Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 17:31   #14
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
U koronera..

To co wypadło z torebki, było niesamowicie ciekawym znaleziskiem. Najcenniejszym nabytkiem okazało się prawo jazdy, sprawiające, iż Jane Doe zyskała tożsamość. Samantha Warnblack. Dość szybko wynotował jej dane, łącznie z adresem zamieszkania. Chciał czym prędzej zasiąść za biurkiem, by wyszukać wszelkie informacje jakie posiadali na jej temat, a mityczny "bęben" był w tym więcej niż użyteczny.
Równie ciekawa była wizytówka. Klub Emmure - nie wiele mu to mówiło. Mimo równo 30 lat na karku, Andy Moore był typem cichego i nieco nieśmiałego mężczyzny, niemal do wkurwienia flegmatyczny i nieokazującym uczuć.
Może dlatego zaszczycił debilny uśmieszek prokuratora swoją znaną i niewzruszoną maską w postaci jednej miny, "pierdolonego, brytolskiego flegmatyka". Czy Moore się denerwował? Oczywiście, jak każdy. Czy dawał temu upust? Owszem. Wypijał więcej herbaty, działał o wiele szybciej, mając nawyk drapania się po podbródku.
Co za pajac. Nie na darmo, był jedną z najmniej lubianych osób w NYPD.
Wizytówkę klubu schował do kieszeni marynarki, korzystając z chwili, gdy prokurator wręcz rozkazał staremu Gale'owi rozpoczęcie sekcji. W ogólnym rozrachunku był nawet zadowolony, iż ten picuś-glancuś zarządził sekcję. Oznaczało to więcej roboty dla koronera, ale Moore był zbyt skrupulatny.

Na tyle, że wynotował markę zarówno butów, torebki, sukienki oraz bielizny. Hej, wszystko mogło się przydać!
Oczywiście czekał na reakcje partnera. Miał nadzieje, że Douglas szybko się uwinie z notatkami czy ewentualnymi oględzinami, bowiem mieli sporo pracy w komendzie. Łącznie z rozmową z szefem.

****

Moore'a powoli, ale to bardzo powoli zaczynało męczyć przebijanie się przez miasto za pomocą komunikacji. Rzecz jasna, działała nader sprawnie, zważywszy na to, że w czasie gdy Stany toczył wojnę w Ameryce Południowej, wkurwiony kartel odpalił walizkową bombę atomową w Manhattanie. Co prawda kula ognia z epicentrum nie była na tyle duża, ot zmiotła trochę wyspy, głównie kawałek przy First Avenue. Siedziba Główna ONZ została zmieciona, podobnie jak wiele budynków, siedzib konsulatów czy ambasad znajdujących się w tamtej okolicy. Wielu zabitych, rannych, nie wspominając o tych, którzy zmarli w skutek chorób popromiennych. Paskudna sprawa, ale cóż poradzić?

Gdy tylko pojawił się przed komendą, zaraz pojawił się Garrett, który przyjechał swoim motocyklem. Jako prawdziwy Brytyjczyk, nie przepadał za motocyklami. Co prawda Judas Priest nosili się w skórzanych wdziankach, a Rob Halford wjeżdżał motocyklem na scenę, ale szanujący się wyspiarz preferował samochód. Z jego pensją ciężko było o kupno samochodu, co najwyżej używanego, choć i tutaj nie mógł wybrzydzać.

Uścisnął dłoń partnerowi i razem ruszyli do budynku. Kilku policjantów czy cywilnych pracowników witało się z nimi, podając dłonie do uścisku. Kilka kobiet, dość atrakcyjnych, witało się nieco wylewniej z Garrettem. Nie sposób było się im dziwić - Doug był niemal żywcem wyjęty z filmów akcji ubiegłego wieku. Idealnie pasowałby do filmów z Van Damem, Schwarzeneggerem czy Stallonem. Zamiast tego, Douglas Garrett wybrał karierę gliniarza - ot przewrotność losu.

W windzie, która wiozła ich na trzecie piętro - do Wydziału Zabójstw, oprócz nich było jeszcze dwóch policjantów uniformach oraz trzy kobiety, cywilni pracownicy. Wcześniej, nim dostał się do tego jakże prestiżowej jednostki, służył w Wydziale Spraw Wewnętrznych. Niewdzięczna robota, polegająca na siadaniu na karku kolegom, którzy coś przeskrobali. Być może dlatego spoglądano na Moore dość podejrzliwe, a przynajmniej przez pierwsze półtora roku służby w kryminalnych.
Wysiadając na trzecim piętrze, wkroczyli w elitę NYPD. Wydział, który konkurował pod względem wykrywalności i zwalczania przestępczości z Wydziałem Narkotykowym, Wywiadem Policyjnym czy Wydziałem do Cyberprzestępczości. Szczególnie Ci ostatni budzili respekt oraz pewną grozę. Wysoce zcyborgizowani, posiadający dość dużą ilosć netrunnerów, stanowili o sile NYPD w tych czasach. Dość pojebanych czasach.
Ich biurka znajdowały się w pewnej odległości, toteż rozdzielili się, ale zanim to nastąpiło rzucił kilka zdań do Garretta.
- Ja poszukam czegoś na temat tego klubu. Udało mi się zabrać wizytówkę, gdy ten palant nie widział. Zaraz po tym polecę do szefa z wstępnym raportem i wrócę do Ciebie.Najwyraźniej zostaje Ci szukanie informacji o pani Warnblack.

