miejscu. Ta niczym trafiona piorunem, zesztywniała napinając się jak struna. Następnie niemiłosiernie pokraśniała na twarzy, uszach i nawet dekolcie skrywanym za złotą kolią.
Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, zawzięcie mrugając i o dziwo odwzajemniając pocałunki.
Trochę niepewnie i lękliwie, by z czasem coraz zachłanniej przybliżać swoje wargi do jego, aż w końcu ręce ruszyły się w lekko narwanym i spazmatycznym geście, oplatając go wokół karku. Coraz bliżej i mocniej obcując z ciałem kochanka.

Dłonie maga wodziły po jej pośladkach i plecach, łagodnie i pieszczotliwie… jak po delikatnej, porcelanowej figurce. Jego usta zaś całowały ją coraz zuchwalej, bardziej dziko i zaborczo.
A w głowie znów czuła jego fragmentaryczne myśli ~ moja... moja... moja… ~ bardziej czułe w tonacji niż zazwyczaj. Co nie zmieniało jednak faktu, że o podbrzusze bardki, zaczęła ocierać się włócznia, coraz bardziej gotowa do boju.
Chaaya sięgając jedną ręką, uwolniła z okowów koka i złotych ozdób najpierw prawą stronę swoich włosów, a później lewą. Wodospad gęstych i ciemnobrązowych pukli, rozsypał się po plecach tancerki, przykrywając ją jak gruby płaszcz.
- Nie myśl, że ci wierze… - burknęła butnie, ale była to tylko gra pozorów. - Jeśli będziesz chciał usłyszeć moje wyznanie co do uczuć do ciebie… będziesz musiał swoje powtórzyć. Na trzeźwo. - No… może jednak nie była to tylko taka gra?
Kobieta coraz mocniej owijała się wokół ramion czarownika, a jej rozpuszczone loki, niczym włosy meduzy, oplatały się wokół jego rąk i szyi, zupełnie jakby chciały unieruchomić biedaka i zamknąć w ciasnym uścisku pożądania.
- Chcę zobaczyć twój uśmiech… - wymruczał przywoływacz, ustami schodząc niżej na szyję wybranki. Dłonie zaborczo i drapieżnie zacisnęły się na jej pośladkach, dociskając ją do siebie. Ten gest sprawił, że pochwycona tawaif ocierała się o męskość igrając z jego i swoim apetytem. - Chcę widzieć zadowolenie i szczęście… chcę… pragnę ciebie tak mocno.
Bardka pochylała się nad ukochanym, a kąciki jej ust drgały delikatnie, walcząc o uśmiech na twarzy. Dziewczyna pogłaskała go po policzku, zawieszając się nad jego rozchylonymi w próbie pocałunku wargami.
- Nie zniknij… - posłyszał cichy i ostrzegawczy szept na granicy bezgłosu. - Nie zniknij. - Uśmiechnęła się czule i łagodnie, nieco nostalgicznie. Bił od niej jakiś wewnętrzny spokój, gdy wróciła do znakowania twarzy Jarvisa, drobnymi pieczątkami swego uczucia.
- Godiva chyba ci… mówiła - odparł cicho i żartobliwie czarownik, pozwalając jej na pocałunki. Uśmiechnął się łobuzersko wpatrując w jej oczy. - Nie tak łatwo się mnie pozbyć. Będę blisko… zawsze.
Chaaya pokiwała głową, skupiona na skroniach kochanka.
Uniosła wyżej biodra, przymierzając się powoli do ponownego przyjęcia mężczyzny w sobie.
- Chcę cię jeszcze bliżej… teraz - wyjęczała z udręczenia i strachu.
- Pragnę… cię… bliżej. - Mag wbił paznokcie w pośladki dziewczyny i stanowczo pchnął ją w dół, by przeszyć ją swoim dowodem pragnień.
Gwałtownie i władczo.
Takie same były pocałunki na jej piersiach, tam gdzie nie okrywały ich klejnoty naszyjnika, gdy ta ujeżdżała go z pasją i uczuciem jakim zawsze go obdarzała w takich chwilach.
Czarownik czuł jednak pod swoimi palcami jak kobieta drżała… inaczej niż zawsze… nie z rozkoszy, ale też nie bólu. Podświadomie domyślał się, iż bardzo się bała. Może tego, że on zniknie? Może powagi i odpowiedzialności jego słów? A może w jej głowie czaiło się coś jeszcze… o czym nie wiedział, a co gnębiło ją koszmarami dniami i nocami.
Nie uciekała jednak, dzielnie stawiając czoła swym lękom, używając ciała kochanka jako swojej zbroi i broni.

Na prośbę ukochanego, otworzyła przed nim swój umysł, by ze zdziwieniem mógł stwierdzić, że był pełen niego samego, że pieściła go nie tylko ciałem, ale także spojrzeniem i myślami.
Chłonęła jak gąbka wodę. Spijała kropelka po kropelce. Upajała się, ale nie mogła nim nasycić.
Pragnęła go więcej i więcej, coraz mocniej zatracając się na jego biodrach, ocierając podbrzuszem o podbrzusze, drapiąc opuszkami barki i plecy, scałowując pot z czoła i zlizując ostatnie, winne nuty z warg.
Czarownik zaś wydawał się próbować otulić ją mentalnie samym sobą. Chronić ją.
Stać się zbroją, którą zburzył… oczywiście czuł też olbrzymie pragnienie wobec swojej kochanki. Chciał więcej i więcej pieszczot… mocniej czuć każdy dotyk, pocałunek i zderzenie, toteż nic dziwnego, że trzymana jego dłońmi za pośladki, podskakiwała na kochanku dążąc wraz z nim do intensywnego spełnienia. A gdy wyrwało się ono z ich gardeł krzykami, Jarvis przycisnął ją do siebie, tuląc głowę do jej łapiących powietrze piersi.

Chaaya oddychała łapczywie, chwiejąc się na boki niczym podkopana wieża i gładząc mężczyznę delikatnie po głowie.
Nagle zaczęła zmieniać się powoli na jego oczach. Mokre włosy, niczym tłuste, śliskie węże powaracały do swojej dawnej długości, oswobadzając przywoływaczowi dłonie i szyję. Pełne piersi, na powrót zyskały swą sprężystość, a wypukłe tatuaże na biodrach i kolia na szyi rozmywały się niczym akwarele, blednąc i wnikając w złotą skórę nosicielki.
Znów była drobniutką i kruchutką tancerką, jaką nawykł tulić co noc do snu, choć było to poniekąd złudne wrażenie, gdyż żadna porcelanowa laleczka nie miała takiej siły w udach.
- Chcę… jeszcze raz - wyszeptała mu we włosy, całując czule w czubek głowy. - Do samego rana.
- I jeszcze raz... i jeszcze raz… - zamruczał czarownik, wodząc językiem po obojczykach kochanki. - ...ale… jak masz ochotę. Bo ja mogę… dopiero jak znów odzyskam wigor. Na szczęście... możemy ten problem ominąć. Teraz moja kolej na taniec?
- Hmmm do trzech razy sztuka. - Zaśmiała się nieśmiało, kryjąc wargi za dłonią. - A co z moim wierszem? - spytała, nie wypuszczając go ze swoich delikatnych objęć i silnego uścisku w nogach.
- Ehhmmm… - zaciął się Jarvis lekko skonfundowany, zamykając oczy i coś szepcząc po cichu przez chwilę. Po czym zaczął.
- Ta, w której ręku żywot mój i zdrowie,
Pieści się ze mną i dzieckiem mię zowie;
Ale kiedy chcę, jak małe dzieciny,
Trochę bezpieczniej poigrać bez winy,
Ostro się stawia, na śmiałość narzeka,
I ust, i piersi dziecięciu umyka.
Dotknij jej, Miłości, zwyciężnym orężem,
Wnet mię nie dzieckiem pozna, ale mężem.
- Z… czego to zerżnąłeś? - Bardka spytała bez ogródek, odchylając nieco do tyłu, by popatrzeć ciekawsko na towarzysza. Uśmiechała się przy tym rozbawiona.
- Z książki, którą zakupiłem. “Trzysta trzy rymowane klucze do niewieściego serca.” - Ten nie zamierzał nawet udawać, że było inaczej. - W tym mieście poezja jest w cenie. Zwłaszcza miłosna. Jak już się zresztą przekonałaś każda sztuka jest tu w cenie i mogłabyś swym tańcem zyskać bogactwo.
