Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2017, 15:14   #162
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi & Czarna & MG


Cała grupka ruszyła pod przewodnictwem Brown 0 która przy nich mogłaby tu juz robić chyba za przewodniczkę. Po chwilowym kryzysie zarówno Patinio jak i Mahler na pozór wydawali się być w porządku. Choć często pociągali z manierek, rzadziej się uśmiechali, w ruchy wdarła się jakaś nerwowość a pot rosił im czoła mimo, że w tych podziemiach temperatura była raczej przyjemnie umiarkowana. Razem dotarli do ambulatorium. Green 4 oszacował je fachowym okiem i wyszło mu, że zawyża standard znany z publicznej służby zdrowia z większości placówek Federacji. Była nawet komora hibernacyjna jakże pożądana przy ciężkich, krytycznych czy wręcz beznadziejnych przypadkach. Ktoś w to miejsce władował sporo kredytek i pewnie pod jakimś fachowym okiem. Nie była to co prawda sala operacyjna albo zasoby jakiegokolwiek prawdziwego szpitala z mnóstwem specjalistycznych oddziałów, specjalistów i urządzeń ale jak na ambulatorium w teorii do prostych zabiegów pierwszej potrzeby było z tej wyższej półki.

- Cześć Mayu. - przywitał się brodaty mężczyzna w białym, niezbyt czystym fartuchu i oznaczeniami z laboratoriów Seres. Spojrzał niepewnie na grupkę gości jaka przyszła razem z nią. Obroży były dość wymownym znakiem rozpoznawczym z kim ma do czynienia. Z mundurami z Armii i Floty też było podobnie. Ale naukowiec dość niechętnie i z wahaniem spoglądał na broń jaką miał prawie każdy z nich choć nie wyglądało by ktokolwiek żywił do niego agresywne zamiary.

Zanim jednak zdążyli się sobie przestawić z korytarza doszedł ich jakiś tumult. Krzyki, ludzkie wycie, jęki, tupot butów po posadzce. To zapowiedziało przybycie Karla oraz Alle i Jorgensena wspólnie dźwigających skutą kobietę. Tą Vinogradova rozpoznawała jako tą pochwyconą wcześniej terrorystkę. To ona okazała się być głównym źródłem jęków i zawodzeń. - Na łóżko z nią! - krzyknął w drzwiach Hollyard widząc wolne łóżko. Dwaj policjanci zanieśli kobietę na łóżko i tam ją dość ostrożnie złożyli. Kobieta wiła się jakby próbowała wyplątać się z więzów których prócz kajdanek na nadgarstkach nie miała.

- Nadchodzi! Nadchodzi! Jest coraz bliżej! Całkiem blisko! Jest potężne! Nienasycone! Pożre nas wszystkich! Pożre nas wszystkich! Potem będzie za późno! Urośnie w siłę! Jest wieczne! Odwieczne! Pradawne! Zawsze pożera wszystko na swojej drodze! Ale boi się! Obawia! Sprawdza! Boi się czegoś! Zostało już raz pokonane! Boi się tego! Boi się nas! Ale i tak nas pożre! A oni! Tacy ślepi! wszyscy jesteście ślepi! Nic nie widzicie! Jesteście głupcami! - skuta terrorystka wiła się na łóżku coraz bardziej aż para policjantów z trudem miała sił przytrzymać ją tam by nie spadła. Kobieta zaś mocowała się w jakimś amoku krzycząc swoje i nie zwracając uwagi ani na nich ani na resztę otoczenia.

- Dajcie jej coś na uspokojenie! - krzyknął z progu Karl. Wyglądał na zmęczonego jakby przebiegł dłuższy kawałek z tym wierzgającym na łóżku balastem.

