Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2017, 12:49   #1
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
[Wampir: Mroczne wieki] Diabeł mówi dobranoc

Diabeł mówi dobranoc



Późna wiosna 1469, lasy na południe od Żywca

Do Anny wróciło wspomnienie własnego zamążpójścia. I było tak, jak się to drzewiej wydarzyło. Z jednym wyjątkiem. Gdy kat zamiast zwyczajowej prośby o wybaczenie ogłosił, że chce skorzystać ze swojego starego prawa do skazanej na śmierć, nie zdjął kaptura. Przysięgała, nie wiedząc komu. Nie wiedząc za kim, poszła potem w las, starając się nadążyć za długimi krokami męża.

Nie odsłonił twarzy także potem, gdy dotarli do obrośniętej mchami i zielskiej chatynki. Z szopy za skrzydło wyniósł dropiatą kurę, położył ją na pieńku i ubił jednym ciosem. Potem wprawnymi ciosami szlachtował ciągle szamocące się, bezgłowe truchło. Tak, tak, ostrze siekiery opadało miarowo ze stukiem, jak nie opadło na biały kark Anny. Kat dzielił kurę na maleńkie porcje, spływające żywą czerwienią ochłapy rzucał w górę. Nad jego kapturem wirowało stado srok. Skrzeczały, biły się w powietrzu, wyrywając sobie mięso, a kat nie zwracał na rejwach nad swoją głową uwagi większej niż na ciżbę, co się wyroiła na starosądecki rynek, by zobaczyć na własne oczy, jak Anna będzie umierać.

W stado srok wpadł nagle czarnoskrzydły kruk. Rozpędził mniejsze kuzynki, walczył o wyłączny dostęp do krwistej uczty. Kat odepchnął agresora trzepnięciem, machnął ręką niby od niechcenia, ale gdy kruk ponowił próbę, uderzył mocniej. Zawiedzione czarne ptaszysko odleciało gdzieś w korony drzew, kracząc z pretensją.
– Dlaczego go odpędziłeś? – spytała Anna, a było w niej tyle pretensji co w kruku. Mikołaj cenił te ptaszyska. Są mądre, mówił. Mogłaby sobie takiego oswoić, przy niej miałby co jeść...
Kat wydał z siebie stłumione, pogardliwe prychnięcie. I inaczej niż to się wydarzyło naprawdę, zaszczycił ją odpowiedzią. Miał niski głos, dudniący, jakby z własnym echem.
– Ponieważ, dziewczynko, kruki nie widzą czarowstwa.
Anna, co też było nowe, zawahała się, czy dopytywać o źródło tego przesądu, czy żądać od razu, by mąż ściągnął kaptur. Pomyślała też, że nawet jeśli sroki widzą więcej, to przecież straszne kłamczuchy, we wszystkich opowieściach sroka kradnie albo kłamie, albo jedno i drugie naraz.

Zastanawiała się za długo i nagle dopadło ją zdziwienie. Że stoi, a jednak się porusza. Jeszcze nim otworzyła powieki, zrozumiała, co się dzieje. Słońce już zaszło, nastała noc. A kryty powóz z Anną uśpioną w środku pędził w ciemnościach. Dudniły końskie kopyta. Gdzieś blisko skrzeknęła sroka.

Anna odsłoniła leciuchno okno, zerknęła przez szparę. Obok powozu na gniadoszce pędził, na strzemionach skróconych na tatarską modłę, wtulony w końską grzywę Gangrel Libor z Zielonego Potoku. Źródło cichej frustracji Anny od paru dni w podróży. I nie szło bynajmniej o to, że wstręty jej jakoweś wampierz ów czynił, bo będąc za życia koniuszym u możnego czeskiego szlachcica po śmierci zadziwiał ogładą rzadką u swego klanu. Ale to nie on miał tu być przy niej i doglądać jej bezpieczeństwa w krótkiej podróży.

Liczyła, że skoro przez trzy miesiące z okładem ciekawość nie wywabiła wilka z leśnych ostępów, to zrobi to poczucie obowiązku. Gdy tylko dowiedziała się o śmierci pewnego włościanina, w którym pokładała sporo nadziei, przez umówionego człeka w Żywcu przesłała Oldrzychowi prośbę, że potrzebuje obstawy w krótkiej podróży i pomocy w dowiezieniu trupa do swego schronienia. A Oldrzych napluł na jej wyciągniętą przyjaźnie rękę. Nie, nie odmówił. Odmawiając wsparcia jej, odmówiłby jej ojcu, a na to nie mógł sobie przecież sobie pozwolić. Za to na pogardę – o, jak najbardziej. Nie przyjechał. Przysłał gładkiego w wymowie i ogładzonego w obyczajach Libora z Zielonego Potoku, sześciu ludzi odzianych w jednakie, zapewne zdarte z czyichś sług w napadzie liberie, oraz kryty powóz, z którego drzwiczek zdrapano pieczołowie herb poprzedniego właściciela. Powóz też drażnił Annę. Nie dlatego, że zbójca miał taką karetę, a ona nie miała, ciągle czekając aż ojciec wyśle do Żywca wszelkie potrzebne jej rzeczy. Dlatego, że Gangrel skądyś wiedział, że Anna powozu nie posiada, a potrzebuje. Dlatego, że użył tej wiedzy, by mu nie mogła zarzucić, że się z umowy nie wywiązuje należycie. I dlatego, że teraz czuła się w tym powozie jak worek owsa przy kulbace, albo trup włościanina, w kilka warstw nasączonych nalewką piołunową płacht lnianych obwinięty i spoczywający na podłodze pod jej stopami. Podobnie bezwolnie pozwalali się unosić w noc. Nie dość, że orszak ruszył, zanim się obudziła, to woźnica uprawiał właśnie szalone galopady, Anną rzucało od ścianki do ścianki jak bezwładną lalką, martwy włościanin podrygiwał wesoło pod jej pantofelkami. Uznała, że starczy już tego dobrego. Otworzyła okienko. Owionął ją chłód i żywiczny zapach świerków. Pędzili na złamanie karku leśną przecinką w nieznanym celu, i, na ile się orientowała, niewłaściwym kierunku.

Obok Libora galopował rosły mężczyzna w kaftanie z baranicy wełną na wierzch wywróconej, potężnych barach i gęstym brodzisku. Nawet nie musiała uciekać się do swych zdolności, by przejrzeć jego naturę. Obrócił ku niej na chwilę rozjarzone krwawo spojrzenie. Warknął coś zwierzęco, nie dosłyszała przez tętent kopyt. Ale ktoś inny dosłyszał. Chuderlawa dziewoja o przeciętnej urodzie i włosach prostych jak druty, dotąd przycupnięta na schodku karety jak kot złapała za krawędź rzeźbionej w kwiaty róż okiennicy.
– Nie wychylać się! Lupiny! – i trzasnęła okienkiem.

Nie było słychać pogoni ni złowróżbnego wycia. Za to ta dziewka w zgrzebnej świtce, z zębatym sierpem zatkniętym za rzemień paska, woniała ostrzej niż umarlak na podłodze dziurawcem, piołunem i przywrotnikiem. Jej pospolita twarz, jak i zapach, były Annie znajome. Dziewuszysko kręciło się ostatnio wokół jej domu, dla niepoznaki chyba jeno udając, że ziołami handluje.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 26-06-2017 o 13:07.
Asenat jest offline