Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2017, 13:15   #15
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Jak zwykle, zdążyłem akurat na najciekawszą część.

Styl gościa w dredach był inny, surowszy, pozbawiony finezji którą widziałem wcześniej u dziewczyny. Surowe Imago, bez głębszego zastanowienia co i jak - ale jednak była to skuteczna, pełna kreacja bez zewnętrznej inspiracji.
Cholera, też taki byłem.

Dopiero po chwili - w tych ułamkach sekund pomiędzy końcem zaklęcia a pojawieniem się efektu - załapałem gdzie był ten błysk, to co przyciągnęło moją uwagę. Od zawsze zaklęcia latały po konturach czasu i przestrzeni. To była wiedza powszechna, każdy mag znał kogoś kto to potrafił. Ale pierwszy raz widziałem żeby rzucić zaklęcie za pośrednictwem Znaczenia prosto w Oneiros.

Błyskotliwy pomysł, marne wykonanie, za to konsekwencje niczym anfa przetaczająca się przez klify.




Myśli nieuchronnie przekazywane pacjentom przez lekarzy nie potrafiły przepchnąć się przez grubą Rękawicę na terenie szpitala. Ba, każda poważniejsza próba skończyłaby się pożarciem przez większą Ideę gdyby nie ochrona Asha. Szaman z bezpiecznej odległości - zza Rękawicy - mógł obserwować co się stanie, zadowolony że zabezpieczył się przed własnoręcznym zdetonowaniem sobie pułapki w twarz. Idea zaczęła manifestować - widział jak Esencja którą ją obdarzył uaktywnia się - ciągnąc za sobą nić dzięki której szaman mógł rozpleść zaklęcie ...ale nie przez rękawicę. Gdzie indziej.

Para uszu zamanifestowała się w samiuteńkim środku kataklizmu. Zanim pierwsze robaki zdążyły narzygać sobie brunatnego śluzu i wypełznąć z kanalików, istota została stratowana. Mściwa szarańcza umysłowych bakterii przetoczyła się przez to miejsce - gdziekolwiek znajdowały się te tysiące zniszczonych komórek, książek, listów - kilkakrotnie. Choroba była jak armia rosyjska w odwrocie - wypalała do cna to czego nie potrafiła ze sobą zabrać. Mag musiałby stoczyć tutaj równie ciężką batalię. Ale Idee nie podlegały chorobom.

W tym wyniszczonym umyśle nie było miejsca dla zbyt wielu myśli. Ale nie chodziło przecież o ilość, tyko o posianie tej jednej właściwej myśli we właściwym momencie...



Próba rozproszenia zaklęcia. Now's the fucking time.

Julia, Vivanna, Vivian, Alicja - już nie ważne kim była.
- Ostatni raz, przyjaciele - pomyślała do ocalałego tuzina. Z kilkuset odbić osób z całego jej życia, przyjaciół, kochanek i towarzyszy broni po tym tygodniowym boju została dwunastka. Dwanaście wspomnień, bynajmniej nie najlepszych - ale najtwardszych, dwanaście skał na których oparła całe swoje życie. Tylko tyle ocalało z jej pamięci. Tylko tyle dzieliło ją od utratą samej siebie.
I, jeżeli nie popełniła największego błędu w swoim życiu, pardon, całym istnieniu - najlepszą opcją było zostawić to wszystko i zagrać va banque.

Próba rozproszenia zaklęcia na ślepo przyniosło mizerny efekt. Znacznie, znacznie gorszy niż spodziewała się po najwybitniejszych magach wszechrzeczy. Próba rozproszenia szalejącej choroby wymagała podparcia jej fundamentem Many - i złocista nić sprezentowanego zaklęcia rozświetliła mi wnętrze umysłu. Ostatnia chwila wahania - co jeżeli to dla nas zbyt wielki ciężar? - i rzuciłam to wszystko w diabły. Koniec bronienia się. Koniec bunkrowania się we własnym umyśle.

Zrobię tu taką psychomachię że Pakt nie będzie miał czym wytropić tego grymuaru.



Rudobrody mężczyzna w pachnącym książkami płaszczu zwyczajnie skinął wam łysiejącą głową kiedy wszedł do sali. Wyjrzał na korytarz i zatrzasnął za sobą drzwi. Oparty o ścianę, bez słowa obserwował wszystko z szeroko otwartymi oczami, zapewne pomagając sobie Sztuką. Dante także był członkiem waszej bardzo luźnej Rady. Bardziej skłonnym do integracji niż Ash, ale i w przeciwieństwie do Elaine nie zdecydował się na wzięcie podopiecznych. Dopiero od niedawna było wiadomo dlaczego.
Miał już podopiecznych. Bliźniaki. Dwójkę własnych dzieci, pełnych energii dwunastolatków będącym postrachem każdego członka Misterium który liczył na spokój w czytelni.

Z jakiegoś powodu nieuchwytny bard nie był dziś gadatliwy. Raczej zmęczony. To on rzucił drugie zaklęcie - te które wyczuliście dopiero chwilę temu. Zresztą jego nieodłączny czarny flet wciąż wystawał mu z kieszeni.

Morgany - ostatniej nieobecnej z waszego kręgu, oczywiście, nie było. Z zasady nie pozwalała żeby cokolwiek decydowało gdzie się uda. Ale gdzie zaginął Seign?

- Miałem was znaleźć już wczoraj... - Dante urwał, widząc nagły ruch chorej. I nie dokończył.



Siły witalne gwałtownie wyciekały z Julii. Powiązania, te setki nici zaczęły się zrywać jak pajęczyna na huraganie. W krótkim rozbłysku, spięciu mięśni w ostatnim, agonalnym rzucie wszystkie te percepcji nałożyły się w jedno westchnienie ulgi.

W złożonych na piersiach dłoniach kobiety leżała nieduża, niebieska książeczka.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 05-07-2017 o 14:33.
TomBurgle jest offline