| Potworem ze stawu okazał się zrąb drewnianego budynku tkwiący w mule. Porosły go wodorosty i falowanie wody sprawiało wrażenie ruchu, zwłaszcza przy kiepskim świetle i dla kogoś, kto nie posiadł właściwej Zwierzętom mocy widzenia w ciemnościach. Za Pężyrką skoczył Oldrzych, za nim dała nura córka, a efektem całego zamieszania było jeno to, że wszyscy się skąpali w zamulonym stawie i stracili na tę noc wolę szukania diabelskich tajemnic.
- Przynajmniej śmiechu było - ocenił Oldrzych, a potem wyłuskał z rękawa pachnący ambrą rulonik i podał Annie. - W takich ozdobnych zakrętasach to się nie rozczytuję.
Gertruda wystosowała list do Oldrzycha z zaproszeniem na spotkanie...
Anna Oldrzychowi list przeczytała nic nie zatajając. Złożyła potem woniejący perfumą pergamin i mu oddała.
-Na twoim miejscu bym nie szła - zasugerowała delikatnie.
Przeciągnął pergaminem pod nozdrzami, by zaraz zwinąć i wsadzić w rękaw.
-Po cóż - zaciekawił się - wielkiej pani z wyższego klanu cuchnący źle wyprawionymi skorami zbójca?
Ciekawe, że użył dokładnie słów gryfitki. Ktoś mu musiał powtórzyć, co piękna Toreadorka o nim myśli.
-Śledziłeś mnie? Do klasztornych ogrodów? -brwi ściągnęła. - To i się pewnie Gertrudzie przyjrzałeś.
- A powinienem?
- Ptasimi oczami łypałeś czy nie? - zażądała jasnej odpowiedzi.
- Na drodze. W klasztorze już nie - westchnął. - Za złe mi masz? To czemu okno otwarte trzymasz?
-Nie mam. Skąd więc słyszałeś jak cię nazwała? Zbójcą cuchnącym źle wyprawionymi skórami?
- I mokrą wełną - wzruszył ramionami. - Tak powiedziała Pężyrce. Stąd wiem. Śmierdzę?
- Zdarza ci się mocno… wonieć. Ale mnie to nie przeszkadza - nie chciała go urazić, ale kłamać też nie zamierzała. . - Z Pezyrką blisko jesteś?
Powąchał własny kołnierz obszyty futrem, poruszył ramionami niespokojnie i przesiadł się na rozchwierutane krzesło pod oknem.
- Trudno jest być blisko z kimś, kto tej bliskości nie chce. Pężyrka jest twardą kobietą i trudną. Szacunek mam do niej. Za to, co robi, i jak zaciekle potrafi bronić swego, choć bywa głupia w tej zaciętości. - Za tym szacunkiem musiało stać coś więcej. I najpewniej była to przegrana przez Oldrzycha bitka i solidne obicie wiosłem. - Robimy razem interesa. Oskubaliśmy wespół Kolombana - uśmiechnął się na wspomnienie. - Więc. Dowiem się, dlaczego nie chcesz, żebym zasmrodził Toreadorce komnaty?
Przesiadła się o jedno krzesło bliżej okna, gdzie się Ołdrzych wyniósł.
-Jest kilka powodów - zmrużyła w zamyśleniu oczy. - Głównym jest taki, że się martwię byś się nie podłożył tak, jak się podłożyła Jitka Bożywojowi. I to nie tak, że ci nie ufam, ale Gertruda biegła jest w tym jak sobie okręcać mężów wokół palca i by jej wyznali to co chce usłyszeć. A ty za dużo wiesz, bo wszystko to co wiem ja. Może nierozsądne z mej strony, że nie trzymam przed tobą nic w sekrecie, właśnie przez wzgląd na takie żmije jak ona.
Międliła w palcach mankiet czarnej sukni.
-Jest urodziwa i nie ma zahamowań by się tą urodą dzielić. Skusiłaby cię - przegryzła wargę bo oczami wyobraźni obraz tego kuszenia zobaczyła i ją zagniewał. A ona, Anna, nie zwykła gniewem strzykać.
- Nie żebym nogami przebierał do widzenia z kimś, kto mną gardzi - skrzywił się. - Ale są sposoby, by się zabezpieczyć przed żmijami. Nieważne, jak pięknie łuska połyskuje, gdy się wdzięcznie wiją.
-Jakie niby? - nie dowierzała żeby sobie poradził z tak wytrawnym graczem jak Toreadorka. Słyszała zresztą o mocach Rzemieślników, które potrafią pozbawić zdrowego rozsądku.
- Takie, jakimi córkę poczęstowałem?
-Więzi - wyszeptała, pokiwała głową. - Ale chyba nie po to się je zawiązuje by się chronić przed innymi. W każdym razie nie przede wszystkim. Z Jitką to obustronne poświęcenie?
Splótł ramiona na piersi, z lekką urazą mruknął, że nie.
- To córka moja. Co ty sobie właściwie wyobrażasz?
-Różne bywają rodzaje więzi. Nie zawsze…. trzeba je porównywać do ludzkiego obcowania męża z żoną. W końcu Jitka jest twoja corką, ale czy cie teraz wielbi jak kobieta mężczyznę, czy jak córka ojca? Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie - wykładała najbardziej rzeczowo jak potrafiła. - No a jeśli nie Jitkę, to kogo masz na myśli?
- Cóż… coś mi się zdawa, że dziś nie obaczę, jak się Gryfitka wije wokół jabłonki w klasztornym ogrodzie, jak wąż na drzewie w Raju - zdecydował nagle. - Mam czego żałować? - zaciekawił się, wejrzał koso na Annę i po miecz sięgnął na stół rzucony, do wyjścia się zbierając.
-Co się stało? - jej usta wygięły się w ledwo zauważalnym grymasie zawodu.
- Klasztorne stawy czekają. Ale mogłabyś odpowiedzieć. Bo jeśli mam czego żałować, nie pozwalając Gryfitce się powdzięczyć… to może sobie gdzie indziej odbiję stratę.
-Plany zmień albo żałuj - uśmiechnęła sie oszczędnie. - Nie ma w okolicy zbyt wielu kobiet jej formatu wiec nie wiem gdzież byś miał tą stratę odbić. Jeśli się jednak skusisz pamiętaj by język trzymać za zębami. Służymy księciu, ty i ja. Do końca. Bez zmiany stron. Zaufał mam i dał szansę. To więcej niż zrobili inni.
- Dobrze, dobrze - parsknął. - Wykąpię się i wyczyszczę paznokcie.
Przytknął sobie dłoń Anny do policzka, zanim wyszedł. Dopiero wtedy zauważyła, że na przybrudzoną prawicę powróciła miedziana obrączka.
I nie wiedzieć czemu jeszcze większy przestrach ścisnął jej gardło jak sobie przypomniała, ze za samym Kolombanem gania Gertruda z nudów i po to by złamać jego niedostępność. A przecie Ołdrzych, zbójec czy nie, uroku pozbawion nie był. Chroniły go może przed gryfitką legendy o jego szpetocie, o rogach i racicach, a teraz ona przejrzy fortel. I zrozumie, nie dość, że Ołdrzych wart jest by mu czas poświęcić, to jeszcze jej, Anny, jest to słaba strona. Niech ją licho weźmie, i jej okryte pomadą jadowite usta.
-Zajrzyj do mnie po spotkaniu. Opowiesz jak było. - Na dłużej trzymała swoją dłoń na jego. Obrzuciła pózniej oną prawicę wierzchem do góry i pocałowała.
- Toć i teraz rzec mogę - błysnął zębami w uśmiechu. - Karasie oślizgłe są i dobrze utuczone. Libor marudny. A Pężyrka, jak pójdzie, złośliwa będzie i znów głupiego co zrobi. Może tym razem jednak znajdziemy co godnego uwagi. Wykąpię się, paznokietki wymuskam i przyjdę opowiedzieć ci.
Uśmiechnęła sie. Kąciki ust wyżej dotarły niż to zwykle czyniły.
-Nie pukaj. Klucz masz. |