Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2017, 16:53   #18
fujiyamama
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Po zdaniu odcisków palców Amy i Susan wyszły przed klub. Trzecia kobieta ulotniła się już wcześniej - najwyraźniej nie miała ochoty pakować się w tę dziwną kabałę. Susan też nie podobało się to, co zastała w Studio, jednak potrzeba spotkania, informacji, właściwie czegokolwiek, co wiązało się z mężczyzną z wizji w metrze była zbyt silna, by przejść nad wskazówkami jakich dostarczył im smutas do porządku dziennego. I nie potrzebowała długo zaglądać w oczy nowej koleżanki, by wiedzieć że ją dopadło to samo.

Parę minut później siedziały razem w taksówce jadącej do Soho. Przez całą trasę Amy starała się nie zerkać na swoją towarzyszkę, nawet nie wiedziałaby jak zacząć rozmowę. Jednak była ciekawa... cholernie ciekawa. I vice versa.

60 Wooster Street, tak jak mówił Warhol. Sam Andy Warhol. Susan na razie starała się nie roztrząsać faktu, że jak dotąd jedyną osobą która może pomóc im rozwikłać tajemnicę ich porwania jest artysta światowej sławy... Kamienica pod podanym adresem była całkiem porządna i wyglądała na w miarę cichą. Żadnych ćpunów, czy kocich szczochów na korytarzach.

Mieszkanie Vincenta znajdowało się na drugim piętrze, w głębi korytarza. Oczywiście nikt nie odpowiadał na pukanie - w końcu właściciel wypoczywał sześć stóp pod ziemią. Dziewczyny zeszły więc z powrotem na ulicę i obeszły budynek. Stara dobra nowojorska architektura nie zawiodła, bez trudu wspięły się na schody pożarowe. Okna były zamknięte... Nastąpiła krótka wymiana spojrzeń, po czym Susan bez zastanowienia zbiła cienką szybę łokciem.

Mieszkanie w środku było bardzo surowe. Ze ścian skuto tynk, odsłaniając cegły. Na ścianach wisiały różne obrazy, w tym kilka autorstwa Warhola, Keitha Haringa czy Basquiata.




W wielu miejscach leżały palety, farby, pędzle. Z mebli ostało się tam tylko duże biurko ze stertą papierów, materac służący zapewne za łóżko, duża lodówka i wysoki regał na książki. Kobiety od razu po przestąpieniu progu ogarnęło uczucie, że znają to miejsce; uczucie tak samo mgliste jak wszystkie poprzednie przebłyski. Nie tracąc jednak czasu na retrospekcje obie zabrały się do poszukiwania czegoś, co mogło im przywrócić pamięć: listów, zapisków, zdjęć... Na pierwszy rzut oka papiery walające się po mieszkaniu były stertą makulatury: dziewczyny przebijały się przez dziesiątki niedokończonych szkiców, rysunków, notatek z rodzaju kupić błękit paryski, czy jutro o 15 spotkanie z Fredem. W końcu jednak w ręce wpadły im trzy arkusze pergaminu, które mogły coś znaczyć.








Znów; żadnej konkretnej treści, jedynie wrażenie znajomości i nieokreślone obrazy. Pojawiły się w nich dwie osoby. Wyjątkowo blade osoby. Vincent i Victoria, to nie ulegało wątpliwości. Wizja nie dotyczyła jednak tego mieszkania, a jakiegoś starego domu na przedmieściach.

Poza zapiskami i rysunkami w mieszkaniu nie było nic osobistego. Żadnych zdjęć, żadnych pamiętników. Było za to wiele książek. Albumy ze sztuką, astrologia, parapsychologia... I dwie pozycje, które od razu zwróciły na siebie uwagę. Luźne kartki pergaminu oprawne w wytłaczaną skórę - pisane po części dziwnym alfabetem. Arabski? - pomyślała Susan przeglądając pierwszy z zeszytów. Dalej można było znaleźć zagadkowe rysunki, jakby wyjęte wprost z hermetycznej książki.





Druga pozycja miała tylko dziesięć stron, ale zapisanych bardzo drobnym, kaligraficznym pismem. Prawdopodobnie łaciną. Sam kontakt z książką wywołał u Susan dziwny dreszcz... A potem uderzył ją obraz.

Vincent i Victoria siedzą pod ścianą naprzeciwko regału z książkami. Sześć osób siedzi przed nimi. Wśród tych osób są Susan i obie kobiety ze Studia 54. Rysy pozostałych osób są niewyraźne. Vincent coś tłumaczy trzymając w dłoni księgę zapisaną drobnym tekstem...
Słowa przejście, nowe życie, wiedza, mądrość i potęga. Wszystko jest chaotyczne, zamglone i niejasne.

Było jeszcze coś. Susan ściskała w dłoni klucz, który został jej wciśnięty na ulicy przez nieznajomą z szaleństwem w oczach. Szukała czegokolwiek, co dałoby się nim otworzyć... Jednak bez skutku. Amy zerknęła na rudowłosą.
- Chciałabym się dowiedzieć, od czego jest ten klucz. - Powiedziała, gdy w końcu udało się jej skupić myśli.
- A ja chciałabym się dowiedzieć, coś ty za jedna - odburknęła Susan. Amy nie wydawała się wroga, zresztą przecież kojarzyły się nawzajem. Drogę do mieszkania Vincenta przebyły w milczeniu, ale może nastał w końcu moment na jakieś odpowiedzi, a nie tylko pytania. Susan wlepiła wzrok w towarzyszkę, a potem zaczęła pakować wszystko, co wydawało się ważne do dużej skórzanej torby którą miała ze sobą. Dodatkowo dorzuciła jeszcze książkę o astrologii. Będzie dla Tammy. - pomyślała. Jej młodsza siostra w 1985 roku zajmowała się jeszcze hipisowskimi bzdetami.

- Amy, jestem fotografem i niedawno mnie znaleziono po tym jak zostałam porwana. - Odpowiedziała bez skrępowania, bo i co miałaby ukrywać. Amy wrzuciła trzymaną książeczkę do torebki. - A ty?
- Susan, Susan Finkel. Mam to samo co ty z tym porwaniem… I jakoś mnie to nie dziwi. Pewnie słyszałaś o Wall Street? Tam pracuję. - Jeszcze parę miesięcy temu spotkanie z fotografką mogłoby całkiem podekscytować Susan. Poznawała głównie dupków z instytucji finansowych i przydaliby się jej jacyś znajomi spoza tego kręgu… Ale te okoliczności nie były specjalnie fortunne. - Odpowiadając na twoje pytanie: nie mam pojęcia od czego jest klucz. Wcisnęła mi go do ręki jakaś zwariowana babka w futrze. Na ulicy. Może ją kojarzysz?
- Wiesz… widziałam na ulicy setki zwariowanych babek w futrach. Mogłabyś zdradzić coś więcej? - Amy sama chętnie zapytałaby o swego wybranka, ale o co miała spytać? Pamiętała co do niego czuła i tyle.
- Tak myślałam. - westchnęła Susan zapinając torbę - Dobra, nie ma co dywagować. Zbieramy się.
- Tak, zwijajmy się. - Amy wyciągnęła aparat i zrobiła kilka zdjęć.




*




Do domu Susan wróciła dobrze po trzeciej w nocy. Wśliznęła się do swojego pokoju tak cicho jak umiała, bo nie chciała budzić Davida i Cynthii. Jej brat i przyjaciółka w przeciwieństwie do rodziców z dużą wyrozumiałością podeszli do tego, że Susan chce żyć normalnym życiem mimo porwania, ale wolała nie nadwyrężać ich zaufania tak późnymi powrotami. Zwłaszcza, że nie mogła przecież powiedzieć im, że noc spędziła włamując się do mieszkania nieboszczyka.

Zamknęła za sobą ostrożnie drzwi sypialni i zapaliła nocną lampkę. Zdjąwszy kurtkę i buty położyła się na łóżku i zaczęła przeglądać rzeczy, które zabrała od Vincenta. Amy wzięła cienką książeczkę którą pojawiła się w wizji, Susan spakowała drugi z oprawnych w skórę tomików, ryciny i książkę o astrologii. Nic jej to wszystko nie mówiło, poza tym, że symbole przypominały okultystyczne wydawnictwa drukowane na wstrętnym makulaturowym papierze. Jutro był piątek... Do pracy miała wrócić w poniedziałek, postanowiła więc że zajrzy nazajutrz jeszcze raz do antykwariatu Szczura na Brooklynie, a przy okazji odwiedzi rodziców. Jeszcze chwilę wpatrywała się w rysunek przedstawiający głowę z dziurką od klucza, którą otwierał klucz o kościstej rączce, po czym jej głowa osunęła się na bark i dziewczyna zasnęła.
 

Ostatnio edytowane przez fujiyamama : 10-07-2017 o 22:27.
fujiyamama jest offline