Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 21:27   #33
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wampir spojrzał ciekawie na przybysza. Czekali wspólnie na wysłannika wampirzych oficjeli Londynu, właściwie to nie całkiem, ale ten ktoś miał ich tam dostarczyć. Przedtem jednak musiał powiedzieć hasło. Przy okazji spojrzał na landlady. Kobieta była szpiegiem. Wobec tego wiadomo dlaczego wiedziała, iż nie jest kuzynem Charlie. Ponadto Charlotta także przed nim ukrywała nieco spraw. Jednak skoro dotyczyły one szpiegostwa, nic dziwnego, że dziewczyna wolała być szczególnie powściągliwa.
Przede wszystkim rozpoznał na jego palcu pierścień klubu, do którego teraz sam należał. Mężczyzna przyjrzał się im uważnie. Jednak odezwał się dopiero gdy odgłosy kroków ucichły na schodach.
- Rozumiem, że są państwo. Uprzedzono mnie, że mam rzec słowo “domena” i zabrać we wskazane miejsce. Czy mogę rozumieć, że możemy ruszać?

Powiedział prawidłowe hasło, oni zaś wiedzieli, że muszą ruszać. Ujął dłoń Charlotty, swojej ghulicy.
- Proszę prowadzić – rzekł Gaheris do przybysza. - Jedziemy dorożką, czy też przejdziemy się pieszo, jeśli to gdzieś niedaleko? - pytanie było zasadne, bowiem choć niby wiedział, gdzie się spotkał wtedy z ważnymi wampirami Londynu, lecz teraz mogło to być zupełnie inne miejsce.
- Dorożką. - Odparł bez zastanowienia tamten. - Będziemy musieli podjechać kawałek, a i pogoda nie sprzyja spacerom.
Mężczyzna ruszył w stronę wyjścia. Charlotta zamknęła drzwi i podążyli za nim. Gdy wyszli na zewnątrz okazało się, że jest pochmurno i deszcz wisi w powietrzu. Czekał na nich niesamowity pojazd.


Nie miał okien, a nawet niewielkie otworki w drzwiczkach, były zasłonięte okiennicami.
- Zapraszam. - Mężczyzna otworzył im drzwi.
Kareta była dosyć dziwna, ale widocznie specjalnie przystosowana dla wampirów. Rycerz podał Charlotcie dłoń wprowadzając ją do środka. Później sam odpowiednio usadowił się. Zastanawiał się, czy ten wysłannik wampirzycy wsiądzie do wewnątrz, czy też pozostanie na zewnętrznym koźle. Donovan wsiadł do środka, naprzeciwko nich, usadzając się tyłem do kierunku jazdy i pojazd ruszył. Sięgnął po leżące obok złożone tkaniny i podał je Charlotcie i Gaherisowi.
- To płaszcze, będę wdzięczny jeśli je założycie i nasuniecie kaptury na głowę przy wysiadaniu.
Gaheris skinął.
- Wobec tego będę wdzięczny, kiedy po prostu nam pan powie, że mamy założyć.

Przypuszczał, że dałby sobie radę, gdyby miał gdzieś trafić na podstawie słuchu oraz zapachu. Dlatego właśnie na wszelki wypadek mocna nastawiał uszy starając się odbierać wszystkie bodźce. Później zresztą miał zamiar czynić to dalej, właściwie tylko tak na jakiś wszelki wypadek. Po chwili większość odgłosów zagłuszył szum deszczu, który lunął uderzając o sufit karety.
- Te środki bezpieczeństwa są głównie po to by postronni nie wiedzieli kto bierze udział w spotkaniach. - dodał po chwili swym spokojnym głosem Donovan. - Jako że samego wydarzenia nie jesteśmy w stanie ukryć.


Czuli, że nagle zmieniło się podłoże, na mnie równe. W pewnym momencie Donovan dał im znać by ubrali płaszcze i nagle powóz się zatrzymał i po chwili powóz zatrzymał się. Wszyscy nasunęli kaptury i wyruszyli wprost w ulewę. Mężczyzna prowadził ich wzdłuż zniszczonych portowych budynków, starając się wybrać jak najsuchszą drogę.


