Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2017, 23:41   #12
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Konsylium Bertanda i Dolona

Mróz na zewnątrz nie był dotkliwy. Rozgrzane w sieni ubranie jeszcze trzymało aurę ciepła wokół sylwetek. Jednak każda odsłonięta cześć ciała odczuwała oziębiające się powietrze. W jednym z “kątów” owalnego ostrokołu, pośród gęstniejącej mgły, można było dojrzeć coś na kształt dzwonnicy. Możliwe, że to miejscowa kapliczka w której zapewne mieszkał Otchen. Ostre krawędzie ogrodzenia pomimo, a może nawet z powodu, swej starości przywodziły na myśl zęby jakiegoś mitycznego potwora. Nie na długo bowiem zbliżając się do jakiegokolwiek budynku poprawiała się widoczność. Dwójka bohaterów krok za krokiem zbliżała się do płotu, a minąwszy go napotkała pierwszy ‘krzyż’. Okazało się nim być zwykłe skrzyżowanie ścieżek. Wyłożone kamieniami i fragmentami drewna, stanowiło stabilne podłoże dla stóp. Drugim czynnikiem była zapewne zmarzlina.
Wzrok sięgał na dwadzieścia jardów, po czym chmurne mleko uniemożliwiało dalszy rekonesans. Wszelkie budynki były ciemniejszymi plamami by zniknąć we mgle, lub nabrać ostrości w miarę przybliżania. Jak poinstruowano, kapłani skręcili na drugim skrzyżowaniu. Po kilku krokach do ich uszu dotarło charakterystyczne chrobotanie ciętego drewna. Sygnał, że zbliżali się do warsztatu.


Bertrand ruszył do warsztatu, miał nadzieję, że krasnolud, o którym mówił Starszy Wioski zajmuje się nie tylko ciesielstwem a nieobca jest mu też sztuka obchodzenia się z metalem. Wkroczył do warsztatu rzucając od drzwi w krasnoludzkim.
- Witajcie.
Bea również w krasnoludzki przywitała się z pracującym krasnoludem. Znający się na językach z łatwością odgadnąć mógł, iż uczył ich go ktoś pochodzący z Wielkiej Rozpadliny.
Dolon wprawdzie nie zrozumiał słów wypowiadanych przez wyznawców Lathandera, lecz domyślał się, iż musi to być rodzaj pozdrowienia, a sama szorstkość tychże pozwalała przypuszczać, że pochodziły z krasnoludzkiego. Sam skinął głową i ograniczył się do uprzejmego i ciepłego “Witaj” we wspólnym.
Oderwany od pracy krasnolud popatrzył na przybyszy.
-Bry - cieśla nie przerywał pracy. Za jego plecami w małym kominku palił się ogień ogrzewając wnętrze półotwartego warsztatu.

- Starszy Godwin pozwolił nam na obejrzenie ciała zmarłej. Pono ludzie mówili, że jej choroba mogła mieć związek z zabójstwami w waszej wiosce. - kapłana Pana Poranku przeszedł z uwagi na Dolona na wspólny.

Evert popatrzył to na jednego to na drugiego. Splunął z wyraźną kpiną i wyszedł zza stołu ocierając upstrzone wiórami ręce. Wyciągnął dłoń zdjąwszy uprzednio skórzaną rękawicę.
-Evert. Ludzie gadajo różne głupstwa. Jednemu bebok zeżarł zapasy, innemu brodate gnomy porwały córke, kolejny wierzy w latające chochoły. A matula zmarła na suchoty. Stara była, to nie dała rady i jej sie zeszło - wspólny krasnoluda był nieco twardy - Trzymam jej ciało w solance, coby nie gniło i nie ześmierdło. Wy kapłani co? - rzucił spojrzeniem spode łba. Zwłaszcza na Bertranda, co w sumie, przy wzroście człowieka, nie było niczym dziwnym.
- Leży w balii na tyłach. Co chcecie sprawdzać? -
Usłyszawszy o latających chochołach Bea parsknęła śmiechem. Bertrand zatknął zdjęte pancerne rękawice za pas, uścisnął wyciągniętą dłoń. Bea dygnęła. Dolon również odwzajemnił uścisk i przedstawił się z imienia oraz pełnionej posługi kapłańskiej.
- Bertrand Ledren, kapłan Lathandera, ta śmieszka to Bea akolitka ucząca się na kapłankę pod moim okiem. Wpierw poszukam ran jakie mógłby zadać wampir wysysający krew. Widzę, że wy jednak nie bardzo wierzycie w potwora. A zatem co wykopało zwłoki i ogryzło trupa do kości. Jak myślicie co to mogło być?
- Żaden wąpierz mi matuli nie tykał. Siedziałem przy niej tydzień przed przejściem na drugą stronę i mam pewność, że to suchoty. Niejeden z naszych to przechodził więc stąd ma pewność. Co zaś sie tyczy monstrum, nie uważam że należy się bać. Porządny mąż wziąłby kawał stali, spiknoł innych i zaciukał gadzine. Ale ludzie to jakieś takie miętkie pitki są. Zero drygu do obrony. Nie to co nasi, nawet kucharzyna musi obracać tasakiem czy tłuczkiem. Każdy krasnolud chociaż liznął bitki w szeregach. A te tutaj… - tu krasnolud wykonał ręką coś na kształt półkola - to sikają po nocach ze strachu. Najmitów szukają ot co. A poczwara to pewnikiem jakieś tałatajstwo co padline ma w diecie. Wyglądacie mi na porządnych. - przesunął wzrokiem od jednego do drugiego kapłana, a do Bei puścił oko - Ubijta to co tu łazi w nocy. Dorzuce swój trzos coby mi matuli nie zeżarło. Jeszcze gotowa piorunami mnie ścigać. Po drugiej stronie Stawu warsztat ma mój kuzyn. Kowal. Zajrzyjcie to wam naszykuje sideł czy czego tam potrzeba. W żelastwie robi jak nikt tutaj. - pomimo narzekania na brak obronności osady, ton Everta znacząco spotulniał przy prośbie.
Jakby przemowa o odwadze krępego ludu była bardziej formą przekomarzania się. Jednak na ścianach kapłani mogli zobaczyć oprawione na sztorc dwie kosy, jakiś tłuczek i sporej wielkości młot, który przy akompaniamencie wiszącego obok dłuta, świadczył o rzeźbiarskim hobby właściciela.

Bertrand pokiwał tylko głową.
- Do tego nas najęli. Nieważne nieumarły czy dziki zwierz mamy to ubić lub definitywnie zniszczyć. Jednak praca czeka, obejrzymy zmarłą tak by nowego głupiego gadania na wsi nie było. Bea dziewczyno ty pierwsza obejrzysz zmarłą i opowiesz co widzisz. Potem my z Dolonem sprawdzimy.
- Proponuję bym to ja był tym, który pierwszy zajmie się ciałem. Przez całe życie miałem z nimi do czynienia. Do tego ciało zdążyło napuchnąć, a co za tym idzie rozkład postępuje i to szybko mimo zasolenia. Może nawet uda mi się stwierdzić, czy to naprawdę suchoty doprowadziły do zgonu. Wiem o co ci chodzi. - wtrącił się Dolon w tej chwili spojrzał na dziewczynę. - Chcesz, by zdobywała doświadczenie, lecz w takim przypadku nalegam na moje pierwszeństwo.

- Gdzie kucharek sześć tam tuzin cycków - wymamrotał krasnolud jednak w spokoju poprowadził towarzystwo na tyły swego domostwa. Patrząc od drogi. Tam, przy jednej ze ścian stała spora balia w której rześko moczyła się staruszka. Jej stan… zdecydowanie świadczył o śmierci. - To ja was zostawie. Nie chce nawet wiedzieć co tacy jak wy robią z trupami. Byleby tylko w jednym kawałku ostała - Evert pogroził palcem - Tam jest ławeczka jakby co. Tu macie pochodnie. - po chwili jakby się zreflektował - A tu żytniówkę. Sam robiłem. Ma posmak lasu. Coby stłumić tego… zapachy - przez chwilę stał w miejscu, jakby toczył ze sobą kłótnie za i przeciw. Pokręciwszy głową odsłonił plecy znikając za rogiem budynku. Znów rozległo się charakterystyczne rzępolenie desek.
Bertrand skinął w podzięce głową i przyjął kamionkową butelkę gorzałki.

Dolon skinął krasnoludowi, po czym stanął przed balią, uniósł ręce i zaintonował zaklęcie. Postanowił rozpocząć od tego, lecz wątpił by to coś dało. I miał rację, gdyż rzeczywiście ciało oraz jego bezpośrednie okolice nie wykazywały najmniejszych znamion tego, by istniała w nich magia. Oznaczało to, iż można wykluczyć pozorowaną śmierć, czy coś podobnego. Przyszła więc pora na zabrudzenie sobie rąk.
- Mógłbym poprosić o małą przysługę? - spojrzał na Bertranda. - Mógłbyś ją wyciągnąć z tej solanki?

