Oliver przywitał każdego z przybyłych podaniem dłoni.
- Sporo Podmieńców, do tego naprawdę potrafię co nieco. Jeden dla ozdoby nosi trofea na szyi, w tym kły garou. I ma chęć na zdobycie nowych. - zrelacjonował krótko.
To tyle? Cała wielka otoczka, atomówki w kieszeniach, wielka zbrojna obstawa, a tu “granat dymny” na ziemię, puff i tyle? No spoko, i tak można. Przynajmniej szybko poszło. A jeszcze do tego w końcu mógł jechać na spokojnie do domu. Jeszcze tylko odstawić Firebirda do garażu.
- Jesteś pewien? - Oliver się zdziwił, tak lekko oddać taki skarb…. - Będę zaszczycony przyjmując tak wielki podarek. Dziękuję. - wyciągnął rękę do Billa w geście wdzięczności.
- Chwila, ja się uważam za lepszego? - Cole nie krył zdziwienia na to stwierdzenie - Musiało dojść do nieporozumienia, rzeczywiście, nie myślę o was jak o stadzie, ale ciężko nazwać poznanych 18 godzin temu ludzi stadem. Pozatym - uśmiechnął się przyjaźnie - Gdybyś tak często jak ja pracował w zmiennym składzie, nierzadko sam, też nie od razu każdego nazywałbyś stadem. Bez urazy, po prostu nie wiem ile czasu będziemy razem. A takie więzi w końcu przychodzą same naturalnie, jak mają czas. |