***

Zasiadł za biurkiem. Przedstawiało sobą obraz ascezy - na blacie biurka znajdował się komputer. Nieco stary, ale nadal funkcjonalny model od IBM. Funkcję jednej z nóg biurka pełniły szuflady. Dwie mniejsze i jedna większa, stanowiąca swoistą skrytkę bądź sejf. To właśnie tam trzymał część akt z bieżących spraw. Oprócz komputera, myszki i klawiatury, Andy trzymał tam plastikowy organizer na dokumenty - DO ZROBIENIA, ZROBIONE - prosta metoda kategoryzowania rzeczywistości, niemal prymitywna i nie oddająca rzeczywistości. Skromny telefon do kontaktów wewnątrz komendy oraz sporadycznego dzwonienia poza nią. Małe zdjęci w ramce, przedstawiające jego rodzinę - Thomasa Moore'a oraz Elizabeth Moore, rodziców. Tony Moore oraz Martha byli po środku, pomiędzy rodzicami. Zaraz za nimi stał jego najstarszy brat, Richard, na zdjęciu w mundurze Royal Marines oraz on, Andy, w czuprynie na Roberta Smitha.
Pootwierał wszystkie szuflady kluczem, z największej wydobywając... kubek z karykaturą Churchilla, który mówił do każdego obserwującego "Cry more, bloody German!". Pora na herbatę zaraz przyjdzie. Do innej szuflady schował kaburę z pistoletem, kajdanki oraz komórkę. Wspaniały i do bólu powszechny Militech Arms Avenger. Nie miał nic przeciwko tej broni, kiedyś uratowało mu dupsko, a detektyw Moore miał na swoim koncie 4 postrzelenia przestępców stawiających czynny opór z pomocą broni oraz jedno śmiertelne postrzelenie świra, który pod wpływem narkotyków zdołał wymordować nie tylko swoją rodzinę, ale dobrał się również do sąsiadów. On sam również oberwał. Miał wtedy 24 lata, zaczynał w patrolówce NYPD i skierowano go do Bronxu. Paskudna dzielnica. Psychol na dragach miał w sobie kilka cyborgizacji, jednak nie na tyle, by stanowić o śmiertelnym zagrożeniu dla Andyego..



Kwiecień. Pochmurny dzień, który zapowiadał kolejną falę deszczu. Zupełnie tak, jakby dzisiejszy dzień nie miał dość podlewania go z nieboskłonu.
Dochodziła godzina 22. Razem z kolegą z patrolu, nieco młodszym Michaelem Trevisem, dostali wezwanie do awantury domowej na Bronxie. W starej, czynszowej kamienicy, gdzie większość stanowili mieszkańcy latynoskiego pochodzenia, doszło do rodzinnej awantury. Krzyki przerodził się w kłótnie, potem sąsiedzi słyszeli hałasy, świadczące o przepychance, a może próbie sił w niszczeniu sprzętu. Ciszę, która następnie zapanowała, rozdarł długi, kobiecy krzyk i płacz. Tyle zdołano przekazać z zgłoszenia, jakie napłynęło do centrali i finalnie do nich. Prowadził Mike, prowadząc wóz jak szalony. Szybko, nieco brawurowo, ale z niesamowitym wyczuciem. Zdążył zakumplować się z Trevisem na tyle, aby poznać jego przeszłość. Mike za młodu ścigał się w jakiś amatorskich turniejach samochodowych, gdzie przepakowane samochody gnały po ulicach miast czy drogach wiejskich. Podczas jednego z takich wyścigów doszło do wypadku z jego udziałem. Wyprzedzając jednego z kierowców, zrobił dość ostry łuk, sprawiając, iż rywal musiał odbić w lewo, by nie wpaść na Trevisa. Niestety, rywal wpadł w poślizg, zderzył się z nim, a obaj wbili się w barierkę.
Mike zdołał wyczołgać się z płonącego samochodu, by próbować pomóc koledze. Uszkodzenia silnika oraz wyciek paliwa były na tyle groźne, iż doszło do zapłonu. Mike nie zdołał wyciągnąć młodego Chrisa Becksmitha, samemu doznając kolejnych obrażeń. W wyniku obrażeń, musiano amputować mu rękę, niemal do połowy przedramienia, wstawić kilka wzmocnień w czaszkę, nie mówiąc o tym, że dość długo leżał w szpitalu. Oficjalnie nie obarczono go winą za wypadek, Becksmith sam go spowodował, zbyt gwałtownie skręcając i ulegając panice. Mniej oficjalnie, Mike miał wyrzuty sumienia z powodu śmierci. Od tamtej pory zmienił się. Wyjechał z południowych stanów, osiadł w Nowym Jorku i wstąpił do NYPD.
Gdy dojechali do celu, panowała przerażająca cisza. Zarówno na ulicy, jak i z kamienicy. W nielicznych oknach paliło się światło. Niektórzy z mieszkańców sąsiadujących kamienic wystawali z okien, rzecz jasna nie paląc światła. I tak byli widoczni, Andy był zbyt doświadczony. O 19 roku życia służył w policji, w wieku 18 wstąpił do College of Policy.
- Idziemy, będziesz mnie osłaniał z schodów, dobra? - rzucił do Mike'a. Mike był świetnym kierowcą i dobrym kumplem, ale był zupełnie nie ostrzelany. Świeżak.

