Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 21:56   #9
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przyszedł ranek. Warren obudził się przed wschodem słońca. Kołdra była przepocona. Spał sam. Już od dawna spali z żoną w oddzielnych sypialniach. On nie potrzebował jej przy sobie, a ją denerwowało jego wczesne wstawanie.

Po chwili był już w łazience. Łyknął odpowiednie tabletki i popił wodą. Zastanawiał się jak mógł wytrzymać bez leków przez ostatnie trzy miesiące. Przecież bez odpowiednich proszków z rana ból był nie do zniesienia.

Kiedyś na jakiejś biznesowej kolacji gdy temat zahaczył o koncerny farmaceutyczne Anderson usłyszał, że po trzydziestym piątym roku życia wszyscy jesteśmy sztucznie podtrzymywani. W średniowieczu ludzie dożywali średnio właśnie do trzydziestej piątej wiosny. Dziś mamy Bayer, Merck, Pfizer. Przedłużają życie wszystkim gotowym zapłacić. Po to tylko, żeby mogli płacić więcej. I więcej.

Tak właśnie rozmyślał sobie w czasie golenia. Golił się brzytwą, tak jak jego ojciec. Prawdziwy mężczyzna powinien golić się brzytwą. I powinien być idealnie ogolony. To jak wygląda jego twarz jest oceniane przez wszystkich wkoło. Ludzi nie obchodzi to jak mówisz. Ludzi nie obchodzi co mówisz. Jeżeli jesteś schludnie ogolony i uśmiechnięty, to możesz opowiadać głupoty, a ludzie Ci uwierzą. 26 września 1960 Kennedy to udowodnił. Nie miał szans wygrać wyborów. A jednak. Debata telewizyjna z Nixonem pokazała, że ludzie to idioci. Nixon poszedł na debatę z gorączką, a wchodząc do gmachu telewizji uszkodził sobie kostkę. Był wyczerpany wcześniejszymi spotkaniami z wyborcami. Tymczasem Kennedy wypoczywał w hotelu. Idealnie się ogolił, a idiotyczne odpowiedzi kończył szerokim uśmiechem i machał do kamery. Tamta debata dwadzieścia pięć lat temu zmieniła wszystko w wystąpieniach publicznych.
- Ogolony i w dobrym garniturze wyłgasz się nawet z ludobójstwa - powiedział do swojego odbicia w lustrze Warren.

Po krótkim prysznicu poszedł zrobić sobie kawę. Znowu uruchomił kasetę, którą dostał poprzedniego dnia. Tak jak myślał na filmie nie widać, żeby noga mu przeszkadzała. Zdawał się nie czuć bólu. Zapewne go narkotyzowano. Postanowił się podzielić tą myślą. Jednak nie miał zamiaru nikomu pokazywać kasety. Zabrał ją do swojego gabinetu, gdzie zamknął ją w sejfie.

W końcu około godziny 8:00 pod rezydencję Andersonów podjechał średniej klasy Ford. Wysiadł z niego mężczyzna, który swoją aparycją zdawał się przypominać Bogarta z Casablanki. Jasny płaszcz, kapelusz. I wszystko jakby sprzed wojny.

Facet naprawdę zdawał się być profesjonalistą. Rozmowa trwała trzydzieści minut. W tym czasie mówił głównie Warren. Klon Bogarta zadawał jedynie krótkie i rzeczowe pytania. Po wszystkim wystudiowanym gestem schował kopertę wypełnioną banknotami do kieszeni płaszcza. Zaliczka. Zyskał w oczach Warrena, ponieważ nawet nie otworzył koperty. Jednak żyli jeszcze ludzie honorowi i wierzący w honor innych. Silny męski uścisk dłoni na pożegnanie.

Chwilę później przyjechała zamówiona taksówka. Jazda do biura trwała dużo dłużej niż podróż prywatnym autem Andersona.

Na biurku leżały dwie teczki podobnej objętości. Na pierwszej czerwonym flamastrem napisano: “Nieobecność”. Warren otworzył ją i uśmiechnął się. Helen zebrała mu całą masę wycinków prasowych na jego temat i na temat zaginięć. Na szczycie leżał artykuł, który czytał wczoraj. Niestety za chwilę zbliżało się zebranie zarządu. Były pewne rzeczy, które w przeciwieństwie do jego zahipnotyzowanych wakacji narkotykowych wymagały natychmiastowej interwencji.

Druga teczka miała czarny napis “BHOPAL”.

Warren usiadł i zaczął studiować wykresy, raporty i opinie niezależnych specjalistów. Było to na tyle ważne dla Union Carbide Corporation, że praktycznie nie miał chwili, żeby zerknąć do drugiej teczki.

Piętnaście minut przed spotkaniem był już w sali konferencyjnej. Wiedział, że powinni kontynuować narrację o sabotażu. Nie mogli zaprzestać produkcji Sevinu w pozostałych fabrykach. Musieli tylko przekonać świat, że jakiś pieprzony ciapaty Hindus zasadził się i celowo doprowadził do katastrofy.

Jednak samo spotkanie z radą nadzorczą nie poszło tak jak chciał Anderson. W zasadzie nie poszło wogóle. Pamiętał, że w pewnym momencie poluzował sobie krawat, bo miał problem z oddychaniem. Wszystko wkoło zalała krew…

Ostatnie co pamiętał, to młodocianego Azjatę w koszuli katolickiego księdza, który zamiast koloratki miał krawat zrobiony z koca grzewczego. Choć użycie słowa “krawat” w odniesieniu do tej złotej taśmy było nadużyciem.

********

Znowu szpital. Gdy wzrok wyostrzył mu się już na tyle, żeby obserwować krople ściekające do rurki z tworzywa sztucznego zaczął analizować to co się stało. Jednak nic nie przychodziło mu do głowy. W końcu zaczął wciskać przycisk przywołujący pielęgniarkę. Gdy ta przyszła po czasie dłuższym niż oczekiwał biznesmen ten powiedział spokojnym głosem:
- Przynieście mi steka. I niech będzie krwisty.
Mówił powoli i spokojnie. Jak zawsze. I choć mówił o trywialnych rzeczach, to jego głos kojarzył się z mędrcem, który objawia prawdy leżące u podwalin wszechświata. Pielęgniarka odruchowo skinęła głową i wyszła. Dopiero za drzwiami zorientowała się, że spełnianie zachcianek tego człowieka nie należy do jej obowiązków.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline