Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2017, 22:37   #274
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Bohaterowie pracowali w pocie czoła aby ukończyć prowizoryczne przejście, a było to zadanie dość trudne z uwagi na jego długość oraz masę kamieni. Bez pomocy Waightstilla większości kamieni nie mogliby nawet ruszyć a co dopiero przenieść na właściwe miejsce. Czasu było coraz mniej a droga dość daleka.

Marwald powoli uspokajał swój umysł. Skupienie się na swojej nodze odegnało od niego inne myśli, jakiekolwiek by nie były. Palec wyglądał na normalny, niezależnie jak długo i jakiej strony się mu przyglądał. Gdy tylko skończył i na nowo zawinął onuce poczuł że jego serce zaczęło wolniej bić a oddech się unormował. Kolekcjoner nie był co prawda w pełni sił zarówno fizycznych jak i umysłowych, jednakże było zdecydowanie lepiej aniżeli wcześniej. Bohater mógł się już w miarę poruszać co też wykorzystał na pomoc swoim towarzyszom. Nie była to może jakaś wielka pomoc, ale lepsze to niż nic. Marwald pomagał toczyć kamienie, lecz jego wzrok ciągle wbity był w kamienne podłoże, gdyż każde spojrzenie w stronę zielonego kwasu kończyło się chwilowym paraliżem całego ciała.

W pewnym momencie kwas podszedł naprawdę blisko środka jaskini, wiadomym było iż zostało niewiele czasu na budowę. Kolekcjoner który do tej pory starał się pomagać i jednocześnie trzymać się z dala od kwasu, teraz ponownie stał na środku, jak najdalej od mazi. Widać było że znów ogarnia go ten dziwny paraliż, bohater co rusz schował twarz w dłoniach. Waightstill już wcześniej postanowił że zajmie się towarzyszem jeśli będzie trzeba, dlatego też podniósł go i mimo jego woli niósł przez groblę. Kolekcjoner cały czas krzyczał i wierzgał się, lecz dla Bartnika nie był to wielki problem. Marwald widząc bezsensowność swoich działań poddał się, przestał wierzgać i w ciszy oraz z zamkniętymi oczami dał się nieść dalej. W pewnym momencie bohaterowie doszli do końca stabilnej części chodnika, dalej trzeba było większej gimnastyki aby przejść i nie skąpać sie w kwasie.

- Pójdę pierwszy - zaproponował Max - tylko dajcie mi włócznie, tak w razie czego, sprawdzę stan nawierzchni i jak daleko jeszcze do wyjścia

Bohaterowie doskonale znali zręczność łowcy który właśnie balansując przechodził z kamienia na kamień, lecz w pewnym momencie jeden z głazów niefortunnie się obrócił zrzucając Max wprost w zieloną maź. Bezuchy zawył z bólu, a w chwilę później do nozdrzy bohaterów doszedł ostry zapach palonego ciała wymieszanego z siarka. Nie było zbytnio czasu na reakcje ani sposobu aby pomóc towarzyszowi, Horst nawet rzucił sie na pomoc lecz poruszał się mniej zwinnie aniżeli Max, a w dodatku był cięższy. Z czasem gdy stracił równowagę na jednym z pierwszych głazów, intuicyjnie zrezygnował. Bohaterowie nie mieli czasu na zastanowienie się nad tym co można by zrobić, gdyż krzyk Maxa momentalnie się urwał, a on sam zanurzony tak, że stojąc na czworaka zaledwie tłów miał nad powierzchnią kwasu, właściwie zastygł. W chwilę później Marwald poczuł bardzo silny przepływ wiatrów magi, silniejszy nawet niż jego sam, jego centrum znajdowało się w Maxie. Natomiast wszyscy bohaterowie zauważyli jak w mgnieniu oka z miejsca w którym stał zanurzony łowca powstaje lód który dość szybkim tempem sunie się po powierzchni mazi całkowicie ją pokrywając. Pokrywa lodowa musiała być dość gruba, gdyż kamienie znajdujące się wcześniej nad powierzchnią mazi zostały wypchnięte nad lód i teraz znajdowały się na jego powierzchni. Choć to okrutne, to pierwszą myślą jaka przyszła bohaterom do głowy była ucieczka i tak też uczynili. Lód był na tyle gruby że w połączeniu z głazami utrzymał nawet Bartnika który niósł przecież Marwalda. Mijając Maxa bohaterowie zauważyli iż łowca już się nie rusza, a z jego ciała ciągle wydobywa się nieprzyjemny zapach spalenizny, ciało zanurzało sie coraz bardziej w kwasie który znajdował się poniżej pokrywy lodowej.

Na szczęście po drugiej stronie korytarza było już bezpieczniej, droga wznosiła sie, więc kwas tymczasowo im nie zagrażał. Bohaterowie, gdy tylko znaleźli się w bezpiecznym miejscu odwrócili się za siebie. Lód, pomimo swej grubości dość szybko był trawiony przez kwas, podobnie jak i ciało Maxa które całkowicie zanurzyło sie w zielonej mazi. Z czasem gdy bohaterowie odsapnęli nieco zauważyli iż jedyną dalszą droga jest ten korytarz, żadnych odnóg ani jaskiń po drodze. Ku zdumieniu wszystkich, koło bohaterów zmaterializował się Simon.

- Co... cccoo.. to było - jąkał się Simon - przepraszam, jjja... jaa się bałem i ... i uciekłem, od razu uciekłem gdy to zzielonego ccoś zaczeło cieknąąąćć.

Chłopak wyglądał na naprawdę przerażonego. Stał boso a na stopach nie miał już butów, a jego spodnie miały dziury wyżarte prawdopodobnie przez kwas. Waightstill postawił Marwalda na ziemi, a ten gdy poczuł grunt pod nogami otworzył oczy i ... czuł się już zupełnie normalnie, tak jakby nic się nie stało, a przecież dokładnie pamiętał maź w tamtym .... na samą myśl o kwasie całe ciało Kolekcjonera przeszedł dreszcz. Wiedział że choćby się paliło i waliło to nie wróci tam na dół.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline