Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2017, 21:49   #25
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Jakąś godzinę po wybyciu diabła przyszedł Oldrzych z Pężyrką. Pężyrkę było słychać od szczytu ulicy. Anna się dowiedziała przez okno, że ona, Anna, jest mimozą. A Gangrel ze wszystkich zwierząt przypomina najbardziej jelenia z utrąconym rogiem. Oldrzych szedł obok i się nie odzywał słowem, a flisaczka do niego fikała z ewidentną przyjemnością.
Anna zdążyła doprowadzić do ładu Agotę, a ta ją samą, więc czekała teraz na gości u szczytu stołu, w eleganckiej sukni i kryzie z koronek zasłaniającej skromnie szyje. Była bardziej poważna niż zazwyczaj a i nieco przygaszona.
Bez słowa wskazała im miejsca i nakazała służce polać do kielichów.
-Mniemam, że nie trzeba nam się przedstawiać. Ja jestem Anną, mimozą. A ty Pężyrką, która wszystkim podpada. Dlaczego on jest jeleniem? -wskazała na Oldrzycha i przyglądała mu się inaczej, jakby już miała zawsze brać pod uwagę, że on może nie być nim.
Flisaczka zmrużyła kocio i tak wąskie jak szparki oczy. Rozsiadła się na ławie swobodnie i po męsku, w szerokim rozkroku. Ta swoboda była jakąś grą, Anna widziała, jak dobrze Pężyrka kontroluje własne ciało i przestrzeń wokół siebie. W przeciwieństwie do Gangrela, który kontrolował głównie własny gniew, by nie urwać wampirzycy głowy. Ona zaś właśnie pochwyciła kielich i przysunęła go do siebie zamaszystym gestem. Uronione z krawędzi krople pofrunęły w powietrzu i chlapnęły na rękaw zbójcy. Oldrzych drgnął i zacisnął zęby.
- Bo niby siedzi tutaj, ale jego pusty łeb, po którym przelewają się jeno nauki Husa, wisi nad twym kominkiem? - Pężyrka wyszczerzyła zęby i bez żenady wgapiła się w piersi Anny.
Anna oparła policzek na dwóch palcach oddając Pężyrce swoją pełną uwagę.
-Nie podzielasz, jak rozumiem, jego zachwytu naukami Jana Husa? Z którymi konkretnie z jego tez się nie zgadzasz? Choć jestem katoliczką, uważam, że miał wiele racji.
- Religia batogiem ma być, nie bezpieczną przystanią - osądziła Pężyrka autorytarnie. Ołdrzych skrzywił się szpetnie. I zagotował się w sobie, co flisaczka z ukontentowaniem zauważyła, szybko i kątem oka. - Na synod mnie tu zaprosiłaś?
- By ci zadać kilka pytań, oczywiście. Kasztelan prosił by ze mną współpracować. Po pierwsze wiec, jak to było, ze ty i twój rodzic zdradziliście Skrzynskich? Jakie mieliście powody, jak sie zabraliście do sprawy i wreszcie, jak ojciec twój poległ.
- Skoro ci stary nie rzekł, i ja ci nie rzeknę. Bo teraz Aureliusa sprawdzasz, mimozo, nie Diabły - wycedziła Pężyrka, i paznokciami lewej ręki ze zgrzytem przejechała po stole. - A ociec mój zginął jak żył. W powodzi juchy, nie pytając nikogo o nic i nie prosząc o wybaczenie, że jest kim jest.
-Nie mów mi kogo sprawdzam i do czego zmierzam. Mam zaufanie kasztelana i jego zgodę by wchodzić gdzie chcę i pytać o co chcę, a z celów nie nakazał mi się tobie spowiadać - Anna ciągnęła swoim chłodnym pozbawionym emocji głosem. - Rozumiem, że odmawiasz odpowiedzi na te pytania?
- A masz jakieś mądre?
- To może czym zalazłaś za skórę plemieniu Srebrnych Kłów, ze odjęli ci rękę, palce i pół twarzy?
- Jestem, jak to oni mówią, trupielcem - Pężyrka trzepnęła dziewczęco rzęsami i zrobiła minę królika.
-Za byle trupielcem by nie ganiali taki szmat drogi, na obce terytoria. Szukali cię.
- I znaleźli - oznajmiła flisaczka nie bez satysfakcji. Obróciła się do milczącego zbójcy. - Nie sromaj się. Następnym razem będę gotowa. Nie będziesz mnie musiał obnosić po kniejach na rękach jak pannę młodą.
Anna strzeliła palcami niby na psa, którego rozprasza nadmiar energii.
-Później sobie poflirtujesz, teraz jest kwadrans dla mnie. Sądzisz, że Bożywoj się po ciebie pofatyguje?
Jakiś cień obawy przemknął przez twarz wampirzycy. Zarzuciła nogi na stół, odchyliła się mocno w tył, balansując na krawędzi ławy.
- O. Tak - oznajmiła bez wahania i bez entuzjazmu.
- Co sądzisz o Gertrudzie? Podobno się przyjaźnicie.
Pężyrka wzruszyła ramionami.
-Tak rzekła? - Spytała obojętnie. - Cholera, musi być, żem naprawdę dobra i chwacko jej wygodzila. Ale nietrudna to sztuka w żywieckim grajdolku, gdzie jeden jest prawdziwy mąż pośród Spokrewnionych, i akuratnie Nosferatu.
- Jeszcze jedno. Teraz, gdyś w niedyspozycji, zdaje ci się, że kto by najlepiej podołał twoim obowiązkom. Czy niezastępowalna jesteś przy takiej konfiguracji Kainitow, jaką tutaj mamy?
Anna widząc, ze cierpliwość Oldrzycha wisi na włosku wstała, okrążyła stół i dolała mu do kielicha nakładając kojąco dłoń na brak.
Spięty był jak zwierzę przed skokiem, mięśnie pod palcami Anny twarde jak skała.
-Zależy którym - odparła flisaczka, pierwszy raz konkretnie i bez przytyku. Za to obróciła się na ławie, spojrzenie wbiła w Annę i kołysać się poczęła, a ława trzeszczała pod nią denerwująco.
- We wszystkim co robisz. Żywiec za mały by cię zastąpić kilkoma.
- Wieści Libor ponieść może. Dać mu dobrego konia, w Krakowie stanie niewiele później ode tratw. A jeśli kto lupinom uciec potrafi, to on w siodle. Baciarzy na miejscu może i on ogarnie - wskazała palcem na Oldrzycha - ale rzeki i jej narowów nikt z was nie zna.
Anna nie chciała przeciągać struny i trzymać Pężyrki dłużej niż to konieczne bo Ołdrzych jej zaraz wpadnie w szał i dom w drzazgi obróci.
-Narazie możesz iść. Rad kilka ci dam, posłuchasz czy nie, twoja wola. Znajdź sobie dobrą kryjówkę albo poproś o kąt w Grójcu. Łupiny z tobą nie skończyły więc las nie jest dla ciebie bezpieczny, tym bardziej bez prawicy. Gertrudy unikaj, boś nie tylko ty jej dogodziła ale również Bożywoj Skrzyński i mniemam że on lepiej. Cokolwiek jej mówisz, a widzę że języka nie szczędzisz, powtarza jemu. I wreszcie w samym Żywcu tez bym sie w oczy nie rzucała gdybym była tobą. Bożywoj mówi, że ze swoją łowną suką ma porachunki. A po prawdzie to się właśnie minęliście w drzwiach.
Miała Anna nadzieje, ze jej spokojne słowa zetrą odrobine drwiący uśmiech z ust Pężyrki.
- Jest tutaj? W Żywcu? - spytała ostro flisaczka, a Ołdrzych powstał ze swojego miejsca, odstawiając pełen puchar ze stukiem.
-Ty siadaj - zażądała stanowczo od Oldrzycha. - Z tobą jeszcze nie mówiłam. Skrzynski już poszedł swoje sprawy załatwiać. Nie czeka pod furtką. Ty możesz iść - rzekła do flisaczki. - Rad posłuchasz lub nie. Agota pokaże ci drzwi.
- Sama znajdę - Pężyrka wstała sprężyście, resztkę krwi z kielicha wlała w rozwarte usta. - Bywaj, jelonku. Pokąpiemy się kiedy indziej. Jak ci pozwoli.
Ołdrzych warknął gardłowo i runął ku niej. Nim jednak stół i ławę wyminął, flisaczka zaśmiała się srebrzyście, skoczyła ku drzwiom i zniknęła w ciemnościach na korytarzu.
Bała się, Anna była tego pewna. Borzywoj był jedynym, czego się bała w swoim życiu. Ale silniejsza od strachu była ulga.
Anna lubiła spokój. A przy tej dwójce w jej własnym domu zrobiło sie głośno od śmiechów, powarkiwania i szurających mebli. Nakryła uszy dłońmi i cofnęła je dopiero gdy trzasnęły wejściowe drzwi. Spojrzała na naprężonego jak struna Odrzycha gotowego bić się… no właśnie z kim?
Usiadła ciężko na krześle, nalała do ich kubków rozcierając skroń.
-Nie wiem czemu z nią przystajesz. Jest wredna i nieprzyjemna, drwi z ciebie bo wie, że się przejmujesz i ma z tego ubaw. Szanujesz ją bo cię raz wiosłem obiła? Zastanów się nad tym.
- Bywa inna - odwarknął. - A gdyśmy tu zjechali, jeno ona mówić ze mną chciała i wsparcie dała. To i gdzieś mam, że czasem drwi… Wiedziałem, że tak będzie. Nie chciała tu przychodzić, nie miała ochoty gadać. Szlag z nią. Co z Diabłem?
-Bywa inna? Może jak ją na rękach nosisz - skrzywiła się Anna. Flisaczka zostawiła po sobie niemiłe wrażenie. W tej jednej sprawie mogłaby nawet Bożywojowi dopingować. Wredna pyskata kreatura. A Anna nie była mimozą! Musiała o siebie dbać od dziecka bo jej też pieniądze po mieczu ni po kądzieli nie spadły.
A pytanie o Diabła zbyła innym.
- Skoro nie wiesz co było, znaczy już na mnie ptasim okiem nie patrzysz. To będziesz miał zagadkę.
Upiła z kielicha tłumiąc cień złości. Ołdrzych nie tłumił. Mógł się hamować przy Pężyrce, sam dobrze wiedział, że wpadając w gniew przegra. A teraz dębowy stół poderwał jak piórko i cisnął nim o ścianę.
Anna podskoczyła na równe nogi, rozchlapana z dzbanka krew trysnęła na jej twarz i suknie. Cofnęła się od Oldrzycha krok za krokiem aż natrafiła na ścianę.
-Wyjdź - wymamrotała blada jak śnieg. - Jeszcze ją dogonisz.
Miotnął się jak ogłuszony. Głową potrząsnął, i zamiast do drzwi, na Annę się potoczył, zwężonymi źrenicami przyszpilił.
- A pójdę - wycedził przez rozpychające się w wargach kły - Dogonię i nie tylko. Jej to może charakter osłodzi. Bo tobie to już nic.
Słowa ją zraniły, ale porcelanowa twarz nawet nie drgnęła.
-Słodźcie sobie, byle szybko, bo ci luba długo nie pożyje. Jak jej nie wybatoży na śmierć Borzywój to wilki zeżrą. I mnie wiedźmą zwiesz - wydęła usta.-. Ona Pewnie nawet w barłogu ci będzie lżyć, ale widać wolisz to niż jak ci ktoś dopomóc chce.
- A połóż ty się do trumny - wypluł odstręczająco i wyszedł. Sądząc po trzasku, balustradzie schodów nie odpuścił.
 
liliel jest offline