Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 21:20   #28
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Annie sie ta noc wydawała piękniejsza niż inne. W głowie szumiało, świat wirował niby w tańcu. A jak kolorowo sie zrobiło gdy głowy gangrelsko ludzkiego towarzystwa rozbłysły feerią aur.
-O co się tak biją? - zapytała obserwując mordobicie.
I wtedy Ołdrzych ja spostrzegł i padł gubiąc żeby. Anna nakryła karminowe usta dłonią jakby tu ona zawiniła w tej jego porażce.
- O prymat - Libor błysnął zębami - Znaczy, kto wygra, ten herszt.
Semen i Oldrzych odstąpili od siebie. Z dłoni jednego i drugiego rosły pomału szpony. Zbójcy zawyli.
- Na ostre! Na ostre!
-I oni tak często?
- Często nie. Ale regularnie. Tak co roku.
- I akurat dzisiaj wypadło… Niedobrze - strapiła się Anna. - Ołdrzych zły dzień ma. Poza tym robota jest od kasztelana. Pilna. Nie można tego mordobicia przełożyć?
- Trzeba jakieś zasady w życiu mieć, panienko. Dziś to dziś.
Ciężko było powiedzieć, czy Semen ma jakieś zasady. Ołdrzych niewątpliwie miał. I właśnie zbierał tęgie cięgi.
Anna zachodziła w głowę co by mogła zrobić i czy robić coś w ogóle. Miała przeczucie, że każde jej działanie spotka się z potępieniem. A bo się wtrąca, a to znów sopel lodu, nic nie robi. Nie dogodzisz i już.
Przy następnym ciosie, który posłał Oldrzycha na łopatki Anna nie wytrzymała i zerwała się biegiem między walczących.
-Moment przerwy w narożnikach! - zakomenderowała. Raz kiedyś oglądała walkę na pięści gdzie jej ojciec obstawiał drobniaki i tam takie chwile na złapanie oddechu robili. Dygnęła przed Semenem i posłała mu niewinny uśmiech. -Anna. Od Aureliusa. Wolałabym, aby on na nogach dziś jeszcze ustał, albo gniew kasztelana na nas rąbnie niczym grom.
Z bliska jeszcze łacniej mogła obaczyć, że Semen już za życia musiał być kafarem… a po śmierci rozwijał zapewne ten naturalny talent. Uniósł górną wargę, odsłaniając masywne jak ćwieki kły. Mogło to znaczyć, że się na widok Anny cieszy, ale niekoniecznie. Jednak stanął w miejscu… głównie dlatego, że mu Anna swoim fioletowo-szafranowym jestestwem zastawiła drogę.
- Nie wtrącaj się! - wydyszał Oldrzych gdzieś za nią, na co Semen wyszczerzył zęby jeszcze mocniej.
- Tera, jak juże leży prawie? Podda się, to będzie stał.
Anna kucnęła przy Oldrzychu, włosy w tył odgarneła.
-Marnie to wygląda. Chcesz to ciągnąć do końca? - szepnęła woniejąc mocnym trunkiem.
Charknął coś niewyraźnie, wypluwając skrzep na brodę, podparł się na pięści, łapiąc równowagę. Zagarnął dłonią biodro Anny, szpony czepiły się sukni jak rybackie haczyki.
- Krwi - powtórzył prawie bezgłośnie.
Anna ujęła jego twarz w dłonie, biodrami zsunęła się na jego lędźwia, aż białe łydki wychynęły spod liliowych falban.
- Zwycięż dla mnie! - zażądała uroczyście choć wiedziała jak głupio to brzmi.
Kłem przejechała po swoim języku aż poczuła w ustach własną, zimną jak woda w potoku, krew i przywarła ustami do warg Oldrzycha, ciałem skleiła się z jego ciałem. Objęła ramionami za szyję, a czarne włosy rozsypały się jak kurtyna, dająca im namiastkę odosobnienia. Pomyślała jeszcze, jak on będzie walczył pijany? A potem już nic nie myślała, tylko czuła ziemię osuwającą się spod nóg i przelewające się przez nią przyjemność.
Słodka chwila urywa się gwałtownie. W jednej chwili Anna płynie zamknięta szczelnie w kręgu ramion, w drugim frunie poderwana na nogi i pchnięta w ciżbę wrzeszczących zbójców. Feeria różnokolorowych aur migocze jej przed oczami, jakby kto sypnął z mieszka garść szlachetnych kamuszków. Semen krzyczy coś na poły tylko ludzko, Ołdrzych stoi, czekając na atak, niby krzywo, ale Anna jest medykiem i jest wyczulona na to, co się wokół niej dzieje. A tam się leczą tkanki, ciało się lepi do ciała, mięśnie się znów splatają i kość przystępuje do kości. Nim dwaj spragnieni tytułu herszta ruszają w tany, Annę ktoś w tył obraca i Anna zrazu sztywnieje ze zgrozy. Libor patrzy się nieruchomo na jej policzek, i Kapadocjanka zdaje sobie sprawę, że ta wilgoć, którą tam czuje, to jej własna krew, krzycząca na czerwono o złamaniu zasad walki o władzę.
- Może się nauczysz, panienko - Libor wyciąga palec, i plamka znika starta szybkim pociągnięciem kciuka - Że szkoda barwiczek na nas, dzikusów. Rozmażemy albo nie docenimy.
Triumfalny ryk i wybuch jazgotu wokół zaświadczył, że herszt jest już jeden. Anna zobaczyła ponad głowami kłębiącej się bandy, że Jitka wiesza się ojcu na szyi.

Anna nie chciała przerywać Gangrelom ich święta. Niby czas grał rolę, ale tej nocy pewnie i tak nie dojadą na tereny lupinów. Poza tym czuła się, mimo mocnych trunków, które jej dodały swobody, jakoś nie na miejscu. Poza grupą zżytych z sobą zbójów.
Siedziała więc w odległości, na zwalonym pniu i robiła to, co potrafiła najlepiej. Próbowała ich z grubsza rozgryźć. Oglądała aury, uciekała się do telepatii by poznać ich uczucia, ukraść ich sekrety. Jitki, jakie żywi uczucia do ojca. Libora, czemu jej nie zdradził, a krew z policzka zmazał. Andreja, jak sie zapatruje na dzisirjszą fetę. Semena tak samo. I wreszcie… Oldrzycha. Czy sie źle z oszustwem czuje, czy przeciwnie i… jak krew jej na niego wpłynęła. Pewnie teraz przychylniejszym okiem na nią spojrzy, bo musi. Bo taka ich natura.

Nad twarzą Anny zwiesila się prawica herszta.
-Odprowadzę - zaoferował Ołdrzych i wyszczerzył się pijacko. - Gdzieś…
Anna wstała, podała mu dłoń a drugą poprawiła barwiczkę na ustach.
-Ale ja nie chcę do domu wracać - odwzajemniła jego uśmiech, może mniej śmiały, ale również nietrzeźwy. - Nie po to się tak wystroiłam.
- Suknia - zauważył Gangrel, pod przemożnym przymusem, że zauważyć powinien i skomentować. - Bardzo… barwna? - wydusił z wahaniem.
Po drodze do “gdzieś” swoboda i pijacka pogoda wyparowywała z niego z każdym krokiem. Zastąpiło ją napięcie i ludzkie rumieńce na policzkach. Dłoń ściskająca dłoń Anny zrobiła się jakby cieplejsza.
“Gdzieś” okazało się lochem na głębszym poziomie, sprzed którego Ołdrzych pogonił dwóch zbójców razem z towarzyszącą im baryłką.
W lochu żagiew niesiona przez Gangrela wydobyła z ciemności kilka skrzyń i kufrów. Pod ścianami walały się rozmaite przyodziewy i inne dobra. Ubrania Oldrzych zgarnął na jeden stos i sięgnął po belę materii. A taki był przy tym skupiony, jak nie przymierzając wtedy, gdy na Krzesimira narzędzia sobie rychtował.
- To po co się wystroiłaś?
- No przecież, że dla ciebie - odrzekła z większą śmiałością niż by się mogła podejrzewać.
Uśmiechnęła się w sposób, który według niej winien być zalotny, a mocno trzymała jego dłoń, przyjemnie ciepłą. Jej klanowa klątwa nie upodabniała jej nigdy do człowieka, ni z koloru, ni z temperatury ciała. Miał rację, że się tylko do trumny nadaje. I właśnie po to się też wystroiła, żeby mniej jak posąg, a bardziej jak ludzka istota wyglądać.
-Dwie noce temu szedłeś z Pezyrką przez groble i podjąłeś jakąś decyzję. Byłeś wtedy szczęśliwy. O czym myślałeś?
- Że własnej żony zaznam. - Palcem zsunął falbaniaste ramiączko sukni w dół. - Zdejmij to lepiej. Jak ja zacznę, to strzepy jeno ostaną.
Zamrugała oszołomiona tym nagłym wyznaniem.
-Ale… czy skoro my już ludźmi nie jesteśmy to nas nie przestały cieszyć ludzkie przyjemności? - palce według polecenia rozpinały haftki, choć Anna nie mogła zapanować nad ich drżeniem i szło jej niezdarnie.
Oderwał spojrzenie od wyłaniającej się spod liliowych fałd nagości.
- Może? - stropił się lekko. - Chyba tak. Coś wymyślę. Wynieść pochodnię?
- Nie trzeba - materiał sukni ześlizgnął sie i opadł wokół Aninych kostek. Chciała by ją zobaczył. By się zachwycił.
- Czyli ty też nie wiesz co robić - zarejestrowała z pewna ulgą. Odsłoniła ząbki w wesołym uśmiechu, ale wtedy poczuła jak jej kły pęcznieją i wychodzą z ust. Nakryła je dłonią. Widać instynkt sam podpowiadał następne kroki. Anna miała wrazenie, ze czuje z odległości zapach Oldrzychowej krwi i że jej na myśl o niej w kącikach ust wzbiera ślina.
- Wiem - zaznaczył cicho - do czego Bóg niewiasty stworzył.
Odchylił głowę poza krąg światła, ale nie dość szybko, by ukryć zmieszanie i usta skrzywione w nieprzyjemnym grymasie. Siedział nieruchomo, by po chwili zacząć się rozdziewać. - Chodź.
-Niewiasty moze tak, ale ja jestem wąpierzem, nie tak?
Potem juz nic nie mówiła bo Wodził rękami po jej ciele, skupiony jak ksiądz na celebracji mszy. Tyle że cały czas miała wrażenie, że choć go to zachwyca, to nie pieści ją, a obaduje, przyglądając się pracy mięśni i reakcjom ciała. W końcu - był katem. Na tym się znał. Do całowania się zabrał i przestał zaraz, gdy kłami drasnął skórę.
A Anna właściwie rada była że nie jest tak wprawny jak Skrzyńscy w tej sztuce, że będą mogli razem poznawać jej tajniki i się uczyć wespół, choć Anna nie narzekałby gdyby ktoś jej jakoweś księgi przedstawił co problem ten analizują dogłębnie. Troche jak ślepiec we mgle kroczyła.
Ołdrzych ssał jej krew a przyjemność z tego czerpała myśląc, czy tak to wyglądać powinno między mężem a żoną? Gdy usta odjął nie pozostała mu dłużna i ząbki wbiła, subtelnie, poniżej jegoż obojczyka.
Po raz pierwszy w życiu euforia jej przesłoniła świat. Sądziła wtedy, że już jej w życiu nic lepszego nie spotka. I potem, gdy głowę złożyła na jego piersi i leżała spokojna obok, przeciągnęła się leniwie, usta oblizała i rzekła szeptem.
-Czemu masz względem ojca mego dług? I co zrobił, że tak mu za złe masz?
Głowa Anny powędrowała do góry, gdy oddechem wypełnił martwe piersi, po to tylko, by powietrze wypuścić z pogardliwym prychnięciem uzupełnionym wyznaniem, gdzie go Mikołaj może teraz pocałować.
- Pognał precz mojego ojca - dodał jednak po chwili. - Mnie ukrył, żeby mnie ze sobą nie zabrał. I za to mu jestem wdzięczny.
- Kim ojciec twój? Opowiedz.
- Bestią - mruknął, mocniej Annę przygarnął. - Poprzedni kat był jego ghulem… nie chcę gadać o tem. Dobrze, że odszedł i nie wrócił.
- Nie martw się. Jak robotę dla kasztelana dobrze wykonamy, będziemy mogli zacząć od nowa.
Pocałowała go w usta, wolno smakując.
-Kim jest ta wiedźma z lasu? Jej pilnuje Semen? Bo jakiejś kobiety strzeże.
- Uhm… dobrali się - stwierdził. - Imię ma takie samo - zauważył nagle i bez większego sensu.
- Jak to? Wiedźma też się Semen nazywa? - pięknie wykrojona brew wzbiła sie na środek gładkiego białego czoła.
Anna wstała z barłogu i wciągnęła na siebie koszule Oldrzycha. Wciągnęła łakomie jego zapach pochwycony przez włókna.
-Chcę ją poznać, ale to później. Zaprowadzisz mnie gdy już wrócimy od lupinów.
Przechadzała się po komnacie dotykając rantów kufrów i zrabowanego odzienia.
-No nie. Kalyda. Tak semenowi rzekła. Bo mnie to inaczej - wyciągnął sie jak długi, w drogich materiach powiercil - Portki ostaw mi błagam, złodziejko.
Obserwował każde Anny stapniecie.
-Do lupinow? A na cóż?
Anna stanęła w pół kroku, wargę przegryzła i na Oldrzycha spojrzała wielkimi jak talerze oczami.
-Boże przenajświętszy… Ty wiesz kim ona? Kalyda? Tak się przedstawiła Lamia!
W dwóch susach wyładowała na leżącym Gangrelu, paluszki wbiła w jego barki.