Już na klatce schodowej poczuł to. Charakterystyczny zapach śmierci wymieszany ze strachem i hemoglobiną. Obawiał się tego. Obawiał się, że dojdzie do ostrej interwencji. Jego koledzy z Polski, rzecz jasna policjanci, nazywali takie interwencje wjazdem na cztery pały - zmora Prewencji, jak nazywał się wydział patrolowy w tamtejszej służbie.
Wchodzili powoli, stopień po stopniu, aż na drugie piętro. Jakaś głowa wychyliła się przez drzwi, ale widząc uzbrojonych policjantów równie szybko schowała się do środka. Tylko babuleńka z pierwszego piętra, robiąc niemal identyczną rzecz, co sąsiad, widząc policjantów pokazała palcem na górę i wymówiła, niemal bezgłośnie
- Mieszkanie nr 8.
W istocie, było to mieszkanie nr 8. To właśnie z niego dochodził smród śmierci. Mike lustrował wszystko otwartymi do granic możliwości oczami, wodząc lufą Avengera po wszystkich punktach. Na klatce paliło się jedno światło, dając mały pogląd na sytuacje. Moore nie wiele czekając, podszedł do drzwi i dotknął klamki.. Klamki, która ustąpiła pod jego naciskiem, wpuszczając go do środka.

Dopiero tam zobaczył coś, czego jeszcze nie widział podczas swojej służby, a przecież służył w Londynie - mieście tak samo niebezpiecznym jak Nowy Jork.
Główne pomieszczenie było pomalowane przez jakiegoś impresjonistycznego artystę, który raz za razem, kolejnymi wymachami pędzla, dekorował pomieszczenia czerwoną farbą. Sęk w tym, że ta farba była na bazie żelaza, miała charakterystyczny zapach, a umiejscowienie plam było na w pół chaotyczne, na w pół przemyślane. Za to ciało kobiety, leżało w groteskowej pozie, niczym pijak śpiący snem sprawiedliwego na kanapie, po długiej imprezie. Weszli do środka.
Andy doskoczył do kobiety, sprawdzając puls. Trup. Zdołała się wykrwawić zanim przyjechali.. Przeklął w myślach, a zaraz potem wyraził to na głos, gdy Trevis potknął się o kolejne ciało. Ciało dziewczynki, około 10 letniej, która całą sobą osłaniała małego chłopczyka, zaledwie 5 czy 6 letniego, równie martwego jak reszta. Mike zwymiotował obok, nie bacząc na dodanie dowodów do sprawy. Właśnie wtedy, z sąsiedniego mieszkania rozległ się krótki warkot, przez który przebił się wysoki krzyk kobiety.
Wystrzelił niczym z procy, otwierając z buta drzwi do mieszkania nr 9. Siła z jaką to zrobił, wywaliła wiekowe zabezpieczenie domowego miru, dodając całej scenie filmowej otoczki.

Oto stanął z nim twarzą w twarz. Wysokim, umięśnionym latynosem, którego przedramiona pokrywały tatuaże oraz ślady po igłach. Również i tutaj poczynił postępy. Ciało mężczyzny, być może męża krzyczącej kobiety, leżało po ścianą, z raną postrzałową.
Zajebiście, świr ma klamkę.
Ubrany w uwalony krwią podkoszulek oraz bokserki, celował w głowę kobiety. Poobijane, posiniaczonej kobiety, która błagała o litość w języku hiszpańskim.
- GDZIE KURWA BYLIŚCIE?! CZEKAŁEM, AŻ KTOŚ MNIE ZATRZYMA! - warknął naćpany, lustrując rozbieganymi oczami po policjancie. Andy celował w niego, co było dość trudne, bowiem ten zasłaniał się kobietą. Nie był cyborgiem, ani nie posiadała takich umiejętności odstrzelić wariatowi łeb, nie czyniąc szkody zakładniczce.
- Puść ją i rzuć broń, dość już narobiłeś.
- CO TY PIERDOLISZ, NIEBIESKI! JA SIĘ DOPIERO ROZKRĘCAM, JESTEM NA FALI!
- Rzuć tą pieprzoną broń, bo dostaniesz kulkę - warknął poirytowany. Jego dłonie coraz mocniej zacisnęły się na rękojeści, a mina stężała. Toczyli niewidzialną walkę na wolę, kto pierwszy pęknie.
- MOGĘ DOSTAĆ I DWIE, ALE I TAK MNIE NIE ROZJEBIESZ! - to powiedziawszy, przestrzelił kobietę na wylot, celując na wysokości jej mostka. Kulka wyleciał przez klatkę piersiową, wyrywając dziurę w framudze. Moore rzucił się na bok, by nie dostać, co pozwoliło napastnikowi odrzucić ciało i rzucić się w ataku. Andrew trafił bokiem w komodę, która wbiła mu się kantem pod żebra. Syknął z bólu, ale nadal miał gościa na muszce. Co prawda tamten poruszał się jak pierdolony diabeł, więc zamiast trafić go w tors czy głowę, napastnik oberwał w lewą rękę. Niemal stracił pęd, ale zdołał obrócić się ku policjantowi.
Właśnie wtedy dostrzegł Mygala od Constitutional Arms. 10mm nabój z łatwością przebije jego śmieszną kamizelkę. Przeciw niemu on, z Avengerem od Militech Arms. Huk rozdarł mieszkanie i ogłuszył go. Wystrzelili niemal jednocześnie. Jego kula trafiła w tors, ale dwa ołowiane prezenty utwkiły w jego ciele, posyłając go w tył, niemal na ziemię. Latynos złapał się za brzuch, zgiął w pół, przytrzymując się uzbrojoną ręką o ścianę. Właśnie wtedy do środka wpadł Mike. Cudem uniknął kul wystrzelonej z pistoletu, nurkując za kanapę. Naćpany mężczyzna miał już, przenieść cel na Moore, gdy policjant zaczął ponownie strzelać. Zbierając całe swoje siły, unosząc się na łokciu, zaczął strzelać pozbawiając wszystkich słuchu na dobre kilka minut. Pierwsza kula uderzyła w udo, nisko. Poprawił się błyskawicznie, celując wyżej. Strzelał dopóki iglica nie uderzyła na pusto. Kilka kul nie trafiło, ale większość utkwiła w ciele. Wywalił cały magazynek, robiąc z niego sito, a mimo tego napastnik nadal żył, idąc ku niemu. Ostatni pocisk wsadził mu w czaszkę, wkładając resztki sił w dokładne wycelowanie.
Zaraz potem przyszedł mrok, przerywany krzykiem Mike'a.







Ocknął się z wspomnień. Odrzucił wspomnienia wraz z Militechem. Zamknął szufladę, ale nie na klucz.
Włączył komputer i chwilę poczekał, aż system operacyjny rozrusza maszynę. Zalogował się do systemu, wklepując swoje hasło i login. Od razu zaatakowała go skrzynka mailowa, w której znajdowały się cztery nowe wiadomości. Zignorował je, wiedząc, że teraz ma ciekawsze zajęcia. Sprawa morderstwa w alejce nie dawał mu spokoju. Z kieszeni marynarki, która teraz wisiał na oparciu krzesła, wyciągnął wizytówkę.
Przyglądał się jej dość uważnie. Szukał w pamięci nazwy, ale nie mógł ją skojarzyć z niczym szczególnym. Uruchomił przeglądarkę, wpisując ponownie swoje hasło i login. Pracował w zamkniętym systemie, a każdorazowe wyjście poza zamkniętą sieć NYPD, wymagało zalogowania się specjalnymi loginami. Po długie autoryzacji, mógł odszukać to czego szukał. Wklepał w wyszukiwarkę hasło "Emmure's" i rozpoczął wyszukiwanie. Zminimalizował program, wracając do poczty elektronicznej. Notatnik leżał na biurku, a Moore zaczął notować swoim piórem najważniejsze informacje, które miał przedstawić szefowi.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 27-06-2017 o 17:58.
Gveir jest offline