Gaheris czuł, że są obserwowani, jednak ich przewodnik zdawał się nie zważać na to. W końcu zatrzymali się przed jednym ze zrujnowanych budynków i weszli do środka. Powitała ich zwykła zrujnowana sień, w której minęli leżącego na podłodze, owiniętego szmatami mężczyznę. Przeszli przez kolejne drzwi trafiając do zupełnie innego świata. Prosty, ale czysty i zadbany korytarz wypełniony był krzesłami, na których siedziały uzbrojone ghule. NIkt na nich nie zerknął. Donovan zdjął kaptur i poprowadził ich do kolejnych drzwi.
- Tu muszą Państwo wejść sami. Jesteście oczekiwani za tymi drzwiami. - Odparł spokojnie.

Charlie spojrzała na Gaherisa odrobinę niepewnym wzrokiem. Zsunęła też swój kaptur, uwalniając burzę kasztanowych loków, lekko upiętych z tyłu głowy.
- Chodźmy - uśmiechnął się do niej wampir dodając kobiecie wiary. Oczywiście także ściągnął kaptur oraz trzymając ją pod rękę ruszył ku drzwiom. Wchodząc planował jedynie stać obok, bez trzymania Charlotty, poza sytuacjami kryzysowymi. Bowiem nie chciał, żeby Florence, jeśli tam jest, odebrała to jako wyzwanie lub cokolwiek niechętnego.
Weszli do dosyć ciemnej sali. Pod ścianami stało kilka do kilkunastu wampirów. Bo akurat tego Gaheris był pewny. Na drugim końcu za długim stołem siedziała siódemka wampirów. Bez trudu odnalazł swoją przyjaciółkę i Florence. Na środku siedział Robert. Reszta najwyraźniej też musiała być starszymi. Bez trudu znalazł starszego Nosferatu, siedzącego w lekkim odsunięciu od reszty.

Gdy wyszli bardziej na środek zorientował się, że obok stoi Mayhaw w takim samym jak oni płaszczy, a obok niego piękna blond kobieta, która też była wampirem.


Gaheris wyszeptał Charlotcie:
- Powtarzaj, to co ja.

Przystanął etykietalnie:
- Wasza Wysokość - skłonił się przed księciem. - Panie i panowie - skinął wszystkim wysyłając dyskretny uśmiech, który mógł znaczyć wszystko oraz nic. Liczył jednak, że Anna odbierze to jako specjalne powitanie oraz podziękowanie, jednak bez jakiegokolwiek niewłaściwego zachowania.

Charlotta dygnęła głęboko i Gaheris zobaczył że zrobiła to z dużą wprawą. Jednak co jak co ale to ona uczyła młodzież etykiety. Skłoniła się po kolei jednak chyba nie czuła się na siłach odezwać.

- Witajcie. - Odezwał się spokojnym głosem Robert. - Spotkaliśmy się omówić kilka wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich dniach. Po pierwsze do grona wampirów Londyńskich po zapoznaniu się i akceptacji obowiązujących tu reguł dołączył Henry Ashmore. Uznano mieszkanie Panny Ashmore za jego wyłączne leże.

Gaheris czuł, że wszyscy przysłuchują się słowom księcia z uwagą. Zresztą on czynił to równie uważnie. Każde słowo mogło być naprawdę istotne.

- Po drugie nastąpiło naruszenie własności Pani Florence. Jednak owa sprawa została już rozstrzygnięta między stronami. - Robert Obejrzał się na starszą Torreadorów.
- Potwierdzam, otrzymałam już rekompensatę. - Odparła bez chwili zastanowienia swym ponętnym głosem.

To było dziwne bo był pewny, że chodzi o Charlottę. Nie przypominał sobie by cokolwiek dawał Florence. Ale być może uczyniła to Anna? Musiał spytać swoją przyjaciółkę oraz Florence. Jeśli rzeczywiście starsza Toreadorów uczyniła to bez rekompensaty jakiejś, nie była aż taką podłą świnią.

- Po trzecie sprawa pobicia i porwania, agentki Florence i ghulicy Henryego z obszaru domeny starszej. Co zamierzamy rozstrzygnąć po wysłuchaniu wszystkich stron.

Najpierw historię opowiedziała Florence i brzmiało to mniej więcej tak jak opowiadała to Gaherisowi. Potem poproszono o głos Charlottę i znów znał tę historię. Na razie nie pytano go, bo nie mówiono jeszcze o sprawie odnalezienia. Po tym odezwał się ponownie Robert.

- Jessie czy chciałabyś wypowiedzieć się na ten temat? Prawdą jest, że twój ghul doskonale wiedział gdzie przetrzymywana jest Panna Ashmore.

Gaheris zobaczył jak Charlotta z zaciekawieniem i odrobiną gniewu zerka na Mayhawa. Nie odezwała się jednak nawet słowem.

