Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2017, 15:11   #161
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Jacob&Maya

Wszystko co dobre kiedyś się kończyło - następowało to zwykle prędzej niż później. Tak samo było i w tym przypadku. Może i otaczały ich chętne prostytutki, a alkohol lał się strumieniami, ale nawet darmowy worek kokainy nie mógł usunąć głównego problemu z jakim Parchy i mundurowi musieli się teraz borykać. Przypomniał o tym Elenio, dostając ataku paskudnego kaszlu. Wystarczyło parę spazmów i Vinogradowej przeszła cała chęć na zabawę. Musieli się sprężyć, wziąć do pracy póki chłopaki mieli szansę przeżyć zarażenie pasożytami.Wystarczyły dwie minuty i na mokre od wody ciała powróciły pancerze, a grupa ruszyła raźnym krokiem w kierunku ambulatorium, gdzie Roy kończył kalibrację skanera… i nie tylko. Brown 0 poprosiła go jeszcze o jedną przysługę, bardziej osobistą. Żeby doszła do skutku potrzeba było jeszcze lekarza. Ten znajdował się tuż obok - mężczyzna w identycznej Obroży jak ona.
- Mogłabym prosić o chwilę rozmowy? - skorzystała z zamieszania, wysuwając się na czoło mini peletonu i przyciągając uwagę Green 4.

- Oczywiście - Horst wyraził swą zgodę po paru sekundach, które poświęcił na dokładniejsze przyjrzenie się kobiecie. Nie był to czas ani zbyt długi ani za krótki, wymierzony dokładnie tak by jego zgoda nie nadeszła za szybko, ale też by przedłużająca się cisza nie została uznana za oznakę niechęci do takowej. Podobnie jego spojrzenie, które omiotło jej sylwetkę, zostało dokładnie przemyślane tak, by pozostawiło po sobie wrażenie zaciekawienia, bez żadnych negatywnych emocji doczepionych do samego faktu że się jej przyglądał. Uśmiechnął się też łagodnie, przyjaźnie, zachęcając ją tym grymasem do swobody w nawiązaniu kontaktu. Nie musiał się zastanawiać nad tym o czym chciała z nim rozmawiać bowiem informację tą już posiadał. Był jednak ciekawy jak podejdzie do tematu, jakie emocje malować się będą na jej twarzy oraz brzmieć w jej głosie. By rzec prawdę, nie mógł się on doczekać owej wymiany zdań, którą zapoczątkowało jej pytanie.

Brown 0 uśmiechnęła się blado, kiwając głową w podzięce. Mógł jej kazać spieprzać, albo zlać. Nie znali się, pierwszy raz widzieli… a nie wszystkie Parchy przypominały ich grupę. Były też takie jak Owain czy Zvicki, ale oni na szczęście pozostawali daleko.
- Dziękuję, to naprawdę dla mnie bardzo ważne… wybacz. Maniery. Maya Vinogradova, jest mi niezmiernie miło mogąc cię poznać, choć okoliczności… pozostawiają sporo do życzenia - wyciągnęła w jego kierunku rękę.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł biorąc jej dłoń w swoją i przyciągając do ust by złożyć na niej lekki pocałunek. - Jacob Horst - przedstawił się, przytrzymując jej dłoń nieco dłużej, chłonąc zapach jej skóry. Nie na tyle długo jednak by wzbudzić jakiekolwiek podejrzenia lub by zostało to uznane za niestosowne. - W czym zatem mogę pomóc, moja droga? - zapytał, spoglądając jej prosto w oczy, chociaż czyn ten był nieco utrudniony samym faktem poruszania się.

Twarz kobiety rozpogodziła się na ten przejaw kurtuazji. Szarmanckie odruchy pośrodku wojny, nie spodziewała się podobnego zagrania. Nie tutaj, nie teraz. Nie z metalem ciasno opasującym szyję.
- Jesteś lekarzem - bardziej stwierdziła niż zapytała - Doktor medycyny? Może… niestety nie miałam okazji o tobie słyszeć, choć skoro tu jesteś… wiadomo - wzruszyła nerwowo ramionami i przeszła dalej - Chciałabym prosić cię o pomoc. Lekarską. Chodzi o usunięcie blokady sterylizacyjnej. Roy, naukowiec z Seres, był tak dobry że obiecał stworzyć odpowiedni środek. - waliła prosto z mostu, nie bawiąc się w zatajanie i gierki słowne, na to brakowało czasu - Pozostaje kwestia podania. To silne chemikalia, razem z nimi powinna iść osłona aby nie rozpuściły… organów wewnętrznych i nie zabiły pacjenta przedwcześnie. Tylko osłonę należy… dobrać. Dawkę, rodzaj. Wprowadzić do ciała jak najbliżej blokady. Mógłbyś mi z tym pomóc, proszę? - spojrzała na niego w napięciu i z oczekiwaniem wyraźnie widocznym na twarzy - Bardzo… będę niezmiernie wdzięczna.

Zatem przygotowania były już w toku i jedyne czego potrzebowała to prostej, w zasadzie czynności. Kolejne elementy układanki wylądowały w swoim miejscu, sprawiając mu wyraźną, acz nie okazaną przyjemność. Na zewnątrz pozostał uprzejmie, przyjaźnie wręcz zainteresowany problemem kobiety.
- Nie widzę w tym problemu - oświadczył, odczekawszy stosowną chwilę, by nie ujawnić tego, że decyzję podjął już wcześniej. - Wszak pomaganie innym to niejako moja powinność - dodał, nie wnikając ani w to dlaczego się tu znalazł, ani w swoje umiejętności medyczne. Wiedza ta nie była jej do niczego obecnie potrzebna, a przynajmniej on uznał że obdarzanie jej tą wiedzą nie przyniesie mu żadnych korzyści. Wręcz, w tym wypadku, przeciwnie.
- Pozwól jednak, że zapytam o powody takiej decyzji - dorzucił, nie kryjąc swego szczerego zainteresowania tematem. Tak, uniknięcie konieczności bycia Parchem było całkiem dobrym powodem, nie byłby jednak sobą gdyby nie próbował doszukiwać się innych, bardziej osobistych, sięgających duszy drugiej osoby, powodów.

Z ramion Brown 0 spadł ogromny ciężar. Wyprostowała się i nabrała powietrza spokojniej, powoli. Więc lekarza też udało się zorganizować i to pośrodku wojny z xenos. Ale drugie pytanie wprawiło ją w zakłopotanie. Jak niby miała mu wytłumaczyć i jasno wyłożyć cały mętlik tkwiący w jej głowie?
- Chciałabym… żeby coś po mnie pozostało. Ktoś, kto ma… czystą kartę, nie jest potępiony. Bez… powszechnej pogardy i nienawiści. Bez… skazy - powiedziała po chwili zwłoki, wbijając wzrok w podłogę migającą pod stopami - Wiem co zrobiłam, za co mnie skazano. Nie jestem… bez winy. Zrobiłam coś bardzo złego i… zasługuję na karę. Ale… rozmawiałam z paroma osobami i - zawiesiła się, wyłamując w zdenerwowaniu palce - Jest opcja żeby odbywać karę… w odrobinę innych warunkach niż więzienie. Prace społeczne… i poznałam tu kogoś. Kogoś wyjątkowego i… nie chcę widzieć go tu ostatni raz.

Ach, słodycz sercowych uniesień… Uśmiech Horsta pogłębił się nieco, a korzystając z chwili, w której wzrok kobiety skierowany był w dół, nabrał także cynicznego wyrazu. Chwila jednak minęła, powróciła maska. To co potrafił zrozumieć, rozumienie swe bazując na własnych pragnieniach, to pragnienie pozostawienia czegoś po sobie. Kolejne słowa oparł więc na owym rozumieniu by ich wydźwięk miał w sobie na tyle silną dozę zrozumienia postawy i szczerości, by zatuszować inne emocje, które słowa kobiety w nim wzbudziły.
- Rozumiem, moja droga. Pragnienie pozostawienia czegoś… kogoś po sobie jest jak najbardziej naturalnym odczuciem, które gotów jestem wesprzeć przy wykorzystaniu wszystkich posiadanych przeze mnie umiejętności. Możesz zatem na mnie liczyć - zapewnił, kładąc dłoń na jej barku. Nacisk był delikatny, niosący pocieszenie i wsparcie. Mówił że może zaufać mu że zrobi dokładnie to co powiedział. Że będzie ją chronił, że wspomoże w dążeniu do posiadania potomstwa, że jest tu dla niej.
- Także i ja znalazłem w tym chaosie osobę wyjątkową - zdradził, wplatając w swe słowa nuty smutku. - Mi jednak nie dane będzie szczęśliwe zakończenie. Ty jednak… Dla ciebie jest to możliwe zatem dołożę wszelkich starań by ci to umożliwić. Kim jest ów szczęśliwy wybranek? - zakończył kolejnym pytaniem, zadanym weselszym głosem mającym rozproszyć obawy, podnieść na duchu, zaszczepić świadomość tego, że nie jest sama.

