Sommerzeit, 2522 roku K.I. Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Heisenberg
Wylana zawartość pojemnika, czyli olbrzymie ucho w kałuży jasno żółtawej cieczy zalatującej mocnym alkoholem, stanęła w żywych płomieniach. Ciecz wypaliła się szybko zostawiając na kamiennym bruku czarne, osmalone ślady. Ucho zaś, zaczerniało i skwierczało dymiąc jeszcze długo nim spopieliło się całkiem. Znajomy smród palonego ciała unosił się w bezwietrznym powietrzu, być może skłaniając nawet kilku mieszkańców do otwarcia okiennic i ostrożnego wyściubienia ciekawskich głów.
Stirlandczycy i młoda służebnica Shallya, którą przełożony Schulmann poinstruował leczyć przeciw truciznom oddelegowując z nimi, nawiedzili razem dom Bardzo Grubej Helgi. Chora leżała nieprzytomna i nie trzeba było być mądrym lekarzem by wiedzieć, że umiera. Siostra Emma błogosławiąc nałożyła ręce na Bardzo Grubą i modliła się do Bogini Miłosierdzia, choć zarówno Wagner jak i Aldric i Detlef od razu rozpoznali w tym zaklęcia magii leczniczej. Po kilku minutach kobieta nabrała nieco koloru na bladym niczym kreda obliczu a pot, który zalewał jej tłuste ciało przestał formować się jak dotychczas obfitymi kroplami.
Nim Chłopcy ze Strirlandu opuścili poddasze Helgi, oddech chorej stał się silniejszy i miarowy, nim odeszła do Ogrodów Morra.
- Było troszkę lepiej. - kapłanka uśmiechała się z oczami wezbranymi łzami i z troską gładziła pulchną buzię zaniedbanej, cuchnącej kobiety, która w chwili śmierci otworzyła powieki przez chwilę wpatrując się w Emmę po czym postawiła oczy w słup bezwładnie obracając twarz wprost na Morrytę.
Chłopcy ze Strilandu zrobili tak jak uradzili. Wkrótce z Dziury w Ścianie wybiegło wielu zwianych bywalców głośno nawołując po ulicach Heisenbergu we wszystkich kierunkach.
- Ludzie! Trucizna w rzece!
- Nie klątwa! Nie zaraza! Trucizna!
- Nie pijecie wody ludzie! Trucizna w wodzie!
- Jesteśmy zgubieni! Jesteśmy truci!
I tak dalej.
Z początku nad miastem zapanowała jeszcze większa cisza o ile było to możliwym. Wkrótce jednak mieszkańcy zaczęli wychodzić na ulice, stawać w otwartych drzwiach i oknach budynków. Wielu pochwyciło wieści nawołując.
- Zdrada! Truciciele!
- Trucizna w mieście!
Rychło Heisenberg niejako wstał z martwych i zarówno zdrowiej wyglądający, jak i wyraźnie cierpiący, formowali się grupki pęczniejące w przestraszone i rozeźlone tłumy na ulicach. Gdzieś w oddali dało się przez wrzawę i krzyki zaczął dobiegać dotąd jeszcze nie słyszalny wrzask bólu z cierpienia, jak gdyby, kto kogo, ze skóry żywcem obdzierał. Dym unosić się zaczął ku niebu cienkimi prostymi strużkami z kilku dzielnic. Kilku strażników miejskich, zauważalnie osłabionych, pojedynczo biegło truchtem bez hełmów i niejeden bez halabardy, zapewne zbyt ciężkiej.
Chłopcy ze Strilandu widzieli jak kilka domów dalej z drugiego piętra ktoś wyleciał przez okno wraz z kotarami głucho rozbijając się o ulicę i już nie wstając. Naprzeciw Dziury w Ścianie dwóch mężczyzn okładało pięściami trzeciego, a dwóch innych szykowało powróz przerzucając go przez belkę szyldu zakładu rzeźnickiego.
- Kurwi synu zapłacisz ty za trucie! - syczał rzemieślnik zarzucając pętlę na szyję obitego bliźniego.
To tu, to tam, ktoś kogoś gonił. Ktoś przed kimś uciekał. Ktoś z kimś się bił. Ulice zaczynały wyludniać się wraz z rozpowszechniającą się w amoku paniką i agresją, zostawiając na zewnątrz tylko najbardziej zapalczywie rozjuszonych mieszkańców z kijami, widłami i siekierami, gotowych do samosądów szukania zemsty na każdym podejrzanym, prawdziwym lub urojonym wrogu.