Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2017, 18:25   #1
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Ostatni. Nóż w plecach, cz. II.

Dzień Świąteczny (Festag), 20 Vorgeheim 2522, późne popołudnie
Obóz warowny uzupełnień Trzeciego Regimentu Armii Wissenlandu
Okolice Maselhof (dzień drogi na południe od Nuln)




Wymarsz okazał się nie być sprytnym manewrem Grubera mającym na celu zabranie uwolnienie Was od kary oraz zabranie z Nuln zanim ktoś się połapie i postanowi Was przesłuchać. Gustaw dowiedział się od swojego informatora w sztabie, młodego kadeta, że wieczorem przyszły rozkazy natychmiastowego wymarszu i Wasz niedawno mianowany Porucznik potraktował je dosłownie. Całą noc trwała gorączkowa krzątanina
Wymaszerowaliście o świcie 19 Vorgeheima.


Wasza grupa początkowo trzymała się razem w czasie marszu, nie miało to jednak potrwać długo. Rolanda przeniesiono, by dowodził własną drużyną rekrutów, o Maud upomniano się w sztabie, a o Niklausa, mało użytecznego w boju niziołka - kuchnia. A Allandor, elf, najwyraźniej boczył się na was winiąc za nie otrzymanie dowództwa nad drużyną.
Rany goiły się dobrze, wróg był jeszcze daleko stąd, kolumna wozów jechała za Wami, więc nie musieliście łykać zbyt dużo kurzu... Nie było co robić poza rozmawianiem i słuchaniem plotek. Wyglądało na to, że póki co nikt (przynajmniej w oddziale) nie powiązał Was z "Masakrą przy Dróżce Vogelhausa", co do której krążyły najróżniejsze plotki. Podobno przeżył tylko jeden gość, całą resztę gangu wybito do nogi. Inna plotka głosiła, że próbowali przyzwać demona, okoliczni mieszkańcy słyszeli jakieś straszne wycie.
Jeden z ochotników, zwerbowany dosłownie dzień przed wymarszem upierał się, że jakiś zagraniczny idiota rozrzucił złoto na ulicy, ot tak, po prostu, bez żadnego powodu, ale w takie bajki to mało kto wierzył.


Nieprzyzwyczajeni do wielokilometrowego marszu z obciążeniem nawet silni i zdrowi ochotnicy potykali się i padali z nóg pod gorącym słońcem lata.
Baron, Detlef i Karl Altmeier wiedzieli, że się to poprawi, w pierwszym dniu pokonano jednak zaledwie połowę zaplanowanej trasy.
Wieczorem rozbito obóz. Żołnierze narzekali, kilku dezerterów złapanych podczas prób ucieczki wybatożono przed frontem oddziałów, część zapasów żywności okazała się niezdatna do spożycia, połowa stanu miała poobcierane do krwi stopy, dając zajęcie medykowi i cyrulikom na całą noc... Ot, armia w marszu, nic niezwykłego się nie działo.
Przynajmniej Abelard zarobił na swoich maściach. Co bardziej przesądni pytali go także o amulety chroniące przez obtarciami, sraczką czy strzałami.


Następnego dnia porucznik Gruber zmiękł nieco i wydał rozkazy postoju, gdy słońce było jeszcze wysoko na niebie. Niedawno minęliście Maselhof, byliście więc, jak trafnie ocenił Oleg, mniej więcej w połowie drogi z Nuln do Wissenburga.



Po doświadczeniach z wczorajszego wieczora, gdy budowa obozu przeciągnęła się do nocy, dziś postanowił nauczyć swoich żołnierzy budować porządne umocnione obozowisko. Wy jednak na okazję do nauki inżynierii musieliście poczekać. Może i karcer się Wam upiekł, ale warty poza kolejnością nadal były do odbębnienia.


A tymczasem pewien myślący życzeniowo elf doszedł do wniosku, że ma dość wojska.
Wiedział, że pierwszego dnia uciec spróbują wszyscy głupcy, sam się za takiego nie uważał. Udało mu się zostać strażnikiem przed namiotem porucznika. Gdy nadjechał kurier, wziął podane mu lejce i gdy tylko kurier wszedł do namiotu, elf wskoczył na siodło i spróbował wyjechać z obozu jak gdyby nigdy nic. Uznał, że lepsza okazja mu się nie trafi. Liczył też na to, że przejedzie niezaczepiany obok pilnujących obozu wartowników.
Przeliczył się.
Gdy Gustaw go okrzyknął, Allandor spiął konia i nie zważając na okrzyki ruszył galopem, wprost na stojącego mu na drodze Detlefa. Krasnolud zawahał się jedynie przez ułamek sekundy...

Podbiegając do stratowanego krasnoluda spodziewaliście się znaleźć ciężko rannego, którego należałoby natychmiast zanieść do namiotu medyka. Znaleźliście tymczasem nieco tylko poobijanego, za to zdrowo wkurzonego khazada. Legendarna wytrzymałość krasnoludów po raz kolejny okazała się prawdziwa. Kolczuga pewnie też pomogła. A na halabardzie widoczna była krew. Detlef w coś trafił. Niestety, były także złe wieści.
Ktoś musiał zameldować Gruberowi o ucieczce elfa...
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 15-07-2017 o 14:19.
hen_cerbin jest offline