Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2017, 17:50   #24
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


W stolicy króla Dunów wciąż panował rozgardiasz związany z organizowaniem althingu i obchodów Ostary, ale wszystko zbliżało się na szczęście do końca. Ludzie zaczęli nawet już przybywać do Jelling póki co z okolic najbliższych ale obozy wokół osady poczęły rosnąć niczym grzyby pod deszczu. Gwarnie i tłoczno poczęło się robić nawet w długą noc. Stare przyjaźni odświeżać a i nowe znajomości nawiązywać poczęły przy alkoholu i strawach przednich, śpiewach i muzyce. Niewątpliwym plusem dla Jensa i Becsegi było to, że gdzie spotykali się ludzie z różnych stron, samoistnie eksplodował handel co przekładało się na opłaty targowe znacznie zasilając królewską i jarlowską kiesę. Dunowie wykorzystali wielkie zgromadzenie po zimie ciągnąc z wszelakimi towarami wyrabianymi w dni, w których mróz nie zachęcał do wychodzenia z langhusów, ale też skórami z polowań i tym wszystkim czym handlować się dało.
Ludzie towary wykładali na naprędce zbitych stołach, albo i wprost na ziemi



Wszędzie panował rozgardiasz.
Śpiewano, pito, bito się gdzieniegdzie lub oddawano rozrywce popularnych gier i zawodów. Gdzieniegdzie widać było co urodziwsze thrallki namawiające wojów na schadzki czy to bez wiedzy właściciela aby zarobić na swój wykup, czy to za jego zgodą i dzieleniem się z nim zarobkiem. Choć śniegi już stopniały i ziemię zaczęła zielenić trawa, to było jeszcze chłodno. Stąd ludzie rzadko siedzieli w jednym miejscu, a jeżeli już to przy licznych ogniskach rozsianych między namiotami. Ci co skupiali się w takich miejscach żywo rozmawiali o nadchodzącym althingu oraz powodzie jego zwołania.

Freyvind napatrzył się na to wszystko szukając dobrych krawców chwalących swe wyroby. Był winien Gudrunn suknię, a i chciał Elin zrobić podarek na Ostarę, aby prezentowała się godnie podczas obrzędów i ofiar. Sam zresztą również odziać się musiał przyzwoicie. U jednego siwego Duna wybrał dwie przepiękne suknie, jedną białą, a drugą jasnozieloną, bo choć wieszczka kojarzyła mu się z błękitem, to ten kolor bardziej odpowiadał świętu nadejścia wiosny. Białą suknię Gudrunn dopełniać miał skromny i prosty, czarny jak noc fartuch jedynie sznurowany na bokach, ale afterganger zażyczył sobie, aby na przodzie jego wyszywany był złotą nicią widoczny od obu stron fartucha kruk, oraz fantazyjne northmeńskie symbole i sploty. Krawiec twierdził, że widział szpule z niesamowicie drogą nicią na jednym z kramów, ale gdy rzekł ile miało to kosztować Freyvind w pierwszej chwili uznał, że starzec żartuje. Z drugiej strony pieniędzy swoich nie miał nic ponad uposażenie od Svena, dane jemu i Elin jeszcze w Ribe, toteż każda suma była dla niego zbyt dużą. Tak czy owak musiał zdobyć pieniądze na odzienie, broń i zbroję, a dla kogoś kto nie ma prawie nic, kwota wysoka, bardzo wysoka i ogromna - tym samym były.
Zgodził się zatem.
Że Dunowi nieobce było używanie drogich złotych nici wiedział widząc ciemnozielony fartuch nimi obszywany, który wraz z sięgająca za biodra peleryną dobrał do sukni Elin. Dla siebie wybrał równie bogaty strój, w tym Czarny płaszcz obszyty futrem białego niedźwiedzia. Zakup uzupełniało dwadzieścia prostych, białych, lnianych giezł niewyróżniających się niczym. Pieniędzy Svena mało było choćby na zadatek, ale przekonywanie ludzi do czynienia podle swej woli było dla skalda niczym chleb powszedni, toteż ustaliwszy szczegóły i termin odbioru towaru (tak krótki, że krawiec jeszcze podniósł cenę) - dobili targu, a Frey zostawiwszy większość tego co z Elin posiadali, obiecał przy odbiorze uregulować resztę.
Już prawie bez grosza, afterganger ruszył zaopatrzyć się w droższe rzeczy...



