Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2017, 13:47   #11
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Rycerzyka zabranego z rodzinnej alkowy Skrzyńskich Agapia zawinęła dla niej w lnianą szmatkę i przekazała razem z pieniędzmi i dobrą radą, by Anna najęła sobie służkę, czystą, robotną i dyskretną. Albowiem wampirzyca nie może się jakoby obejść bez osobistej służki... Anna miała nieodparte wrażenie, że najlepsza kandydatka okazałaby się kasztelańskim okiem i uchem.

Już gdy wróciła do siebie i rozpakowała zabawkę przy asyście ciekawsko zerkającej z parapetu sroki, uderzyło ją, że była tak... zwyczajna i biedna. Stare lipowe drewno malowane kilkakrotnie, ręce i nogi postaci przymocowane konopnymi sznurkami. Dlaczego Tzimisce nie dali swemu maleństwu srebrnej grzechotki z rubinem na czubku? Czegoś drogiego, wyrafinowanego... na pewno nie pospolitej zabawki, którą można było kupić na straganie na byle odpuście czy poprosić wędrownego dziada, aby coś na kształt rycerza wystrugał...

Ślad Agapii na drewnie był powierzchowny. Ghulica śpieszyła się, by oddać Annie zabawkę, a potem szybciutko wrócić do swojej komnaty i gąsiorka złotego tokaju. Wyraźniejszy był duchowy trop pozostawiony przez Bożywoja. Rycerzyk dotykał szponiastej dłoni Tzimisce, gdy ten trzymał w ramionach zawiniątko, patrzył między koronki zniechęcony i bezsilny w swoim gniewie. Tylko jedna myśl ubrała się w słowo – gdybym ja był jej mężem, położyłbym temu kres już dawno. Obrócił się ku żarnikowi wypełnionemu czerwonymi węglami, dał krok w tamtą stronę, i wtedy rycerzyk spadł z zawiniątka i wizja się urwała.

Anna szukała głębiej, ale poza muśnięciami umysłu Katarzyny układającej z troską i nadzieją zabawkę w kołysce, znalazła tylko nieforemne, mgliste obrazy postaci, wrażenie bycia dotykanym, świat bez nazw i idei, świat pełen niekończącego się bólu, który to natężał się, to przycichał, lecz nigdy nie odchodził całkowicie.

Zmęczona silnymi odczuciami, poszukiwania pięknolicego ghula przełożyła na wieczór, gdy się obudzi. Z ulgą przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, znów siedziała w alkowie Diabłów. Odziana w suknię z ciężkich brokatów siedziała przy toaletce, wpatrzona w owalne lustro, odbijające jej piękne oblicze. Poświęcała własnej doskonałej urodzie tylko część uwagi, czasem wyciągała rękę i poruszała stojącą obok kołyską... tylko że ta kołyska była większa od tej, w której Tzimisce składali małe diablę. Już miała zajrzeć do maleństwa między koronkowe zasłonki, kiedy jej uwagę zwrócił pochwycony kątem oka ruch w lustrze.

Ołdrzych w kapiącej od złota długiej tunice o guzach skrzących się od drogich kamieni zachowywał się równie swobodnie jak Włodek. I tak jak pamiętany z wizji Tzimisce, nachylił się, by objąć małżonkę pod piersiami, ustami musnąć czule białą skroń, spod przymkniętych powiek spoglądając na nią w swoich objęciach w lustrze. A potem tak jak Diabeł powiesił na szyi Anny podarunek. Tyle że nie był to naszyjnik, a pętla szubieniczną. Anna próbowała zerwać paskudztwo ze swojej szyi, ale szarpnął sznurem, zapierając się kolanem o krzesło, na którym siedziała. Zadzierzgnął węzeł tak mocno, że złamał Annie kark. Podniósł za włosy jej zwisającą bezwładnie głowę, żeby mogła zobaczyć, jak spomiędzy koronek podnosi się kilkuletni chłopiec o sinych wargach i zmętniałych oczach. Jak oblizuje się spuchniętym, fioletowym językiem, a potem wspina się na jej kolana, by wgryźć się w jej piersi i pić.

To był sen. To był tylko sen. Ale gdy się obudziła z ulgą i wspięła po schodach piwnicy w górę, odkryła, że jest dziwnie słaba. Jakby krwi jej ubyło więcej, niż powinno przez dzień jeden. Chwilę później wypolerowana na połysk piaskiem z popiołem powierzchnia miedzianego rondla ukazała jej siną pręgę wokół jej białej szyi. I ślady po małych łukach zębów na krzywiźnie piersi.

***

Ghul Tzimisce mógłby śmiało stanąć przed Anną i zacząć jej zwiastować, i uwierzyłaby bez oporów, że jest Aniołem Pańskim. Nie tylko przez te rysy piękne i szlachetne, a przez jakąś nieuchwytną doskonałość jednocześnie kobiece i męskie. Przez majestat i światło, które płynęły z każdego jego spojrzenia i gestu.

Dziwka w każdym razie kiwała głową z otwartymi ustami. Nie była nawet brzydka, i chyba zgodziła się na propozycję tylko za możliwość obcowania z mężczyzną tak pięknym i szlachetnym, tak innym od tych, którzy codziennie brali ją za parę miedziaków na gnijącym sienniku na poddaszu, które wynajmowała.

Poprosił, by najęła się do służby w Grójcu, by przynajmniej spróbowała. Smukłymi palcami musnął jej policzek i pocałował delikatnie, dając przedsmak obiecanej nagrody. Zaraz potem podniósł się i wizja poczęła zanikać. Anna wizgnęła się, nie zobaczyła nic, co pozwalało by jej odnaleźć dziewczynę, nic, co umiejscowiło miejsce w plątaninie uliczek Żywca.

Rozluźniła się dopiero, gdy zobaczyła. Kątem oka, w mijanym przez Anioła okienku. Na podwórcu sąsiedniego budynku obciekały rozpięte na drągach długie pasma świeżo zabarwionych na niebiesko płacht lnu.
 
Asenat jest offline