Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 11:37   #37
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gaheris polecił dorożce by podjechała od tyłu i poprowadził Charlie w stronę znanego mu wejścia. Wartownik, stojący przy drzwiach, w którym bez trudu rozpoznał ghula, wpuścił ich do środka. Widział, jak Charlotta przygląda się wszystkiemu z zachwytem, wierzył, że gdyby nie jej obycie, podskakiwała by tak jak Anna. Dotarli na piętro i ponieważ nie był pewny gdzie może znaleźć małą wampirzycę, skierowali się do gabinetu Roberta. Wampir jak zwykle ślęczał nad jakimiś papierami. Widząc ich niemal poderwał się od biurka.
- Ah witam! - Ucieszył się i podszedł szybkim krokiem. To był ten drugi Robert, ten bardziej dystyngowany. Gaheris rozpoznał to po tych bardziej wysmakowanych, sztywnych ruchach. Podszedł do Charlotty.

- Witam piękną damę, w moich skromnych progach. Panna Ashmore jak domniemam. - Ucałował kurtuazyjnie podaną dłoń. - Robert Brewer ,wampir, - Mrugnął do niej. - do Pani usług, madame. - Wyprostował się. - Proszę mi mówić Robert.

Charlotta była lekko speszona, ale nie dała po sobie tego poznać.
- Bardzo mi miło, wobec tego też proszę zwracać się do mnie Charlie. - Powiedziała uśmiechając się.

Robert spojrzał na Gaherisa.
- Wybacz Henry, ale musiałem oddać honory tak pięknej damie. - Podał dłoń wampirowi. - Rozumiem, że chcecie bym zaprowadził was, do mojej przeuroczej matki i Lady Rebecci, która zaszczyciła także dziś ten klub swoją cudowną osobą?
- Trafiłeś w sedno, zaś powitanie tej damy, tak wylewne, wybaczam. Zasługuje na nie bez dwóch zdań - odparł Gaheris oddając uścisk dłoni znajomemu. - Uważaj na niego Charlotto, Robert to mistrz męskiego uroku - puścił oko do urodziwej ghulicy.

Charlie uśmiechnęła się do Gaherisa wzrokiem, który mógł mówić tylko jedno: “Przy tobie nie ma szans”. Robert chwilę przyglądał im się i milcząc taktownie.
- Chodźmy wobec tego. - Poprowadził ich do kolejnego salonu. Ten wypełniony był regałami z książkami, podobnie jak gabinet wampira. Przy jednym ze stołów, na którym ustawiono kilka kieliszków i sporą karafkę z czerwonym płynem siedziały dwie wampirzyce. Przy obu stały wypełnione kielichy.


Obie podniosły się widząc gości. Charlie dygnęła głęboko.
- Pani Anno, Lady Rebecco. To przyjemność. - Powiedziała podnosząc się. Robert swoim zwyczajem podszedł do matki i ucałował ją, informując iż wraca do pracy.
- Zajrzę może później, dobrze? - Dodał, lekko kłaniając się Rebecce.
- Tylko nie za późno, co byś mógł poznać lepiej Pannę Ashmore. - Powiedziała Anna z udawanym przekąsem.
- Oh obawiam się, że Charlie jest już zajęta. - Rzucił mrugając do Gaherisa. - Udanej nauki. - Dodał jeszcze wychodząc.
- Szanowne panie - skłonił się przed wampirzycami Gaheris - lady Anno - mrugnął wesoło do dziewczynki - lady Rebecco - uśmiechnął się życzliwie. - Widziałyście już Charlottę Asmore, pozwólcie więc, że wam ją osobiście przedstawię - wskazał na ghulicę. - Charlie, to bardzo życzliwe oraz niezwykle miłe panie, lady Anna i lady Rebecca. Jestem im bardzo wdzięczny zarówno za przyjęcie mnie w Londynie, jak również wsparcie podczas poszukiwań.
- Dziękuję bardzo za pomoc. - Dodała Charlotta uśmiechając się do wampirzyc.
- No już już. - Anna machnęła ręką. - Siadajcie. Henry napijesz się krwi, tobie nie proponuję moja droga, ale pewnie zaraz przyniosą coś odpowiedniego.

Rebecca zajęła swoje miejsce przy stole.
- Ale Anno teraz nie dziwię się zazdrości Florence. Pewnie chciała cię mieć dla siebie Panno Ashmore.
- Wystarczy Charlie, naprawdę. Z tego co zrozumiałam w tym światku pełnię raczej rolę sługi. - Odpowiedziała szybko Charlotta.

Kobiety spojrzały na nią niepewnie.
- To… trochę zależy od wampira, który podał ci vitae. - Odparła Anna.
- Nie wyobrażam sobie, żeby Charlotta była moją służącą. Nasze relacje to pod pewnymi względami partnerstwo - stwierdził spokojnie Gaheris. - Natomiast Florence, cóż, zachowała się chyba jednak bardzo dobrze podczas całej tej sytuacji, biorąc pod uwagę ustalenia rady.
- Stara się, musiała być bardzo zrzyta. Ale co tam, niech sama opowiada. - Anna machnęła ręką.

Rebecca zabrała się za opowiadanie Charlie tego co gaheris sam słyszał kilka dni temu, podczas gdy Anna przesiadła się z kielichem na fotel. Rycerz zaś podszedł do niej mówiąc cicho, tak żeby nie przeszkadzać Rebecce przekazywać informacje:
- Jeszcze raz dziękuję, Anno. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Wierzę, że nie miałaś przez to kłopotów, prawda? - spojrzał bacznie. - Wydawało mi się, że starłaś się podczas spotkania, wiesz przeciwko tamtej wampirzycy.
- Pewnie będę jej winna małą przysługę. - odparła spokojnie. - Ale Florence zachowała się w porządku jako twoja starsza i to ona ponosi większość kosztów.
- Wiesz, ale tak na logikę. Charlie została porwana zaś do mnie strzelali. Więc owa pani, którą ma Mayhawa chyba powinna ponieść owe koszty, nie zaś wy obydwie - spytał niepewnie.
- Wiesz… - Anna ściszyła głos. - .. Charlie miała trochę racji. Ghule to sługi ich wartość jest większa od ludzi, ale jak widziałeś tobie z powodu zabicia ghula nie stało się nic. A nieruchomość to nieruchomość.
- Tyle, że właśnie ghul strzelał najpierw, ale jeszcze zanim strzelił sekwencja zaczęła się od porwania Charlotty. Niezbyt rozumiem podnoszonego przez tamtą wampirzycę zarzutu, że panna Ashmore weszła lub naruszyła, właściwie nawet nie, potencjalnie mogła naruszyć, jej własną dziedzinę.
- Domenę… To takie nasze przepychanki, nikt nie zwróci na to uwagi. Pomarudzimy, ktoś dostanie przysługę, ktoś inny ją straci. To nie istotne. Za zabicie ghula jest większa przysługa i tą cene Florence poniesie, bo nie chciała cię w to wpychać jako nowego. - Anna wzruszyła ramionami. - Henry. Codziennie na ulicach tego miasta giną setki ludzi, ghul to tylko kolejny potężniejszy człowiek i jego wartość zależy tylko od podejścia wampira.
- Jednak właściwie, cóż powinienem uczynić, żeby Florence nie musiała mieć przysługi do wykonania? Ładnie przeprosić, że porwano Charlie oraz uśmiechać się, kiedy tamten strzelał? Przecież wszystkie kwestie poruszone przez radę są wyłącznie konsekwencją postępowania tamtej wampirzycy. Być może oczywiście Florence coś tam mieszkała wcześniej, ale to już jej odpowiedzialność, niczyja inna. Oczywiście jeśli taka w ogóle była - Gaheris usiłował złapać logikę wydarzenia. Przepychanki jakieś, kłótnie stanowiły normę, gorzej, że tobie porywaja ghula, strzelają do ciebie, zaś ty masz jeszcze przez to problemy, pomimo iż wszyscy wiedzą, właściwie co się takiego stało.

Na chwilę przerwał im śmiech siedzących przy stole kobiet. Widać było, że Charlie bez trudu znalazła wspólny język z Rebeccą.
- Już obiecała przysługę, więc ją wypełni. Nie martw się o Florence, to potężny wampir i sobie poradzi. Jeśli chcesz jej pomóc możesz zaproponować swoją pomoc przy tej lub innej przysłudze. - Odparła Anna. Wampir zobaczył jak uśmiechnęła się ciepło widząc kobiety. W takich chwilach naprawde przypominała taką “dobrą mamę”.
- Wiesz, raczej nie tyle chcę pomóc, co nie chcę czuć się zobowiązanym. Pomóc chciałbym tobie, bo lubię cię i uważam za prawdziwą przyjaciółką, zaś przy Florence to po prostu moje poczucie przyzwoitości. Może kiedyś zasłuży na cień sympatii, ale to taki nacisk na kiedyś oraz może - wyjaśnił swoje stanowisko. - Chciałbym się dowiedzieć czegoś od ciebie na temat mojej domeny. Wiesz króliki dadzą trochę energii, jednak niekiedy nawet jarosz chciałby posmakować coś bardziej krwistego.
- Henry, z przyjemnością ci pomagam, ale nigdy nie stanę się twoją starszą. Chcę byś miał to na uwadze. A tobie wybacz też brak wyrachowania byś był w stanie wysadzić z tego stołka Florence. Nie wiem czym zaszła ci za skórę, ale moja dobra rada jest taka byś nie robił z niej wroga. - Powiedziała lekko poważniejąc. - A jeśli chodzi o moją domenę, podałbyś mapę, jest na półce po lewej. - Wskazała regał, na którym szybko zobaczył niewielki zwój.
- Prawdopodobnie źle się wyraziłem. Nie chcę z nikogo robić wroga, bo niby po co? Florence tym bardziej. Jednak nie darzę jej wielką życzliwością, albo lepiej, wielką sympatią. Chcę się wobec niej zachowywać po prostu właściwie oraz nie włazić w paradę - ruszył jednocześnie po wspomniany zwój. - Natomiast co do domeny chodziło mi o to, gdzie po prostu mogę polować.
- No to według mnie powinieneś jej zaoferować pomoc. Według mnie jesteś jej to winny i ja osobiście czułabym się urażona, gdybym była w podobnej sytuacji. - Powróciła do tematu Anna rozkładając przyniesiony zwój, były na nim zaznaczone strefy.
- Oto główne domeny Londynu. - A to, wskazała na kropki. - To małe prywatne domeny.

Gaheris zauważył, że kamienica Charlotty była także zaznaczona.
- Ciekawe, wiesz Anno, gdybym ja wrzucił jakąś osobę w taką sytuację, jak Florence Charlottę, ze wstydu wlazłbym we własne buty, ale widocznie masz rację, że jestem prostolinijny, by nie rzec głupi pod tym właśnie względem. Natomiast właśnie, ooo, tutaj jest dom Charlie - wskazał oznaczenie.

Oznaczenie znajdowało się na sporym zielonym obszarze.
- A to - wskazała mój obszar. - To moja domena. Wiem więc o twoich łowach wczorajszej nocy i pierwszego dnia gdy przybyłeś. - Powiedziała uśmiechając się. - Choć o tamtej kurtyzanie dowiedziałam się niedawno i przypadkiem. Wiem też o waszych igraszkach w bramie. - Mrugnęła do niego. - Ale to też przypadek.

Czyli same przypadki? Jedzie mi to słoń na powiece, chciałoby się powiedzieć. Chyba że faktycznie jakimś sposobem akurat tak się dziwacznie trafiło.
- Przepraszam za naruszenie twojej domeny, co do kurtyzany, po prostu nie wiedziałem, zaś później musiałem ratować Charlie. Gdybym mógł inaczej to zrobić, uczyniłbym. Zresztą pewnie wiesz, że poza tym nie robiłem nic takiego. Oraz proszę, nie wspominaj tamtej bramy - westchnął.

Anna roześmiała się, na chwilę zwracając uwagę kobiet, które po chwili wróciły do swoich rozmów.
- Kazałam Donovanowi dopilnować byście dotarli bezpiecznie do domu, więc poszedł za wami gdy wsiedliście. - Powiedziała rozbawiona. Widać jednak było, że stara się mówić cicho. - Wybacz ale musiałam od niego wyciągnąć tę pikantną opowiastkę. Musisz wyobrazić sobie jak starał się utrzymać tę swoją poważną twarz gdy wyciągałam z niego szczegóły. - Z jej oczka poleciała krwawa łezka radości. - Nie przeszkadza mi, że tu polujesz, póki robisz to rozsądnie. Na razie nie mam zastrzeżeń. Jeśli jednak mogę mieć prośbę, to wystrzegaj się innych punktów. - Wskazała na kilka rozrzuconych kropek. - Bo byłoby to nieuprzejme wobec ich właścicieli.
- Oczywiście, dziękuję za poradę. Ale wobec tego pytanie, gdzie właściwie mam swoją domenę, czy już jest przydzielona?
- Na razie jest to dom Charlotty, by władać obszarem, musisz pełnić funkcję w naszym małym światku. - Powiedziała i wskazała okolice klubu Carlton. - Robert prowadzi Elizjum i ten budynek i najbliższy kwartał to jego domena. Córa Florence ma kilka burdeli, m.in Elizjum w którym byliśmy i obszar zamknięty między nimi i ich kwartały, to jej domena. - Powiedziała pokazując całkiem pokaźnym obszar w soho. - Jednak to nie tak, że dostajesz domenę, to po prostu obszar, którego w stanie jesteś upilnować. Tak jak ja pilnuję tej części Londynu.
- Wobec tego chyba poprzestanę na królikach, niekiedy korzystając tylko z twojego pozwolenia. Raczej nie planuję wielkiej kariery, biorąc pod uwagę wampiryczną hierarchię. Zresztą bardzo wielu rzeczy nie wiem o dziewiętnastowiecznej rzeczywistości. Miewam problemy nawet przy ludziach, co zaś dopiero przy wampirach. Wolę spokojnie siedzieć cicho, zająć się własnymi sprawami, choć oczywiście gotowy także do pomocy. Tobie zawsze, zaś zadeklaruję także Florence, że jestem zobowiązany, jeśli więc coś ma, chętnie się jakoś sensowniej zrewanżuję.
- Jakby co nie mam problemu byś posilił się raz na jakiś czas, ludzi ci tutaj dostatek, tylko tak jak to robiłeś do tej pory, zachowując maskaradę. - Powiedziała z uśmiechem. - A co do siedzenia cicho. - Wskazała podbródkiem Charlie. - Myślisz, że ona usiedzi cicho?

Charlotta opowiadała coś właśnie Rebecce i wampir odniósł wrażenie, że wampirzyca przysłuchuje jej się z uwagą.
- Zależy co przez to rozumiesz. Charlotta planuje otwarcie swojej działalności, powiedzmy ekonomicznej. Zwyczajna praca, zwyczajne inwestycje, za jej własne pieniądze. Przypuszczam, że skoncentrujemy się głównie na tym właśnie wszystkim. Wiesz Anno, ja jestem zwykłym człowiekiem, a że mam nieco inne gusta kulinarne od części osób, każdy ma jakieś - wyjaśnił swoją postawę.
- Ah Henry, Henry, gdzie są duże pieniądze tam są wampiry. - Powiedziała uśmiechając się. - Jesteś po prostu bardzo dobrą i życzliwą istotą, prostą, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dlatego cię lubię. Nawet mnie, czasem męczy fałsz, tych czasów.
- Cóż, dziękuję, cieszę się, że możemy porozmawiać swobodnie. Zaś pieniądze mogą być duże, jeszcze nie wiem, zobaczymy. Tak czy siak Charlie chce grać względnie czysto, albo lepiej: bardzo po ludzku, czyli pomysłem, ofertą, własnym wysiłkiem. Jeśliby jakiś wampir usiłował uderzyć w ten biznes, oczywiście pomogę jej się obronić, ale nie planujemy żadnych specjalnych ruchów. Hm, mam pytanie - zawahał się - czy spotkałaś kiedyś moją matkę, wiesz może, gdzie przebywa? Chciałbym złożyć jej należny szacunek oraz po prostu, jest mi bardzo bliska.
- Panią Jeziora? - Spytała.
- Tak, właśnie o niej myślę. Moja prawdziwa matka … wiesz minęło sporo czasu, chociaż była potężną czarownicą, wiedźmą, któż więc właściwie mógłby wiedzieć …
- Widziałam jakieś 3-4 wieki temu, niestety nie wiadomo mi gdzie przebywa obecnie i czy w ogóle przebywa jeszcze. Gdy ją ostatnio widziałam wydawała się być… zmęczona. - Anna się wyraźnie zamyśliła.
- Pojmuję rzeczywiście - posmutniał. - Lecz może jednak … doprawdy, przepraszam. Stanowczo Anno, nie powinienem cię zajmować moimi sprawami rodzinnymi. Powiedz mi, jeśli to nie tajemnica, kim są członkowie rady oraz kim była ta wampirzyca, która ma ghula Mayhewa. Przy okazji, jak powinienem się do niej odnosić, skoro jej ghule tak się zachowali wobec Charlie - gwałtowna zmarszczka przecięła mu na momencik oblicze.
- Jessie jest Ventrue jest właścicielką banku w City. - Na twarz Anny powrócił uśmiech. - Co do niej, raczej nie starałabym się jej znieważać, choć jak najbardziej masz prawo bronić siebie i swoich spraw. Myślę, że raczej nie będziecie się spotykać, bo Jessie rzadko opuszcza swoje terytorium, ma potężną siatkę agentów, której mogłaby jej pozazdrościć nawet Florence i to przez nich kontroluje sytuację.
- Dobrze, jednak jeden z jej ghuli strzelił do mnie. Czy biorąc pod uwagę decyzję rady cała sytuacja jest już wyjaśniona oraz zakończona?
- To go zabij i najwyżej w przyszłości powiesz Jessie, że nie musi ci nic dawać w zamian za to że weszła na teren banku Charlie. - Anna wzruszyła ramionami. - To naprawdę nie są wielkie przysługi, nikt nie każe ci w zamian za coś takiego kogoś zabić, czy okraść. Chyba że to był cenny ghul wtedy na przykład mogą prosić o pomoc przy rozwiązaniu jakiegoś problemu.
Chyba nie całkiem rozumiał, ale po prostu uznał, że wiele rzeczy musi po prostu powoli odkrywać. Wampiry uwielbiały komplikacje, chyba jednak nie był typowym przedstawicielem tego rodzaju ludzi.

- Masz ochotę się niekiedy wybrać znowu na wista? - spytał.
- Oh mój drogi, jestem mistrzynią wista! - Odparła dumnie Anna i nagle trafiło go, że w sumie mogli wygrać nie dzięki jakimś dyscyplinom tylko prostym ludzkim umiejętnościom wampirzycy. - Czasem nawet ogrywam naszego księcia na partyjce.
- Wobec tego, czy mogłabyś mnie nauczyć? - spytał. Lubił wszak z nią przebywać, zaś skoro mógł jeszcze zyskać ogładę karcianą, byłoby całkiem sympatycznie.

- Mogę ci pokazać co nieco, bo nasze towarzyszki chyba weszły w dyskusje polityczne. - Odparła z uśmiechem Anna. - Napełnisz nam kielichy? Skoczę po talię. - Mała wampirzyca zeskoczyła z fotela i ruszyła w kierunku regałów. Podczas gdy Gaheris zatroszczył się o napitek w eleganckich kielichach. Rzeczywiście, chciał się pouczyć grać. Chyba takie umiejętności należały do kanonu prawdziwego Londyńczyka.
 
Aiko jest offline