Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 12:58   #65
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dźwięki łatwo wpadały w ucho, jednak melodia była obca. Nosiła w sobie jednak coś jakby celtycką nutę, przywodząc na myśl czasy pogańskie.

Zachowując wszelką ostrożność, wampirzyca powoli szła naprzód. Wtem, gdy była już blisko melodia ucichła, a gdy ominęła kolejne zarośla, jej oczom ukazała się niewielka, skąpana w świetle księżyca polanka. W jej centrum znajdowala się otoczona kręgiem z piasku skała. Jednak to nie monumentalny, osamotniony głaz zainteresował Torreadorkę, lecz jego rezydent. Czarny kot.

[MEDIA]https://img1.etsystatic.com/000/0/6023176/il_570xN.336529897.jpg[/MEDIA]

- Miau... - zagadnęło ją kocisko. Pyszczek wydawał się przy tym znajomy. Czyżby to... Filip?

Sophie spięła się. Jest kot więc gdzieś są oni, a Jurge ma nad nią sporą przewagę w terenie. Rozejrzała się po okolicy szukając śladów tego, gdzie mogli pójść zabójcy.
Nic jednak nie znalazła. Przynajmniej nic, co by rodziło podejrzenie, że właśnie tam udali się poszukiwaniu.

- Miiiaaau! - kocisko zamiauczał znów, tym razem donośniej, jakby domagając się uwagi.

Wampirzyca spojrzała na futrzaka, wolała nie wychodzić na środek, wystawiając się na atak. No i kto tu gwizdał? Przykucnęła i wyciągnęła dłoń zachęcając kota by podszedł.
Ten jednak nie ruszył się ani o krok. Spojrzał na nią z wyrzutem i zaczął kręcić się w kółko, jakby udeptując legowisko.

Sophie wyprostowała się i ruszyła w jego stronę. Ostrożnie. Pilnując by nie władować się w jakąś pułapkę. Jej zmysły były na tak wyostrzonych obrotach, że drażniło ją nawet dreptanie Filipa. Idąc powtarzała sobie, że tym razem już chyba ją to zabije… tylko co? Zakładała, że ten kto gwizdał.
W gęstwinie nikt się nie poruszał. Jedynie piasek zachrzęścił pod jej stopami gdy nadepnęła na usypany zeń okrąg, otaczający skałę.

- Prrr? - zamruczało kocisko, kładąc się na zimnej powierzchni kamienia.
- Dorn cię zostawił, Filipie? - Szepnęła cicho stając o krok od skały. Rozejrzała się czy przy kamieniu nie ma żadnych śladów.
Niczego nowego nie zauważyła, tymczasem kot podniósł się i napiął się do skoku ze skały. W paru susach opuścił polanę i wspiął się na pobliskie drzewo. Sophie zdębiała. Nagle kot przemienił się w mężczyznę!

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/e6/e2/1b/e6e21becd36ec023856b7ca9844e5cf2.jpg[/MEDIA]

- Gratulacje, Sophie - powiedział z wyraźnie brytyjskim akcentem - Właśnie dałaś się zamknąć w magicznym więzieniu. - wskazał krąg wokół skały, usypany z piasku.
- Takie moje szczęście. - Sophie spróbowała sięgnąć dłonią poza obszar wysypany piaskiem. Poczuła straszny ból, a skóra na jej dłoni zaczęła skwierczeć jak pod wpływem promieni słonecznych. Cofnęła rękę. Podeszła do kamienia i usiadła na nim.

