Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2017, 18:07   #14
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przez klasztorną bramę przepuścił ją brat furtian o posturze takiej, że śmiało mógłby się z Andrejem za bary wziąć. Cisi nowicjusze zajęli się jej koniem i powozem, cichy zakonnik powiódł ją cichym korytarzem i krużgankiem nad refektarzem - cichym, choć pełnym spożywających skromną kolację mnichów.
Wszędzie było cicho i chłodno, cienie czaiły się w załomach i pod sufitem, usuwały się bezgłośnie przed lampą niesioną przez prowadzącego Anna mnicha. Po nocach spędzonych z hałaśliwą zbójecką bandą wreszcie słyszała dobrze własne myśli.
Kolomban oczekiwał na nią w skryptorium, przy pulpicie, na którym pyszniła się ilustracja do Złotej legendy. Papież Sylwester pokonywał smoka, który był diabłem. Albo diabła, który był smokiem, zalezy od której strony patrzeć.

http://smokobojcy-smoki.blog.pl/file.../7006822-2.jpg

Kiwał podgoloną głową nad pergaminem jeszcze dobrych parę chwil po tym, jak mnich ukłonił się i odszedł, zostawiając Annę samą z wiekowym Lasombrą.
- Czy wiesz, panienko, dlaczego Sylwester pokonał smoka, a pogańscy czarnoksiężnicy i wojownicy nie?
-Bo był z nim Bóg? - odpowiedziała ostrożnie podziwiając prace Lasombry.
- Widzę, żeś oczytana. Tak, właśnie tak napisano w księgach - przykrył dłonią misterny obrazek, ściągnął usta. - A te zawsze piszą zwycięzcy. Gertruda poprosiła o widzenie z tobą. Jest ci wiadome, w jakim celu? - wejrzał w wampirzycę świdrującym spojrzeniem.
- Moze jest znudzona? - uśmiechnęła sie pobłażliwie. - nie ma tu zbyt wiele rozrywek.
- Niewiasty formatu Gryfitki nie nudzą się nigdy - ściągnął wargi w wąską kreskę - Niestety. Mości kasztelan powiadomił mnie, że dla niego pracujesz. W jakiej kwestii? Może będę mógł być pomocny? - schował duże dłonie w rękawach habitu.
- Wyłapywania reliktów po Skrzyńskich - odparła. - Zostawili więcej ghuli i stworów niżby sobie książę życzył. Niektóre za bardzo rzucają się w oczy, a tym my się rzucamy. Nie słyszałeś panie o czymś niezwykłym w okolicy?
- Ach. Nasz kasztelan z niskiego klanu i jego niskie, plebejskie rozrywki. Że też dałaś się w to wciągnąć, panienko. Rzadko opuszczam klasztor i niewiele wiem o rzeczach, które Aurelius mógłby w swej łaskawości zamordować. A relikty… cóż, czy bez krwi nie wymrą same? Niemniej, przekażę mnichom, by mieli oczy otwarte.
- Myślę, że to nie tylko kwestia umiłowania Aureliusa do łowów, a bezpieczeństwa naszej rasy. Choć pana akurat rozumiem, że nie jest do nowego księcia przekonany. Wampiry nie lubią zmian, tym bardziej jeśli dobrze im się żyło pod poprzednimi rządami.
- Przyjąłem zwierzchnictwo Krakowa jeszcze zanim ucieleśniło się w osobie Aureliusa - odparł Lasombra cierpko. - Czy gdybym wiedział, że narzucą nam najmitę o szemranej reputacji i mordercę, podjąłbym inną decyzję? Zapewne nie...
-Ale jak pan, pobożny mąż mógł żyć w zgodzie z Diabłami? - wciela się. - Aureliusa nazywasz morderca i szemranym typem, a z dewiantami zasiadałeś przy jednym stole.
- Z tymi dewiantami i polski król zasiadał przy jednym stole - Lasombra pokręcił głową z pobłażaniem nad naiwnością Aninych osądów. - I księżę Krakowa, i inni. I im ich dewiacje ni rozbójnictwo nie wadziło w niczem, a na pewno nie w paktach wzajemnych. Nie przez dewiacje Skrzyńscy stracili domenę. Przez to, że się do fałszowania monety Katarzyna z Włodkiem wzięli, a na to już nikt przymknąć oka nie mógł.
Anna wzięła sobie te słowa pod rozwagę i już zamilkła.
Ujął trójramienny świecznik i powiódł Annę ku niewielkim drzwiczkom.
- Gertruda zażywa wywczasu w ogrodzie klasztornym. Macie godzinę, do dzwonów na kompletę.
Skłoniła mu się uprzejmie na odchodnym.
Zamknął za nią drzwiczki, jakby kratę celi zatrzaskiwał. Łomot poniósł się echem po cichym ogrodzie.
Klasztorny zielnik i ogród były niewielkie, Gertrudę odnalazła szybko. Toreadorka siedziała na ławeczce koło studni, a kwitnący krzew czarnego bzu stanowił piękną oprawę jej urody… poniekąd, Anna wiedziała, że roślina ta prócz słodkich kwiatów posiada trujące drewno i korzenie, i zacząła się zastanawiać, czy z pochodzącą z rodu pomorskich książąt Gryfitów Gertrudą nie jest aby podobnie. Toreadorka w lawendowej sukni i skromnej, ale misternej i kosztownej biżutrerii z pereł wyglądała zjawiskowo, właśnie tak, jak powinna wyglądać dama, o której wdzięki wytacza się wojny, a ona patrzy na rozlew krwi z okna, mrużąc tęsknie oczy.
Akuratnie zajmowała się haftowaniem na tamborku, który odłożyła, wstając na widok nadchodzącej Anny.
- Moja droga… ufam że Kolomban nie zanudził cię doszczętnie opowieściami o sile pieniądza?
-Wcale - odparła i wręczyła toreadorce przewiązany wstążką pergamin. - Prezent, żeby ci umilić zesłanie.
Gertruda rozpakowała podarek i pochyliła się nad nim zaskoczona. Uniosła bliżej oczu.
- Piękny… chyba gdzieś z północy, nie nasz styl - zachwyciła się. - Okazuje się, że nawet spod szafotu może wystrzelić coś pięknego - wygięła wymalowane wargi w uśmiechu, który chyba miał być znaczący. - W jakiego rodzaju sztuce ty celujesz, moja droga?
Oparła się, i poklepała kształtną, nieco pulchna dłonią miejsce obok siebie.
-W poematach - skłamała. Pomyślała czy Gertruda również te same moce wampirze rozwija co i Anna. Odczytała ją z taką łatwością i stąd aluzja do szafotu. - Ile jeszcze potrwa twój wyrok? Musiałaś się księciowi Krakowa zaiste narazić. Ale skoro szafotu uniknęła, musi słabość do ciebie mieć. Lub do twojej urody - wysnuła wnioski, moze nietrafne.
Toreadorka pogładziła się po gorsecie sukni, uśmiechnęła zwodniczo i przymrużyła oczy. Wyglądała jak zadowolny kot i Anna podświadomie nasłuchiwała, czy Gryfitka nie zacznie nagle mruczeć wibrująco.
- Książę krakowski ma słabość do muskularnych wojaków. I uznaje swoją słabość względem moich braci. Dlatego uniknęłam surowej kary, cieszę się pewnymi przywilejami nawet w zamknięciu i mam jeszcze 35 lat, aby uwieść świętego Kolombana od złotego dukata - zachichotała figlarnie. - Zakładając, że odsiedzę cały wyrok - wszystko w jej postawie wskazywało, że się nie spodziewa całych 35 lat za kratą. - Oby nie, bo naprawdę uwiodę mego strażnika. Szkoda, że Tzimisce pognali precz, zanim się zaczęła moja pokuta. Z tego, co Kolomban opowiadał, takim Diabłom do kotła wskoczyłabym sama.
Anna odrobine zamurowała bezpośredniość Gertrudy i łatwość z jaką mówi o flirtach.
-Nie możesz być aż tak frywolna skoro tu siedzisz. Zamknięto cię za spiski a spiskują tylko żądni władzy. Władza zaś z frywolnością nie chodzi w parze, chyba że ją sobie nakłada jak maskę.
Anna nie oskarżała. Wygłaszała spokojnie opinię przechadzając się po ogrodzie i zastanawiając się jak Gertruda zabijać tu moze czas.
- Dobry Boże - Toreadorka afektowanym gestem położyła dłoń na piersi. - Czuję się, jakbyś mi znienacka zadarła sukienkę, by zobaczyć, co chowam pod spodem. Złożę to na karb zbyt częstego przebywania z Gangrelami. - Nie była oburzona, choć na taką pozowała. - Naprawdę jestem frywolna. I żądna władzy. Jedno pożądanie nie wadzi drugiemu, czasem tworzą razem piękną, harmonijna całość. Powiedz mi, jak zamierzasz uciec przed zemstą Diabłów? - podsunęła się na ławie, gdy Anna akurat ją mijała, i zapytała konspiracyjnym szeptem.
- Nie wiem, może mnie oszczędzą bo jestem ładna? - kpinę przykryła łagodnym jak zwykle głosem, który doskonale maskował intencje i czasem rozmówców ogłupiał. - Lubią się otaczać pięknymi twarzami. Mysle, ze do kotła wzięliby cię z chęcią.
- Myślę, że przynajmniej jeden by wziął. I nie do kotła, a do łoża. Czy też na łożu - Gertruda trwała w swoim rozbawionym nastroju. - Cóż, jak znowu wrócą rządy Skrzyńskich w Żywcu, przekonamy się. Ty i ja, na własnych skórach.
-Wydajesz się pewna swego. A i sporo wiesz jak na osobę, która nie opuszcza swych komnat.
- O, ja frywolna. Coś mi się znowu wymsknęło - Gertruda dotknęła końcami palców różanych usteczek w pełnym przestrachu geście. Chwilę potem wstała, i figlarność spadła z niej, pozwoliła się jej zsunąć tak jak zapewne pozwalała zsuwać się jedwabnym szatom ze swoich krągłych ramion, gdy nęciła mężczyzn do łoża. - Cokolwiek mości kasztelan nie nawywija, jego rządy się skończą, a domena powróci do Skrzyńskich. Gotowe są już dokumenta, zawarte umowy. Uważaj, by nie pracować zbyt entuzjastycznie na rzecz kańczuga, którym Diabły po plecach wysmagano. Diabły są pamiętliwe i mściwe.
-Mają też swój szlachecki honor. Po co by mieli zabijać mnie, skoro nie stanowię żadnego wyzwania. Nie mówiąc, że noszę spódnicę. Chcą się mścić, niech wyżej celują.
Mimo wszystko słowa Gertrudy trochę Annę zaniepokoiły. Czy Skrzyńscy będą na niej, zerze, odwet brać?
-Kto cię tu jeszcze z miejscowych odwiedza?
- Zdaje się, że z miejscowych tylko ów Gangrel mnie ominął. Nie żebym żałowała. Woniejący źle wyprawionymi skórami zbójcy nie budzą we mnie głęboko skrywanych fantazji.
- Graf za to ma słabość do ślicznych dam a i sam jest podobnie zadbany. Jestem pewna, że zapewnia ci właściwą atencję. Jak go odbierasz?
- Leży między nami kość niezgody jak stary zielony gnat - Gertruda bez zainteresowania sięgnęła po swój tamborek, przyjrzała się swojej pracy i odłożyła go z powrotem. - Nie jesteśmy w stanie z grafem Baade zawrzeć kompromisu w kwestii najistotniejszej: komu z nas należy się więcej władzy, i więcej atencji i uwielbienia w łożu. To go skreśla w moich oczach podwójną grubą krechą. Jest tak zadufany, że nawet nie chce mu się wobec mnie udawać i kłamać. Obstawiam, że nie przeżyje następnej dekady. Jak odbierasz Gangrela?
- To Gangrel - ucięła, jak się dało najszybciej. Nie napawała ją radością myśl, że miałaby Gertruda sie zainteresować Oldrzychem. - A Lasombra? Prawie sie na jego piersi chowasz, sprawiałaś, że cię choć trochę polubił?
- Troszeczkę - przyznała Gryfitka, i wywróciła oczami. Anna podejrzewała, że zwyczajnie nie potrafiłaby odpuścić żadnemu mężczyźnie, zwłaszcza takiemu, który udaje niedostępnego. - Obawiam się jednak, że trudno ognie między nami nazwać sympatią - machnęła wyperfumowaną rączką. - Na to już ty masz więcej szans niż ja, powiedzmy sobie szczerze.
-Nie interesują mnie miłosne podboje. Obawiam sie, ze nie jestem nazbyt towarzyska.
- A któż tu mówi o miłostkach. Kolomban stracił dwójkę dzieci. Choć, lepiej byłoby powiedzieć, że je poświęcił, by udowodnić swoją wierność dla Krakowa. Syna i córkę, których mógł prowadzić poprzez noc, przyświecając im blaskiem księżyca odbitym w sztabce złota. Na nowego potomka nie ma pozwolenia i trochę mu żal...
-Dobrze pamietam, ze ciał nie odnaleziono?
- Tego nie wiem. Lecz pustka i strata w nim są prawdziwe. Usiadłabym mu kolanach i poodgrywała naiwną, słodką córeczkę… ale niestety stary grzyb dobrze wie, że ja też nie jestem pierwszej świeżości i czy wchodzę na kolana, czy rozkładam nogi, to mam w tym interes.
Anna zerwała kwiat białej lilii. Kojarzyły jej się z cmentarzem.
-Pężyrka? Słyszałaś, że w złym zdrowiu jest?
Wsunęła sobie kwiat za lewe ucho, ponad pędem czarnego warkocza.
- Uhm. Twarz jej już odrosła. Zaczęła znowu pyszczyć dzięki temu - w głosie Getrudy zadźwięczały nutki sympatii. Wysunęła z włosów cienką, długą szpilę i podeszła do Anny.
- Pozwól - ujęła warkocz, by podpiąć kwiat na miejscu.
Anna nie oponowała. Przeciwnie, musnęła przy tej czynności dłoń Toreadorki, ciekawa czy jest tak gładka na jaką wygląda.
-Czemu zdradziła Skrzynskich? Ona i jej rodzic?
- Nie uprawiam polityki w tym grajdole, moja droga. Dzięki temu mam niekłamaną przyjemność wspierania tych, których lubię. Lubię Pężyrkę. Jest uroczo bezczelna i zaciekła. Mogę o niej plotkować, ale nie będę sprzedawać jej tajemnic.
-Jestem nowa. Jeszcze nie wiem co jest, a co nie jest tajemnicą.
Oblizała blade usta.
-Tedy na koniec, może powiesz jak mnie odbierasz po pierwszym wrażeniu? Wydaje sie, ze sie znasz na charakterach a nigdy wcześniej nikt mnie wprost nie oceniał. Ciekawa jestem.
Rzemieślniczka nie zastanawiała się nawet chwili.
- Cały czas wyglądasz i brzmisz, jakbyś grała kogoś innego, jakbyś nosiła maskę. Mogą cię źle przez to odbierać. Ale to przecież nieprawda. Ty po prostu jeszcze sama nie wiesz, kim i jaka jesteś.
Uśmiechnęła się, i może grała perfekcyjnie, ale gest wyglądał na prawdziwy.
- I pewnie nie ode mnie chciałabyś to usłyszeć, ale piękna. Może za zimna, ale zimy też są piękne.
Anna uśmiechnęła się lekko.
-Odwiedzę cie pani znowu - podniosła sie i drgnęła. - Życzę ci jak najlepiej. Rychłej wolności nade wszystko.
- Chwalą wolność ci, co nie poznali uroków przywiązania - zaśmiała się Getruda i poprowadziła Annę przez ogród ziołowy, by oddać ją wprost oczekującemu już Kolombanowi.
- Dzisiejszej komplety nie zaszczycę, ojcze - rzekła do Lasombry, chyba tylko po to, by zobaczyć, jak drgnął przy słowie “ojcze”.
- Niczego innego żem się nie spodziewał, pani.

Lasmobra odprowadził Annę i ją i pożegnał w milczeniu. Ta tymczasem, niezauważenie, wyciągała z jego głowy najskrytsze sekrety.

Widziała jak Kolomban siedzi i liczy, ogarek się pali i pali. Im mniej ogarka, a więcej wyliczeń na pergaminie, tym bardziej i bezlitośniej wychodzi, że Kolomban na rabunkowej gospodarce Katarzyny i Włodka tylko traci i traci, i tak od trzech lat, a przedtem złote samorodki to też nie wyrastały jak grzyby. Kolomban zapala kolejny ogarek, iskra strzela mu z draski w palce, zirytowany zdmuchuje płomień i w ciemnościach, które drgaja jak żywe gryzie jak bezzębny żebrak pajdę chleba jedno pytanie.
Na kiego diabła tym Diabłom tyle pieniędzy, i na tak szybko, że nie mogą poczekać az interesa przyniosą profity?
 
liliel jest offline