- Chciałabym zauważyć, że Panna Ashmore miałą śledzić mego ghula. Więc naruszyłaby moją domenę.
- Ale nawet nie zaczęłam! - W końcu Charlie nie wytrzymała. - Ledwo zdążyłam opuścić miejsce spotkania. - Dodała już trochę spokojniej.
Jessie spojrzała na nią z lekką pogardą. Które spojrzenie przechwycił Gaheris posyłając jej wzajemnie słodki uśmieszek, jednocześnie zawierający ostrzeżenie typu: chcesz pokoju, puść to na wiatr. Jeśli nie, to nie wyjdziesz na tym dobrze. Faktycznie, nie chciał z nikim wojny, ale nie mógł sobie pozwolić, żeby obrażano jego ghula. Każdy wampir wyśmiałby go oraz miał go za kpa, nie zaś członka rodziny spokrewnionych.

Dziwną ciszę, która zapadła na chwilę przerwał głos Anny,
- Jessie, dziecko drogie, nie przypominam sobie od kiedy gwałcimy za coś takiego ghule drugiej strony. Zrozumiałabym jakbyś ją przetrzymała i postraszyła, ale widziałam w jakim stanie była po wyciągnięciu z tamtej nory. - Jej głos był jak zwykle głęboki i przyjemny.
- Nie pozwalałam ghulom na robienie czegokolwiek z Panną Ashmore. - Powiedziała wampirzyca i Gaheris czuł, że nie kłamie.
- To jeśli nie panujesz nad swoimi ghulami, nie wysyłaj ich do akcji. - Odparła nadal z uśmiechem Anna.
- Ukarałabym go, ale ktoś go zabił i podpalił jeden z moich lokali. - Głos jessie się lekko zaostrzył.
- Henry zrobił to w samoobronie, jak każdy z nas gdyby do niego strzelano. - Anna wzruszyła ramionami. - A chatę spaliłam ja. Przepraszam.
Zapanowało dziwne napięcie. Ostatnie słowo zawisło w powietrzu. Gaheris widział walkę między wampirzycami.

- Dam ci nową. - Wtrąciła się Florence. - Ale chcę by upewniono się kto zrobił krzywdę mojej Charlie i jeśli nie był to ten ghul by go ukarano.
- Twój podopieczny pałętał się bez zgody po moim terenie. - Prawie warknęła Jessie.
- Na mój rozkaz. - Florence uśmiechnęła się. - Biorę to na siebie.

- Czyli ustalono. - Odezwał się po chwili ciszy Robert. - Panna Ashmore otrzyma rekompensatę za to co ją spotkało, zostanie ona ustalona między Jessie a Florence, która bierze pod opiekę Henryego i jego ghulicę. Florence zajmie się załatwieniem chaty dla Jessie w City, za jej zgodą. Henry do twoich obowiązków należeć będzie wprowadzenie Panny Ashmore w świat mroku. Z tego co mi wiadomo są już chętne by ci w tym pomóc. - Uśmiechy Anny i Florence wyraźnie wskazały kto jest tymi “chętnymi”. - Czy jest to dla Pana jasne Panie Ashmore?
- Oczywiście Wasza Wysokość? Dziękuję za rozstrzygnięcie sprawy oraz dziękuję damom, które chcą mi pomóc przy tym zadaniu. Jestem tym bardziej wdzięczny, iż jestem nowy na terenie Londynu - głęboko skłonił się staromodnym zwyczajem. Przy okazji rozumiał Annę, była przyjaciółką, jednak nie rozumiał Florence. Chyba ocenił ją zbyt pospiesznie. Ewentualnie być może zawsze obudzona zachowywała się tak niemiło, jak zresztą wiele osób.
- Wobec tego proszę by wszyscy poza radą i Jessie opuścili ten budynek. - Zwrócił się do Charlotty. - Potem będę chciał z Panią porozmawiać.
- Oczywiście Wasza Wysokość. - Charlie skłoniła się głęboko.

Wampir zauważył, że inni nieśmiertelni stojący wokół w ciszy, powoli opuszczają pomieszczenie różnymi wyjściami. Skoro polecenie brzmiało wszyscy: oznaczało wszyscy. Także wycofał się pociągając Charlottę, jednocześnie dając szansę księciu, iż jeśli chciałby jeszcze coś powiedzieć, zawsze może ich zatrzymać. Słowo zaś potem oznaczało, iż po prostu będzie się musiała Charlie ponownie umówić z księciem Peelem. Szczerze mówiąc był Gaheris bardzo zadowolony rozstrzygnięciem. Chciał jak najszybciej zejść z pola polityki rodziny oraz zająć się bankiem. Ponadto planował budować własne pole wpływu wśród ludzi. Miał nawet konkretne, bardzo interesujące plany.


Gdy wyszli Charlotta odetchnęła.
- Co za atmosfera. - No tak dla niej mogło być atm dosyć gęsto. Wampir sam czuł presję, ale ludzie czuli to wszystko kilkukrotnie bardziej. Nagle zmartwiła się. - Chyba jestem skreślona jako agentka.
- Zapewne, jednak akurat zarówno Florence, jak Anna, to ta dziewczynka, do której się uśmiechnął - wyjaśnił Charlotcie - zgodziły się wesprzeć twoją edukację. Dobrze zaiste, bowiem muszę także wiele poznać. Ponadto będziesz miała czas, zeby spokojnie przyglądnąć się kwestii banku. Będziesz miała zajęcia po uszy - dodał wesoło, bowiem faktycznie poczuł się lepiej po wysłuchaniu księcia.

Charlie uśmiechnęła się. Gaheris kątem oka dostrzegł że Donovan ruszył w ich kierunku.
- Mam ochotę to uczcić. Wolałbyś w domu, czy gdzieś wyjść? Jeśli też masz ochotę. - Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Chodźmy najpierw na spacer, zaś potem do domu. Nie chciałbym być poza domem bardzo długo, mam bowiem wobec ciebie bardzo rozwiązłe plany, moja droga - oddał uśmiech wesoło. - Może okolice rzeki? - zaproponował przechadzkę wśród plant opodal brzegów.

Widział jak jej oczy zaiskrzyły. Zwróciła się do Danavana, który wyraźnie czekał aż skończą.
- Czy mógłby pan nas zawieść w okolice Caven Sguere?
- To, żaden problem. Czy już możemy wyruszać? - Odparł wciąż z poważną miną.
- Oczywiście, bardzo prosimy - wychodząc pamiętali, żeby założyć kaptury. Chciał dodać, że powinien uważać, żeby ich ktoś nie śledził, jednak nie miało to sensu. Danavan ewidentnie musiał to doskonale wiedzieć. Szkoda, że nie mógł się spotkać z Anną tej nocy ani z Florence, ale przede wszystkim oczywiście małą, sympatyczną wampirzycą. Jednakże postanowił, że spróbuje to zrobić jutro.

Wsiedli do powozu, który stał w innym miejscu. Nadal lekko padało.
- Proszę weźcie płaszcze. Dam wam też parasol, jeśli macie ochotę na spacer. - Odezwał się tym swoim spokojnym tonem. - Pani Anna zaprasza was serdecznie do klubu jutro. Prosiła bym przekazał po radzie. Podobno zjawi się też Lady Rebecca by Panią wprowadzić.
- Dziękujemy bardzo, Przekaż proszę lady Annie moje serdeczne pozdrowienia oraz podziękowania. Będziemy bardzo radzi mogąc ją spotkać. Pozdrów także lady Rebeccę proszę. Oczywiście obydwu paniom chętnie podziękujemy osobiście oraz planujemy się niezawodnie stawić - potwierdził. Rzeczywiście, Rebecca, córka oraz kochanka księcia była także sympatyczną osobą, chociaż jako taka pozostawała całkowicie poza zasięgiem Gaherisa. - Oczywiście płaszcze oraz parasol się przydadzą - brytyjska pogoda wymagała takich akcesoriów niezwykle często.

- Obawiam się, że Lady Rebeccę spotkają Państwo przede mną. Po upewnieniu się, że dotarliście cało, będę musiał powrócić do swych obowiązków. Obiecuję jednak przekazać pozdrowienia Pannie Annie.
- Dziękujemy, wobec tego jedźmy - rzeczywiście spacer przydałby się, ażeby ochłodzić myśli, nacieszyć się widokiem nocnego, szemrzącego nurtu rzeki, który wywoływał lekką nostalgię, jednak taką właśnie miłą. Nie chciał rozmawiać przy Danavanie oraz w ogóle poza budynkiem na tematy wampirze. Bezpieczeństwo bowiem przede wszystkim.

Mężczyzna wysadził ich w pobliżu skweru, o którym wspomniała . Gaheris otrzymał do Charlotty, krótką instrukcję obsługi urządzenia zwanego parasolem i już po chwili ujmując go pod ramię poprowadziła ich w stronę domu.
 
Aiko jest offline