Za wysoko. Stanowczo za wysoko. Aria nie była jeszcze tak zdesperowana, aby ryzykować skok z tak dużej wysokości. Wprawdzie wszyscy wmawiali jej, jakie to posiadała ponadprzeciętne wręcz ponadnaturalne zdolności i nawet jej własne wspomnienia zdawały się to potwierdzać, ale nie potrafiła określić granicy owych możliwości.
No a potem piorun trafił ją prosto w głowę, a może w tułów, z resztą nie miało to żadnego znaczenia, bo dziewczyna zamiast paść rażona na posadzkę dostała nową porcję wizji z przeszłości.
Tym razem dostała szansę zerknąć do dzieciństwa tej, którą nazywano Burzowym Pomrukiem i zobaczyć gdzie ta istota się wychowywała. Kto ją wychowywał i kto obdarzył ją jej mocą.
Oculus… Oculus…
- Ariu Taranis! Zaklinam cię, nie odrzucaj sojuszu, który może zmienić oblicze tego świata I wielu innych! – Usłyszała.
Odwróciła się przestraszona. Ponownie pomieszały jej się czasy oraz miejsca i musiała się skupić na postrzeganym obrazie, aby po różnicach w wyglądzie i swoich własnych reakcjach móc odróżnić przeszłość od teraźniejszości.
Czy ten rycerz zwracał się do niej obecnie czy był może kimś z jej przeszłości? Zwracał się do Arii Taranis a nie do Burzowego Pomruku, a zatem obecne imię sugerowało obecny czas.
- Nie zbliżaj się! - Krzyknęła - I zostaw ten miecz!
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! – Dodała.
- Jestem synem Jónsa. I chcę porozmawiać. Zapobiec dalszej przemocy.
- Kolejnym synem? - Zdziwiła się Aria - Jesteś bratem Ravennevara?
- Wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Całe Gniazdo zrodzone zostało z woli Jónsa.
- Yyyy - nieco ją to zbiło z tropu - A czego ode mnie chcesz? Czego ode mnie chcecie wy wszyscy?!
- Twojej mocy. Byś pomogła nam w walce z Maską. Byś pomogła Jónsowi zdobyć należną mu władzę. Nie jesteś tutaj sama. Jest też moja siostra, Bjarnalug oraz Czysta Fala. Wy trzy możecie uczynić ten świat … właściwym miejscem.
- Co to znaczy właściwym miejscem?! – Odkrzyknęła.
- Naszym. Pod naszym władaniem Z prawami Gniazda. Prawami Ojca Jónsa.
Zatrzymał się. Czekał na jej odpowiedź.
Aria prychnęła w odpowiedzi śmiechem.
- Prawa jednego człowieka? Toż to zwykła dyktatura. Ja do tego ręki nie przyłożę. Poza tym ostatnim razem twój ojciec zdradził swoich sojuszników. Dlaczego miałabym sądzić, że tym razem dotrzyma słowa?
- Minęło wiele czasu. Zmienił się. Poza tym, z tego co wiem, to nie zdradził tylko podjął decyzję która zmniejszyła straty wśród naszego Ludu. Sióstr i braci. To był wybór strategiczny.
- Zmniejszył wasze straty, ale u innych zwiększył. I kto mi zagwarantuje, że tym razem znowu nie podejmie strategicznych decyzji, aby zmniejszyć swoje straty. Z resztą jak Jóns ma do mnie sprawę to niech sam przyjdzie ze mną porozmawiać a nie ciągle wysyła swoich przedstawicieli, bo mam wrażenie, że to wam bardziej zależy niż jemu. – Odparła.
- Ojciec zajęty. – Stwierdził lakonicznie - Jak skończy rozmowy na pewno zajmie się tobą, pani.
- Ale ja wtedy mogę nie zechcieć z nim rozmawiać. – Znowu poczuła rosnącą irytację - Jak się stąd można wydostać? Poza tą dziurą, w która teraz patrzę?
- Na skrzydłach. Lub na Wielkich Krukach. Są jeszcze windy, ale przy tej pogodzie ich nie używamy.
No tak, utknęła tutaj, albo oni pozwalali, aby tak sądziła.
- A nie ma tutaj normalnych drzwi, gdzieś na dole? – Dalej czuła narastający gniew.
- W Gnieździe każdy ma skrzydła. Po co nam drzwi?
- A ja nie mam a chcę się stąd natychmiast wydostać. – Wycedziła.
- Musisz poczekać aż skończy się burza. Przykro mi.
„Przykro ci” – pomyślała – „Akurat. W to nigdy nie uwierzę.”
Spojrzała na kolejnego syna Jónsa. Trwał cały czas w tej samej pozycji z mieczem wydobytym do połowy z pochwy. Czekał na jej reakcję. Kusiło ją żeby jednak wypróbować własne możliwości i skoczyć, ale jednocześnie czuła też zbyt wielki opór. Znowu wahała się, co zrobić. Znowu nie wiedziała, komu zaufać. Znowu. |