- Johan… ten marine - dyskretny ruch brodą wskazał na ciągnącego się z tyłu żołnierza o ściętych prawie na zero włosach. Mimo potwierdzenia i wyrażenia chęci pomocy, twarz Vinogradowej pozostawała przygnębiona i napięta - Widziałam że w jacuzzi rozmawiałeś z Zo… z Asbiel - zwróciła się Jacoba, układając usta w sztywny uśmiech - O czym, jeśli wolno mi spytać?

- O wzajemnych korzyściach wynikających ze współpracy - odpowiedział, nie cofając dłoni. Krótkim spojrzeniem obrzucił wspomnianego przez nią mężczyznę przypisując jego twarz do imienia. - Asbiel dość słusznie zauważyła, że samemu nie zajdę zbyt daleko. Wspomniała także, że potrzebny jest wam lekarz, a co za tym idzie, że jesteśmy w stanie pomóc sobie nawzajem i być może dzięki tej współpracy przeżyć. Zgodziłem się z jej spojrzeniem na sprawę - wyjaśnił, nie zagłębiając się w szczegóły.

Maya kiwała głową, myśląc intensywnie nad kolejnymi słowami. Była wspomniana współpraca, ale w jakim konkretnie kontekście? Ile Jacob wiedział? Co rudy Parch pominął? Czy jeśli postawi na szczerość narobi reszcie problemów?
- Nie musisz się martwić, nie zostawimy cię. Razem mamy większe szanse i… powinniśmy sobie pomagać, przecież ciągle pozostajemy ludźmi. Obroże tego nie zmieniają - westchnęła, zgadzając się z częścią zasłyszanej wypowiedzi - Asbiel jest bardzo miła… mało mówi, ale… można na nią liczyć, w każdej sytuacji. Gdyby nie ona ani ja, ani chłopaki nie wyszlibyśmy spod ziemi - skrzywiła się, ponownie wzruszając ramionami - Chelsey też jest w porządku, tylko bardzo klnie. Hektor wydaje się straszny w tym pancerzu, ale też solidna firma i ma pozytywne poczucie humoru. A chłopaki… potrzebują sprawdzenia. Skanu. Sprawa jest pilna. Co słyszałeś o inwazji Xenos na ten System?

- Tylko ogólne informacje - odpowiedział, skupiony bardziej na tym co mówiła o ludziach tworzących ich grupę, niż na dzieleniu się posiadanymi informacjami. Po raz kolejny pojawiła się wzmianka o skanie, a sądząc po tym co do tej pory zobaczył, nie mógł się dziwić naciskowi jaki kładziono na konieczność jego przeprowadzenia. Horst nie dawał jednak dużej szansy obu mężczyznom. Ich objawy, a przynajmniej te które dane mu było obserwować, wskazywały na szybkie pogarszanie się ich stanu, a to sugerowało że faktycznie doszło do zarażenia. Bez wyników nie miał jednak pewności, a bez pewności nie był w stanie uzupełnić obrazu o brakujące fragmenty.

Czarnowłosy Parch nabrał powietrza i zamknął oczy.
- W ich klatkach piersiowych rosną te potwory - wypaliła mając dość gierek i niedomówień, których nie trawiła - W środku, zarazili się pod ziemią. W kanałach. Są jak… inkubatory - otworzyła mokre oczy i popatrzyła prosto na doktora Horsta - We wczesnym stadium idzie… wyciąć, wypalić… nie wiem. Pozbyć się ich póki nie… nie zabiły chłopaków. Nikt nie zasłużył… nawet najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła, co dopiero… - urwała, spuszczając wzrok na podłogę - Najpierw oni… ja poczekam. Na nich musimy się skupić, póki… żeby nie… to tacy dobrzy ludzie.