- I jaki masz plan? Zostawisz mnie tu do świtu czy wypuścisz jak już odbędziecie swoje czary mary? - Spytała siedzącego na drzewie brytola. - Nie wiem czy mam się rzucać na tą osłonę czy poczekać.
- Spokojnie, do rana skończymy rytuał.
- odparł mężczyzna bez śladu urazy w głosie - Czekamy tylko na tę wampirzycę... czy wampira. Tobie też ciężko to osądzić?
- Skoro czuje się facetem to jest facetem. -
Odparła spokojnie Sophie. - Chcesz mi zdradzić jaki masz w tym interes? Bo jakoś ciężko mi uwierzyć, że robisz to charytatywnie.
- Och, to bardzo proste. Ale fakt, nie jesteś zbyt bystra
- mężczyzna znacząco spojrzał na okręg - Mając dostęp do zaświatów, mogę układać się z duszami zmarłych. Mogę oferować im powroty w zamian za... nauki. Wiesz ilu wielkich magów odeszło z tego padołka? To jak wielka biblioteka z kartą wstępu do najgłębszych archiwów.
- Wybacz moje intelektualne braki, ale jakoś nie przywykłam do towarzystwa magów.
- Sophie zeszła z kamienia i wzięła garść ziemi, po czym rzuciła nim w kierunku osłony. Ta przeleciała bez przeszkód na drugą stronę.

Mężczyzna natomiast nie raczył jej nawet odpowiedzieć. Za to wyciągnął zza pazuchy płaszcza fajkę i zaczął ją nabijać nucąc pod nosem melodię, która zwabiła wampirzycę na tę polanę. Sophie wydobyła broń i strzeliła w kierunku maga.


Pocisk trafił w jego pierś, na której od razu wypełzła szkarłatna róża krwi. Mężczyzna złapał się za to miejsce i zaczął osuwać na ziemię. Jego twarz wyrażała szczere zdziwienie, jakby w ogóle tej opcji nie rozważał.

- Ty idiotko... tylko ja... mogę zdjąć... klatkę... - wycharczał, po czym padł twarzą do trawy. Pod nim zaczęła tworzyć się kałuża posoki.

Sophie wsunęła dłoń w osłonę sprawdzając czy tylko ją boli czy też może przez nią przejść. Nic się jednak nie zmieniło. Poza magiczną klatką paliło jej skórę jakby to był środek dnia. Albo spali się teraz albo spali rano. Jeśli mag padnie i tak wyjdzie na to samo.

- Co cię nie zabije, to będzie cholernie bolało - Szepnęła. Skupiła się i ruszyła w stronę maga. Idąc powtarzała sobie, że nie boli jej po raz pierwszy, że już raz prażyło ją w ten sposób. Popełniła wiele błędów podczas swego pobytu tutaj, w końcu musi za to zapłacić. Nie była w stanie się jednak przemóc i przejść bariery. Za każdym razem, gdy zaczynało piec, czuła jak bestia w jej wnętrzu szarpie się. Sophie cofnęła się i usiadła opierając się o kamień. Przynajmniej nikt nie będzie się bawił już w magię w tym miejscu. Przymknęła oczy, czekając w sumie… no tak na co?
- Jakbyś mnie wypuścił, mogłabym cię uratować. - Powiedziała, będąc niemal pewną tego że mag stracił już przytomność. I gdyby już prawie straciła nadzieję, usłyszała soczyste “kurwa!”

Na polanie pojawiła się Jurge. Wampirzyca w mgnieniu oka przypadła do wykrwawiającego się maga.

Sophie nie odzywała się bo i co miała do powiedzenia. Siedziała oparta o kamień obserwując jak jej ex partnerka sobie radzi.

Pancurze udało się wsączyć własną vitaę do ust maga, po czym ten zaczął kaszleć i wymiotować. Niemniej krew zaczęła działać.

- Ty... - spojrzał ciężko na Sophie - Z przyjemnością cię zabiję.
- Nie zapomnij tylko o naszej umowi
e - upomniała go Jurge.
- Bądź spokojna, wsadzimy twoją ukochaną do jej ciała i będziecie mogły się ruchać po wieki wieków... - powiedział mag, ogarniając swoje odzienie - Przyniosłaś to, co kazałem?
- Taa, wszystko jest w torbie. Jesteś pewien że nas nie znajdą? Gliny przeszukują las.
- Nie ma takiej opcji.
- mężczyzna odebrał torbę i zaczął z niej wyjmować różne przedmioty, przywodzące na myśl sklep z orientalnymi pamiątkami - świeczki, kadzidła, suszone zioła, jakieś dziwne, zdobione naczynia z mosiądzu i ceramiki.

Sophie przyglądała się temu z zaciekawieniem. Chyba powinni ją rzeczywiście zabić bo najchętniej teraz poprawiłaby strzałem w głowę. Ciekawe czemu ich nie znajdą, czyżby kolejne zaklęcie? Jedno musiała przyznać, mag był dosyć ciekawy. Liczyła odrobinę na Kaia. Poza tym skoro i tak nie mogła się ruszyć, mogła sobie posiedzieć.

Jurge zerknęła na nią.
- Nie proszę o wybaczenie, bo i tak wiem, że go nie otrzymam. Musisz jednak wiedzieć, że jest mi bardzo przykro. Jednak... potrzebujemy jeszcze ciała, w które będzie mogła wejść moja żona.
- Mam się zgłosić na ochotnika?
- Odparła z ironią w głosie Sophie. - Nie ma sprawy jak lubisz gdy na ciebie polują, ale może twoja dziewczyna wolałaby nie mieć tych wszystkich blizn. - Wampirzyca oparła się o kamień, przypominając sobie ile ma naboi.
- Moja propozycja współpracy wciąż jest aktualna. Możesz się do mnie przyłączyć,a wtedy znajdziemy dwa ciała, dla naszych ukochanych. Wyrzuć broń Sophie. - powiedziała miękko Jurge, a wampirzyca poczuła, że faktycznie broń jest tutaj niepotrzebna i w sumie to opcja sojuszu wydaje się atrakcyjna.

Sophie użyła resztek siły woli by powstrzymać chęć współpracy. Znała to, wiedziała jak działał na nią Andre, jak działał Martin i tak cholernie chciała współpracować.

- Jurge… tym razem strzelę mu w łeb, jak spróbujesz jeszcze raz. - Powiedziała bez przekonania.
- Nie strzelisz. - powiedziała pancura, zasłaniając maga własnym ciałem - Wyrzuć broń. Na pewno możemy się dogadać. Na pewno jest coś... czego chcesz... tylko powiedz. Ty pomożesz mi, a ja tobie.

Sophie wycelowała broń w głowę Jurge. Kurwa…. Toż nawet dominację dało się przełamać.

- Więzy krwi i kilka zwłok temu mogliśmy porozmawiać.
- Strzeliła starając się skupić na głowie wampirzycy. Nie dała rady. Ręka jakby kierowana własną wolą w ostatniej chwili przesunęła się, a Sophie strzeliła jakieś 30 centymetrów od głowy Jurge.
- Nie mogę się skupić! - warknął mag - Niech was, cholerne pijawki... - podniósł wzrok i spojrzał na Sophie - Mogę zdjąć z ciebie te więzy. Wszystkie. Mogę uwolnić twoją krew.

Wampirzyca opuściła broń. To nie mogła być sytuacja bez wyjścia, nie ma takich sytuacji. Tylko z jakiegoś powodu inne wyjścia jej mocno nie odpowiadały. Kolejne zwłoki dla dobra czego? By Jurge miała kogo ruchać, a mag mógł z kimś pogadać. Mogłaby się uwolnić… a potem ich zabić, ale musiałaby być posłuszna. Znalazłaby kolejną osobę i ją zabiła. Zerknęła na broń. Czemu ręka odmówiła jej posłuszeństwa, czemu była, aż tak słaba. Trzeba było go zabić, trafić w głowę, a teraz. Zabicie się byłoby chyba im na rękę, wezwanie bestii… Sophie nie wiedziała czy bestia przejdzie barierę. No i jeszcze, poddać się.