U zbrojmistrza zaopatrzył się w kolczugę. Wyrób nowej nie wchodził w grę, ale po zimie łatwo było o takowe, gdy wyplatano je w mroźne dni siedząc po langhusach. Niestety co najlepsze już się rozeszły kupowane przez bogatych karlów, którym pachniała wyprawa. Leif, jak zwał się wyrobnik zbrój, jedyną jaka pasowała na szczupłego skalda miał taką której nikt kupić nie chciał. Był to tak zwany “smok” czyli zbroja wyplatana splotem metalowych kółek “8 w 2” zwanym potocznie ‘krolewskim’, albo w “smoczą łuskę”. Ta jednak inaczej niż tak robione, sięgała aż do kolan i za łokcie. Tylko najwięksi siłacze mogli się mierzyć z czymś takim gdy szło o ruszanie w bój, bo ważyło to cholerstwo niesamowicie dużo. Nic zatem dziwnego, ze nikt od paru lat od Leifa tego nie kupił, bo droższa była i wielce niepraktyczna dla śmiertelnika. Freyvind dzięki darowi Canarla nabytemu po wypiciu krwi Jotunów nie miał z tą zbroją większych problemów, może poza skrępowanymi nieco ruchami, na co zwinnością celujący w boju skald trochę sarkał. Zażyczył sobie jednak by dodatkowymi płytami pokrytymi czernioną skórą wzmocnić ją na wysokości serca. Na przedniej czerwoną farbą wymalować kazał runę Thurisaz, którą u Becsegi krwią wymalowała na nim Elin.
W kwestii hełmów też nie było zbyt wielkiego wyboru. Skald miał spore nadzieje na znalezienie gdzieś pięknego egzemplarza zdobionego ornamentami przez snycerzy rzeźbiących w kruszcu pokrywającym cienką warstwą hełm. Po czernieniu pozostałych płaszczyzn efekty były zaiste piękne i niesamowicie wzmacniały splendor woja wśród uwielbiających zdobnictwo Northmanów. Jeden z takich hełmów widział nawet na głowie jakiegoś możnego jarla, albo może nawet jednego z królów Nord Vegr, który wraz ze sporym orszakiem wojów i thralli, oraz paroma wozami przejeżdżał między namiotami w kierunku osady. Niestety na sprzedaż nikt takiego nie miał, a wykonanie takiego dzieła sztuki trwać mogło nawet miesiące. Zdecydował się zakupić u Leifa o wiele prostszy hełm, który polecił jedynie przyczernić i pokryć jego ‘okulary’ grubą warstwą miedzi. Na tym jednak nie skończył, bo zalecił coś jeszcze. Coś na co zbrojmistrz zmarszczył brwi i z początku protestował wskazując jak to niepraktyczne dla bitewnej osłony głowy. Nie o praktyczność jednak Freyvindowi szło i uparł się. Franka niewiele opowiadała mu o tym którego wielbiła, a który był nieprzyjacielem Białego i jego ojca. Skald wspomniawszy jak opisywała wygląd tego ‘Pana Ciemności’, kazał przyprawić do hełmu baranie rogi i z uśmiechem zastanawiał się jak odbiorą to Frankowie. Anglowie i Sasi z Brytanii od dawna wikingów zwali sługami szatana i skald postanowił wykorzystać to. Poza tym, że hełm prezentował się z rogami o wiele masywniej, Freyvind znajdował to wielce zabawnym, że Frankowie demona mogą w nim przez te rogi widzieć.

Krążąc wśród rzemieślników i kramów dwie tarcze dobrał z drewna zrobione, pokryte skórą i okute na obrzeżach, każda z nich więcej nad trzy stopy miała. Na holmgangi po trzy każdemu wojowi przysługiwały, ale na wyprawy mało kto brał aż tyle. Szczególnie przy większych rejzach często bywało, że wśród wikingów są i tacy co potrafią je wyrabiać, tedy do drakkarów z jedną bądź dwoma każden woj się wybierał. Frey polecił czernią je pomalować i tak jak na zbroi czerwoną dużymi runami Thurisaz je jedynie ozdobić.

Miecz jaki sobie znalazł wykuty został w kraju Swedów i masywniejszy był, oraz ostrze miał o pół stopy dłuższe niż broń, którą niedawno w Ribe otrzymał. Zbrocze szersze miał, aby tym zmniejszyć ciężar broni, a sztych mocno zaznaczony i ostry w przeciwieństwie do wielu langsværdów, które do cięcia, albo wręcz rąbania służyły. Sztychy takie rzadko się spotykało i posiadały je raczej krótsze miecze, po które sięgali wojowie w murze tarcz by w ścisku pchnięcia zadawać, a nie długie. Zdarzały się jednak od tego wyjątki, jak ten swedzki lang. Zwykle mu to za całą broń starczało, prócz saexe u pasa, ale na wyprawę tak wielką mało to było. Topór wyszukał spory i solidny, ale nie z popularnych “Danów” o ostrzu ku górze zadartym, co topornicy nimi zza wojów stojących w murze tarcz okrutnie wrogów gromili. Broń co sobie upatrzył popularnie nazywana była “brodaczem”, bo ostrze w dół się ciągnęło i szersze było, oraz cięższe. Takim toporem nie ponad tarczami się biło, a z mocą roztrzaskiwało je, o ile znalazło się miejsce do zamachu. Przed “Dunami” hełmy i co grubsze kolczugi rzadko ochronić zdołały, ale nie przed ciosem zadanym “brodaczem”, tarcze zaś pod nim pękały.
Mniejszy toporek dobrał co w drugą rękę miast tarczy wojowie nierzadko chwytali, albo i dwoma w wir bitwy się rzucali, ale i do rzutu we wroga służyły. Takoż i włócznię o długim liściastym grocie do walki w murze tarcz służącą, oraz do ciskania we wroga.

Leifowi Zbrojmistrzowi, Ketilowi Kotra-Stokkiemu u którego wypatrzył skald langsværd i resztę broni, oraz Ingvarowi z Viborga co wyborne tarcze wyrabiał, Freyvind zadatku nie zostawił nic. Trwało to trochę nim każdego przekonał, że całość ureguluje dzień przed Ostarą, a Leif i Ingvar podobnie jak wcześniej krawiec zaśpiewali dodatkowo wyższą cenę za to, że dwa dni mieli jeno na to co skald dodatkowo zlecił. Choć afterganger z ludźmi wybornie sobie radził, to na targach się nie znał i zbyt niecierpliwy był na nie, przez co niewiele z cen znegocjował. Oni tym udobruchani łatwiej na brak zadatku przystali.
Wybierając tak jeszcze jakieś drobiazgi wydał to co zostało mu z pieniędzy od Svena prawie wszystko. Zdobna drewniana pochwa na miecz, pas mocny o przepięknie kutej klamrze przedstawiającej Jormunganda, czy buty skórzane wysokie i mocne - każda z rzeczy tych swą cenę miała.
Skald coraz bardziej rozmyślał nad problemem na ten czas największym z jakim musiał się zmierzyć..
Jak na mrozy Utgardu za to wszystko zapłaci .





Freyvind i Jens

Mimo iż Jelling tłocznym być zaczynało, to przy samym końcu przygotowań wszyscy w nie uwikłani mieli więcej czasu i mogli w końcu odpocząć. Skald i jarl korzystali z tego grając w hnefatafl.
- Ruszysz do kraju Franków? - Frey spytał przesuwając piona. - Pamiętam jak cię ciągnęło trzynaście lat temu. Mądrze uczyniłeś dając się przekonać do zostania i pilnowania Chlothild. A teraz?
Jens zachichotał na to pod nosem jakby do własnych wspomnień i głową pokręcił.
- Też pamiętam. Czasu szmat temu to było. - Machnął ręką sprytnie przesuwając pion i blokując ruch skalda. - Teraz też zostanę. - Uniósł wzrok od tabliczki i przyjrzał się Freyvindowi.
- Króla i osady bronić? - Dociekał afterganger, a zapytany na to tylko skinął głową i sięgnął po róg z piwem. - Szkoda, ale znów dobrze czynisz. Powiedz mi zatem, kto teraz ma największy respekt i powagę by móc się liczyć na przewodzenie Dunom?
- Nie liczyłbym na jednego wodza. - Jens pokręcił głową i otarł wąs. - Chyba że Becsega zdecyduje się ruszyć.
- Ja o takich pytam, co pozycję wśród ludzi mają, a nie że wodzami będą. Poza nim, królem i Tobą, jarlem stolicy, kogo byś wskazał z tych co na thingu można się ich spodziewać?
- Orm z Viborga - zastanawiał się Jens na głos - Erling z Aros, choć z nim musisz rozmowy prowadzić osobne, Grod z Othæns… może jeszcze Thordil z Vætlandów.
- A któren najbardziej zaufania godzien według ciebie? - Imiona niewiele mówiły skaldowi.
- Na sługę kogoś szukasz?
- Nie - skald uśmiechnął się i upił łyk piwa. - Chcę uczynić coś w czasie thingu co ducha ludzi porwie. Brak mi jednej niewiasty, w czwórce co swoje zadanie mieć będzie druhów i przyjaciół jeno chciałem, ale… Chlo brak. Nie wiem kogo do Kariny, Grima i Jorika dołączyć. A z mężów o których pytam, potrzeba mi kogoś kto kruczy sztandar przed armią poniesie. Tu też myślałem o kimś, kto znajomy mi i drogi. Ty jednak zostajesz, a wybrać muszę. Tedy o poważanych pytam.
- Sven nie? - Jens zapytał luźnym tonem.
- Sven nie jedzie. Nie. - Frey spokojnie przesunął pionek i tylko ledwo dostrzegalnie zacisnął szczęki.
- Mhm… - Jens znowu piwa pociągnął. - To wybrałbym Orma. Ma najwięcej do stracenia. NIe będzie ryzykował zbyt rozbujałych ambicji.
- A ze śmiertelniczek? Która szacunkiem najbardziej w kraju się cieszy? Król żony ni córki nie ma.
- Volva z okolic Hedeby, Diarmuid w nią wpatrzony. Freydis się zwie. - Jens uśmiechnął się z jakimś ironicznym zadowoleniem.

Afterganger skinął głową i przez jakiś czas milczał przesuwając tylko pionki wraz z jarlem i racząc się piwem. Później będzie musiał je wyrzygać, ale było warto. Smak był naprawdę przedni.
- Jens, pożyczyłbyś mi trochę srebra? - spytał w końcu.
- Czego ci trzeba? - Jarl niemal się obruszył i chyba przez zamglony trunkiem osąd wystawił króla.
- Pięknej sukni dla Gudrunn com jej obiecał, a w której na Ostarze ma wystąpić i drugiej dla Elin. Sztandar kruczy złotymi nićmi obszywany, złote brosze niewieście. Dla siebie jedynie ubiór, broń i zbroję, ale bogate bym respekt i strach wzbudzał. - skald uśmiechnął się. - Nawet tu na północy gdzie czyny więcej się liczą, ludzie wielce na to patrzą jak kto się nosi. Ja mam zaś armie poprowadzić.
Jarl roześmiał się w głos.
- Włosy i brodę niech ci też do porządku doprowadzą. Teraz już niemodne. - Ręką machnął w okolice twarzy Freya.
Faktycznie, Jensa włosy zadbane, a broda i wąsy ozdobione warkoczykami i koralikami delikatnie gotowanymi były, skalda zaś bez ozdób i w większym nieładzie.
- Tak zrobię - skald też się roześmiał kiwając głową. - Ale by je przyciąć czekać muszę Ostary. Nam, einheryar co zachód słońca odradza się jakim było w chwili otrzymania daru Canarla.
- Kobiety wiedzieć będą, to pomogą. Tym chętniej, że w centrum uwagi jesteś. Wiele będzie chciało być blisko. - Zaśmiał się głośniej Jens i piona ostatniego wolnego posunął.
- Czas na to będzie, a na srebro liczyć mogę? Jeżeli Odyn da zwycięstwo, to zwrócę z nawiązką.
- Możesz. Cel słuszny, nie może upaść przez brak środków. Ile trza?
Frey powiedział. Nie było to mało.
- Dobrze, że osada w lepszym stanie niż ją pamiętasz - Jens dla żartu udał lekko przerażoną minę.

Chwilę dumał nad czymś ale najwyraźniej zrezygnował, za to zapytał:
- Myślisz, że go wyciągniesz? Wyciągniecie?
- Nie. - Skald pokręcił głową smutno i znów napił się piwa. - Choć nadziei na to nie składam.
- Tak myślałem. Ktoś sagę winien złożyć na jego cześć. Nie może jego pamięć zniknąć.
- O to zadbać trzeba. Ktokolwiek po tym co tam uczynimy wspomni miano Franków, to przed oczyma im stanie, że poszliśmy tam go mścić. Gorzej, jeżeli także zabić.
- Zabić? - zmarszczone brwi wyraźnym znakiem było, że jarl nie zrozumiał ostatniego stwierdzenia.
- Wątpię by go zabili, prędzej związali krwią. Przeczeszemy cały kraj by go odnaleźć i mam nadzieje, że uda się zratować, niech dadzą to bogowie. Może być i tak, że gdy będziemy o włos, zabiją go. Przegrają, kraj w zgliszczach będzie, ale nie dadzą nam radości osiągnięcia celu. - Frey spojrzał na Jensa ponuro. - Ale może być i tak, że go krwią związali, ochrzcili i służy im wiązany ta mocą. Jeżeli da się go żywcem… to tak uczynię. Będziemy go tu trzymać pod kołkiem jak Sven mnie w Ribe, aż więzy opadną i nasz Agvindur wróci. Jeżeli jednak się pochwycić go nie da… Jens, on tu może wrócić jako orędownik Chrysta na czele armii Franków i tych Nordmanów co go posłuchają.
- Agvindur? Orędownikiem Białego? - Niedowierzanie rozlało się na obliczu jarla - Nie. Niemożliwe to. Co by to im dało? Gdy ubijecie i zawładniecie ziemiami ichnimi, co by to za zanaczenie miało?
- Wystarczy, że tamtejsi przeklęci ze związanym krwią Agvindurem do króla Sasów zbiegnie, też orędownika Białego. Co wtedy po spaleniu kraju Franków, gdy on zniewolony Sasów na Danevirke powiedzie? Jam był w takiej mocy, w Aros mnie związano. Gdyby mnie Agvindur kołkiem nie przebił trafiłbym do Paryża, a wiesz czemu? - Skald skrzywił się. - Bo poleciła tak pani ma, co mnie związała. Bym pojechał i się w ręce ich oddał. Nawet straży nie przydzieliła, bo nie było trzeba.
- Straszne musi być. - Jens wąsem ruszył - Nie mieć kontroli nijakiej nad czynami i myślami swymi.
- Och nie. Jest kontrola, ale całym sobą CHCESZ spełniać wolę pana. Jeżeli wolą jego jest byś zrobił coś bardzo na przekór sobie to musisz stoczyć walkę sam ze sobą. Kwestia tylko ile świec minie nim przegrasz. - Freyvind pochylił się w stronę jarla i patrzył mu głęboko w oczy. - Im dłużej sługą w krwi jesteś tym ciężej znaleźć w sobie choćby sens oporu. Liczy się to co chce od Ciebie ten co związał krwią. Kolejne przejawy buntu są już tylko gdy uważasz, że to co czyni ze szkodą dla niego i tylko wtedy opór. Z miłości, jak Bjarki względem mnie. Agvindur silny jest, ale tego nie zmoże.
Jarl otrząsnął się i głucho przełknął.
- Nie ma co gdybać - zmienił niewygodny temat. - Przygotowania w toku, co się da trzeba zrobić.
- Prawda to. Skål! Za to by dobrze się skończyło, na przekór czarnowidztwu.




Freyvind i Jorik

Jednym z pierwszych przybyłych do Jelling był Jorik wraz ze swą żoną Hadwisą, niesamowicie urokliwą i prześliczną blondynką, ale wielce nieśmiałą i nie mającą ani pewności siebie. Wyglądało to tak jakby brat Jensa przybył nawet nie na sam thing, ale aby zobaczyć się ze skaldem, którego tak podziwiał gdy wyrostkiem był jeno. Wyrósł, zmężniał będąc teraz wyższym od Freyvinda i stracił tej zaciętości na twarzy jaka trzynaście lat temu była zabawna na chłopięcym obliczu. Zamiast tego było w twarzy jego i oczach coś innego, jakiś smutek wymieszany z niezadowoleniem, choć nie ukierunkowanym względem aftergangera.
Witając się padli sobie w objęcia, a młodzieniec przybrał nawet minę otwartej radości z widoku tyle lat nie widzianego dawnego nauczyciela. Hedwisa wyglądała przy tym na lekko spłoszona i choć starała się być miła, to widać było po niej brak charakteru. Freyvind w mig też zrozumiał smutek dawnego podopiecznego widząc zachowania Hadwisy, która wpatrzona w Jorika jak sroka w gnat zdawała się świata poza nim nie widzieć i nadskakiwała mu ile tylko mogła. Podobnie to wyglądało na pierwszy rzut oka jak Franka czyniła względem Freyvinda, jednak po głębszym przyjrzeniu się różniło się to niczym noc i dzień. Już samo spojrzenie na nią wiele powiedziało Freyvindowi, bo bardzo podobna do Chlothild była. Blondwłosa Dunka miała ten sam typ urody i sylwetkę co Frankijka, a nawet podobne uczesanie, co pokazywało iż Jorikowi przez trzynaście lat Chlo nie wywietrzała z głowy prawie nic, a szczenieckie zadurzenie nie zgasło. Niestety z zewnątrz może i przypominała Chlo, ale charakterem nijak. W efekcie Jorik miał tylko pustą atrapę jednocześnie przypominającą Frankę z wyglądu i uświadamiającą swoim zachowaniem iż ułudę jeno posiada tego co chciałby mieć. Żeby tego było mało, to od dłuższego czasu nie mogli doczekać się dzieci, co pogłębiało frustrację młodzieńca.

Porozmawiali trochę o tym, zaraz po tym gdy skończyli wspominać wydarzenia w Aros i to co z Jorikiem działo się później. W temacie relacji Jorika i Hadwisy skald nie drążył nic. Nie była to jego sprawa, a i za specjalistę w tej kwestii się nie miał. Co jednak zauważył, co zauważył. Jorik był w kraju Dunów chyba jedną osobą, która żywo chciałaby wiedzieć jak najwięcej o tym co się dzieje z…
- Co wiesz o Chlothild? - spytał udając, że nie zerka na reakcję dawnego ucznia. - Wiem tylko szczątkowe wieści. Jeno to, że wiernie stała obok Agvindura, gdy po kraju Franków się miotał. Ani szczegółów, ani co się z nią stało. Podobno wzięto ją w niewolę wraz z nim…?
- Podobno wzięta z Welandem w niewolę, jako i reszta jego ludzi. - Jorik spojrzał na Freya z góry kosym spojrzeniem.
- Nic więcej nie wiesz? Wieści żadne nie dochodziły Cię o niej?
- Jedynie, że starała się trzymać z dala od części kraju Franków co Neustria się zwie. Nigdy tam się nie zapuszczała. Czasem wieści słała, że zdrowa i cała… - Jorik odchrząknął gdy głos mu się lekko załamał.
- Czy… czy słychać było o tym, że to co w niej się zalęgło na wierzch wychodziło?
Chłopak… teraz już mąż, zamilkł chwilę.
- Nie. Chyba - odpowiedział w końcu. - Wiele plotek chodzi, ale Chlo jaka była pamiętasz. Żywa iskra. - Głos mu zmiękł. - Ludzie na nią uwagę zwracali zawsze, ale mocy to w niej jakoś nie widziano. Ludzie mówili, że to przez Agvindura taka szybka. Więc jeśli nie przez niego, to może i to co w niej siedzi pomocne jej było. - Przeciągnął dłonią przez brodę. - Rzec ciężko gdy z dala tyle czasu…
- Powiedz mi o tych wielu plotkach. Wieści łaknę, a sam wiesz, że w nich czasem prawda.

Jorik skinął głową i usiadł podpierając łokcie na szeroko rozstawionych nogach.
- Podobno to dzięki niej z potrzasku wyszedł raz, gdy spod Paryża się wycofywali ku Brytanii. W zasadzkę wpadł i on i jego ludzie, ale dziewczyna niczym iskra drogę wybiła dla niego. Inne historie były, że najpiększniejsza z pięknych, niczym jakaś Helena - wzruszył ramionami - oddziałowi wojów przewodziła. W to uwierzyłbym i bez … - Urwał z nostalgicznym uśmiechem. - Że wieloma mowami włada i przez to przy wszelkich rozmowach ważkich obok Welanda zasiadała. - Spojrzał z jakąś dumą na skalda. - Nawet jeśli niewiele w tym wszystkim prawdy, to i tak Franka dumę Ci przynosi.
- Przynosi. - Frey pokiwał głową chłonąc te wieści. Posmutniał jakby na koniec. - Będę miał do Ciebie prośbę Joriku. Trzynaście lat we śnie leżałem, ludzi mało znam, a i moc pracy tu na mnie czeka z werbunkiem chętnych na wyprawę. Czasu dużo nie mam… Ty zaś szacunek ludzi sobie zaskarbiłeś, drogą sławy iść się starasz to ludzi znasz wielu i w powadze cię mają. Trzeba ludzi mi. Zaufanych i dobrze mową Franków się posługujących. Są pewnie tacy wśród wojów co tam zostali, ale czasu nie będzie za wiele, by z nich wybierać. Puścić ich chciałbym w kraj Białego, niech wieści szukają o niej. Agvindura znaleźć przyjdzie pewnie w mocy przeklętych co przy królu tamtejszym stoją, ale czy i ją? Nie wiadomo. Mogli wszak ją bratu wydać, Robertowi, a on ją gdzieś skryć jak to uczynił już raz zanim ją z klasztoru uwolniłem.
- Robertowi? - spytał zdziwiony Jorik jakby się upewniając. - O jednym Robercie słyszelim. To władca co niemal prawą ręką jest króla tamtejszego. To jej brat?
- Gdym mawiał, że to Frankijska księżniczka, toś myślał, że nie dosłownie mówię? - Skald uśmiechnął się lekko przekrzywiając głowę.
- Myślałem, że tak cenna dla ciebie - odburknął blondyn i nieco w tym dawnego Jorika znać było.
- Gdym z Lothbrokiem był w Kraju Franków, mało znacznym był on wojem choć z bardzo wysokiego rodu. Jak jarlowie co ważniejsi u nas. Tam z urodzenia przez krew się ma taką pozycję, a nie jak tu: przez szacunek ludzi, bogactwo i sławę. Kilka lat wcześniej ziemie swe sprzedał, bądź oddał komu i do Paryża podążył aby władcy Franków służyć. Siostry swej brać ze sobą nie chciał. Bał się, że jak na dworze króla będzie siedziała, to kłopotów przysporzy i na jaw wyjdzie, że nie służką jest Białego, a przeciwnie. Zamknął ją w klasztorze, gdzie przykazał zło z niej wygnać. Tam ją torturowano szpetnie nim ją znalazłem i na branke wziąłem. Nic więcej nie wiem o tym Robercie, tyle mi Chlo opowiadała… ale jużem po przebudzeniu słyszał, że waleczny rycerz Robertus za swe wielkie czyny godnościami obsypany i wojskom przewodzi z naszymi wojami się ścierając. Tedy brat jej i ten o którym mówisz jedną tą samą osobą być mogą. - Skald spojrzał na Jorika. - Jeżeli on tak powagą się cieszy i szacunkiem to mógł zażądać siostry. Przeklętym i tak więcej o Agvindura idzie. - Westchnął. - A może nie? Nie wiem tego. Chce ludzi puścić by wieści zbierali. Znajdziesz mi takich?
Młody woj słuchał pilnie i w skupieniu, gdy skald wiedzą swą się dzielił.
- Myślisz, że on ją by chciał? Poznał? Nie lepiej pozbyć się kłopotu i nie przyznawać, że to rodzona krewna? - zmarszczył brwi. Wydął wargi - Chociaż … może ją chcieć jako źródło wiedzy o nas… eh… czemu bogowie wciąż im żywotem cieszyć się dają? Nie widzą, że prawda po naszej stronie… - rzucił rozgoryczony i rzekł w końcu - Znajdę i czym prędzej wyślę.




Freyvind i Sven

Po Jelling rozniosło się już, że jarl Ribe na thing przybył, ale Freyvind nie wyglądał go specjalnie, ani nie zabiegał o spotkanie, choć miał zamiar pomówić z nim, oraz z Thorą, dawną Agvindura służką. Pamiętał jak się rozstali toteż narzucać się nie chciał i czekał na okazję, która przytrafiła się następnego popołudnia gdy mrok otulił ziemię, a Sól schowała się za horyzontem czmychając przed rozwścieczonym Sköllem.
Skald z początku nie ruszał się ze swego miejsca w kącie gdzie po cichu rozprawiał z Bjarkim, ale wchodzącego do halli Jensa zobaczył od razu. Sven zapewne zadość chciał zrobić zwyczajowi odwiedzając jarla Jelling, którego jednak nie było, bo bawił u króla. Dopiero po chwili Freyvind wstał ciężko i powoli ruszył ku swemu potomkowi. Ten jakby wyczuwając stwórcę, wzrok na niego nakierował, a uśmiech przekorny i czupurny jak płomyk zgasł.
- Witaj ponownie Sven. Cieszę się, że cię widzę - skald zaczął tak jakoś nieporadnie.
- Czegoś ci trzeba? - Potomek przeszedł do sedna bez ceregieli.
- Tak. O wybaczenie Cię prosić.
- Co? -Sven wydukać zdołał jeno, bo najwyraźniej nie spodziewał się słów tych zupełnie. Z twarzy jego bez problemu to wyczytać można było.
- Przepraszam Cię synu, żem Ci nie wierzył. - Skald położył mu dłoń na ramieniu. Mówił cicho, jakby walcząc z sobą, ale z pewnością w głosie. - Żal i wściekłość w sobie miałem, gdy dowiedzieliśmy się co nam uczyniono. Zazdrość jeno i poczucie straty. Nie Loki mi to podszeptywał, ja sam, moja jeno to wina. Prędzej mi było wierzyć w zdradę. Teraz wiem wszystko. Wybaczysz mi?
Wraz z każdym słowem swym Lenartsson widział zaskoczenie przechodzące w rozczarowanie, niedowierzanie, aż w końcu złość usta Svena wykrzywiła. Pod dotykiem skalda drgnął i spojrzenie zatopił w jego oczach. Widać było jak bój toczy sam ze sobą, co Freyvind przeżywał sam nie raz i nie dwa. Zaciśnięte usta w końcu rozluźniły się na tyle by Sven odrzec cichym i napiętym głosem mógł:
- O zdradę mnieś i brata twego podejrzewał… teraz o przebaczenie prosisz… sam byś go udzielił komu innemu co jak ty zachowywał się?
- Nie wiem... - skald opuścił nieco głowę. W oczach jego na moment zabłysły iskierki buntu. - Wiem tyle, żem w zaciekłości pobłądził i wiem jak żem Cię pewnie zranił. Gdy kołek z serca ujęto radość Twą widziałem. Moja zaciekłość i słowa zaboleć musiały. Nic innego uczynić nie mogę. Twoja wola czy mi wybaczysz czy nie, ale gdybym wybór miał wybaczenie uzyskać, albo byś cierniem tego com uczynił nie czuł, wolałbym to drugie.