Horst jednak nie spieszył się z wypełnieniem polecenia. Nie, on słuchał i to słuchał uważnie. Spijał niemal każde z jej słów bowiem w jego umyśle napotkały na strunę, która wydobyła z siebie głęboki dźwięk zrozumienia. Problem w tym, że nie był pewien czy dźwięk ów nie był fałszywy. Nie mógł go jednak zignorować, tym bardziej że obudził w nim coś co, był tego pewien, zasnęło snem wiecznym. Nagle ożyło, wzięło głęboki oddech i wyszczerzyło się paskudnie. Czy ta kobieta mogła mówić o tym, o czym myślał że mówiła? Skąd jednak mogła wiedzieć? Kim była? Zamiast podać jej coś na uspokojenie, zbliżył się ignorując chwilowo pozostałych.
- Ja widzę - oświadczył jej, starając się swym głosem przebić do jej świadomości. Chciał jej przekazać nim że mówi prawdę, że… - Jest głodny… Bardzo głodny - dodał, przemieniając swój głos w natarczywy szept. Czyżby ona także doświadczyła tego co on? Jeżeli tak to gdzie nastąpił kontakt, kiedy? I najważniejsze, powracające niczym bumerang pytanie… Czy się nie mylił? Nie mógł jednak na nie odpowiedzieć dopóki nie uzyska od niej informacji. Informacji zaś nie mógł uzyskać jeżeli nafaszerowana zostanie środkami otumaniającymi umysł. To zaś, by je otrzymał, było dla niego w tej chwili ważniejsze niż dobro tej kobiety, niż dobro wszystkich zebranych w ambulatorium. Pragnął wiedzy, pragnął informacji i pragnął tego by ponownie doświadczyć owego zespolenia z drugą istotą. Jeżeli to coś nie zginęło istniała szansa na kolejną próbę. Może tym razem warunki będą mu sprzyjały, może się uda.
Próbował oddychać powoli, odzyskać spokój i klarowność myśli, jednak obsesja którą zaraził się tam, w kinie, nie odpuszczała tak łatwo, podejmując walkę na śmierć i życie.

Nawiedzony wieszcz zagłady z pogubionymi klepkami… świetnie. Tylko jego im teraz do szczęścia brakowało, bez dwóch zdań. Jakby i bez nawiedzonych gadek nie mieli wystarczająco powodów do zmartwienia. Dziwna laska przepowiadała rychł koniec, nadejście pradawnego zła i totalną rozpierduchę bez możliwości odwołania. Zdechną marnie… no kurwa ale nowość. Ósemka miała ochotę zamknąć wariatkę, najlepiej na stałe. Pakietem ołowiu prosto w potylicę. Niestety podobne rozwiązanie nastręczało zbyt wiele komplikacji, na które w owym momencie nie można było pozwolić.
- Skan - przekazała lektorem najważniejszą kwestię, zostawiając pozostałe kłopoty w rękach otoczenia. Nie przyszli tu, do cholery, robić za mobilny punkt psychiatryczny, tylko zbadać trepów. Splunęła na ziemię i przewiercając brodacza wzrokiem dodała - Sprężcie się, nie ma czasu.

Ledwo weszli do środka Vinogradova pomachała Royowi, ale jeszcze nie przyszedł czas na podzielenie się dobrymi wieściami od prawnika… a potem przyszedł Karl i jego jeniec. Zatrzymany, aresztant - tak brzmiało prawidłowo. Terrorystka krzyczała chyba nie do końca świadoma gdzie się znajduje, za to im więcej mówiła tym mocniej Maya ściskała dłoń marine, jakby miało ją to uchronić przed plastyczną wizją szalonej kobiety.
- T… to ja pomogę przygotować skaner - powiedziała w powietrze i na sztywnych nogach przeszła do naukowca z Seres - Spokojnie, nic ci nie grozi. Są w porządku, nie musisz się obawiać. Co z konfiguracją, udało się? Ci żołnierze o których ci wspominałam. Johan, Karl i Elenio - pokazał po kolei mundurowych.


- Tak. Skaner gotowy. Tą blokadę chemiczną prawie skończyłem. Ale przydałaby mi się konsultacja lekarza. Prawdziwego lekarza by dokończyć preparat. - powiedział Roy chyba dość mocno zestresowany nagłą inwazją gości i chaosem jaki się przy tym wytworzył. Wszyscy coś mówili albo krzyczeli, prawie każdy miał broń i to więcej niż jedną, skuta kobieta coś majaczyła wrzeszcząc histerycznie, mężczyźni krzyczeli na siebie, lektor Black 8 skrzeczał bezosobowym elektronicznym głosem i w ogóle cicha i spokojna atmosfera jaką Vinogradova pamiętała z ostatniej wizyty poszła w diabły. Brodaty naukowiec miał wyraźne trudności ze skoncentrowaniem się w takich warunkach.

Tymczasem Green 4 wykorzystał sytuację by zbliżyć się do aresztantki i z początku nikt mu w tym nie przeszkadzał. Może nawet myśleli, że podszedł po to by dać jej ten zastrzyk. Kobieta z mistycznymi tatuażami na twarzy zareagowała dość gwałtownie. Nie był pewny czy chciała go zaatakować czy chwycić ale wyrzuciła w jego stronę skute ramiona w drapieżnym ruchu. Całkiem innym niż dotychczas więc dwaj gliniarze co się z nią mocowali nie zdążyli zareagować na czas. Paznokcie kobiety rozorały mu twarz gdy palce wbiły się w jego policzki piekąc boleśnie. - Jest głodne! Nienasycone! Powiedz im! Powiedz! Jest tutaj! Rośnie! Jest! W nim! - skute nadgarstki wskazały na stojącego przy drzwiach Raptora. Ten zmrużył brwi najwyraźniej zaskoczony tym nagłym zwrotem akcji. - I tych dwóch! - syknęła pokazując na dwóch równie zaskoczonych mundurowych. Patinio stał zdezorientowany całą sytuacją i spojrzał teraz jeszcze bardziej zdziwiony. Mahler który ruszył za Vinogradovą zatrzymał się w pół kroku widząc, że skuta kobieta wskazała także na niego. - Jest w nich i rośnie w siłę! Jak zawsze! Jak wszędzie! - wrzeszczała kobieta szarpiąca się na łóżku z dwoma policjantami.

- Leż w spokoju bo ci przywalę! - wrzasnął zasapany już nieźle Jorgensen. Obydwaj z tym młodszym gliniarzem wydawali się z trudem panować i nad szarpiącą się kobietą i nad własnymi nerwami.

- Hej! Na co czekasz?! Daj jej zastrzyk do cholery! - zażądał Hollyard i Horst wyczuł w nim siłę i determinację bardzo podobną do swojej. Ten człowiek nawykły do tego, że ludzie liczyli się z tym co mówi. Efekt zepsuł nieco atak kaszlu który wygiął mężczyznę w scyzoryk aż musiał podtrzymać się dłonią o ścianę.

- Rośnie w siłę! Pożre nas wszystkich! Ich pożera! Mnie pożera! Czuję jak tu jest! We mnie! Czuję jak rośnie w siłę! Już jest we mnie! Pożera mnie jak czerwie pożerają zgniłe mięso! Już długo nie wytrzymam! Za silne! To jest za silne! Niewyobrażalnie silne jak głębia kosmosu! Wszyscy jesteśmy zgubieni jeśli nie zniszczymy tego teraz! Zyskamy czas! Zanim wróci! Nie mamy anielskiej mocy która go pokonała wcześniej! jesteśmy słabi i podzieleni! Nie widzimy całości! Tylko fragmenty! - kobieta histerycznie zaczęła walić kończynami w łóżko jak w ataku padaczki. W końcu paznokciami zaczęła drapać się po głowie i twarzy jakby próbowała wydrapać sobie oczy. Dwaj policjanci z trudem ją utrzymywali by ją od tego powstrzymać.

