Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2017, 16:18   #14
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
St. Michael

- Widzę synu, że odzyskałeś przytomność. Dzięki Bogu, bo niezwykle się martwiłem. Już miałem wezwać pogotowie. Jak się czujesz?
- Jakby ktoś mnie napruł jakimiś prochami -
Michael przez chwilę miał ochotę “przypadkiem” coś rozjebać, choćby tą fikuśną drewnianą szafkę - Tatuś mówił żeby nie ruszać prochów, trza było słuchać. Gdzie ja w ogóle jestem? - błyskawicznie podniósł się do pozycji siedzącej, zsunął z kanapy i zaczął obracać się na samym środku pokoju jak naszprycowany koką chomik.

- Jesteś w parafii świętej Barbary. Jakaś starsza kobieta powiedziała mi, że ktoś zemdlał na ulicy. Wraz z moim wikariuszem wniosłem cię do środka, synu.
- Gdzie to w ogóle jest? Która godzina? -
- Bleecker Street, Brooklyn. A godzina? - ksiądz spojrzał na zegarek - Trzecia.
- Mam nadzieję że niczego nie zarzygałem. I...nie pamiętam jak przypałętałem się na Brooklyn. Kurrwa? -
dodał na koniec jakby to było pytanie.
- Synu, błagam. Jesteśmy w domu bożym. - duchowny załamał ręce - Poza tym, że straciłeś przytomność nie więcej nie nabroiłeś.
- Ale ja straciłem przytomność na Bronxie, u siebie! -
- Jak się tutaj znalazłeś, to ja już niestety nie wiem. Wiesz synu… narkotyki to grzech i zabójstwo własnego ciałą. Mamy tutaj taki klub, poradnię.
- Narkotyki k...-
powstrzymał się i urwał - Porywacz po mnie wróci, a nie narkotyki -

- Porywacz? O Boże! Czy ty jesteś jednym z tych biedaków, co to policja odbiła kilka dni temu?
- Pamiętam dopiero jak policjanci mnie odstawili do domu i tak mówili -
- Uważam synu, że powinieneś u nas zostać. Znajdzie się dla ciebie kąt, jakaś skromna strawa, w sensie coś do jedzenia i jakaś praca. Bóg i Kościół pomogą ci stanąć na nogi. Co ty na to? Ja jestem ojciec Steven.
- Michael. Mam rodzinę. Kurde, byłem u nich i znowu straciłem pamięć -
- Tutaj będziemy ci mogli pomóc. Porozmawiasz z ludźmi. Mamy też psychologa, raz w tygodniu. Dodam, że to to pani psycholog. -
ksiądz uśmiechnął się i puścił oko do Lewisa - Odzyskasz spokój wewnętrzny i może pamięć. To jak? Dasz się namówić?
- A co ja, świr jakiś? -
burknął, ale zupełnie zmienił minę na wzmiankę o pani psycholog - Nie wiem, na pewno zajrzę, ale chcę wrócić do swoich. Którego dnia przychodzi?
- Pani psycholog? Będzie jutro, więc może wpadniesz. I psycholog, to nie psychiatra, synu. Przyjdź, to ci na pewno nie zaszkodzi.
- Ke? -
na Bronxie było jedno wspólne miano dla psychologów, psychiatrów i całej reszty. Na które ksiądz zareagowałby zapewne podobnie jak na przekleństwa - Przyjdę. Chyba. Jak nie zapomnę tego wcześniej. Wielkie dzięki, ojcze - nierozsądnie spojrzał w te niebieskie oczy, jakby czegoś szukał. Bo szukał. Poczucia winy że ksieżulek pakuje go z powrotem w to gówno z którego dopiero co zwiał.


Bronx i Michael wrócili do siebie jak dwójka zjebanych ex. To było jego życie - nieustanna ciąg szpanowania gigantycznymi cojones, pościgów i ucieczek labiryntami bocznych uliczek, mniej lub bardziej honorowych bójek, niespodziewanych spotkań dawnych znajomych w najmniej komfortowych sytuacjach i łapania okazji za jaja.


Ulica mówiła, mówiła dużo i chętnie, o ile ktoś wiedział jak słuchać. Duży M nie zdecydował się odezwać do nikogo z bliższych - kto wie co ciule które go obserwują by z tym zrobiły - ale szybko nadrabiał zaległości. Ni cholery nie chciał się przyznać że jakiś typ złapał go w siatkę i wyżarł mu mózg. Nawet zapytany wprost walił słabą ściemę o wypadzie z dziewczyną. A że podpytywał, to temat się pojawiał. Ale po pierwszym który dostał w mordę za głośne niedowierzanie przynajmniej z tym nie było już problemu.

Obudził się w "jaskini" wyhosów. Chłopaki mieli łeb - rzucili najlepszy pomysł wczorajszego wieczoru. Gazety. W gazetach musiało być coś więcej o porwaniach, a jak dopadnie od kioskarzy stare numery to znajdzie i afisze o zaginionych. Pewnie nawet z adresem kontaktowym.
Pomysł był dobry...tyle że nikt nie trzymał tak starych gazet. Wczorajszą dostał bez problemu. Kilka starszych. Journal, Times, Post żaden starszy niż z przedwczoraj. Oma BBQ z stoiska z kurczakami wysłała Michaela do miejskiego archiwum. Zakładając że go tam wpuszczą. W co osobiście mocno wątpił, a i tak pewnie by się tam zgubił. Trzeba było się zająć tym z innej strony.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 06-07-2017 o 22:27.
TomBurgle jest offline