Sven popchnął nagle skalda i sam za nim ruszył.
- Jeno za to wybaczenia chcesz? Wybaczenia żądasz?
- Żądam? Za co? - Freyvind cofnął się nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Za oskarżenia z Ribe. - Jarl wciąż nacierał na Lenartssona. - Za nic więcej wybaczenia nie szukasz? Nie czujesz skruchy? Komu ulgę ma ono przynieść? Mnie? Agvindurowi? Czy może jeno Tobie?
- Za Ribe. - Tym razem skald się nie cofnął i hardo uniósł głowę, choć w oczach gniewu nie miał. - A wiem, że ulgi może to nie przynieść Tobie. Ja jej nie szukam. Są rzeczy które uczyniłem i skruchy w sobie nie mam, a są i takie, gdzie widzę żem źle postąpił. Ulga… Jutro przed Ulfhedinn stanę, myślisz, że ulgę czuć będą gdy pokarać mnie zechcą za Wilczą Polanę? Jeśli i Tobie mało tego co mówię, to nie wahaj się. Rób co chcesz, tylko im zostaw trochę. - Skald rozłożył ręce, lecz nim skończył je unosić cios w szczękę otrzymał. Głowę mu aż odrzuciło.
- Za Ribe…- Poleciał cios kolejny, po którym Frey poczuł smak swej krwi z rozciętej o zęby wargi. - Za niewolę... - kolejny cios napotkał jego dłoń, która zamknęła pięść jarla Ribe w uścisku. Sven dystans zmniejszył aby wciąż nacierać ze złością, ale walczył nie jak afterganger lecz śmiertelnik.
- Za błędy me i winy - rzekł Frey z widocznym gniewem w głosie - jeno.
- Za życie coś go nie zauważył i niedrogie Ci było. - Sven zahaczył nogą o nogę skalda i pchnął go w złości niemal plując śliną spomiędzy warg, a zaskoczony Frey nie bronił się, jedynie trzymał wciąż jak w kleszczach pięść aaftergangera. Padł na ziemię podcięty ciągnąc go ze sobą.
- Czyje? - wyrzucił z siebie.
- SIOSTRY MEJ!!!! - zaryczał mu w twarz potomek. Błysnęły kły.
W pierwszej chwili skalda zamurowało, a w drugiej w oczach błysnęła mu wściekłość.
- Tej którą obiecałem Leiknarowi wyrwać - powiedział krztusząc się furią. - Nad Engelsholm.
- Jedną miałem. Obietnicę złożyłeś! Jak i mi. - Sven przedramieniem wolnej ręki zamierzył się na gardło skalda by docisnąć je ciężarem swym.
- Z kołkiem w sercu. Obietnice. Spełniać. Ciężko - Freyowi wzrok zrobił się niczym ze stali. Sven okrakiem siedząc na nim próbował wyrwać dłoń i wciąż napierał na gardło do klepiska dociskając:
- Zginęła nim kołkiem Agvindur uspokoił - wysyczał.
- Obietnicy nie było. Rzekłem że pomogę gdy sposobność będzie. - Frey patrzył mu w oczy. - Agvindur do Aros posłał, Leiknara nawet on znaleźć przez lata nie potafił - Skald uspokoił się. Odgiął rękę aftergangera, który próbował się siłować, ale to było jakby ręką próbował zatrzymać drakkar. Frey czynił to jednak bez brutalności. Powoli. - Gdybym mógł, zrobiłbym to. Nie mogłem Sven.
- Zostawiłeś mnie - Sven warknął - za nic mając i mnie i ją. - Wykrzywił usta. - Bogom dzięki, że i jego nie pozostawisz boś humor zmienił w swej łaskawości! - dodał sarkając gniewem i mocując się z Freyem po siłę krwi swej sięgając. Gdy skald poczuł jego większą krzepę sam też po krew sięgnął.
- Sven - wściekłość jakby gdzieś uleciała - rozumiem Cię, ale sam wiesz, że nic uczynić się nie dało. - W głosie miał smutek. - Uprowadzili Cię, świt, śladów dnia następnego nie było - mówił miękko - a szukaliśmy. Znaleźć wilki po lesie dla nas nie sposób. - Spojrzał mu w oczy. - Tak jak Leiknara, a do Aros iść było trzeba. Zastanów się jeno, czy złością w żalu we mnie uderzając słusznie czynisz. - Puścił jego pięść i rękę. - Gdybym mógł szukałbym. Jej i ciebie.
Cios kolejny poczuł, aż zęby zgrzytnęły głucho. Gdyby śmiertelnym był, przytomność by stracił.
- Gdybym mógł, wybaczyłbym. - Sven zebrał się ze skalda słowa jego naśladując. - Przez pamięć na niego jeno masz me ramię - rzucił odwracając się i odchodząc.
- Niechaj tak będzie. A teraz precz mi z oczu - odpowiedział skald podnosząc się z klepiska i masując szczękę.
W odpowiedzi śmiech Svena się rozległ pogardą podszyty, więc Freyvind rzec coś jeszcze chciał by jeszcze bardziej sprowokować młodego durnia, aby ten gniewem się uniósł. W tej chwili, w stanie jakim był jarl Ribe starczyło rzec coś o jego siostrze tak aby obudzić w nim bestię bestii, a potem bezkarnie ubić we własnej obronie. Zrezygnował jednak, bo zdał sprawę sobie z tego, że poniósł klęskę. Nie ze Svenem, a ze sobą samym.
Nie strzymał do końca.
Poza tym jak pod wpływem żalu doszukiwał się zdrady w działaniach Agvindura, pozostałe zarzuty tego odchodzącego właśnie barana, były wytworem jegogłowy chorej z żalu. Sven nawet zarzucił mu wiarołomstwo wobec rzeczy, którejskald nigdy nie obiecał. W normalnej sytuacji po którymś ciosie i którymś słowie skald po prostu powyrywał by mu ramiona, a łeb rzucił w palenisko, potrzebował jednak panować nad sobą.
Wytłumił w sobie gniew.

I mimo to nie zdzierżył...

A spotkania z wilkołakami odwołać się już nie dało.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-07-2017 o 18:03.
Leoncoeur jest offline