- Kurwa na co czekasz?! Daj jej ten jebany zastrzyk! - Mahler złapał brutalnie za ramię Horsta szarpiąc nim by przypomnieć co ma zrobić. Wyglądał na zdenerwowanego ale histeryzująca kobieta wszystkim chyba działała na nerwy. Wyglądał też na wkurzonego, że Green 4 odwleka to co polecił mu Hollyard. Patinio stanął przy łóżku by złapać wierzgające nogi skutej kobiety. Też patrzył wściekle na Horsta. Policyjny strzelec wyborowy ocierał już usta po ataku kaszlu i wracał do pionu.

W gardle lekarza zrodziło się warknięcie. Głuche, gniewne i nienawistne warknięcie zwierzęcia, któremu przeszkodzono w łowach. Warknięcie zduszone w zarodku. Nie był to odpowiedni czas by ukazywać swoją twarz. Jeszcze nie teraz. Przełknął więc gniew, przełknął ból zostawiony po ataku kobiety i ten, który towarzyszył dotykowi dłoni na jego ramieniu. Zamiast odpowiedzieć ostro, uciec się do wrzasku czy brutalnej siły, spojrzał na trzymającego go żołnierza i skinął mu spokojnie głową.
- Oczywiście, gdy tylko odzyskam swobodę ruchów - tu jego wzrok ześlizgnął się na dłoń spoczywającą na jego ramieniu. Mówił prawdę, nie było bowiem sensu przedłużać męczarnię tej kobiety, która podarowała mu niezwykle cenny dar. Nie mógł też pozwolić by ją skrzywdzono zanim podejmie kolejną próbę nawiązania z nią kontaktu. W jego umyśle skrawki informacji układały się w puzzle tworząc kolejny z jego obrazów. Ten był mroczny i krwawy, tyle wiedział na pewno, wciąż jednak nie wiedział czy odpowiednio łączy ze sobą kolejne fragmenty. Posiadał tak niewiele informacji. Strzępki jedynie, okruchy. Za mało, wciąż za mało… Głód i pożądanie targnęły nim z siłą, która naruszyła maskę, wyginając jego usta w skrzywiony grymas niezadowolenia. Potrzebował wyników skanu. Jeżeli okażą się takie jak podejrzewał, da mu to kolejny fragment układanki, kolejny puzzel. Czuł że jest blisko rozwiązania tej zagadki, jej ostateczne rozwiązanie umykało mu jednak, płoszone przez ostrożność, która otaczała go ochronnym płaszczem. Wyciąganie wniosków przy zbyt małej ilości danych mogło zakończyć się katastrofą. Potrzebował chwili spokoju i ciszy. Potrzebował kogoś, z kim mógłby podzielić się podejrzeniami by otrzymać świeże spojrzenie na całą sprawę, na jego teorię, która powoli nabierała sił. Nie mógł to jednak być nikt z obecnych w ambulatorium. Jeszcze nie teraz, a zatem zostawała mu tylko jedna osoba. Najpierw jednak dane, a zanim rozpocznie się ich zbieranie, należało zająć się poszkodowaną. Wzrok Horsta powrócił do oczu trzymającego go mężczyzny. Znowu był tylko pogodnie nastawionym do drugiego człowieka lekarzem, gotowym nieść pomoc. Opanowanym, uprzejmym i dobrze wychowanym. Był doktorem Horstem jakiego znali jego pacjenci, wcielenie cierpliwości, wyrozumiałości i czaru. Tak, kochał swoje maski, czcił je i nosił z dumą twórcy ukazującemu światu swoje dzieło.
- O ile nie stanowi to jakiegoś problemu - dodał, uśmiechając się przyjaźnie. - Chciałbym także jak najszybciej rozpocząć skanowanie - poinformował, zwracając się tym razem do odzianego w fartuch brodacza.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline