Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2017, 15:11   #51
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Jesteś nienasycony... - wymruczała, głaszcząc jego włosy i odgarniając zlepione potem kosmyki z czoła.
- Dziwisz mi się? - wymruczał Orłow, lekko kąsając udo dziewczyny zębami, by powrócić do wodzenia językiem po jej kobiecości. A sama Carmen leżąc bezwstydnie na sekretarzyku, dobrze wiedziała, że gdy jej kochanek odzyska wigor poniżej pasa, to poczuje go tam, gdzie teraz czuła muśnięcia języka.
Na samą myśl zalała ją fala gorąca. A może to jego wszędobylski język? Carmen pogładziła włosy kochanka.
- Czasem... trochę... się dziwię... - wyszeptała, z trudem łapiąc oddech.
- Czemu ? - Rosjanin przerwał na chwilę pieszczotę by spytać. - Nie mów mi że nie miałaś wielbicieli. Artystka, gwiazda cyrkowa… piękność taka jak ty z pewnością otrzymywała bukiety z wizytówkami po każdym występie.
Na chwilę, bo znów poczuła jego dotyk. Nie dawał jej chwili wytchnienia.
Wiła się pod jego dotykiem jak żmijka. Oparła nogi na jego ramionach, krzyżując łydki na plecach. Jęknęła przeszywająco, czując jak jego język wwiercał się w jej jaskinię rozkoszy.
- Chyba... nie miałam wielbiciela, którego... sama bym pragnęła. - wyznała, patrząc na niego spod na wpół przymkniętych powiek.
- A bardzo mnie… pragniesz? Bo mam wrażenie, że po prostu wykorzystujesz sytuację, by sobie poleżeć. Nie wspominając o twojej wieczornej randce. - droczył się z nią Orłow nie przerywając jednak pieszczoty języka pomiędzy jej udami. Którym zresztą sięgał coraz śmielej i głębiej… na ile był w stanie. Niemniej poza tym wodził palcami po udach dziewczyny czule i troskliwie zarazem.
- Oj no daj spokój. Cicho chłopcze, cicho. Liż tam grzecznie a nie myśl... - zaśmiała się, kręcąc prowokacyjnie bioderkami. Czuła jak błoga rozkosz rozlewa się po jej ciele, a sposób w jaki potraktowała Orłowa teraz - mimo że był tylko grą pozorów - jeszcze bardziej ją podniecał.
- Uważaj bo zacznę kąsać.- pogroził Rosjanin delikatnie kąsając udo dziewczyny, po czym wrócił sięganiem językiem do słodkiej groty rozkoszy, a palcami zaczął pieszczoty między pośladkami kochanki. Sądząc po nerwowym oddechu Jana Wasilijewicza, nabierał już ochoty na kolejny podbój jej ciała.
- Cicho, cicho malutki... - drażniła się z nim dalej, lecz nagle uśmiech zniknął z jej warg, aż ust wyrwał się pomruk ekstazy. Dziewczyna obydwoma dłońmi wczepiła się we włosy kochanka, przyciskając go do swego łona. Drżała niby liść osiki, wystawiona na łaskę i niełaskę Rosjanina.
- Chcę więcej... - usłyszała w odpowiedzi. Czuła pod dłońmi jak Orłow podnosi się z kolan i powoli wstaje. Wymykał jej się z palców, ale czy to miało znaczenie gdy wiedziała czego pragnie i bezwstydnie prezentowała przed nim całe swoje ciało do wykorzystania?
Ona również uniosła się na łokciach, by spojrzeć na mężczyznę z uśmiechem psotnicy. Oparła jedną stopę o jego pierś, uniemożliwiając zbliżenie się bez użycia siły.
- To, że chcesz, nie znaczy że dostaniesz. Chłopcze. - mrugnęła do niego zadziornie.
- Doprawdy?- warknął bardziej podniecony niż gniewny Rosjanin. Naparł na dziewczynę i dotrzeć do celu, ale noga Brytyjki powstrzymała go… częściowo. Nie połączyli się w miłosnym splocie, ale dłoń mężczyzny sięgnęła do jej łona, palce zanurzyły się różowym kielichu rozkoszy i rozpoczęły w nim taniec, wywołując przyjemne doznania przeszywające jej ciało… W jego prowokacyjnym uśmiechu i czując jego palce w sobie Carmen bez problemu odgadła jego taktykę. Chciał złamać jej wolę, sprawić by sama zechciała poczuć silniejsze doznania. Przygryzając w podnieceniu dolną wargę agentka wiedziała, że to może się udać. Nawet długo nie walczyła. Jak to możliwe, że ten mężczyzna tak bardzo ją omotał. Nogę, którą się zapierała, teraz oparła o jego bark i dłońmi przyciągnęła do siebie pożądliwie jego biodra.
- Niegrzeczny... - skwitowała, drżąc z pożądania, by wreszcie znalazł się w niej.
- A bo z ciebie jest aniołek? - zapytał ironicznie, choć całość wypowiedzi zakończył cichym jękiem jedną ręką obejmując opartą o siebie nogę, drugą władczo chwytając drugie udo dziewczyny wychodząc naprzeciw jej potrzebom gwałtownie i głęboko wypełniając jej zmysły swą obecnością, aż się naprężyła. Kolejne ruchy jego bioder były równie gwałtowne.
- Piersi… - jęknął wpatrując się pożądliwie w dwie nagie falujące krągłości kochanki. -... nie powinny być pozostawione same sobie.
On jednak nimi się zająć nie mógł, kolejnymi ruchami bioder wprawiając w ruch całe ciało Carmen.
Westchnęła. Na to czekała, a teraz upajała się rozkoszą, którą kochanek jej dawał. Palcami chwyciła sutki obu piersi i delikatnie zaczęła je pocierać. A gdy jej wzrok spotkał się z wygłodniałym wzrokiem Orłowa, ścisnęła mocniej i jęknęła.
- Co tylko każesz... - najwyraźniej zmieniła front zabawy, decydując się na rolę posłusznej niewolnicy. Przynajmniej na razie... Jan Wasilijewicz już nie raz się przekonał, że akrobatka była niezwykle zmienna i... pomysłowa w tych kwestiach.
Na razie jednak leżała na biurku bezwstydnie pokazując kochankowi wszelkie swe skarby, a on wodził pożądliwie spojrzenie po piersiach którymi się prowokacyjnie bawiła i podekscytowany widokiem nacierał biodrami raz po raz niczym barbarzyński wojownik. Czuła ów podbój przeszywający jej ciało na równi z szalonym od pragnień wzrokiem Orłowa. Bo była teraz całym jego światem czując jak zmierza od eksplozji doznań, a ona wraz z nim.
Nie mogąc już wytrzymać, Carmen skorzystała ze swojej zwinności i chwyciła kochanka rękami za ramiona, niemal wskakując mu na ręce. Wpiła się ustami w jego wargi, czując jak jej ciało przechodzą dreszcze spełnienia.Spleciona z nim w tej pozycji całowała zachłannie czując kochanka mocniej i intensywniej i gwałtowniej. Jej własne ruchy bioder dodawały pikanterii zabawie i pewnie mogłaby się powstrzymać przed głośnym wyrażaniem przyjemności, gdyby nie usta Orłowa przyciśnięte do jej własnych. A gdy oboje już przeżyli swą chwilę ekstazy, trwali w bezruchu przez kilka sekund, w milczeniu pozwalając sobie ochłonąć.
- Zniszczyłem ci suknię...i gorset.- mruknął w końcu Rosjanin.
- To prawda... - przytuliła się do niego, zmęczona - A gdybym nie była damą to do grona zarzutów dorzuciłabym jeszcze to co zrobiłeś mojej fond, że tak z francuska rzeknę. - zachichotała.
- Bywam bestią przy tobie. - wymruczał Orłow nadal tuląc jej ciało do siebie.- Weź pod uwagę, że to nie wyczerpuje mego… apetytu. Więc trzeba pomyśleć nad doborem stroju łatwym do ściągnięcia, gdy będziemy w posiadłości ojczyma.
- Jeszcze mam ci to ułatwiać? - udała oburzenie, wysupłując się z jego uścisku - Jesteś mi winien gorset i sukienkę. I kupisz je za własne fundusze. - dodała z szelmowskim uśmiechem.
- Ale przymierzysz ją przy mnie…- rzekł z dzikim spojrzeniem Orłow uśmiechając się lubieżnie. Już widać planował swoje działania, gdy Carmen będzie się przy nim przebierać.
- Jeśli obiecasz ich nie rozedrzeć i będziesz trzymał rączki przy sobie. - pogroziła mu palcem. Następnie przeciągnęła się i rozejrzała za czymś do okrycia - Trzeba wracać do pracy…
Z tym jednak był problem. Był to pokój do gier i ciężko tu było o ubrania lub narzuty.
- Obiecuję nie rozerwać, co do reszty… takich obietnic składać nie mogę.- odparł Orłow już sięgając dłońmi do jej piersi i pieszczotliwie je masując.
- Zawołać służkę by przyniosła ci ubranie?- zapytał, a potem zażartował.- Lub dała swoje?
Prychnęła, symbolicznie bijąc go po łapkach.
- Niech mi przyniesie szlafrok. I tak muszę się wpierw wykąpać. - powiedziała dumnie - I mógłbyś nam zorganizować jakiś obiad. Najlepiej z Gabrielą, żeby powiedziała nam które nieruchomości najlepiej wpierw odwiedzić.
- Dobrze… ale nie obiecuję że nie skorzystam z deseru.- Orłow odsunął się od dziewczyny i zaczął porządkować garderobę nie odrywając spojrzenia, od siedzącej Carmen w całej swej nagiej okazałości.
Westchnęła z rozbawieniem. Nie odzywała się jednak, swoje myśli trzymając dla siebie. Prawdą też było, że poza misją nie bardzo mieli o czym rozmawiać. I to nawet nie była kwestia zainteresowań, lecz ewentualnych obietnic, których żadne z nich nie było w stanie złożyć bez ryzyka złamania.
Została na kilkanaście minut sama po tym jak Orłow opuścił pokój gier i wyszedł. Sama ze swoimi myślami o relacjach, w które się uwikłała z owym egzotycznym i gwałtownym kochankiem. Słodko-gorzkie relacje, których nie powinna nawiązywać, a których nie potrafiłaby zerwać. Po chwili pojawiła się Nadieżda “proszę mi mówić Nadia” z uśmieszkiem na twarzy i kusym szlafroczkiem.
- Kąpiel już czeka.- zaszczebiotała wesoło.
Carmen była tak zamyślona, że nawet nie poczuła wstydu, gdy służąca na nią patrzyła. Niespiesznie ubrała się w szlafrok, a potem powiedziała.
- Zajdę tylko do mojej sypialni po jakąś suknię na potem.
- Więc ruszajmy, a potem zaprowadzę panienkę do przygotowanej wanny. Jest duża… tym się proszę nie martwić.- rzekła służka zbierając uszkodzoną suknię i gorset.- A jeśli w czym jeszcze mogę pomóc, proszę dać znać.
W odpowiedzi Carmen tylko skinęła głową, biorąc się za przygotowania do obiadu.

***

- Gdzie te wszystkie pościgi, walki na krawędziach dachów, zakradanie się… nie tak wyobrażałam sobie pracę szpiega. - narzekała Gabriela, gdy we troje siedzieli w sali jadalnej. Carmen i Orłow po jednej stronie, Gabi po drugiej. Dłoń kochanka wodziła po udzie Brytyjki, powoli i stanowczo, gdy jedli obfity obiad.
Carmen uśmiechnęła się lekko, zupełnie ignorując pieszczoty Orłowa, co - jak już wiedziała - powinno go najbardziej rozpalić.
- Nasza praca to niestety większość takiego właśnie ślęczenia i łażenia po omacku. przykro mi, że się zawiodłaś Gabrielo, ale muszę przyznać, że bardzo nam pomogłaś. I z pewnością to, co robiłaś, nawet jeśli tobie wydawało się bezcelowe, przyspieszyło nasze poszukiwania. Im więcej sprawdzonych tropów, tym bliżej do właściwego. Tak na to patrz. - powiedziała profesorskim tonem, między kęsami.
- A jakie są wyniki twojej pracy? Co odkryłaś?- zapytał Orłow zamyślony, choć Carmen była pewna że nie o pracy teraz myślał. Jego dłoń próbowała palcami muskać obszar między udami Brytyjki. - Ile miejsc ciekawych znalazłaś?
- W sejfie? Okazało się że poza biurem, domem i rodzinnymi posiadłościami w Walii o które procesuje się z rodziną, Goodwin posiada akty własności dwóch portowych magazynów, jest współwłaścicielem jakiegoś baru i… statku. Tyle że “uziemionego”. Od paru lat ów statek stoi na kairskiej . William pewnie chętnie by go sprzedał, ale nie może… wszystkie pieniądze jakie by za niego dostał i tak trafiłyby do jego wierzycieli. Za to wykorzystuje statek, by komornik zostawiał mu nieco zarobionych pieniędzy na opłaty portowe i utrzymanie okrętu.
- To chyba brzmi jak niezły trop. Szczególnie, że w razie “w” można olać prawo i zwiać na morze. Zresztą, może już to zrobił? - podchwyciła temat Carmen, zaciskając uda.
- Cóż… nie można… to duży statek. Potrzebuje załogi i paliwa i… w obecnym stanie to bardziej pływająca trumna niż okręt.- odparła ze śmiechem Gabriela, a Orłow bynajmniej nie przerwał swych prób, drapieżnie wodząc palcami po nodze kochanki.
Zaprzeczyła głową dodając.- Statek może i jest dobrą kryjówką, ale do ucieczki to się nie nadaje.
Spojrzała na oboje z zapytaniem, a co wyście robili gdy ja przeglądałam dokumenty z sejfu?
Nim jednak to pytanie padło, Carmen postanowiła pociągnąć wątek.
- W takim razie które miejsce, twoim zdaniem, daje Goodwinowi najlepsze perspektywy albo na skuteczne ukrycie się, albo na ucieczkę. Obstawiałabym zresztą to drugie.
- Nie powinniście wy tego wiedzieć? Jesteście doświadczonymi agentami.- stwierdziła zdziwiona Gabriela i zamyśliła się.- Ja bym ukryła się po prostu w domu, gdyby nie to, że… nie odkryłam jednak żadnych przesłanek pozwalających ocenić, czy posiadłość Goodwina ma ukryte przejście do środka.-
- Statek też jest dobrym wyborem… ale bar… kto jest współwłaścicielem baru?- zapytał Jan Wasilijewicz nie przerywając pieszczot.
- Betty O’Mailly z synami. Tak zapisano w dokumentach. - przypomniała sobie Gabi.
Carmen złapała pod stołem dłoń kochanka i spróbowała odciągnąć w “bezpieczniejsze” okolice, które nie rozpraszały jej tak bardzo.
- No to zacznijmy od baru i poznajmy ową Betty. - podsumowała.
- Mamy na to jakiś plan? Raczej nie polubi kolejnych osób zachodzących do jej przybytku, po to tylko pytać o Goodwina.- ocenił Orłow pozwalając odsunąć swą dłoń… tylko po to by przechwycić jej rękę i przycisnąć jej dłoń do swego uda.
Przygryzła wargę, by nie fuknąć na niego. W co on z nią pogrywał. Carmen popatrzyła morderczo na Orłowa, choć słowa nie zawierały ani grama irytacji.
- Hmmm. Gabrielo, masz jakieś informacje o tej kobiecie? Poza oczywistą, że w chwili obecnej raczej Goodwina nie kocha.
- No… nie. - zamyśliła się Gabi skupiona na dokumentach i przeszukujące je. - Nic konkretnego. Bar jest w dzielnicy portowej. Wykazuje niewielkie zyski. Sama O’Mailly jest wdową po kapitanie parostatku dalekomorskiego. Nic więcej.
- Może ugryziemy tę panią jako kolejni wierzyciele, którzy jeśli nie znajdą Anglika, to wejdą na jej bar z komornikiem? - zaproponowała więc agentka.
- Niee… z pewnością co tydzień przepędza takich natrętów.- stwierdził w zamyśleniu Orłow. - Lepiej nie brać irlandzkiej kotki pod włos. Może… Gabi się tym zajmie? Potencjalna inwestorka? Ona się spróbuje pogadać z właścicielką, a my… może jako ochrona? Dzielnica portowa to nie miejsce dla młodej damy z portmonetką pełną funtów.
- A może ty ją uwiedziesz? - zaproponowała z rozbawieniem Carmen, mrużąc oczy - Nie będziesz musiał sam siedzieć wieczorem.
- Może… jeśli jest w miarę ładna. Tak by to nie wyglądało podejrzanie. - uśmiechnął się Orłow ironicznie i spytał Gabi.- To ile ona ma lat?
- W dokumentach… pisze że 44 lata.- stwierdziła Gabriela patrząc na datę urodzenia.
- O widzisz, równolatka! - Carmen wiedziała, że Jan Wasilijewicz zemści się za tę złośliwość... ale i tak nie mogła sobie odmówić. Wyszczerzyła się teraz od ucha do ucha.
- A co wy w tym czasie będziecie robiły?- zapytał Orłow poirytowany tym wrabianiem go w randkę.
- Ja jestem umówiona. Mówiłam ci, że Yue zgodziła się nam pomóc. - odparła Carmen z pokerową twarzą - Dowiem się, co ona znalazła.
- Ale to dopiero wieczorem… a co pomiędzy randką a obiadem?- zapytał z przekąsem Orłow. Westchnął smętnie.- Bo ja wybieram się po obiedzie…
- Może sprawdzimy kilka z tych magazynów?
- Czyli wyruszamy razem?- zachwyciła się Gabriela, a Jan Wasilijewicz dodał.- Wy tak… ja zaś zjem deser i ruszę przyjrzeć się tej wdówce, by wiedzieć jak ją podejść.
Na stole jednak deseru nie było. Spojrzenie mężczyzny wędrujące po Carmen świadczyło zaś o jakim deserze mówi.
- W takim razie ustalone. - powiedziała na to Carmen, odwracając wzrok. Niech się zastanawia, co planuje... - Gabrielo, szykuj się. Przygotuj nam też plan kolejności tych magazynów, żeby zobaczyć ich jak najwięcej, a na godzinę... powiedzmy 19.00 wrócić tutaj. Ja dopiję kawę i za pół godziny jedziemy.
- Dobrze...jakieś plany mam, więc nie powinno być problemu. - rzekła dziewczyna wstając i zabierając dokumentację, podczas gdy Jan Wasilijewicz kończył posiłek. Jego spojrzenie drapieżnika wędrowało po Brytyjce. Pół godziny to dość czasu by się mu wymknąć z pazurów… lub pozwolić się schwytać.
Carmen jak gdyby nigdy nic nalała sobie filiżankę czarnej kawy. Po czym unosząc ją do twarzy, zaciągnęła się jej zapachem.
- Mmmm może ja też skuszę się na coś słodkiego w takim razie... Co na deser? - zapytała, mierząc teraz wzrokiem kochanka.
- Kiełbaska na gorąco…- wymruczał Orłow zaraz po usłyszeniu drzwi zamykających za Gabrielą.- … albo małże… albo jedno i drugie.
Uśmiechnął się łobuzersko.- Ja zaś na mój deser wybrałem Brytyjkę w negliżu.
- To nie brzmiało zbyt słodko... - skarciła go wzrokiem, upijając łyk kawy - A co do twojego deseru... kto powiedział, że taki znajduje się w karcie? Ja nic takiego nie czytałam…
- Ty dostałaś inną kartę. - odparł mężczyzna wstając z krzesła i zachodząc Carmen od tyłu. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach i zaczęły je drapieżnie masować, by dość szybko zsunąć się palcami na piersi i ściskać je namiętnie poprzez ubranie akrobatki. Gdy pochylał się podczas tych pieszczot, mruknął cicho.- Chcę byś… poczuła mój smak w swoich… a w zamian, odwdzięczę się tym samym.
Dziewczyna odstawiła spokojnie filiżankę i spojrzała do góry na pochylonego nad sobą drapieżnika. Zachowywała się jednak zadziwiająco spokojnie... prowokacyjnie spokojnie, można by rzec.
- A ja chcę czegoś słodkiego. Zamów czekoladę na ciepło... albo bitą śmietanę. Obiecałeś mi deser i ja chce go dostać. - oblizała znacząco usteczka.
- Zgoda… ale ja chcę również zobaczyć coś słodkiego na zachętę.- odparł mężczyzna i zadzwonił dzwonkiem po służkę, by ta przyniosła słodką bitą śmietanę. Ta bez słowa skinęła głową i ruszyła wykonać polecenie.
- Niech będzie... - powiedziała, wstając niespiesznie - Ale że to tylko zachęta, musisz wybrać. Góra czy dół? - uśmiechnęła się.
- Góra… dół sobie sam potem odsłonię.- mruknął Orłow przysiadając się na stole i przyglądając dziewczynie. Jego dłoń wodziła po obszarze kroku spodni, w którym to pojawiła się już rosnąca wypukłość.
Ona z gracją artystki estradowej zaś rozplatała wiązanie gorsetu, by gdy już doszła do końca, odgarnąć bufoniasty rękaw koszuli i odsłonić nagie ramię.
- Tyle wystarczy? - droczyła się z drapieżnikiem.
- Zdecydowanie nie…- mruknął coraz bardziej pobudzony Orłow wędrując łakomym spojrzeniem po Carmen. Miło było wiedzieć że nawet tak skąpy widok rozpalał jej kochanka. Była pożądana przez niego do szaleństwa i było to przyjemne uczucie.
Kokieteryjnym gestem zrzuciła drugi rękaw z ramienia i podtrzymając dłonią koszulę na piersiach, spojrzała pytająco na Rosjanina.
- Więcej…- wydusił z siebie Jan Wasilijewicz pożerając dziewczynę wzrokiem. Jego oddech był coraz szybszy, a i wypukłość spodni stanowczo się powiększyła. Tymczasem zaskrzypiały drzwi służka z uprzejmym uśmiechem w milczeniu wniosła całą misę bitej śmietany ozdobioną kawałkami owoców na wierzchu.
Czekając aż dziewczyna wyjdzie, Carmen okręciła się i odsłoniła część pleców przed wzrokiem kochanka. Gdy jednak i to go nie zadowoliło, dziewczyna znów stanęła naprzeciwko niego i udając chwilę namysłu, zaczęła powolutku ugniatać obie piersi przez cienki materiał koszuli.
I widziała jak Orłow rozpina pas i uwalnia swe ciało od spodni odsłaniając przed nią dowód swego pożądania, sterczący dumnie w owacji na stojąco. Jego błyszczące pożądaniem spojrzenie nie odrywało się od jej ciała, więc musiał wymacać położenie misy z bitą śmietaną. Gdy ją jednak pochwycił, to przysunął bliżej by dłonią nałożyć jej zawartość na dolne partie ciała i ozdobić je bielą.
- Ktoś tu jest bardzo niecierpliwy... - skomentowała Carmen pieszcząc swoje krągłości. Patrząc na umorusane białą słodyczą części ciała Rosjanina, zmysłowo oblizała usta. Wypuściła z rąk swoje walory, co też sprawiło, że rozpięta koszula sama zsunęła się z jej ciała, odsłaniając nagie ciało od pasa w górę. Brytyjka jednak zdawała się na to nie zważać. Krokiem pantery podeszła do misy i wyjęła z niej jeden z owoców - dorodną truskawkę. Pieczołowicie, koniuszkiem języczka zlizała zeń resztki śmietany, po czym wzięła owoc do ust, rozsmakowując się w nim tak, że odrobina soku pociekła z kącika.
- Wierz mi…. jestem baaardzo cierpliwy.- mruknął Orłow wodząc spojrzeniem za jej językiem i sam oblizując ubrudzone śmietaną palce.- A ty ponoć chciałaś słodyczy.
- A ty nie? -zapytała uwodzicielsko, sięgając po kolejny owoc. Tym razem jednak śmietany było na nim więcej i ta skapnęła na obnażone piersi Brytyjki.
- Ojej... - skomentowała to zupełnie nieszczerze, po czym włożyła w usta kolejną truskawkę. Delektując się nią na pokaz i sprawdzając opanowanie Rosjanina.
Orłow pochwycił ją ręką za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Ustami zaczął całować jej szyję, a drugą dłonią miętosić wręcz jej pierś, nie puszczając nadgarstka Carmen jakby bał się że mu ucieknie. No tak… opanowanie nie było silną stroną porywczego i namiętnego agenta caratu.
Brytyjka zresztą nie była wiele lepsza. Mając wyraźną słabość do gwałtownego kochanka, jęknęła i przymknęła z przyjemności powieki, gdy on wpijał się pocałunkami w jej skórę. Dłoń dziewczyny oparła się lekko na jego piersi, po czym zmysłowo zsunęła się w dół. Paluszki dotarły do upstrzonych teraz białymi kropkami okolic, by zgarnąć nieco śmietany z nich i ostentacyjnie włożyć do ust.
- Mmmm - zamruczała Carmen, mrugając do kochanka.
Odpowiedzią na jej słowa były pomruki, bo jakże mógł się Orłow odezwać, gdy ściskał dłonią lewą pierś dziewczyny, a nie potrafił oderwać ust od jej szyi, potem obojczyka a potem drugiej piersi. Pod palcami, którymi zebrała słodką białą pianę poczuła jednak jej kochanek drży… mimo bycia twardym. No cóż… wszak wiedziała jak bardzo jest pożądana przez niego.
Postanowiła więc zlitować się nad biedakiem. Po omacku sięgnęła do misy i zgarnąwszy garść słodkiego puchu, rozsmarowała go sobie na piersiach, zostawiając odrobinę na opuszku wskazującego palca. Ten wsunęła pomiędzy swoje uda.
Na razie Orłow zajął się zlizywaniem za pomocą języka słodkiego śladu na jej biuście, dłońmi podciągając jej spódnicę, by odsłonić sekrety które pod nią skrywała. Nie było to trudne. Carmen wyjątkowo chętnie współpracowała, najwyraźniej samej ulegając gorączce.
- Na pewno chcesz tylko smakować? - zapytała szeptem, poddając się brutalnym pieszczotom - Nie chcesz nic więcej...?
- Ubrudzę cię…- przypomniał cicho Orłow zdając sobie sprawę, że… może niepotrzebnie “naoliwił” lancę. Sięgnął do jej bielizny i z kucając zsunął ją do jej kostek.
- Więc powiedz jakie jest twoje życzenie... - Carmen przeciągnęła się powoli, delektując jego wzrokiem.
- Wyliż mnie… a potem… odsłoń swoje skarby… między udami bym cię posiadł na tym stole.- wydyszał z wyraźnym podnieceniem zawartym w każdej sylabie. Drżał coraz bardziej rozpalony żądzą. Carmen wiedziała, że gdy się połączą… nie będzie delikatny.
- W takim razie... - odsunęła się od niego, zrzucając z siebie jego dłonie - Spróbuj nie dojść. - powiedziała z uśmiechem, klękając na podłodze i te kilka dzielących ich teraz kroków pokonując na czworaka. Gdy wreszcie dotarła do Rosjanina, wspięła się zmysłowo po jego ciele aż do wysokości jego lędźwi. Tu jej głowa zatrzymała się, a języczek trącił gorącą i pulsującą męskość.
- Wymagasz… heroizmu…- jęknął zaciskając dłonie na stole i zęby. Zadrżał wyraźnie, ale starał się wytrzymać jej pieszczoty.-Słodko?
- Pysznie... - wymruczała, ujmując jego dumę w dłoń i zmysłowo oblizując czubeczek.
- Bawisz się niegrzecznie… - jęknął cicho Orłow czując jej pieszczotę i wiedząc, że dziewczyna testuje jego wytrzymałość przedłużając zabawę.
Nie odpowiedziała, skupiając się na zlizywaniu śmietany z jego ogarniętego gorączką ciała. Raz po raz jej usta wracały jednak do lancy, by złożyć na niej soczyste, zachłanne pocałunki - za każdym razem bardziej i bardziej łakome.
Orłow drżał coraz bardziej, im mniej smakołyku pozostawało na jego ciele. Przyglądał się dziewczynie oddychając coraz szybciej i głośniej. Z trudem trzymał się stołu obiema dłońmi zbielałymi na kostkach.
- W.. wwy… ystarczy już… odsłoń… chcę.. cię tteraz.- wydukał z trudem.
Lecz ona parsknęła tylko, rozbawiona, rozkoszując się władzą, którą dosłownie ściskała teraz w dłoni... i którą miała na wyciągnięcie języka. Ujęła męskość kochanka wargami i poczęła ssać pieczołowicie, zapewniając mu zarazem rozkosz i... utrudniając osiągnięcie orgazmu.
- Carmen…- jęknął cichutko Orłow sparaliżowany doznaniami jakie zapewniał zwinny języczek dziewczyny.- Pragnę…
Nie zdołał już powiedzieć, czego dokładnie pragnie. Jednak Brytyjka wiedziała że to ona była źródłem pragnień kochanka. To jej ciało sprawiło, że był twardy i gotowy. To o niej w tej chwili myślał.
I z tego powodu nie miała dlań litości. Liżąc i ssąc na przemian przy wtórze pieszczot zwinnymi paluszkami, które pomykały po instrumencie kochanka, chcąc wydobyć zeń ostatnią etiudę.
- Nie wytrzymam…- syknął Orłow cicho i w końcu poddał się oddając do ust Carmen swoją bitą śmietankę. W końcu ile mógł wytrzymać tak ekscytującej tortury?
Ona zaś spijała ją z lubością, nie będąc przy tym jednak nadmiernie dokładną i pozwalając kilku kroplom spaść na swój dekolt.
- Chcę teraz ciebie posmakować… nagą… - zażądał kochanek drżąc na całym ciele. Mimo niedawnej eksplozji miał na nią ochotę, choć póki co wigor musiał odzyskać.
- Ach taaak... - powiedziała z ociąganiem, podnosząc się z kolan. Odwróciła się tyłem do Jana Wasilijewicza i niespiesznie, z wdziękiem zaczęła zdejmować z siebie resztę odzienia. Pozostały jej tylko kuse, koronkowe majteczki oplatające prowokacyjnie lewą kostkę i podwiązka, za którą jak zwykle zasadzone były noże do rzucania. Doprawdy ciekawy był to widok…
I wywołał właściwą reakcję. Orłow pochwycił ją pasie przyciągając do siebie. Jego usta zaczęły pieszczotliwie całować szyję i lewy bark dziewczyny. Jego dłoń zacisnęła się zaborczo na jej piersi, podczas gdy druga bezczelnie sięgnęła między jej uda zdobywając kwiat jej kobiecości spragniony jego dotyku.
- Jesteś moją obsesją.- szeptał bawiąc się jej ciałem, gdy tuliła się plecami do jego torsu, a ocierając pupą szykowała jego włócznię do podboju swego ciała.
- Może dałbyś mi chociaż wygodnie usiąść? - zaśmiała się Carmen, chwytając stołu, bo nogi zadrżały pod nią, gdy kochanek przypuścił atak.
- Usiądź na mnie. - wyszeptał jej kochanek wprost do ucha, które potem ukąsił delikatnie. Po czym sam usiadł na stole ciągnąc trzymaną “w ramionach” kochankę ku sobie.
Ona chwilę udawała, że się waha, ale pozwoliła sobą zawładnąć, przyciskając się do jego ciała.
Palce mężczyzny władczo pieściły jej ciało. Carmen siedząc na kochanku i czując jego dotyk na sobie i w sobie miała wrażenie, że należy do niego. Że stała się jego zabawką, niewolnicą jego dotyku. I było to przerażająco przyjemne, poddawać się ruchom jego palców w swoim gniazdku rozkoszy, sile jego dłoni masującej jej biust jak i czułości jego pocałunków na szyi. I czuć coraz wyraźniej jego rosnące pragnienie.
- Gdybym cię porwał to przez tydzień pewnie nie opuszczalibyśmy łóżka. - zażartował.
- Tylko tyle? Chyba jednak ci... nie zależy... - Carmen miała wyraźne problemy ze skupieniem się na tyle, by mówić zamiast pojękiwać z rozkoszy.
- Wiesz dobrze, że… zależy. Po tygodniu… znudziło by nam się łóżko. I przeszlibyśmy na inne meble. - odparł szeptem Orłow i pochwycił ją obiema dłońmi w pasie, wiedział czemu tak robił. Pupą czuła że już odzyskał wigor i chciał, żeby się połączyli w jeden wijący się w żądzy organizm.
- W takim razie, to by musiało być baaardzo solidne łóżko. - uśmiechnęła się do niego, unosząc pośladki i samej nabijając się na jego pal rozkoszy... powolutku, delektując się każdym zdobytym centymetrem i patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Gdy usadowiła się na nim, niczym królowa na swym tronie. Dłonie mężczyzny wróciły do jej ciała… jedna chwyciła zaborczo za pierś ugniatając ją drapieżne. Druga ześlizgnęła się palcami po jej brzuchu, by muskać przycisk rozkoszy, tuż nad jej kobiecością którą przeszywał.
- Taka z ciebie dzika bestia w łóżku? Nie wyglądasz na taką… drobniutka i delikatna.- prowokował ją zostawiając jej tempo ruchów, teraz gdy czuła kochanka tak mocno i tak głęboko w sobie.
Zaczęła poruszać się powoli, jakby moszcząc wygodniej. Ruchy jej bioder były płynne.
- Może drobniutka, ale... nie na darmo... taki jeden... potwór... nazywa mnie... straszną. - odcięła się, przyspieszając tempa i ujeżdżając kochanka coraz mocniejszymi ruchami ciała.
- Delikatny kwiatuszek, mięciutka drobinka…- prowokował słowami Orłow, zaciskając nieco brutalnie dłoń na piersi dziewczyny i już delikatnie pieszcząc jej łono. Prowokował do gwałtownej zabawy, ale czy musiał… im szybciej opadała i unosiła się, tym mocniej go czuła, głębiej, intensywniej. Tak jak lubiła… choć teraz to ona nadawała dzikości ich zabawie, to wszak lubiła taką dzikość u swego kochanka.
- Zamknij się... bo cię zerżnę! - zagroziła, choć było to zupełnym abstraktem w obecnej sytuacji. Mimo to wpiła się ustami w usta kochanka, wwiercając w nie języczkiem. Ruchy jej bioder stały się jeszcze bardziej dzikie, przez co wyglądała jak prawdziwa amazonka, galopująca na swym ogierze. Przy tym Carmen czuła, że cel jej podróży jest już naprawdę blisko, tak dobrze jej było.
- Nie masz do tego… jaj…- wydyszał Orłow i gdy uniosła się w górę nieco, dał jej głośnego klapsa w pośladek co tylko dodało ognia jej ruchom. W zasadzie miał rację, tego organu nie miała, ale wszak zamierzała mu udowodnić jak drapieżna była. Bo była już blisko, a nabijając się na pal żądzy kochanka, czuła że i on też jest. Jeszcze tylko ruch, jeszcze dwa i … piorun rozkoszy przeszył jej ciało wyginając je w łuk. A między udami poczuła lepki hołd Rosjanina złożony jej kunsztowi.
Z warknięciem wpiła się w szyję kochanka, gryząc go przy tym. Jej paznokcie zaś zastygły na jego plecach, upstrzonych teraz czerwonymi pręgami. W tej pozycji Carmen zastygła, delektując się każdą sekundą gwałtownej ekstazy, a potem przyjemnej ociężałości, która opanowywała jej ciało. Oderwała ząbki od szyi kochanka i delikatnie pocałowała miejsce, na którym teraz było widać jej odciśnięte ząbki oraz charakterystyczne, malinkowe zaczerwienienie.
- Jeśli uważasz, że to wystarczy bym rankiem zostawił cię w spokoju… to się grubo mylisz.- mruknął jej kochanek łapiąc z trudem oddech. - Nic mnie nie obchodzi jak bardzo wymęczy cię twoja przyjaciółka… jestem samolubny. I bardzo cię pragnę.
- Zapominasz, że jeszcze nie jestem twoją niewolnicą - Carmen spojrzała na niego, odgarniając kosmyk włosów z czoła - Najwyżej nie wrócę na noc... a może i do południa... aż nie wypocznę. - uśmiechnęła się wyzywająco.
- Jeszcze… więc jest szansa, że zostaniesz? - wymruczał zaczepnie Orłow. - To jest kusząca perspektywa, mieć cię całą dla siebie… posłuszną i słodką.
- Nawet za cenę własnej autonomii? Nie wydaje mi się. - odpowiedziała, schodząc na podłogę. Nie mogła przy tym powstrzymać stęknięcia, gdy znów sama musiała dźwigać ciężar swojego ciała.
- Zadziorna z ciebie osóbka… i namiętna zarazem.- odparł z uśmiechem Rosjanin, nagle chwytając ją za pośladek. - Ale wiesz… to też ma swój urok.
Po czym dał jej lekkiego klapsa dodając.- Niestety na więcej negocjacji nie mamy czasu, ale może jutro uda mi się złapać cię na bardziej intensywne rozmowy.
- Kto wie, co przyniesie nowy dzień... - odparła patrząc na niego przeciągle. Potem zaczęła się ubierać.
 
Mira jest offline