Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2017, 15:16   #7
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Erich von Kurst jechał w zamyśleniu, jakby wsłuchany w powolny, miarowy stukot końskich podków na utwardzonym nogami podróżnych i kołami kupieckich wozów trakcie. Co jakiś czas rozglądał się wokoło szukając potencjalnego niebezpieczeństwa, po czym na powrót pogrążał się w znanych tylko jemu sprawach.

Gdy przejeżdżali przez Bechafen furier z lokalnego garnizonu zapytany o brata Ericha, Rambrechta, przypomniał sobie o rothmagistrze Rambrechcie von Kurst z Ostlandu, który miał pobrać nowe buty, płaszcze i prowiant dla całej dowodzonej przez siebie roty i wymaszerować w kierunku Fortenhaf. Byłaby to dobra wiadomość gdyby nie fakt, że zdarzenie to miało miejsce ponad rok temu...

W każdym razie była to pierwsza pewna wiadomość, jaką udało mu się zdobyć na temat swojej rodziny przez te wszystkie lata po Burzy Chaosu. I wciąż nie wiedział nic o siostrze - i ta myśl dręczyła go jeszcze bardziej po zdobyciu wieści o Rembrechcie. Młodszy brat był żołnierzem i mimo ryzyka związanego ze służbą wierzył w jego umiejętności i to, że potrafi o siebie zadbać. Czy to samo mógł powiedzieć o Grecie? Cóż mogła bezbronna niewiasta wobec niebezpieczeństw w tych niespokojnych czasach? Przecież nawet nie wiedział, czy przeżyła napaść i zniszczenie ich rodzinnego majątku - brak ciała nie stanowił właściwie żadnego dowodu...

Dłon Ericha bezwiednie zacisnęła się na żelaznym wisiorze przedstawiającym kometę z rozdwojonym ogonem. Myliłby się jednak ten, kto podejrzewałby go o żarliwą modlitwę - dłoń zaciskała się coraz bardziej i bardziej, jakby próbując zgnieść święty symbol sigmarytów. Gdzież był Sigmar, gdy te wszystkie okropności miały miejsce?

* * *


Poza zdarzającymi się od czasu do czasu chwilami zadumy Erich von Kurst dał się poznać jako pewny siebie mężczyzna kierujący się swoim kodeksem wartości, w ramach którego zdarzało mu się pomagać ludności gnębionej przez bandytów i maruderów lub po prostu potrzebującym spotkanym po drodze. I choć przyjmował zapłatę od tych, którzy mogli sobie na to pozwolić, to w przypadku biednych ludzi wystarczało mu dobre słowo i ciepły posiłek po wykonanym zadaniu.

Jakieś dwa lata temu spotkał tę ciekawą kompanię robiącą z grubsza to samo, do czego on się najmował - sprawianiem, że ziemie Imperium stawały się bezpieczeniejsze dla swoich mieszkańców. Zaczęło się od wspólnego rozbicia bandy rabusiów grasującej na gościńcu, a potem jakoś tak samo się ułożyło i trwa już na tyle długo, by móc powiedzieć o każdym z nich z osobna, że to towarzysze, za których życie walczy się narażając swoje własne. Do tego ich ciągłe wędrowanie z jednego miejsca w drugie dawało Erichowi nadzieję na zdobycie choć strzępka informacji o zaginionej rodzinie.

Ostatnio zawędrowali do Ostermarku, jednak nie poddający się żadnej chorobie krasnolud zapadł na coś, czego nie potrafili wyleczyć. Było to co najmniej dziwne, a jeśli dodać do tego zepsucie wszystkich zapasów jedzenia, jakie mieli ze sobą - podejrzewał jakieś złe moce próbujące ich dosięgnąć. Na szczęście Fortenhaf było niedaleko i będzie można uzupełnić tam zapasy, jak i zadbać należycie o zbroje i oręż. Jeśli jakiś cyrulik postawi Norina na nogi, to tylko odrobiny odpoczynku będzie brakowało.

* * *

Pod stajnię zajechał zaraz za Oskarem. Wprowadził wierzchowca do środka i uwolnił go od ciężaru juków i siodła. Kulbakę, juki i lancę pozostawił wraz z koniem upewniając się, że ten będzie miał co jeść i pić oraz, że stajenny dobrze o niego zadba. Pomóc w tym miał srebrny szyling wciśnięty w rękę promieniejącego z niespodziewanego szczęścia młodzika, któremu przykazał jeszcze, żeby miał baczenie na jego graty.
- Co prawda on - skinął na konia - Pilnuje nie gorzej niż pies, ale nie chciałbym, żeby komuś głowę rozbił albo kulasy poprzetrącał. - Powiedział idąc w kierunku gospody, gdzie pozostali już pewnie czekali na podanie posiłku.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 10-07-2017 o 13:03.
Gob1in jest offline