Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 05:28   #144
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Te kilka sekund zanim Led przywołała deszcz ołowiu wystarczył, by przed jej nigdy nie odpoczywającymi oczyma przeleciała cała droga.
Cała droga do tu i teraz.
Aż od wtedy...

Cytat:
Najwcześniejsze wspomnienie, niemal mistyczny początek procesu pamięciowego, coś po prostu zapisuje się w małej główce brzdąca i już nigdy jej nie opuszcza. Dla Led, tym momentem było trzymanie w drobnych rączkach małego pistoletu.

“babski cipek” był pierwszym zapamiętanym przedmiotem, jaki Led miała w dłoni. Wydawał jej się wtedy taki ciężki. Taki ciężki…

“Babski cipek” dymił, był gorący. W koło słychać było rechot grupy mężczyzn. Dym powoli się rozwiewał, przed sobą, Led widziała ciało powieszonej na żyrandolu nagiej kobiety. Jej twarz była rozerwana strzałem “małego cipka” To właśnie dlatego Led nigdy nie pamiętała jak wyglądała jej mama.
- No, to wygraliśmy Henry. - Obwieścił tryumfalnie jeden ze śmiejących się mężczyzn.
- Potrafisz ustrzelić szarańczę ze stu jardów, twoja krew powinna trafić w stryczek, z ośmiu stóp, test był uczciwy…
- Hej! - zawtórowało na raz kilka męskich głosów.
- Ano - zaczął na powrót pierwszy głos - przegrałeś Henry pora płacić. - Mimo ponagleń Henry nie odpowiadał.
- Zaraz zaraz! - odezwał się inny rozbawiony głos, - “babski cipek” ma więcej naboi, dajcie małej drugą szansę, może tym razem odstrzeli starej kurwie cycki! - mężczyźni znów zarechotali - No dawaj mała! zdejmij mamę ze sznurka! - głos ponaglał.

Led spojrzała na trzymanego w dłoni “babskiego cipka” po czym bez zastanowienia strzeliła z przyłożenia przed siebie. Ciało mamy opadło na podłogę, mężczyźni przestali się śmiać. Ciszę przerwał cichy do tej pory Henry:
- Wygrałem. - chwilę później wszyscy szarpnęli za broń. Dziesięć strzałów. Mnóstwo dymu, Led zaczęła się krztusić. Henry bezceremonialnie podniósł ją do góry i przerzucił sobie przez ramię.
- Jesteś moją córką - powiedział tylko, jakby to wszystko tłumaczyło.


Led potrafiła rozlozyć i złozyć nie tylko pistolety pana ojca, ale i każdą inną broń, z jaką miała styczność. A było tego całkiem sporo w biurze szeryfa Rain Town. Odkąd Henry zabrał córkę do siebie, jej zajęciem było nieustane czyszczenie broni. Każde uchybienie pan ojciec karał biciem. Kiedyś, na początku, Led upuściła jeden z jego pistoletów. Pan ojciec kopnął ją tak ze straciła przytomność.
- Jeśli nie masz siły, nabierz siły, albo skończysz jak twoja mać. - powiedział kiedy się obudziła. Od tej pory jej lista obowiązków rozszerzyła się o noszenie wody ze studni, rąbanie drewna czy mycie koni.
Jednak wszystko to rekompensowała możliwość strzelania! Pan ojciec wręcz nalegał by strzelała codziennie.
Pan ojciec nazywał swoje colty walkery “prawą i lewą ręką Szatana” ale mówił też na nie “córeczki”, ponadto, zawsze kiedy Led miała je czyścić, Henry zwykł mawiać, “zaopiekuj się siostrami” Led się opiekowała, kochała swoje siostry, czego nie mogła powiedzieć o ojcu.

Devil Henry, był znany na całą marchię. Jego przydomek brał się z tego, że gdy miał zamiar zacząć zabijanie, stawał na przeciw i przedstawiał swoje pistolety: “to moje córeczki, prawa i lewa ręka Szatana” a potem zaczynało się zabijanie. I kiedy Henry zabijał, zabijał każdą kulą.

Kiedy zabrał Led, Henry był już jednak stary i przeszedł na emeryturę, to jest został szeryfem w miasteczku które mógłby spokojnie terroryzować do końca swoich dni. W biurze szeryfa, na ścianie widniał stary napis, mówiący o powinnościach szeryfa. O obronie słabszych i karaniu niegodziwców. Czytanie było tą nadzwyczajną zdolnością jaką Led posiadała, nie potrafiąc już niestety sobie przypomnieć skąd. To musiała być jakaś zamierzchła przeszłość przed jej pierwszym wspomnieniem. W swojej dziecięcej naiwności, Led marzyła sobie, by pan ojciec był takim dobrym szeryfem. Henry jednak takim nie był, rozstrzeliwał ludzi z byle powodu.
Mijały lata i Henry stawał się coraz bardziej niedołężny i zrzędliwy. Pił też coraz więcej. Led uciekała wtedy przed jego wzrokiem i chodziła postrzelać. Kiedy Pan ojciec wreszcie zapił się na śmierć, mieszkańcy Rain Town tylko raz próbowali nachodzić nastoletnią wtedy Led. Dziewczyna wystrzelała im wszystkie głupie pomysły z głowy. Mijały kolejne lata i nikt nie niepokoił mieszkającej na uboczu córki Devil Henrego.

Pewnego razu na jej farmie pojawił się Ereb Harth, pierwszy i ostatni sprawiedliwy człowiek, jakiego było dane poznać Led. Ereb był nowym szeryfem. Dziewczyna jak każde zwierze była nieufna wobec ludzi jednak Harth, swoją cierpliwością i dobrocią z czasem oswoił nawet córkę diabła. Taki właśnie był Ereb, diament błyszczący w stercie gówna zwanego ludzkością.
Taki też był Bob, chłopak zbyt młody by móc tym gównem przesiąknąć.

Szeryf namawiał Led wiele razy by została jego zastępcą, wszak niewielu było w marchii śmiertelników, którzy równali by się w strzelaniu z córką diabła. Led jednak nie była taka jak Ereb. Kobieta była krnąbrna, zapalczywa, zawistna i nie chciała mieć do czynienia z żadnym z mieszkańców. Była wszak dla nich wspomnieniem Devil Henrego i wszelkiego skurwysyństwa jakie sobą reprezentował.
“Tobie albo Bobowi zawszę pomogę, ale na resztę miasta mam wyjebane, tak jak miasto ma wyjebane na mnie” - zwykła wtedy mówić.
Bob… kolejna sekunda była poświęcona chłopcu…

Cytat:
- Led? - zapytał Bob zerkając na kobietę wpatrzoną w puszkę której chłopak nie trafił. Znowu. Led wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- Za dużo gadasz za mało strzelasz…
- Led? - mały nie ustępował.
- no co? - poddała się kobieta.
- Czy myślisz, że mógłbym kiedyś zostać szeryfem? jak Ereb - zapytał. Led przewróciła oczami.
- Jeśli kiedyś nauczysz się strzelać, uwierzę we wszystko.... - skwitowała kwaśno patrząc jak chłopak chybi kolejny raz.
- Etam, nikt nie strzela tak jak ty. Ereb też tak mówi, a przecież jest szeryfem! - napuszył się chłopak. Led podparła się o “siostry” i pochyliła nad chłopcem.
- Ereb jest dobrym szeryfem nie dla tego że umie dobrze strzelać, choć umie strzelać całkiem dobrze, ale dlatego że jest dobrym człowiekiem. - to powiedziawszy spostrzegła kawałek drewna wystający z kiezeni chłopaka - co tam masz? - Bob szybko się wyprostował i zacisnął dłoń na wystającym przedmiocie.
- to…? a nic… - Twarz chłopaka zrobiła się czerwona jak cegła. Led nia miała zamiaru mu darować.
- Bobie Mathew, opróżnij kieszenie albo cię roztrzelam! - wrzasnęła pół żartem pół serio. - zawstydzony chłopak wyciągnął przedmiot z kieszeni. Led otworzyła szerzej oczy. W ręku Boba leżał pokażnej wielkości kawałek drzewa, z masy nieobrobionego drewna wydobywała się powoli pięcioramienna gwiazda. Led przykucnęła by lepiej się przyjrzeć.
- Sam to wystrugałeś? - zapytała, wciąż zawstydzony chłopak pokiwał tylko głową.
- Pokaż mi swoje ręce. - poleciła i chwyciła dłonie chłopaka w swoje własne. Przyjrzała im się.
- To jest twój talent Bob, jeśli naprawdę chcesz pomagać ludziom, być dobrym człowiekiem jak szeryf Ereb, to zostań, cieślą, buduj domy.
- Ale…
- Ale, co? wiesz, że Ereb jest lekarzem.
- Tak ale…
- każdy lekarz czy cieśla pomógł większej liczbie ludzi niż wszyscy rewolwerowcy razem wzięci Bob. -
powiedziała Led wstając i powoli się odwracając. Bob schował swoją gwiazdę spowrotem do kieszeni i ruszył za kobietą.
- Mówisz jakby żaden rewolwerowiec nigdy nie zrobił dla ludzi nic do do dobrego… - Nie odwracając się nawet na moment, Led wyciągnęła jedną z sióstr zaczęła strzelać za siebie. Trzy puszki do których wcześniej celował chłopak dostały po dwa razy. Wtedy Led odwróciła się z szaleńczym wyrazem twarzy i ryknęła na Boba:
- Wiesz co to robi dla ludzi!? zabija ich! - darła się na całe gardło spowita kłębami czarnego dymu. Spoglądając w jej wściekłe oczy Bob zobaczył śmierć i zamarł z przerażenia, chciał uciec ale nie mógł, zupełnie jakby coś trzymało jego nogi w miejscu. Chłopak spojrzał po sobie ale nie zobaczył niczego nadnaturalnego, poza swymi dygoczącymi jak szalone dłońmi. Led też to zobaczyła, szaleństwo odpłynęło momentalnie z jej twarzy. Schowała “siostrę” na biodro, przyklękła i objęła chłopca, po chwili siorbiący nosem Bob odwzajemnił uścisk.
- Led…
- Wiem.
- Czasami jesteś straszna.
- Wiem.
Wiedziała…

Cytat:
- Bob! Ereb! - Led zdzierała gardło krztusząc się dymem płonącego Rain Town. Kobieta mijała wiele trupów, nieistotnych, nieistotnych martwych ludzi którzy nic dla niej nie znaczyli.
- Ereb! Bob! -szukała dalej. Usłyszała jakieś szlochy i wrzaski pognała w tamtym kierunku. Stodoła, płonąca stodoła, ktoś walił rozpaczliwe od środka w zamknięte drzwi. Led rozstrzeliła zawiasy, ze środka wybiegła grupka kobiet, małych dzieci i starców. “siostry” wydawały się teraz przedłużeniem rąk Led, nie wypuszczając ich z dłoni, kobieta chwytała ocalałych ludzi za ramiona w żelazny uścisk dwóch wolnych palców.
- Bob! Ereb! - wrzeszczała w ich pełne bólu i strachu twarze.
- Pręgierz - powiedział jakiś starzec, Led puściła szarpaną przez siebie dziewczynę tulącą nieruchome, zatrute dymem niemowlę i rzuciła się we wskazanym kierunku.

Pręgierz płonął, w koło czuć było smród nafty. Do słupa przykuta była zwęglona już postać, Led zamarła, podeszła bliżej. Ciało było już poza jakąkolwiek możliwością identyfikacji. Jednak leżąca obok, osmolona gwiazda nie pozostawiała wątpliwości. Led odstrzeliła kajdany od pręgierza zdjęła płaszcz i przykryła ciało szeryfa.
- Bob! - krzyczała przez łzy szukając chłopca.


Ogień dogasał, ocaleli snuli się między zgliszczami jak widma. Nikt nie miał już nawet siły płakać. Prawie nikt.
- Bob! - Led snuła się na nogach po raz setny obchodząc zgliszcza, poraz setny zaglądając w twarz każdego napotkanego trupa.
- Tam jest jego mama i siostra - odezwała się do niej mała dziewczynka tuląca do piersi ocalałą głowę szmacianej lalki. Led spojrzała we wskazanym kierunku. Przy jednej z ocalałych, ceglanych ścian siedziały wtulone w siebie dwie kobiety. Starsza mogła mieć jakieś trzydzieści parę lat, młodsza gdzieś koło piętnastu. Led wciąż trzymająca w dłoniach swoje siostry zwalniała swoje tępo im bliżej kobiet była. Dochodziło do niej, to była rodzina Boba, mama i siostra o których opowiadał, Led wiedziała pewnie nawet jak kobiety się nazywają. Wzrok kobiet był pusty, przy czym tylko matka wydawała się naprawde przytomna. Led miała świadomość, że ściskającym ciasno uda kobietom pewnie ciężko by było w ogóle chodzić. Młodsza wyglądała tak jakby wszystkie jej wnętrzności miały wypłynąć na zewnątrz, jeśli tylko pozwoli swoim kolanom minimalnie się rozjechać.
Cisza była gęsta między trzema kobietami, w końcu Led wydusiła z siebie jedno słowo.
- Bob. - Na ten dźwięk Starsza kobieta uniosła głowe i utkwiła swoje targane obłedem spojrzenie w bliżej nieokreśloną dal.
- Bob? chwycił za pistolet gdy gwałcili nas pierwszy raz. I wiesz co? to był dopiero pierwszy raz. - kobieta zaczęła sapać w jakiejś chorej improwizacji męskich odgłosów - A ja tak sobie leżałam i patrzyłam jak mózg wypływa z ust mojego synka, z tych samych ust którymi ssał moją pierś jako niemowlę. - kobieta niespodziewanie przekręciła głowę i spojrzała Led w oczy.
- Znasz mojego Boba? - Led przełknęła slinę.
- Jestem Led…
- Led? - oszalała kobieta wyciągnęła przed siebie dłoń którą zaciskała na jakimś przedmiocie. Led czuła jak uchodzi z niej całe powietrze gdy z otwierających się palców wycieńczonej, dostrzegła znajomy kawałek drewna. Bob zdążył dokończyć gwiazdę “made by Bob” widniał napis na środku, łzy ściekły po policzku Led gdy ujęła drewienko w dłoń.
- Jego gwiazda… - powiedziała sama do siebie - jego… - zamarła gdy odwróciła gwiazdę na drugą stronę i zobaczyła inny napis:
“for Led”
Koniec, czas minął. Led umarła właśnie wtedy, wypłakała całą wilgoć, wyschła, rozsypała się.
Z jej prochów narodziła się Zemsta.

Córka Diabła chwyciła za Prawą i Lewą rękę Szatana...
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 13-07-2017 o 05:31.
Amon jest offline