Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2017, 22:22   #23
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Leżący w łożu boleści Litwor starał się nie narzekać. Co by nie powiedzieć, po raz kolejny uniknął śmierci o włos, tym razem faktycznie nieco przeholował. Niepotrzebnie skakał na tą łódź. Z drugiej strony, przynajmniej nikt, kto pozostał jeszcze wtedy na tamtym statku, a była to garstka nic nie znaczących demonów, nie przeżył Z jednej strony mógł sobie gratulować, a z drugiej pluć sobie w brodę. Nie lubił zabijania. Co prawda czasem było nieuniknione, ale go nie lubił i basta. Na dodatek, miał całe mnóstwo czasu, kiedy leżał w łóżku i zżymał się sam z sobą.

Starając się nie przewracać z boku na bok, w czasie wizyt, podpytywał Senę Lif jak i Gwiazdę, o magię krwi, której ktoś zdawało się użył w czasie starcia. Nie spotykał się z nią zbyt często, a była paskudna zazwyczaj, co więcej, ciekawiło go, czy któraś z mocy czy odwiecznych zarządza tą mocą, czy też opiera się wyłącznie na rytuałach wyciągających moc z dusz i przelanej krwi. Osobiście nie był zainteresowany, ale wolał wiedzieć nieco więcej, na wypadek, gdyby musiał tępić plugastwa jej używające.

Rekonwalescencja była bolesna, ale na szczęście wylizanie się z ran, które swobodnie mogłyby po rozdzieleniu starczyć na wytłuczenie części załogi, zajęło Aigamowi tyle czasu, co porządne przeziębienie. Tylko objawy były dużo ostrzejsze. Po trzech dniach, zaczął powoli wstawać z łóżka i się przechadzać z wolna po kajucie. Była to bezpiecznie nieduża odległość i zawsze miał się czego złapać. Jednak kiedy dojrzał ścianę wiecznego sztormu, nie był pewien czy się z tego powodu cieszyć, czy znowu zwalić wszystko na swoje zezowate szczęście. Żadna iskra magii nie została z niego wydarta, ale nosem czuł różnicę. Tam, gdzie wcześniej dookoła można było wyczuć delikatny zapach magii, niczym wilgoć w powietrzu, teraz było jedno wielkie nic, całkiem jakby nagle dookoła powstała pustynia. Wieczny sztorm również nie był kojącym nerwy widokiem... a jednak wracał do domu. O ile mieli przeżyć przepłynięcie przez to coś. Słyszał niekiedy opowieści, ale nijak się nie umywały do rzeczywistości. - Sześć błota stóp i dziesięć sążni wody... sześć błota stóp i tysiąc sążni wody - Zaczął śpiewać swoją wersję jednej z szant, po krótkiej poprawce, na prawdopodobną głębokość okolicznych wód. Tutaj nawet Kraken mógł przypływać na okres godowy i mieć dość na to miejsca.

Poza śpiewem Litwora na pokładzie panowała cisza. Na twarzach załogi widać było niepokój, wiążący się z niewiadomym jutrem, nieznanym zagrożeniem, a także samy poczucie opuszczenia przez… No właśnie, przez co? Ci, którzy na magii się znali mogli odpowiedzieć na to pytanie. O ile bowiem w nich magia wciąż tkwiła tak poza nimi była tylko pustka. Dziwne nawet wydawało się to, że sam statek wciąż istniał, z magii wszak stworzony. Sena jednak nie sprawiała wrażenia zaniepokojonej swym losem. Czuć od niej było ciekawość, ekscytację nieznanym. Te same emocje poczęły wkrótce emanować z każdej deski, liny i kawałka płótna jakie tworzyły “Morską Wiedźmę”.
Wał chmur zbliżał się, z każdą chwilą coraz bardziej, napędzany niecierpliwością Wiedźmy.
- Ciekawe jakiego powitania powinniśmy się spodziewać? - Ciszę przerwał głos Mir’a, który tak jak i reszta ludzi i nie-ludzi znajdujących się na statku, porzucił swe obowiązki i uwagę skupił na tym, co przed dziobem się znajdowało.

- Uwertury na pioruny i sztorm, z domieszką niepewności, za to po drugiej stronie, może będą syreny i zapach w powietrzu jak nigdzie indziej. Powietrze tam jest wręcz przesycone pewną rzeczą, ale to za ścianą. Mam nadzieję. - Odparł na pytanie Mir’a, chyba jako jedyny wiedział co jest po drugiej stronie. -Sena, kiedy ostatni raz widziałaś nowe morza?- Litwor wyszczerzył się do Wiedźmy.

Origa zainteresowana zebraniem najważniejszych osób na statku, zaraz też i sama się pojawiła tam. Standardowo zignorowała obecność Mira, skupiając się na słowach Litwora. Anielica podobnie jak i Dusza Statku, była podekscytowana. Uśmiechnięta blada buźka czarnowłosej skrzydlatej przyglądała się to w dal, na mgłę, to na jej opiekuna. Po tym jak Aigam zaczął zachwalać powietrze po tamtej stronie, księżniczka rozłożyła po swoich bokach skrzydła, jakby jakby chcąc pochwycić powiew wiatru i w zniecierpliwieniu rozważała by podlecieć tam samej.
- Daleko jeszcze? - zapytała Origa spoglądając to na opiekuna to na Senę.

Litwor tylko wzruszył ramionami. Nie miał absolutnie żadnego pojęcia. Mogły to być godziny, dni, tygodni, a może nawet miesiące. Równie dobrze czas mógł nie istnieć wewnątrz burzy, albo mogło ich tam coś unicestwić. Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią i uznał, że pytanie równie dobrze mogło się odnosić do Rivoren, dna, albo śmierci, a że ostatnie o czym śpiewał, to sześć błota stóp, mógł dać tylko jedną odpowiedź. - Miejmy nadzieję, że tak.

- Minęły wieki - cichym głosem odpowiedziała Wiedźma, uśmiechając się do Litwora i anielicy. - Wszystko zależy od tego co jest za tym wałem i czy zdołamy go pokonać. Możliwe że znajdziemy się w chaosie magicznych zawirowań, które rozniosą ten statek i nas na drobne kawałki. Pozostaje czekać i liczyć na to, że przychylność Trójcy wystarczy byśmy uszli z tej przygody cało.
Pomimo raczej ponurych przewidywań, cały statek wraz z jego Duszą tchnęły radością. Nie dało się jej ignorować bowiem znajdowała się w każdym wdychanym hauście powietrza, w każdej kropli morskiej wody, która zraszała ich twarze gdy mknęli przez wody Morza Zguby. Na twarzach marynarzy strach mieszał się z wyczekiwaniem, jakby i oni stanowili w jakiś sposób część statku, a tym samym i Seny. Jakby wszystkich i wszystko łączyła niewidzialna więź i tylko ci, którzy gośćmi jedynie na pokładzie byli obcy. Na twarzach Lif, Nichaela i Gwiazdy widać było przede wszystkim niepokój. U każdego jednak miał on nieco inny wyraz. U kapłanki był to niepokój okraszony stanowczą postawą osoby, która wie że w miejscu do którego zdąża czeka ją nieprzyjemne powitanie ale i tak nie zawraca, a prze do przodu. U Nichaela był to przede wszystkim niepokój zabarwiony troską o dobro siostry, na której ramieniu spoczywała jego dłoń. U Gwiazdy zaś był on niepokojem połączonym z pogodzeniem na los, jaki czekał na nią i otaczające ją istoty tam, za granicą kłębiących się chmur i wyładowań.


Wkrótce czas oczekiwania na odpowiedzi tyczące się tego co czekało na nich tam, po drugiej stronie, dobiegł końca. “Morska Wiedźma” znalazła się tuż przed wałem, a jej załoga została postawiona w stan najwyższej gotowości. Zwijano żagle, sprawdzano liny, zabezpieczano co się dało. Litwor czuł jak z każdą chwilą, w której górująca nad nimi, pochłaniająca horyzont kotłowanina chmur zbliża się do niego, coś coraz mocniej przyciąga go do niej. Wrażenie było niezwykle silne, jakby jakaś siła zarzuciła haczyk, który wbił się w jego serce i teraz próbowała to serce przyciągnąć, a wraz z nim jego duszę i całą resztę. Było to uczucie dotąd nieznane, a jednak nie budzące niepokoju. Miało w sobie bowiem coś znajomego, jakąś aurę, która do niego przemawiała.
Niczego takiego nie odczuwała jego młoda podopieczna, dla której wał chmur był jedynie tym czym był, granicą za którą krył się nieznany, fascynujący świat. Może nieco przerażający, z całą pewnością pełen niebezpieczeństw, ale dający szansę na przeżycie przygody jej życia. O ile życie to zachowa i nie stanie się ona jej ostatnią.

W końcu nastąpiło to, co zdawało się nie tylko nieuniknione ale i wyczekiwane. Dziób “Wiedźmy” wniknął w tą dziwną, chmurną powłokę. Statkiem wstrząsnęło, jakby stworzona była nie z miękkich chmur a z litej skały. Po pokładzie poniosły się odgłosy okrzyków zaskoczenia i bólu, bowiem nie dla każdego lądowanie na deskach było przyjemne. Okręt jednak nie stanął w miejscu, a poruszał się dalej, wnikając w wał niczym w gęstą melasę. Wiatr towarzyszący wałowi rozwiewał włosy i wdzierał się pod ubrania, sprawiając wrażenie jakby chciał je rozerwać na strzępy, a wraz z nimi ciała ich nosicieli, a także statek, którym płynęli. Były to wiatry magii, tak chaotycznej i dzikiej, że nie pozwalała się określić nawet takiemu doświadczonemu wojakowi jak Litwor, którego zmysły przytłoczone zbyt wieloma bodźcami, odmawiały posłuszeństwa.
Cal za calem, fragment po fragmencie, “Morska Wiedźma” znikała im z oczu, pożerana przez nieznaną im siłę, która utworzyła zaporę. W końcu i oni zostali przez nią pożarci…


Po drugiej stronie nie było morza, lądu ani… W sumie nie można było powiedzieć by było tam niebo. Przestrzeń, która się przed nimi rozciągała była dokładnie tym, przestrzenią. Pozbawiona była kierunków i znanych im punktów odniesienia. Pełna za to była kolorów i, co mógł stwierdzić nie tylko Litwor ale i Origa, magii. Była wszędzie, silniejsza niż kiedykolwiek mieli okazję doświadczyć. Wdzierała się w nich i w statek, przewiercała na wylot, wypełniała i brała w posiadanie. Sena zniknęła, a wraz z nią zniknęli marynarze. “Morska Wiedźma” zaczęła się rozpadać na drobne kawałeczki tuż pod ich stopami. Zaczęli spadać w dół dając fałsz wrażeniu, że dołu nie było. Był, był czarny i niezgłębiony, odcinał ich od zmysłów, od ich ciał, w końcu odciął także od świadomości.


Ta ostatnia postanowiła w końcu powrócić, dając im znać iż żyją. Bo żyć musieli sądząc po bodźcach dostarczanych przez ciała. Czuli chłód wiatru owiewającego mokrą skórę i przemoczone odzienie, które ją okrywało. Czuli ból mięśni, całkiem jakby zmusili je do ciężkiej pracy przez czas zdecydowanie dłuższy niż te były w stanie pracować. Czuli też tępy ból głowy, jak po nocy spędzonej na ostrej hulance. Gdy otworzyli oczy powitał ich widok nie lada.





Majaczący w oddali brzeg, upstrzony szczytami spowitymi w całunie stalowych chmur. Równie stalowa była woda i niebo i… Zdawało się że wszystko co ich otaczało, włącznie z samym powietrzem które wtłaczali do płóc. Szybko też stało się jasnym dlaczego ich ubrania i ciała były przemoczone. Ciężko bowiem było pozostać suchym gdy się znajdowało w wodzie, a konkretnie leżało na uplecionej z wodorostów siatce rozciągniętej na wodzie i napędzanej przez syreny o poważnych, niemych obliczach. Obok leżeli pozostali członkowie załogi “Morskiej Wiedźmy” oraz goście okrętu wraz z samą Duszą, która wspomagała syreny w holowaniu ich do brzegu. Także na jej twarzy malowała się powaga, strach nawet i coś, co kojarzyć się mogło z żalem.
- Gdzie jesteśmy, Litworze? - zadała pytanie jedynej osobie, która mogła się orientować w miejscu, do którego trafili, o ile faktycznie było to miejsce należące do zaginionej Wyspy Bogów. I mógł stwierdzić śmiało iż było. Znał ten zapach, który wdzierał się w nozdrza, znał tą aurę magii, którą nasycone było powietrze. Tak, był w domu bowiem całe Rivoren było właśnie tym, jego domem. To jednak co przed sobą widział nie należało do krainy, w której się wychował, a do jej zakazanej części. To była druga strona Rivoren, zakazane ziemie Margh i ich wybrzeże.

Księżniczka miała minę jakby dopadła ją silna choroba morska. Siedziała w klęczki ze skrzydłami szeroko rozpostartymi, opierając się na tej dziwnej siatce z wodorostów. Skupiła się na oddychaniu i wyczuwaniu tej potężnej magii, która tu ją otulała niczym kokon. Po zadaniu przez Senę pytania skierowanego do Litwora Origa spojrzała w ich kierunku na krótką chwilę. Jednak oczekując jego odpowiedzi, wróciła do przyglądania się majaczącemu przed nimi lądowi. W spojrzeniu anielicy widoczny był błysk fascynacji na to nieznane, które na nich tam czekało.

-W ciemnej dupie. Witamy w Margh. Co prawda to niby część Rivoren, ale ten, no… zakazane ziemie i tak dalej. Tu jest niebezpiecznie i mówię to ja. Co ze statkiem, da się go jakoś odtworzyć, czy tylko pozostał gdzies za nami? - Litwor poruszył prawdopodobnie drażliwy temat. Rozglądając się jednocześnie za swoimi bagażami. Wolałby, żeby pewne rzeczy nie przepadły.

Na twarzach wszystkich odmalował się strach. Każdy wszak słyszał o Margh, Przeklętej Krainie, o której krążyły opowieści z rodzaju tych, którymi matki straszą swe dzieci gdy te nie chcą słuchać.
- Nie wiem - Sena dopiero po dłuższej chwili odpowiedziała. - Nadal żyję więc musi w jakiś sposób istnieć, chociaż nie wiem co dokładnie się stało w trakcie przejścia. Może uzyskamy odpowiedź w tej krainie, o ile przeżyjemy na tyle długo by móc zadać pytania.
Wizja nie była optymistyczna, nie dało się ukryć. Tak jak nie dało się ukryć braku bagaży, które podobnie jak statek, zniknęły zostawiając podróżników tylko z tym, co mieli przy sobie.
- Znasz tą krainę lepiej niż my - podjęła Wiedźma, a jej spojrzenie zdawało się przewiercać Aigama na wylot. - Czy jest ktoś z kim mógłbyś się skontaktować, a kto mógłby udzielić nam pomocy? Przynajmniej na samym początku..
-Noo, Margh, ewentualnie któraś z jej kapłanek, Łapacze, może jakaś demonica czy elfka, unikajcie magów i nie pokazujcie od razu, że macie magiczne zdolności. Najlepiej w ogóle, jeśli nie będzie to konieczne. Zaś co do kontaktowania się, myślę, że niedługo sami nas znajdą, w miarę szybko nawet. - Dodał po chwili zastanowienia Aigam.

- Czemu mamy unikać magów? - wtrąciła się Origa ze swoim pytaniem.
-Bo tutaj się ich zabija za to tylko, że istnieją.- Odparł Litwor spokojnie. W końcu sam był magobójcą z zawodu.
- No dobrze... - mruknęła pod nosem anielica i owinęła wokół siebie skrzydła, by osłonić się od nieprzyjemnego wiatru. Dla niej zastosowanie się do zalecenia Litwora nie stanowiło dużego problemu, bo na co dzień i tak miała zakaz używania magii więc nawet nie nawykła do korzystania z niej. - I Margh nas zaprowadzi do Riv? - zapytała, wykazując przy tym coś na kształt entuzjazmu, o który w czystej formie jednak ciężko było będąc mokrym i płynąc niestabilnym substytutem łodzi.
-Ori, nie chcę cię martwić, ale prawdopodobnie ma na głowie ważniejsze sprawy obecnie, niespecjalnie lubi jak jej się za bardzo zawraca dupę, ale może trafimy na jakąś świątynię albo kapłankę. Kto wie, w ostateczności będziemy musieli jakiś czas polegać na tym co sam wykombinuję lub znajdę. Szczury lądowe się czasem przydają. - Rzucił na koniec kiepskim żartem.

- W takim razie większość z nas może mieć poważne problemy - podsumował Nichael. Nie można było odmówić racji jego słowom. Każdy z nich posiadał jakąś moc, którą można było określić mianem magicznej. Chociażby sama Sena, istota utkana z magii. Chociażby Gwiazda, fizyczna manifestacja mocy Trójcy. Lif także nie pozostawała w tyle i nawet sam Nichael mógł do magów zostać zaliczony z jego umiejętnością zmiany kształtu.
Zanim jednak którekolwiek z nich zdążyło włączyć się do rozmowy, przerwała im kapłanka Tahary, wskazując dłonią horyzont i widniejący na nim brzeg, do którego zmierzali.
- Ktoś się zbliża - poinformowała, zmieniając kształt i już jako sokół silnym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze. I faktycznie, gdy się nieco lepiej przyjrzeli, dostrzegli niewielki punkt, który z każdą chwilą rósł, przybierając postać upadłej.


Postać znajomą, chociaż tylko jednej osobie.
Kobieta zatoczyła koło nad siecią, mierząc ich obojętnym spojrzeniem. Nie sprawiała wrażenia chętnej do ataku, co mogło nieco dziwić księżniczkę, bowiem od zawsze upadli byli w stanie wojny z aniołami i przy każdej okazji jedno dążyło do zniszczenia drugiego korzystając z każdego dostępnego środka. W końcu jednak nieznajoma zamarła nieco z boku, w pobliżu Litwora. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech gdy przemówiła.
- No, no, kogóż my tu mamy.

Niechęć - delikatnie nazywając to uczucie - była głęboko zakorzeniona w jestestwie każdego anioła. Nawet takiego będącego półkrwi i który nigdy wcześniej nie spotkał swego czarnoskrzydłego "pobratymca". Origa widząc upadłą rozłożyła skrzydła i zamachnęła nimi by strzepać z nich wodę. Czujnie przyglądała się obcej, jakby oczekując, że może ich zaatakować w każdej chwili. Księżniczka zacisnęła dłonie w pięści i kątem oka spojrzała na Litwora, oczekując jego reakcji.

- Cholera, znowu umarłem i znalazłem się w niebie! Co tam słychać Kaz?! - Krzyknął wesoło Aigam, machając do kobiety. -Jak dużego zamieszania narobiliśmy? - Zapytał z ciekawości.

- Znowu? - mruknęła Origa ze zdziwieniem powtarzając słowo wypowiedziane przez jej opiekuna. Od razu też, po przyjacielskiej reakcji Litwora na upadłą, księżniczka przestała być spięta niczym panna młoda w noc poślubną. Ponownie owinęła się skrzydłami osłaniając się przed zimnym wiatrem i uważnie zaczęła się przysłuchiwać rozmowie.

- On już tak ma - na pytanie anielicy odpowiedziała upadła, którą Litwor nazwał Kaz i z której przybycia był zadowolony. - Jeszcze żadnego, o ile mi wiadomo ale to się w każdej chwili może zmienić - odpowiedziała na pytanie Aigama, opadając nieco niżej wyraźnie nie mając zamiaru lądować na wodorostowej sieci.
- Wolelibyśmy uniknąć jakiegokolwiek zamieszania tak długo, jak to tylko możliwe. - Głos zabrała Sena, przyglądając się skrzydlatej z zaciekawieniem pozbawionym podejrzliwości.
- Czyli przynajmniej do czasu gdy postawimy stopy na stałym gruncie - dorzucił Nichael, którego niechęć wcale nie zmalała pomimo wyraźnie ciepłego przyjęcia, jakie urządzili upadłej pozostali. Nawet dłoń Gwiazdy, która w geście uspokojenia spoczęła na jego barku, niewiele w tej kwestii zmieniła.
- To powinno się udać o ile się pospieszycie. Ahri czeka na plaży pilnując by nikt niepowołany nie znalazł się w pobliżu. Ucieszyła się na wieść o twoim przybyciu - ostatnie słowa Kaz skierowała do Litwora, wyginając ku górze kąciki ust. Spomiędzy warg wyłoniły się wyraźnie odcinając od szkarłatu ust, zęby. Uśmiech był radosny, chociaż oczy pełne niepokoju. Raz po raz uciekała spojrzeniem w kierunku, w którym zmierzali.
- Wybrałeś sobie nienajlepszy czas na wizyty, chociaż znając życie wyboru wielkiego nie miałeś. Dobrze jednak że przybyłeś wraz ze swymi towarzyszami. Każda pomoc jest teraz na wagę złota bowiem czasy nastały ciężkie dla obu krain. Mam nadzieję, że dzięki wam uda się powstrzymać zagrożenie - rzekła, spoglądając na każdego z osobna. Nieco dłużej jej wzrok spoczywał na Oridze, Senie i Gwieździe, jednak na koniec powrócił do Litwora.
- Bramy tracą swą moc. Wszystkie, nie tylko ta, którą wzmacniają Filary. Coś kradnie ich moc, a bez niej… - poruszyła skrzydłami, strzepując z nich krople wody, które na nich opadły. Jednocześnie ruch ten był wzdrygnięciem, wyrazem.. Strachu? Tak, strach zdawał się być najbliższy, chociaż sporo w tym było także pożądania wynikającego z mrocznej natury upadłej, o której istnieniu Aigam przekonał się gdy wraz z nią stał w pobliżu jednej z owych Bram.

-Pamiętasz, jak mówiłem że zrobiłem to, co do mnie należało i że bardzo nie lubię, jak mi mówią tylko część tego co potrzebuję wiedzieć? Właśnie tak to się kończy. Tak bardziej na poważnie, pałętałem się po Zaris, kiedy się dowiedziałem o większych kłopotach. Widział ktoś Darkara albo Avarona od mojej ostatniej wizyty? Cieszę się, że jeszcze żyjesz, to samo z Ahri, najwyraźniej się sprawdziła nieco lepiej niż się to zapowiadało z początku. Ktoś jeszcze ze znanych twarzy? - Aigam przerwał na chwilę na zaczerpnięcie oddechu. -Jak się nieco uspokoi, to będzie trzeba odzyskać parę rzeczy, które były na statku. Kilka rzeczy, które trzeba by było zniszczyć, zanim znowu wpadną w niepowołane ręce, bardziej niż moje. - Dodał szarpiąc w zamyśleniu brodę. Zastanawiał się jak fatalnie wyglądała sytuacja na chwilę obecną. Strach u Kaz był sprzeczny z naturą rzeczy, starał się jednak nie dać po sobie poznać nutki niepokoju. -Seno, będziesz w stanie stanąć na lądzie? - Gdyby nie była w stanie, wolał nawet nie myśleć, jakie mogło to powodować komplikacje.

Z całego towarzystwa chyba tylko Origa nie zdawała sobie powagi sytuacji. Księżniczka z naburmuszoną miną wpatrywała się w brzeg. W tej chwili jedyne o czym marzyła to dotrzeć do lądu, obmyć się ze słonej, gryzącej wody i przebrać się w coś suchego.

- To się okaże - odpowiedziała Wiedźma, ignorując zaniepokojone spojrzenia swojej załogi. Nikt wszak nie wiedział co by się z nimi stało gdyby także Dusza okrętu zniknęła. Czy mogła zniknąć? Dlaczego wciąż istniała skoro nie istniało ciało? Pytania te widniały na twarzach syren, ludzi i przedstawicieli pozostałych ras, które tworzyły jej załogę.
- Z drużyny pozostałyśmy tylko my dwie - Kaz odpowiedziała dopiero po chwili. - Reszta nie miała tyle szczęścia, chociaż w obecnej chwili można chyba powiedzieć, że to my nie miałyśmy. Łaska Trójcy to kapryśny dar - dodała, wzbijając się nieco wyżej. - Sprawdzę wody, może część z owych przedmiotów uda się odzyskać. Przykro mi z powodu twojego statku - rzuciła w stronę Seny, zdradzając tym samym iż wie z kim ma do czynienia. - Jestem pewna że stało się tak z dobrego powodu, jednak na wszelki wypadek chwila ta jest dobrą aby pożegnać się z wszystkimi. Porozmawiamy gdy wylądujecie, to już niedaleko - dodała, słowa kierując do Litwora, po czym nie czekając na odpowiedź wzbiła się w powietrze. Jeszcze przez chwilę tkwiła nad nimi wypatrując czegoś na tle stalowego nieba, po czym ruszyła w stronę przeciwną do tej, z której przyleciała.
- Czy możemy jej zaufać? - zapytał Nichael, dla którego kwestia ta zdawała się być ważniejszą niż wszystkie inne. Widać też było, że na owe zaufanie nie ma ochoty, jednak samo pytanie świadczyło o tym, że był gotów dać skrzydlatej szansę o ile Litwor da mu swoje słowo.
- Zbliżamy się - zanim Aigan miał szansę odpowiedzieć wtrąciła się Sena, wskazując na ląd, który nagle znalazł się niemal na wyciągnięcie ręki. Widać już było szary piasek plaży i linię drzew. Doskonale także widać było oba szczyty, dumnie wyrastające ponad koronami gęstego lasu. Ich wierzchołki zasnuwały nisko wiszące chmury. Były one niczym całun nałożony na trupa krainy, co wcale nie poprawiało nastroju rozbitkom. Szybko jednak znaleźli przyjaźniejszy punkt, na którym można było zawiesić spojrzenia. Drobna postać odziana od stóp po głowę w białe, zwiewne szaty, czekała na nich po kolana zanurzona w wodzie.


Wiatr targał jej szatami i rozwiewał srebrne włosy. Na ich widok oderwała dłoń, którą przytrzymywała odzienie i pomachała radośnie.

-Można. - Powiedział Litwor po chwili namysłu. Ciężko byłoby streścić wszystko co wiedział na temat tej grupy Łapaczy oraz historii ostatniego odnawiania Filarów. Na widok kapłanki, zamachał energicznie, a po chwili odwrócił się do Seny. -Co o tym myślisz? Bo dla mnie to za wysoka szkoła magii, żeby powiedzieć coś sensownego. - Zwrócił się do Seny. Kotłowoało się w nim sporo emocji, w tym całkiem sporo znużenia tym, że kiedy we wszystko zamieszane były Potęgi, większość spraw za bardzo przypominała wojnę, zakrojoną na szeroką skalę, gdzie nie liczyły się koszta, ofiary i poświęcenie. Przynajmniej nie na dłuższą metę, za to ciężko było się nudzić, czy przewidzieć jak długo się będzie żyło.

Origa natomiast stwierdziła, że ma dość siedzenia na siatce z wodnej roślinności. Rozłożyła skrzydła, z których pomocą złapała równowagę na ich środku transportu morskiego, a następnie zrobiła nimi silny zamach, wzbijając się w powietrze. Księżniczka zamierzała na własną rękę postawić nogę na suchym lądzie. Skierowała się do machającej do nich istoty.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 11-07-2017 o 22:24.
Plomiennoluski jest offline