- Brzmi trochę jak rubaszna przyśpiewka dla pijaków… - skwitowała wesoło, wyciągając dłoń, by wierzchem pogładzić lubego po policzku, po czym jej oczy lekko pociemniały…
- Wysyłasz mnie do pracy? - spytała nagle z przekąsem, schodząc z bioder kochanka i szukając sobie miejsca na łóżku w celu obejrzenia tanecznego występu przywoływacza.
- Nie… nie pozwoliłbym ci nawet. Mogłabyś osiągnąć tu naprawdę wiele samym tańcem, czarując widownię swoimi ruchami, ale… im wyżej byś zaszła, tym więcej spojrzeń byś przyciągnęła. Zwłaszcza wampirzych. W końcu trafiłabyś pod protekcję którejś z koterii, a na to nie mógłbym pozwolić. Natomiast zdaję sobie sprawę… z jak wielką artyską figluję. - Czarownik podrapał się po głowie i wstał. Stojąc na łóżku, czekał, aż bardka się wygodnie usadowi.

Ta jednak miała z tym wyraźny problem. Kręciła się na czworaka to tu to tam, podkładała sobie poduszki. Kładła się, wstawała, siadała, zwijała. Spoglądała coraz nieśmialej na magika, pod sam koniec jego wypowiedzi rumieniąc się jak róża i zamierając w twarzą ukrytą w kolanach, które obejmowała pod udami.
- D-dziwny sposób na powiedzenie, że byłbyś zazdrosny… - mruknęła, spoglądając spod rzęs na mężczyznę.
- No to też… niech pomyślę nad tym tańcem - zaczął Jarvis, bujając na boki biodrami i zamykając oczy. Powoli jego ruchy stały się bardziej płynne i szybkie, czasem zwalniając i nagłym ruchem bioder… sugerując miłosny podryw. Oczywistym dla Chaai było to, co jej kochanek robił. Niczym dzieciak bawił się swoją “niteczką” przed “małym kociakiem”, którym miała być bardka. Jego ruchy miały przyciągnąć jej spojrzenie do owego dyndającego obecnie organu, który przecież taki wiecznie nie będzie. No cóż… trudno było liczyć na to, że jej kompan potrafi zmysłowo zatańczyć.
Tawaif rozdziawiła w zdziwieniu usta, nie wierząc w to co widzi, a gdy w końcu to do niej dotarło… kaszlnęła starając się zamaskować atak śmiechu, który cisnął jej się na usta. Spanikowana zakryła więc dłońmi swoje wargi, starając się oddychać równomiernie i znajdując sobie jakąś inną część ciała tancerza, na której mogłaby zawiesić oko i przetrzymać ów pokaz.
Niestety… wesoło podrygująca między nogami kochanka “pacynka”, była zbyt rozkoszna, by do niej nie wracać i… przez to dusić się w spazmach śmiechu, które nie przechodziły przez jej mocno przyciśnięte palce.
W końcu kobieta skapitulowała i zamachała rękoma, kręcąc głową. - Dość… dość bo mnie zabijesz! - Istniało wiele sposobów na regenerację męskich atrybutów, które niekoniecznie musiały być śmiertelną pułapką dla ich partnerek.
Sięgnąwszy po butelkę wina, odkorkowała szyjkę i napiła się dla uspokojenia, po czym podała szkło Jarvisowi.
Czarownik kucnął i sięgnął po wino, pijąc je łapczywie, po czym rzekł - nie musiałaś ukrywać śmiechu. Dobrze wiem, że nie zdołam cię tańcem zachwycić, więc wolałem rozbawić.
Spojrzał na butelkę i coś mu chyba zaświtało. - Połóż się na plecach i wypnij piersi.
- Nie chciałam cię peszyć… - odparła z czułością, spoglądając z lekkim wahaniem na trunek, po czym wykonując posłusznie polecenie, ułożyła się wzdłuż ciała mężczyzny.
Zapatrzyła się tępo w sufit, a kąciki ust zadrżały w uśmiechu, gdy dziewczyna przypomniała sobie niedawne widoki.
- Znam swoje silne strony i słabe też… taniec jest słabością dla mnie. - Położył się na boku obok dziewczyny i przechylił butelkę, ostrożnie rozlewając zimny płyn na rozgrzane ciało tawaif. Nie dał jej jednak zmarznąć, gdyż nachylił się ku niej i z pietyzmem począł zlizywać z jej skóry, zarówno kropelki wina, jak i potu. - …smakowity kąsek z ciebie.
Bardka napinała się nieznacznie gdy chłodna, karminowa ciecz skapywała na jej brzuch i biust. W pewien sposób przypominała mąconą deszczem tafle wody, którą na powrót wygładzał swoim językiem.
Jej piersi pokryły się gęsią skórką, zdradzając podniecenie swej właścicielki zaistniałą sceną, choć starała się oddychać powoli i równomiernie, tak, by nie uronić, ani kropli wina.
- Co we mnie takiego smakowitego? Znasz mnie pewnie na pamięć. Na razie jeszcze się mną upajasz… ale niedługo ci się znudzi ten “smakowity kąsek”…
- Prędzej ja tobie. Wszystko, uroda, spojrzenie, ruchy, głos, uśmiech… charakterek. Wszystko - odparł kochanek, ustami zbierając czerwone kropelki z jej biustu, a dłonią sięgając między uda i delikatnie muskając wrażliwe punkty na jej łonie. Raz mocniej, raz delikatniej… może i był zabawnym tancerzem, ale teraz mogła sobie przypomnieć jak wirtuozem być potrafił... i, że była jego ukochanym instrumentem do takiej gry.
- Dlaczego tak twierdzisz? - spytała, zapowietrzając się na chwilę, gdy to ponownie padła ofiarą podstępnego duetu czarownika. Zamknęła oczy poddając zmysłowi czucia, reagując na niego jak struna wprawiana w ruch przez grajka.
- Bo tak czuję… - wyszeptał jej do ucha przywoływacz i musnął delikatnie szyję, by powrócić do przegapionych strumyczków wina na jej skórze. Jego palce pieściły jej ciało leniwie i powoli. Nie śpieszył, bo wszak… mieli całą noc na igraszki. I zamierzał delektować się ich każdą chwilą.
- Nie wierzysz mi..? - wydyszała pomiędzy kolejnymi pociągnięciami języka na swoim ciele.
- Co mam zrobić? Zrobię to… tylko powiedz co - odparła wyraźnie zasmucona i udręczona jednocześnie, łapiąc dłońmi kołdrę pod sobą, by bezlitośnie ją ściskać i skręcać.
- Wierzę… - Jarvis cmoknął delikatnie jej usta, a potem szyję. - Wierzę w twoje oddanie. Wystarczy, że jesteś ze mną, wystarczy, że rano obudzę się i zobaczę twoją twarz. To mi wystarczy. Oczywiście… nie gwarantuję, że dam ci pospać jeśli obudzę się pierwszy.
Ruchy palców między jej udami, stały się nieco bardziej gwałtowniejsze, ale to bardki nie dziwiło. Czuła, ocierając się biodrem o kochanka, że on również zaczął nabierać apetytu.
- Kłamca… - mruknęła oskarżycielsko. - Nie wierze w to… chcesz mnie zbyć, może starasz się być miły, ale swoje wiesz… tam gdzieś w głębi duszy. - Dzióbnęła go palcem w pierś, unosząc się delikatnie na łokciu. - Myślisz, że nie pamiętam ile razy zapewniałam cię… obiecywałam… i starałam udowodnić swoją w-wierność? Nawet dzisiaj! Pod mostem… a ty i tak swoje. - Wzięła jego twarz w dłoń i nakierowała ku swojej, zaglądając mu w oczy. - Powiedz mi co mam zrobić. Jesteś pijany, nie pamiętasz? Co ci szkodzi… - spróbowała zażartować, uśmiechając się smutno.
- Dobrze… powiem, chcesz wiedzieć co masz zrobić? - spoważniał nagle Jarvis, spoglądając jej w oczy. - Powiedz co ja mam zrobić, żebyś przestała się bać, że cię zostawię. Udowadniasz raz po raz swoją wierność. Czas chyba na to, żebym ja udowodnił ci swoją?
- To nie fair… - obruszyła się zmieszana bardka, rumieniąc w zawstydzeniu. - Odwracasz kota ogonem… - uciekła wzrokiem w bok, milcząc przez chwilę.
- Mój lęk… mój strach… nie oznacza, że ci nie ufam i nie wierze. Ja się po prostu boję… nie tego, że odejdziesz do innej, ale, że odejdziesz z… tego… świata. - Chaaya przybliżyła twarz do twarzy kochanka, szepcząc - boje się, że pewnego dnia obudzę się ze świadomością, że nie ma cię już dla żadnej istoty na tym świecie. Możesz być najlepszym z najlepszych w swoim fachu, możesz być niepokonanym wśród śmiertelnych, ale jeśli jeśli los zadecyduje, by zabrać cię stąd… tu… ode mnie. Moje serce pęknie.

- Chaayu… Kamalo… - Jarvis pocałował czule usta dziewyczny, delikatnie się uśmiechając. - Na pewno nie odejdę do innej. Nie ma nikogo, kto mógłby się z tobą równać. A i… nie zamierzam dać się zabić. Będę ostrożny, obiecuję… Ale ty też musisz być ostrożna, dobrze?
- Chaayu? Jaka Chaayu? Czyżbyś mnie już zdradzał? - spytała łobuzersko całując raz po raz swojego kochanka, coraz bardziej chcąc wspiąć się na niego, jakby właśnie rozpoczęli zapasy o dominację. - Obiecuję… i będę cię trzymać za słowo… więc lepiej byś je egzekwował z należytą powagą i odpowiedzialnością - pogroziła mu mrukliwie.
- Możesz mnie trzymać za co chcesz… - odparł z ironicznym uśmieszkiem czarownik, pozwalając się powalić na plecy i triumfująco usiąść tawaif na sobie. - Kamala… to imię, mam tylko używać gdy będziemy sami, tak?
Tancerka spoglądała z góry na maga z wyzywająco zadowolonym uśmieszkiem. Splotła palce na jego męskości, pieszcząc go przed finalnym połączeniem ich ciał.
- Technicznie rzecz ujmując… - zafrasowała się bardka. - To straciłam prawo do tego imienia w tym samym momencie w którym Balthazar wykupił me dziewictwo… oby żył wiecznie. Po tym “wydarzeniu” na świat przybyła Chaaya. Tylko najbliższe grono rodzinne zna i może mianować mnie starym imieniem… ponieważ dla nich, nie jestem tawaif czyli drogą dziwką tak jak Chaaya. - Kobieta pochyliła się by ucałować męskie obojczyki, po czym uniosła się na kolanach i popatrzyła pytająco na leżącego.
- Dla mnie też nie jesteś, ale… podoba mi się ten przywilej… że mogę ci mówić Kamala. Więc będę go zazdrośnie strzegł i pilnował, byś słyszała te imię z moich ust tylko wtedy, gdy będziesz tulona przez mnie. Gdy będziemy sami. - Wodził palcami po jej udach zerkając wprost w jej oczy. - Może być?

Dziewczyna spuściła teatralnie wzrok na przyrodzenie kochanka. Oglądała je ze wszystkich stron, jakby stała na targu i wybierała warzywa na obiad. Coś mruknęła, pokręciła głową, wzruszyła ramionami i z lisim uśmieszkiem dosiadła magika, przygryzając dolną wargę, po czym zaczęła kołysać bioderkami moszcząc się wygodnie, drażniąc w pieszczocie i widokiem wesoło podrygujących piersi.
Czarownik rozłożył szeroko ręce, poddając się rytmowi ruchów dosiadającej go bardki. Rozkoszował się widokiem jej biustu, poruszającego się w takt jej tańca, tak jak ona czerpała przyjemność z jego spojrzenia.
Pełnego pożądania i zachwytu.
Każdy ruch jej ciała wzmagał jego podniecenie, które przeszywało ją przyjemnie. Jarvis wymacał butelkę i pochwyciwszy ją, zachłannie się z niej napił, nie odrywając ani na chwilę wzroku od kochanki.
- Pij, pij… będziesz łatwiejszy - wymruczała w zadowoleniu, poskakując wesoło i gładząc przywoływacza po torsie. Poruszała się nie za szybko i nie za wolno, w sam raz, by przywieść ich do pełnego napięcia… w którym to podniosła się ponownie do klęczek, ku rozczarowaniu maga.
- Siadaj, zmiana pozycji! - zawołała, samej już się układając w dziwną konfigurację, gdzie to Jarvis wylądował z jedną nogą Chaai na ramieniu.
- Łatwiejszy? Bardziej rozpalony… bardziej spragniony ciebie… z pewnością. - Oczywiście wykorzystał sytuację, by musnąć ustami po łydce kochanki opierającej się o jego ramię i usiadł.
Tawaif pomogła mu przyjąć odpowiednią pozycję i zaraz szybko ponownie ruszyli w swój wspólny i karkołomny taniec, w którym to czarownik dosadniej i wyraźniej odciskał się we wnętrzu kochanki, która odchyliła nieco głowę, mrucząc w zadowoleniu, aż nie nadrobili “straconego” czasu podczas ich rozłąki i ponownie nie sięgnęli prawie spełnienia.
Wtedy to bardka naciągnęła na siebie maga, zagłębiając go w siebie głęboko.
- Udowodnij… lubię gdy to robisz - rzuciła lubieżne wyzwanie, wijąc się pod męskim ciałem.
Jarvis mruknął coś cicho i zaczął napierać na dziewczynę, mocno i brutalnie, jakby chciał ją przebić na wylot. Jej ciało jednak poddawało się gwałtowności partnera, jak trzcina dzikim podmuchom wiatru. Uginała się i drżała od rozkoszy, wzmaganej świadomością uczuć mężczyzny. Pragnął jej… pragnął zachłannie, pragnął dla siebie, pragnął ją całą. Była jego, a może on był jej? Nie miało to znaczenia, gdy fala ekstazy porwała świadomość bardki do słodkiego finału, wprawiając jej ciało w gorączkowe drżenie, zalewając ograbiony z własnych myśli umysł kolejnymi doznaniami i uczuciami do czarownika. Jarvis był wszędzie, choć może nie zdawał sobie z tego sprawy. Był w jej oczach, sercu, płucach… na języku, w łonie, pod skórą, na opuszkach palców.
Mroczne i zacienione ściany okalające jej jaźń, rozbłysły feerią kolorów i ruchomych obrazów. Zupełnie jakby w tysiącach luster odbijały się wspólne wspomnienia związane z przywoływaczem.
Zrobiło się głośno i ciasno, choć jedynym kto aktualnie przebywał w tej klatce uczuć był Starzec. Pozbawiony swojej kryjówki, musiał tkwić na środku otoczony całą armią Jarvisów, którzy powtarzali swoje kwestia, ciągle… na okrągło… bez ustanku. Od nowa, od nowa i od nowa.

Kobieta wyplątała się z pozycji, gdy trochę ochłonęła, tylko po to, by móc wygodniej przytulić się do ukochanego, gładząc go delikatnie po barkach i plecach oraz muskając wargami jego policzek ze wstydliwym pietyzmem i wrodzoną, eteryczną delikatnością.
Była jego opiekunką, podporą, swoistym drugim materacem na którym wypoczywał drżący po ostatnim uniesieniu.
- Wiesz… że teraz nie dam ci już spokoju? I po prostu ciągle będziesz czuła na sobie moje pocałunki i dłonie… - szeptał czarownik, tuląc się do leżącej pod nim ukochanej. - I ta krępująca cię sytuacja z restauracji… może się znów powtórzyć?
- Brzmi troszkę groźnie… - mruknęła mu do ucha, skubiąc płatek ustami, dodając - ...i niestosownie podniecająco. Postaram się dotrzymać ci kroku, ale nie bądź zły jeśli będę się troszkę bała… - Przyjemnie drapała go opuszkami po kręgosłupie, zjeżdżając czasami na lędźwie i wyraźnie polując na pośladki.
- Nie obrażę… - mruknął mag, poddając się pieszczocie jej palców. - A co mamy w planach jeszcze na dziś? Planujesz mnie wykorzystać jeszcze, czy może ja powinienem zacząć wykorzystywać ciebie?
W tej sytuacji, ciężko było o trzymanie się roli oprawczyni, którą zaplanowały Chaaye. Nie po tym co miało miejsce…
Kamala nie była tak odważna, ani doświadczona, w łóżkowych podbojach jak jej druga natura i nawet przez chwilę nie brała pod uwagę, rzucenia tawaif wyzwania.
- Stolik nadal czeka na swoje dwie ostatnie pozycje… a później zobaczymy - odparła cicho, zatapiając palce we włosach Jarvisa, odginając jego głowę lekko do tyłu, by skosztować ust.
- Więc stolik… - wymruczał chłopak, czule całując usta bardki i smakując ich miękkość z wyraźnym zadowoleniem. - Jak tylko odpoczniesz.
- Zajmie mi to tylko kilka pocałunków. - Zaśmiała się pod nosem z łobuzerskim uśmieszkiem, po czym zabrała się obcesowe obcałowywanie męskiej twarzy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline