Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2017, 17:50   #19
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Potworem ze stawu okazał się zrąb drewnianego budynku tkwiący w mule. Porosły go wodorosty i falowanie wody sprawiało wrażenie ruchu, zwłaszcza przy kiepskim świetle i dla kogoś, kto nie posiadł właściwej Zwierzętom mocy widzenia w ciemnościach. Za Pężyrką skoczył Oldrzych, za nim dała nura córka, a efektem całego zamieszania było jeno to, że wszyscy się skąpali w zamulonym stawie i stracili na tę noc wolę szukania diabelskich tajemnic.

- Przynajmniej śmiechu było - ocenił Oldrzych, a potem wyłuskał z rękawa pachnący ambrą rulonik i podał Annie. - W takich ozdobnych zakrętasach to się nie rozczytuję.
Gertruda wystosowała list do Oldrzycha z zaproszeniem na spotkanie...

Anna Oldrzychowi list przeczytała nic nie zatajając. Złożyła potem woniejący perfumą pergamin i mu oddała.
-Na twoim miejscu bym nie szła - zasugerowała delikatnie.
Przeciągnął pergaminem pod nozdrzami, by zaraz zwinąć i wsadzić w rękaw.
-Po cóż - zaciekawił się - wielkiej pani z wyższego klanu cuchnący źle wyprawionymi skorami zbójca?
Ciekawe, że użył dokładnie słów gryfitki. Ktoś mu musiał powtórzyć, co piękna Toreadorka o nim myśli.
-Śledziłeś mnie? Do klasztornych ogrodów? -brwi ściągnęła. - To i się pewnie Gertrudzie przyjrzałeś.
- A powinienem?
- Ptasimi oczami łypałeś czy nie? - zażądała jasnej odpowiedzi.
- Na drodze. W klasztorze już nie - westchnął. - Za złe mi masz? To czemu okno otwarte trzymasz?
-Nie mam. Skąd więc słyszałeś jak cię nazwała? Zbójcą cuchnącym źle wyprawionymi skórami?
- I mokrą wełną - wzruszył ramionami. - Tak powiedziała Pężyrce. Stąd wiem. Śmierdzę?
- Zdarza ci się mocno… wonieć. Ale mnie to nie przeszkadza - nie chciała go urazić, ale kłamać też nie zamierzała. . - Z Pezyrką blisko jesteś?
Powąchał własny kołnierz obszyty futrem, poruszył ramionami niespokojnie i przesiadł się na rozchwierutane krzesło pod oknem.
- Trudno jest być blisko z kimś, kto tej bliskości nie chce. Pężyrka jest twardą kobietą i trudną. Szacunek mam do niej. Za to, co robi, i jak zaciekle potrafi bronić swego, choć bywa głupia w tej zaciętości. - Za tym szacunkiem musiało stać coś więcej. I najpewniej była to przegrana przez Oldrzycha bitka i solidne obicie wiosłem. - Robimy razem interesa. Oskubaliśmy wespół Kolombana - uśmiechnął się na wspomnienie. - Więc. Dowiem się, dlaczego nie chcesz, żebym zasmrodził Toreadorce komnaty?
Przesiadła się o jedno krzesło bliżej okna, gdzie się Ołdrzych wyniósł.
-Jest kilka powodów - zmrużyła w zamyśleniu oczy. - Głównym jest taki, że się martwię byś się nie podłożył tak, jak się podłożyła Jitka Bożywojowi. I to nie tak, że ci nie ufam, ale Gertruda biegła jest w tym jak sobie okręcać mężów wokół palca i by jej wyznali to co chce usłyszeć. A ty za dużo wiesz, bo wszystko to co wiem ja. Może nierozsądne z mej strony, że nie trzymam przed tobą nic w sekrecie, właśnie przez wzgląd na takie żmije jak ona.
Międliła w palcach mankiet czarnej sukni.
-Jest urodziwa i nie ma zahamowań by się tą urodą dzielić. Skusiłaby cię - przegryzła wargę bo oczami wyobraźni obraz tego kuszenia zobaczyła i ją zagniewał. A ona, Anna, nie zwykła gniewem strzykać.
- Nie żebym nogami przebierał do widzenia z kimś, kto mną gardzi - skrzywił się. - Ale są sposoby, by się zabezpieczyć przed żmijami. Nieważne, jak pięknie łuska połyskuje, gdy się wdzięcznie wiją.
-Jakie niby? - nie dowierzała żeby sobie poradził z tak wytrawnym graczem jak Toreadorka. Słyszała zresztą o mocach Rzemieślników, które potrafią pozbawić zdrowego rozsądku.
- Takie, jakimi córkę poczęstowałem?
-Więzi - wyszeptała, pokiwała głową. - Ale chyba nie po to się je zawiązuje by się chronić przed innymi. W każdym razie nie przede wszystkim. Z Jitką to obustronne poświęcenie?
Splótł ramiona na piersi, z lekką urazą mruknął, że nie.
- To córka moja. Co ty sobie właściwie wyobrażasz?
-Różne bywają rodzaje więzi. Nie zawsze…. trzeba je porównywać do ludzkiego obcowania męża z żoną. W końcu Jitka jest twoja corką, ale czy cie teraz wielbi jak kobieta mężczyznę, czy jak córka ojca? Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie - wykładała najbardziej rzeczowo jak potrafiła. - No a jeśli nie Jitkę, to kogo masz na myśli?
- Cóż… coś mi się zdawa, że dziś nie obaczę, jak się Gryfitka wije wokół jabłonki w klasztornym ogrodzie, jak wąż na drzewie w Raju - zdecydował nagle. - Mam czego żałować? - zaciekawił się, wejrzał koso na Annę i po miecz sięgnął na stół rzucony, do wyjścia się zbierając.
-Co się stało? - jej usta wygięły się w ledwo zauważalnym grymasie zawodu.
- Klasztorne stawy czekają. Ale mogłabyś odpowiedzieć. Bo jeśli mam czego żałować, nie pozwalając Gryfitce się powdzięczyć… to może sobie gdzie indziej odbiję stratę.
-Plany zmień albo żałuj - uśmiechnęła sie oszczędnie. - Nie ma w okolicy zbyt wielu kobiet jej formatu wiec nie wiem gdzież byś miał tą stratę odbić. Jeśli się jednak skusisz pamiętaj by język trzymać za zębami. Służymy księciu, ty i ja. Do końca. Bez zmiany stron. Zaufał mam i dał szansę. To więcej niż zrobili inni.
- Dobrze, dobrze - parsknął. - Wykąpię się i wyczyszczę paznokcie.
Przytknął sobie dłoń Anny do policzka, zanim wyszedł. Dopiero wtedy zauważyła, że na przybrudzoną prawicę powróciła miedziana obrączka.
I nie wiedzieć czemu jeszcze większy przestrach ścisnął jej gardło jak sobie przypomniała, ze za samym Kolombanem gania Gertruda z nudów i po to by złamać jego niedostępność. A przecie Ołdrzych, zbójec czy nie, uroku pozbawion nie był. Chroniły go może przed gryfitką legendy o jego szpetocie, o rogach i racicach, a teraz ona przejrzy fortel. I zrozumie, nie dość, że Ołdrzych wart jest by mu czas poświęcić, to jeszcze jej, Anny, jest to słaba strona. Niech ją licho weźmie, i jej okryte pomadą jadowite usta.
-Zajrzyj do mnie po spotkaniu. Opowiesz jak było. - Na dłużej trzymała swoją dłoń na jego. Obrzuciła pózniej oną prawicę wierzchem do góry i pocałowała.
- Toć i teraz rzec mogę - błysnął zębami w uśmiechu. - Karasie oślizgłe są i dobrze utuczone. Libor marudny. A Pężyrka, jak pójdzie, złośliwa będzie i znów głupiego co zrobi. Może tym razem jednak znajdziemy co godnego uwagi. Wykąpię się, paznokietki wymuskam i przyjdę opowiedzieć ci.
Uśmiechnęła sie. Kąciki ust wyżej dotarły niż to zwykle czyniły.
-Nie pukaj. Klucz masz.
 
Asenat jest offline