Swordich wszedł do pokoju gdzie było zebranie. Siedziało, bądź stało większość wpływowych nieludzi w mieście.
- Bill, Michael szykujcie się - powiedział Adrian - jedziecie. Do pomocy weźmiecie Godzille, już się szykuje w zbrojowni. Jako wsparcie Terry i Ajit. Reszta Alfy w pogotowiu, jeśli to pułapka to chcę by odbiła się im czkawką. Ruszajcie.- Tymi słowy został przywitany młody mag.
- Gdzie mam jechać? W takim stanie to dupy se nawet nie podetrę.- Rzachnął się Swordich.
- Najlepiej odrazu każcie wypierdalać z miasta lub odstrzelcie.- Dodał i olewając zaczepki ruszył do zbiorowni.
- Siema Jayson. Na wojne znowu nas wypierdalają.- Przywitał się z Gidzillą i usiadł na ławeczce. Popatrzył na gnata przyklejonego do dłoni i przeklnął.
- Pojebało ich. Chuj im w żyć.- Dodał ostatnie i ruszył ku furgonetce. Tam spotkał dwójkę Alfa.
- Na co się gapicie?- Rzucił do patrzących ze zdziwieniem weteranów.
- Jak chcesz wiedzieć to paradoź mi odwalił. Nie potrzebne mi nic bo i tak nie urzyję.- Pokazał magowi zrośnięty pistolet.
Wszedł nie mówiąc nic więcej do furgonetki i zasiadł czekając na resztę.
Zatrzymała się furgonetka i Alfa z Bilem i Godzillą wyskoczyli. Michael wyszedł na końcu i usiadł na progu wozu patrząc beznamiętnie na zebranych.
Przyglądał się tylko sprawdzając sytuację życiową i materialną otoczenia i popisów elfiaków.
- Skończone? Możemy spierdalać?- Spytał Terrego upewniając się, że nie przesłyszał się. Trochę poprawiło mu to chumor.
- Podwieziecie mnie?- Spytał bardziej doświadczonego maga.
- Nie chcę znów ryzykować policji czy ludzi widząc to.- Pokazał Terremu swoje przedłużenie dłoni.