Nienawykła do badania martwych Bea była blada , co przy jej ciemnej skórze sprawiało upiorne wrażenie. Kapłan Lathandera szybko podał środek zaradczy, wiedział, że zdrowy łyk gorzałki powinien pomóc.
Skutek był natychmiastowy, po pierwszym łyku dziewczynka nie była w stanie wziąć już drugiego. Prychnęła a twarz momentalnie z bladej zrobiła się czerwona. W końcu jeśli pijała to tylko słabe piwo lub cydry. Bertrand odebrał butelkę. Kuracja choć drastyczna była skuteczna. Sam pociągnął trzy porządne łyki nim podał butelkę niziołkowi.
Potem podszedł jednym ruchem, z sapnięciem, dźwignął ciało, wyjmując z solanki położył na ławeczce.
Dolon gestem podziękował za trunek. Jak już to miał zamiar napić się dopiero po wykonaniu swojego zadania, a do tegoż to założył na dłonie lniane rękawice. Z trupami nie ma żartów, nie ważne jak dobrze zakonserwowanymi. Wiadomo jak trupi, jakieś gazy rozkładowe i można zostać bez problemu wysłanym na tamten świat.
-Dziękuję Bertrandzie - rzekł do tego, po czym podstawił do stołu krzesło i wszedł na nie. Nadszedł czas oględzin.

_____ Krasnoludzka staruszka miała około metra wzrostu. Jak każdy przedstawiciel tej rasy szerokość jej ramion była niezbyt proporcjonalna do długości tułowia przez co posiadała krępą sylwetkę. Ubrana w dość prostą tunikę, związywaną w talii bawełnianym pasem, wełniane, nieco za duże spodnie, oraz haftowaną kamizelę. Siwe włosy, mocno przerzedzone spięte były drewnianą klamrą w okolicy czubka głowy. Martwe oko wpatrywało mętnie w bliżej nieokreślony punkt na niebie.
Drugie było zamknięte. Twarz wyrażała spokój, jakby denatka oczekiwała na swój los.
Pośmiertne spięcie mięśni już odpuściło, a wpływ roztworu soli dodał swe trzy grosze, przez co ciało przypominało raczej lichy, mięsny worek. Czynnikiem potęgującym to wrażenie był zanik tkanki mięśniowej dość typowy w przypadku suchot. Kości i ścięgna dłoni mocno odznaczały się pod skórą. Paznokcie przypominały małe szpony, ale fachowy wzrok, oglądający wiele nieboszczków wykluczał jakiekolwiek nienaturalne „przekroczenie normy”. Szponiaste ręce często występowały w skutek obkurczania się skóry. Było to całkiem normalne. Poza przebarwieniami cechującymi każdą cerę wieku okołogrobowego, na ciele nieboszczki widać było plamy opadowe. W pojedynczych miejscach, niewielkie plamy miały kolor zielonkawy, co świadczyło o chwilowo wstrzymanym, ale obecnym procesie gnicia. Wzrok kapłana zdiagnozował jeszcze charakterystyczne zgrubienia wokół łokci, świadczące o złamaniu obu rąk tuż przy tym stawie. Kolejne oględziny pozwoliły stwierdzić, że połowa zębów była całkiem przeżarta przez próchnicę.

Niziołek zakończył swe oględziny, lecz wstrzymał się przed wyciąganiem wniosków w związku z tym, iż dziewczyna miała odbyć swoją praktykę. Ustąpił jej więc miejsca i obserwował.

Dolon zakończył już swoje oględziny. Bertrand wskazał olbrzymią dłonią na zmarłą.
- Bea teraz ty. Co widzisz i jakie wnioski z tego wyciągasz.
Dziewczynka niepewnie podeszła do zwłok.
- Jak na krasnoludkę jest bardzo chuda, więc wielce prawdopodobne są suchoty.
Potem otwarła usta zmarłej o dokładnie obejrzała język oraz wewnętrznej strony policzków. Gorzałka jednak pomogła. Nie zakładała żadnej dodatkowej ochrony, po prostu nie zdjęła cienkich skórzanych rękawic, które nosiła do skórzni.
“Sprytnie, dobrze pamięta, że uduszony często zagryza język lub policzki, a i wnętrze jamy ustnej jest znacznie bledsze niż powinno być nawet u zmarłych.” W końcu uczył ją jedynie jak rozpoznać ofiary morderstw. Wykrycie powodów śmierci z przyczyn chorobowych często jest niezwykle trudne, o ile nie ma się do czynienia z ofiarami zarazy.
Potem dokładnie obejrzała szyję szukając śladów po kłach wampira i ewentualnych śladów duszenia.
Odsłoniła ręce zmarłej po łokcie, szukając śladów ugryzień w mniej oczywistych miejscach.
- Nie została uduszona, choć nie mogę wykluczyć otrucia, lecz nie wykryłam jak na razie ani zapachu najczęstszych trucizn ani innych śladów, jak na ten przykład śladów krwawych wymiotów.
Potem promiennie uśmiechnęła się do obu kapłanów.
- A teraz w tył zwrot panowie. Będę zaglądała tam gdzie wy nie powinniście, bo nie dostaliście na to zgody.
Bertrand klepnął lekko Dolona w ramię. Ten chciał już mówić, że takie widoki nie są mu obce, wszakże nie raz przyjmował porody, lecz postanowił uszanować jej decyzję.
- Jest bardzo dokładna. - stwierdził odwracając się.
Gdy to uczynili Bea obnażyła uda zmarłej. Sprawdziła czy wampir nie wgryzł się w którąś z żył udowych. Wprawdzie wampiry robiły to raczej wobec młodych istot, lecz z nimi nigdy nic do końca nie wiadomo, w końcu są nieumarłymi potworami.
Okrywszy uda zmarłej chrząknęła.
- Nie znalazłam też żadnych śladów ataku nieumarłych.
- Dobrze wykonane badanie, wiele więcej już nie będę cię w stanie nauczyć. - Bertrand z dumą popatrzył na swoją uczennicę. -Specjalizuję się w leczeniu ran, a i to dzięki mocy Lathandera. Potrafię wielu rannych w ciągu jednego wieczoru postawić na nogi.

- Urogalan również obdarowywuje mnie podobnymi łaskami. - odparł Dolon na słowa kapłana Pana Poranka Lathandera. - Widzę, że dziewczyna szukała przede wszystkim śladów innych przyczyn śmierci niż choroby. Ogólnie rzecz biorąc słusznie skoro ja skupiłem się na tym. Przechodząc jednak do wniosków to z naszych wspólnych badań wynika, że kobieta rzeczywiście zmarła na suchoty. Świadczy o tym między innymi osłabienie ciała, a co za tym idzie mizerny wygląd. Temperatura i solanka dość dobrze powstrzymują gnicie, lecz nie na tyle by to nadal następowało. Pozostając przy solance to ta wzmogła pośmiertne naciąganie się skóry, przez co paznokcie przypominają trochę szpony. Poza potwierdzeniem suchot zdiagnozowałem jeszcze zgrubienia kości w okolicach łokci co świadczy o złamaniach w tamtych miejscach oraz pokaźnej próchnicy dręczącej wiele zębów. Zapewne uskarżała się na ich bóle, lecz to nam nie pomoże w naszych poszukiwaniach. Proponuję wrócić do świetlicy, a o świcie obejrzeć ciało krowy i miejsce spalonego domu elfiej rodziny. - zakończył swój wywód, po czym ostrożnie ściągnął rękawiczki i trzymał je tak, by nie dotykać ich palców. Kiedy wrócą do świetlicy zamierzał je spalić.

Bertrand przyglądał się zachowaniu Dolona. Był nim nieco zaskoczony, jako kapłani byli chronieni mocą swych bogów, przynajmniej lepiej niż zwykli ludzie, przed miazmatami, które wydobyć się mogą z martwego ciała. Wątpił by w tak przechowywanym ciele, w chodzie i solance, zdołał się już wytworzyć trupi jad, jednak nieco ostrożności nie zawadzi. Podał Bei wyjęty z kieszeni płaszcza worek.
- Wrzuć do niego rękawice. Używaj ich od teraz tylko badania martwych ciał.
“Swoją drogą jak Dolon zamierza walczyć z nieumarłymi skoro tak się obawia naturalnych miazmatów ciał. Co będzie każdą broń, każdy pancerz wyrzucał po spotkaniu i walce z nieumarłym?” Bertrand tylko pokręcił głową zadumany.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-07-2017 o 08:20.
Cedryk jest offline