-To Kapadocjanka. Strażniczka. Jej pocałunek zabija. To… starsza krew. Ona nam może pomóc znaleźć Śpiącego Węża!
Anna promieniała od entuzjazmu. I alkoholu, który ciągle krążył pod skórą.
-Pójdziemy tam najpierw. Przed lupinami.
- E - ostudzil ją niechętnie - widziałem ją. Nie wygląda na strażniczkę. Ani cudzoziemkę. Ani Cygankę chociażby. Wygląda na starą purchawę i tak gada. Jak coś śmierdzi jak koń i rży, to jest koniem.
-Nie kłóć się ze mną - pocałunek miał go zdaje się przekonać, że nie warto. - Nic nie zakładam. Pojedziem, to się okaże. Prawda na wierzch zawsze wypływa.
Oszołomiona nieokreśloną radością znów się
zwaliła przy jego ramieniu.
-Ja wiem czemu tyś sobie sroki upodobał - westchnęła. - We śnie mi to wyjawiłeś…Co ci one mówią o wiedźmie? Nie widzą…. więcej niż widać?
- Ciemne rzeczy. Za nią. Trudno rzec więcej… raz zerknąłem. To mnie rychło potem urządziła i nie próbował żem już - odparł, wyraźnie rad, że jego cień nawiedza sny Annowe. - No, skoro wy klan jeden, to mogłaby i chętniej pomóc.
- Mogłaby - Anna uniosła się na łokciu, owinęła palec wokół pukla jego jasnych włosów. - Skoro mamy noc szczerości, powiedz mi o chłopcu o sinych ustach. Wyssać chce ze mnie życie?
- Tym z żalnika cholerycznego? Silny musi być. Zobaczył mnie. Upir jakiś… czemu cię ściga?
Wzruszyła ramionami bagatelizując problem.
-Przeczytałam nieodpowiednią formułę z nieodpowiedniej księgi.
Widząc, że Oldrzych może sporo widzi, ale jednak znacznie mniej rozumie znów odwróciła jego uwagę próbą pocałunku. Zdawało jej się, że jest w tym coraz lepsza.
-Gdzie się chcesz przenieść i czemu? Wygodna to kryjówka.
Plan był genialny w swej prostocie i powiódł się aż za dobrze. W jednej chwili Anna przytulała się do Oldrzychowego boku, a w drugiej leżała twarzą w brokatach i aksamitach, w koszuli szarpnieciem zadartej powyżej łopatek. Oldrzych wspinal się pocałunkami po jej kręgosłupie, a gdy dotarł do szyi oznajmił tonem wodza składającego broń :
-Dobrze, pójdziemy do purchawy. Nie nazwę jej nieprzystojnie, słodki będę jako miód i ni słowem nie wypomnę, że mnie żebra cholera pozbawiła. Pójdziemy do kudłatych drani i Pężyrki krzywdy też nie wyciągnę...będzie jako chcesz.
Anna obróciła się na plecy i łapiąc jego spojrzenie. Nie skomentowała tego na co jej odpowiedział, ale to co przemilczał. Taka była chyba uparta i drobiazgowa.
-Czemu chcesz bandę stąd przenieść?
Westchnął prawie po ludzku.
-Bożywoj wrócił. Siedzieć na jego zamku… toć prawie jakbym mu się sam na półmisku srebrnym położył, z pieczonym jabłkiem w pysku i omastą oblał - przyznał z ociąganiem.
Skinęła, że raczej popiera.
- Pytaj - rzekła leżąc pod nim, grzecznie i ulegle, z rękami ułożonymi po bokach głowy. - Całą noc ja mam pytania do ciebie. Twoja kolei. Jeśli jest coś co byś chciał wiedzieć, to odpowiem.
- Hm? - dopasował się do niej szczelnie. - Co Diabeł robił w twoim domu? Co zamiarujesz ojcu rzec? Było dobrze?
-Diabeł… nie jestem pewna. Dziękował mi, choć przysięgam, że nie miał za co. Księgę mi podarował co prawi o trupach. Ponoć żebym paznokci nie brudziła ryjąc pod Barwałdem - przewróciła oczami uznając, że lepiej mu nie powie, że przyszedł jako on. Bo co gdyby się nie zorientowała i tak przychylna mu była, jak dzisiaj jest? - Nie omotał mnie, jeśli o to pytasz. Raczej… rozsierdził - przypomniała sobie, co rzekł o uczynieniu z niej kobiety. - Ojcu powiem… jak jest. Kłamać nie będę. Tak jak i tobie nie skłamię, że było wspaniale - poczekała aż się strapi i dopiero wtedy zdobyła się na cichy chichot i jak piskorz z dołu, znalazła się na górze - bo nie było, tylko jeszcze jest. Noc młoda.
 
Asenat jest offline