- Wolicie bym się zabiła, czy chcecie pogadać ze mną w formie bestii? - Spytała nie odrywając oczu od broni. Znała tą rezygnację. Jak wtedy w Paryżu. Teraz jednak nie pojawi się Andre.
- Wolimy żebyś do nas dołączyła. - odparła z przekonaniem Jurge - Nie udawaj niewiniątka, Sophie. Nawet jeśli pomożesz nam kogoś poświęcić, to nie będzie twoja pierwsza ofiara, prawda? Zresztą potrzebujemy ciała wampira. Czyli jakby nie patrzeć możesz znaleźć kogoś, kogo sama byś chciała ukarać za jego występki. I zapobiec kolejnym.
- Jurge, ja nie zajmuję się karaniem tylko zabijaniem.
- Odparła spokojnie Sophie. - Do tego nie ma na ziemi ciała, które zastąpiłoby ciało mego partnera. Czy moglibyśmy to już skończyć, na waszym miejscu zabrałabym się po prostu stąd i odbębniła te czarowanie gdzie indziej.
Gangrelka westchnęła i podeszła do bariery.
- Nie będę ryzykować. A ty skoro nie chcesz się dołączyć, nie dajesz nam wyboru. Podaj mi broń, Sophie. - powiedziała miękko, a Torreadorka poczuła, że o niczym innym nie marzy, tylko zadowoleniu Jurge.

Sophie resztkami sił powstrzymywała się by nie podać broni. Musi choćby zabić maga… Wpatrywała się w wampirzycę analizując czy wystarczy, że zrobi krok. Poczuła, jak coś wewnątrz niej protestuje. Już miała odstąpić, ale przymusiła samą siebie. Potrafiła to. Już na wojnie wykonywała rozkazy często wbrew sobie... Teraz sięgnęła do tej determinacji. Postąpiła krok i... strzeliła.

Przez chwilę myślała, że chybiła. Nie było żadnego krzyku bólu ani rozbryzgu krwi. Potem jednak ciało maga odchyliło się nienaturalnie i padło na ziemię. Kula trafiła idealnie między jego oczy. Mężczyzna zginął w ułamku sekundy.

- Nieeeee! - wrzasnęła Jurge - Nienienieieieie! - przypadła do ciała mężczyzny i zaczęła je poić krwią. Obie jednak wiedziały, że jest już za późno.

- Nieeeeeeeeeeeeee! - Gangrelka ryczała niby rozjuszona bestia a Sophie czuła jak wszystko w niej drży i zwija się. Kochała Jurge i nie chciała sprawiać jej cierpienia. Kochała i nienawidziła zarazem, dzięki więzom krwi.
Poczuła jak po polikach spływają jej krwawe łzy. Stało się. Mag był martwy, ona zostanie w tej pułapce. Skrzywdziła osobę, którą kochała i czuła się tak niesamowicie dziwnie. Z jednej strony miała satysfakcję, z drugiej żałowała i to bardzo. Obróciła broń lufą w swoją stronę i wystawiła poza osłonę.

- Może teraz chcesz mnie ukarać? - Odparła spokojnym głosem.

Jurge też płakała. Klęczała ze zwieszoną głową, a jej krwawe łzy raz po raz skapywały na nieświadome niczego źdźbła trawy. Nawet nie podniosła wzroku, gdy Sophie się do niej zwróciła.

- Dlaczego... teraz tu umrzesz. Dlaczego to zrobiłaś? I tak zginiesz... dlaczego nie mogłaś dać mi szczęścia, jakim była Laura? Zresztą ona była nie tylko moim szczęściem... Dorn odzyskałby matkę, a Laura... znając ją, ocaliłaby wiele istnień. Ona zawsze dbała o wszystkich. Tylko nie o siebie. Z nią ten świat był piękniejszy, a teraz... teraz będzie jeszcze gorzej. Żadna z tych śmierci nie ma teraz sensu. Twoja śmierć również. Spłoniesz rankiem w potwornych męczarniach. I nikt na tym nie skorzysta... - zaszlochała i skuliła się jeszcze bardziej w sobie - Dlaczego... dlaczego... dlaczego... - powtarzała jak mantrę.
 
Mira jest offline