Tak, bez wątpienia było to marnowanie zasobów, chociaż Horst nie żywił do owych zasobów żadnych ciepłych uczuć, w przeciwieństwie do jego rozmówczyni. Wręcz przeciwnie, najchętniej odczekałby by stać się świadkiem narodził owych stworzeń. Był też ciekaw w jaki sposób ich obecność w organizmach zarażonych wpływała na ich… smak. To jednak były rozważania na inną chwilę, tym bardziej że najwyraźniej miał zapobiec owym narodzinom, a co za tym szło zapobiec także zdobyciu przez niego owej wiedzy.
- Tym bardziej trzeba im pomóc, o ile jest to nadal możliwe - odparł, zsuwając dłoń z jej barku. To, że słowa te niekoniecznie zgadzały się z jego myślami było istotne tylko dla niego i tylko on miał o tym wiedzieć. - Zobaczymy zatem co pokażą wyniki skanu, a później przejdziemy do ważnej dla ciebie kwestii. Nie uważam jednak by twoje pragnienie było mniej ważne niż ich życie.

- Jest mniej ważne i mniej znaczy - Vinogradowa zaprzeczyła tylko mężczyzna skończył mówić - Jestem Parchem, oni wolnymi obywatelami Federacji. Nie zrobili nic, czym przekreśliliby swój status człowieka, zmieniając na… numer w Obroży. Nikogo nie skrzywdzili, nie złamali prawa a-ani nie popełnili… rażących błędów. Mają rodziny, bliskich, domy, cele i marzenia… te realne, do wykonania. Inne niż powrót do celi. Plany do realizacji. Żyją… chciałabym, aby tak pozostało - popatrzyła uważnie na rozmówcę, mrużąc przy tym oczy.

- Twoje słowa sugerują iż nie uważasz się dłużej za godną miana człowieka - skupił się na tych jej słowach, miast na wadze tego, by zarażeni pozostali przy życiu. Była to prosta i sprawdzona metoda pozwalająca ukryć prawdziwe uczucia. - Moim zdaniem jesteś w błędzie. Nie wierzę by taka delikatna, troskliwa osoba o szczerym sercu była w stanie zrobić cokolwiek co pozbawiłoby ją tego statusu - uśmiechnął się przyjaźnie, pogodnie niemal, całkiem jakby rozmawiał z nią w zaciszu swego gabinetu... lub w trakcie przyjemnej kolacji przy świecach.

Kobieta postukała wymownie kawał stali dookoła szyi. Parchem nie zostawało się za kradzież cukierków, tylko przewiny o wiele cięższe. Niewinnych nie wcielali do formacji, tych średnio winnych również.
- Teraz najważniejsze jest, żeby Johan, Karl i Elenio przeżyli. To się liczy. Priorytet - powiedziała cicho, uciekając od głównego tematu własnego człowieczeństwa. Był niewygodny i sama nie wiedziała do końca co o nim myśleć.

- Obroża nie obdziera z człowieczeństwa - odparł, wplatając w swój głos nieco ostrzejsze nuty. - Tylko my sami możemy to sobie zrobić, moja droga. Dobrze jednak, skupmy się najpierw na ocaleniu twego wybranka i jego towarzyszy - złagodził ton wypowiedzi powracając do przyjacielskiego, nawet nieco poufałego sposobu wyrażania się. Skoro tamci byli dla niej tak ważni on sam musiał sprawiać wrażenie osoby, której także na ich życiu zależało.

- Jeszcze raz dziękuję
- pozwoliła aby uśmiech zagościł na jej twarzy. Tyle i aż tyle wystarczyło, na dłuższe rozmowy przyjdzie czas, gdy sprawdzą i pomogą żołnierzom. W tej intencji wskazała drogę wgłąb korytarza, tego po lewej stronie - Już niedaleko. Myślę, że Roy zdążył przygotować co potrzeba.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline