Przez długi czas wydawało się, że twoje słowa trafiały w próżnię. Że odpowiedzią na nie będzie cisza. Że cosiek, jeśli istnieje, nie raczy się do ciebie odezwać.
Czy to było dobrze, czy źle... nie wiedziałaś. Ale wiedziałaś że nie jesteś sama w kuchni. Czułaś to niemal przez skórę, jakkolwiek absurdalnie bądź nielogicznie to brzmiało.
Tylko gdzie on był? Gdzie się ukrywał? Może był jak krasnoludki, małym ludzikiem wchodzącym w ciała jak robak. Brrrr... nieprzyjemna myśl, tym bardziej gdy wyobrażałaś sobie że wchodzi w ciebie. Którymś z twoich otworów. A może był niematerialny jak duch? Absurd! Nie wierzyłaś w duchy, nie wierzyłaś w opętania. Byłaś kobietą nauki, lekarzem, ateistką.
Nie wierzyłaś też w zombie, a dziś wszak zatłukłaś jednego z nich.
Gdy już myślałaś, że nic się nie wydarzy,
ekran dotykowy przy kuchence uruchomił się mimo braku prądu. Uaktywniła się ikonka Skype'a i choć nie było widać obrazu słychać było skrzekliwy głos wypowiadający słowa w archaicznym języku, którego nie znałaś.
Co jednak nie przeszkadzało ci rozumieć znaczenia każdego wypowiadanego w nim zdania.
"Jestem cały czas. Nie ukrywam się."- odzywał się głos.
"- Odwlekasz tylko nieuniknione. Jesteś ostatnim ogniwem trzymającym mnie w mym więzieniu. Poddaj się losowi, którego nie możesz uniknąć i zgiń."