|
Olena zatrzymała się przed wyjściem ze cmentarza, zaczęła przesuwać dłońmi po twarzy zmieniając ją trochę, pod jej palcami tworzyły się zmarszczki i powiększyły się usta. Nadal była do siebie podobna jednak był to nienachalny rodzaj podobieństwa dający się zauważyć dopiero gdy ktoś na to zwróci uwagę. Nie chciała ryzykować, a to rozwiązanie wydawało jej się najbezpieczniejsze. Następnie wyszła pospiesznie kierując się w stronę rynku była bowiem głodna krwi i świeżych plotek.
Pogoda była wciąż marna, ale nie tak okrutna jak zeszłej nocy. Olena szybko spostrzegła, że w mieście, mimo późnej godziny kręci się sporo ludzi.
Ludzi dzierżących pochodnie, widły i pałki.
- Hej tam, kto idzie po nocy! - zwrócił się męski głos w stronę Oleny, gdy ta szła w stronę rynku. Mężczyzna w średnim wieku o bystrych oczach, w towarzystwie trzech innych mieszczan z pochodniami przyglądał się wampirzycy uważnie.
Olena zatrzymała się na te słowa, przygarbiła plecy, wypięła brzuch przyciskając do niego rękę po czym spojrzała mu w oczy , po czym obniżyła swój głos aby brzmiał bardziej staro i rzekła
- ja Anna jestem Panie i cosik zachorzałam, brzuszysko mnie boli okrutnie to i do do dobrych siostrzyczek idę po ziółka, coby tak nie bolało - odpowiedziała jękliwie i zawodząco - i to jeszcze w noc to mi się musiało przydarzyć. Pomyślałam ja sobie raz kozie śmierć - jęknęłą znowu aż pochylając się do ziemi - i pomyślałam, że jak teraz nie wyjdę to pewnie mi już umrzeć przyjdzie. Pomiłujcie dobrzy ludzie i pomóżcie mi dojść do dobrych siostrzyczek
- A ja już nie wiem, czy one wcale takie dobre. - burknął mężczyzna - skoro ten cały Gabriel ludzi wyżyna to i te jego poplecznice święte pewnie nie są.
- dajże spokój zakonnicom Jakub… - zaczął uspokajać jeden z towarzyszy, którego aura była nieco mniej złowieszcza, ale Jakub ani myślał przestać, wręcz przeciwnie rozgonił się jeszcze bardziej.
- Nie dam! ludzie tam chodzą się leczyć a wynoszą ich w workach! wiedźmy stare to są! - przeniósł wzrok na Olenę - Takie jak i ta tu, pewno na Sabat się zbierają! - kilka głosów zaczęło przytakiwać a krąg zaczął zacieśniać się wkoło Oleny.
- straszne rzeczy prawicie - Olena otworzyła szeroko oczy po czym zachwiała się na nogach i udając paroksyzm bólu oparła się o najżyczliwej wyglądającego człowieka w zasięgu ręki - toć co ja teraz zrobię, gdzie ja znajdę innego medyka o tej porze - jęknęła - to już mi chyba do rana przyjdzie złożyć w ziemi moje stare kości….
- do kościoła idźże babo! - wydarł się mężczyzna - chyba, że wolisz, cobyśmy cię sami zaprowadzili i w wodzie święconej zanurzyli.
- już idę - odpowiedziała z lękiem w głosie i ruszyła się pospiesznie w stronę kościoła, po czym odwróciła się i zapytała cichutko - a może któryś z Panów by mnie odprowadził bo niewieście strach chodzić po nocy - rozejrzała się po obecnych z nadzieją we wzroku i jednocześnie z ponurą pewnością, że zostanie zlekceważona jak zawsze ot czego innego mogła oczekiwać od losu sędziwa, smutna, pomarszczona i chora białogłowa.
Ku zaskoczeniu Oleny, jednak, jeden młodszy i mniej agresywny sądząc po aurze mężczyzna ruszył za nią.
- Dobrze babo, dobrze - machnął ręką - do św Bartłomieja czy jak?
Skinęła głową w milczeniu a gdy odeszli trochę dalej zapytała
- A stało się co złego, że takie niepokoje w mieście? Wybaczcie, że pytam ale ja od zeszłej niedzieli jak mnie choroba złożyła nie wychodziłam a sąsiadka mi nic nie mówiła zapewne w trosce coby mi się nie pogorszyło od złych wieści …
- Mordy straszne, wieść głosi, że brat Gabriel, ten lekarz od Ducha zeszłej nocy ubił co najmniej dwoje jaśnie panów. To jest jednego jaśnie pana i jedną jaśnie panne, tak dokładnie. Tego pierwszego, imć Ziemowita Gajewicza to jeszcze nie znaleziono, ale Olenę z Rusi znalezioną ukrytą w jej własnym domu, pewno jej własna służba ją zdradziła dopomogła w mordzie, straszne historie.
Olena wydała niby to odgłos przestrachu po czym szybko się przeżegnała
- To dzięki wszystkim świętym, że to wszystko się wydało inaczej to pewnie by dalej mordował potwór jeden, a jak to wyszło przecież niegodziwi słudzy sami się katu nie oddali?
- Gabriel szlachtę zarzynał przy otwartych drzwiach na progu Gajewiczowego domu. Toż ludzie go widzieli a panienkę Olenę rozpoznali. Tędy z rana rychło straże pod jej dom poszły sprawdzić czy faktycznie jej nie ma, bo wiadomo, że po nocy ktoś mógł źle zobaczyć. Sługa jej się zapierał i wpuścić do domu nie chciał nikogo, ale go strażnicy uspokoili po swojemu.
- toć dobrze, że mamy w Płocku ludzi co dobrze patrzą i straż co dobrze miastu służy, i pewnie siedzą u kata i wieszać ich będą rychło?
- No, nie inaczej. Cwaniaczek w lochu na zamku a maszkarna dziewka u kata.- Olena pokiwała głowa, poczym zachwiała się nagle na nogach niby zdjęta nagłym bólem upadła na młodzieńca szczęśliwym trafem wprost na tętnicę, błyskawicznie pociągnęła solidny łyk krwi po czym zalizała ranę i zaczęła przepraszać młodzieńca za swą niezdarność.
Mężczyźnie stanęły włosy na całym karku.
- ym… nie no, nic nie się nie stało… - przekonywał bardziej siebie niż kobietę.
Szli dalej w milczeniu gdy byli już blisko kościoła Olena podziękowała podziękowała młodemu człowiekowi za pomoc. Pytając jedynie o jego miano aby wiedziała komu winna jest wdzięczność a następnie skierowała się w stronę świątyni. Młody człowiek przez chwilę śledził ją wzrokiem, aż rozpłynęła się w ciemności nocy.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |