| Franz zdębiał. Ku własnemu poirytowaniu nie potrafił ukryć zaskoczenia przed Bennettem.
Szybko jednak, by odzyskać rezon zaciągając się mocno dymem z papierosa. Zamieniając go niemal do połowy w popiół. - Przyszliśmy tutaj, by się dowiedzieć jakie masz dla nas propozycje Bennett. Tak się składa, że nie wszyscy chcieli się z Tobą spotkać. Może zwykłeś traktować przyjaciół, jeśli jakichś w ogóle masz, instrumentalnie, ale ja wolę znać ich zdanie, nim podejmę tak ważną decyzję.
Zgasił papierosa wciskając go w popielniczkę. - Eleonor. Mogę Cię prosić na słówko. Raczysz chwilę zaczekać Bennett. - powiedział wstając i wychodząc na ulicę.
Eleonor przeniosła spojrzenie z okultysty na swojego przyjaciela. Mogła się spodziewać, tego, że się nie zgodzi. Nie dostrzegał tego co ona.
- Wybacz nam na chwilę - zwróciła się do Anandy i wstała, odruchowo wygładzający suknię. Narzuciła na ramiona płaszcz, nie dbając o włożenie rąk w rękawy i tak, ledwie otulona paltem wyszła zaraz za Franzem, na mróz.
- Eleonor? Zgoda?! - sapnął starając się zachować spokój - Ten człowiek jest niebezpieczny i w dodatku szalony. Przyłączy się do nas tylko, by nas wykorzystać i zaatakować, gdy nie będziemy się tego spodziewać. Założę się, że chce złożyć posąg, by czerpać z niego moc. Mamy nad nim przewagę. Jesteśmy o krok dalej. Nic nie wie o Lozannie - Franz mówił szybko ściszonym głosem nerwowo ściskając w pistolet w kieszeni.
- Przyłączyć go, to narazić nas wszystkich na niebezpieczeństwo. On już jest naszym wrogiem. Czy tego nie widzisz? Zapomniałaś co zrobił nam? Co zrobił … tobie?
Franz stanął przed przyjaciółką i spojrzał jej głęboko w oczy.
Kobieta wysłuchała słów Franza, z malującym się na wargach ciepłym uśmiechem.
- Mną się nie przejmuj przyjacielu - odparła, gdy Franz, próbował przywołać wydarzenia z pamiętnego wieczoru w siedzibie Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku.
- Wiem, że jest niebezpieczny Franz i właśnie dlatego powinien wyruszyć razem z nami - uniosła dłoń do góry, na wypadek gdyby austryjak chciał jej przerwać - nim cokolwiek powiesz, proszę wysłuchaj mnie. - dodała i wyciągnęła dłoń w kierunku jego twarzy. - On ma wiedzę, ma możliwości, ma umiejętności i ma znajomości. Już raz zostaliśmy wciągnięci w coś, czego zupełnie nie rozumieliśmy - wychładzające się z każdą chwilą smukłe kobiecie palce dotknęły policzka mężczyzny - To co zrobił Ci Alexis.. Nie rozumiem tego, on, tak. Być może będzie w stanie pozbyć się tego naznaczenia, a jeśli nie, będzie nam w stanie więcej o tym opowiedzieć, a podróżując z nami zrobi to chętniej i to jest pierwszy powód - pogłaskała jego policzek, w czułym, opiekuńczy geście, nim zabrała dłoń, chowając ją pod zarzuconym, luźno na ramiona paltem - Drugim są jego znajomości. Nie wiesz kogo zna, ja słyszałam nazwiska, niektórych z jego.. towarzyszy, znam osobiście i to nie są ludzie, którym chcemy zaleźć za skórę. Jeśli pozwolimy mu pójść z nami nie będą działać przeciwko nam i będziemy przynajmniej chwilowo bezpieczni. Po trzecie i jest to najważniejszy powód, będziemy mieli go obok siebie. Nie jesteśmy głupi, wiemy, że nam zagraża, wiemy, że nie jest nam przyjacielem, ale w tym układzie będziemy mu mogli patrzeć na ręce Franz. Nie musi znać naszych wszystkich planów, o naszym celu podróży może dowiedzieć się w ostatnim momencie, tak by nie mógł nic przygotować, ale jeśli będzie z nami i będzie sądził, że dostanie to czego chce na koniec nie będzie próbował sabotować naszej misji, a jego wiedza, która wierz mi, jest rozległa, może nam się przydać. Rozumiesz, Franz? - zapytała błądząc spojrzeniem, po twarzy swojego przyjaciela, nim w końcu zatrzymała je na jego oczach - Możemy go wykorzystać… wykorzystać się nawzajem. - zakończyła delikatnym skinieniem głowy, by mężczyzna wiedział, że ona skończyła już swój wywód i może ją karcić dalej.
- Obawiam się, że nie doceniasz go. On również będzie się spodziewał, że chcemy go wykorzystać. Chcesz się wpakować w niepotrzebną ciuciubabkę. Do tej pory radziliśmy sobie bez niego. Rękę odnaleźliśmy praktycznie sami. I jest jeszcze coś …
Franz wciągnął mroźne powietrze w płuca.
- Chcesz naprowadzić go na trop Edgara Wellingtona w Lozannie. Ryzykujesz naszym życiem, ale czy masz prawo ryzykować życiem Welligtona? On może wiedzieć jak zniszczyć posąg, a Bennett nie będzie chciał do tego dopuścić. Co jeśli będzie chciał Wellingtona usunąć, albo przesłuchać w swój mało sympatyczny sposób? Czy jesteś zdolna zaakceptować metody działania Bennetta? On nie ma skrupułów.
Von Meran mówił cały czas patrząc w oczy Eleanor i trzymając ją za dłoń.
Brunetka spuściła spojrzenie, uciekła wzrokiem, a ciche westchnienie wyrwało się spomiędzy rozchylonych warg. Kłąb pary, otoczył młodą twarz arystokratki, gdy wydychane powietrze skrystalizowało się, po zetknięciu z mrozem jaki panował na zewnątrz. - To jest ryzykowne, nie ukrywam - zaczęła powoli, a Franz poczuł, że zacisnęła palce na jego dłoni, jednocześnie powracając wzrokiem do jego oczu - ale naprawdę uważam, że sprzeciwiając się jemu, sprzeciwimy się całemu Zakonowi i zapewne nie tylko im. Boje się, że to będzie o wiele gorsze, niż posiadanie obok kukułczego pisklęcia, szczególnie, że my będziemy zdawać sobie sprawę, że on nie jest jednym z nas, rozumiesz? - w spojrzeniu Eleonor można było dostrzec błaganie - Nie chcę nikogo narażać, a do Wellingtona, można wysłać Pauline i Ritę, same. Można do nich zatelefonować i poprosić by się tym zajęły, a my jak najdłużej postaramy się zatrzymać Anandę razem z nami, tu w Paryżu. Dalej możemy kontynuować wyprawę, już wszyscy, nie mieszając do całej sprawy Wellingtona. Myślę, że to mogłoby się udać i oczywiście wezmę na siebie cały ciężar tej decyzji. Wytłumaczę Ricie i Pauline, że to moja sprawka, tak byś Ty nie musiał słuchać, jakim skończonym idiotą jesteś |