Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2017, 21:28   #29
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna mruknęła i podciągnęła skórzany pled po sam nos. Jeszcze tylko chwilę, ojcze. Zaraz wstanę... Zaraz...
Ojciec? Nie, on jest przecież daleko.
Poczekała aż rzeczywistość ją dogoni. Ta nowa noc. Nadzieje, ale i obawy.
Lamia mogła okazać się rozwiązaniem niektórych problemów, co nie zmieniało faktu, że Anna odczuwała przed nią nie lada respekt zmieszany z dławiącym lękiem.
Kapłanka Lilith.
Gorgona.
Strażniczka klanu Kappadocjan.
Córka Lazarusa, wnuczka samego Ashura.
Jak spojrzeć jej w oczy? Jak rozmawiać, bądź co trudniejsze, negocjować? I jakie mieć wobec niej oczekiwania, co zaoferować w zamian? Czego ona by w ogóle chciała, skoro żyje pośród kniei, bez wygód, niemal bez towarzystwa? Ale nie zawsze tak było. Przybyła na te ziemie z kimś. Ojcem?
Skoro Aurelius zapewniał Annę, że to nie Ashura zamordowała Katarzyna, czy mogło być, że jej ofiarą padł Lazarus? I jak Lamia, czy też Kalyda, się na to zapatrywała? Łaknęła zemsty czy pogodziła się z przeszłością?
Anna wypowiedziała w myślach imię Lamii, czekając czy nadejdzie wizja. Nie nadeszła.
Chwedora - tak się przedstawiła Oldrzychowi – sprowadziła niejasne, oderwane obrazy wieśniaczek. To imię to fasada. Nic nie znaczy.
Przy osobie Kalydy obrazy ożyły. Anna pozwoliła im swobodnie płynąć.

Siedzi sobie w kucki, zupkę gotuje, babuleńka typ zasuszony, pomarszczona jak stare jabłko, ręce sękate jak szpony. Na ramieniu jej siedzi czarny kogut. Miesza w kociołku kością, Udową. Ludzką. A w zupce coś na wierzch wypływa między ziółka i krążki cebuli. Główka. Chyba kota, ale może dziecięcia. I Oldrzych ma rację, jest z nią coś ciemnego. Anna tego nie widzi, ale czuje. To piekielnie niebezpieczna kobieta i napawa Annę strachem.

Ale Anna, mimo tego strachu, szpera głębiej. Szuka dalej, by dostrzec do to ukryte.

Morze, dziwne budynki, inne niż Annie znane. Mężczyzna o orlim nosie i twarzy bladej jak całun. Spokój. Miecz o szerokim, zakrzywionym ostrzu na haku na ścianie.

Lazarus?
Trzeba się wreszcie obudzić. Wstać. Ołdrzycha nie ma już obok. Pozwolił Annie drzemać a sam robi to, co jest do zrobienia przed wyruszeniem.
Anna postawiła na podłodze stopy. Odgarnęła włosy, aż się przesypały na jeden bok jak piasek w klepsydrze. Musi wszystko przemyśleć.
Prezenty dla wiedźmy przygotowała, wszak nie wypada się w gości wpraszać z pustymi rękami. Bukłaczek pełen, chlupoczący, który Anna zagrabiła z zamku Grójec. Pracuje dla Aureliusa, nie ma czasu o takie detale zabiegać własnoręcznie. Uszczupliła mu piwniczkę, nie że bez pytania. Anna jest na to za grzeczna. Oprócz czegoś na ząb wzięła jeszcze coś dla umysłu. Opasłą księgę prawiącą o ziołach, którą znalazła w ruinach po Skrzyńskich, a właściwie nie ona, ale świętej pamięci Paszko jej ją wygrzebał ostrymi jak brony szponami.
Prezenty więc są. Teraz strój stosowny.
Anna postanowiła porzucić jaskrawy przyodziewek i zastąpić go tradycyjną czernią i bielą. Nie może wyglądać jak papuga przed obliczem samej Lamii, poza tym mogłaby jej na słowo wtedy nie uwierzyć, że Anna reprezentuje Klan Śmierci. Fiołki i szafrany są śmierci zaprzeczeniem, spokoju i ciszy, jaką z sobą niesie.
Ze zbiorów Ołdrzycha pożyczyła sobie białą koszulę ze zdobionymi mankietami, dzieła dopełniła prosta czarna spódnica. Jeszcze podłużny wisior z ametystów, prezent ojcowy. Z twarzy starła pieczołowicie resztki barwiczki, by ujrzeć w tafli wody swoją białą twarz na tle czarnych włosów, spętanych już w ciasny warkocz. Znowu jest sobą. Znowu jest trupią Anną. Milczącą i nieciekawą, złodziejką życia innych.
Ołdrzycha znalazła na powietrzu, pośród swojej bandy. Zazdrościła mu swobody z jaką zaakceptował nowy statut ich relacji. Nie narzucał się, nie ściskał za rękę, ale okiem bacznym omiatał. Odgonił Libora, gdy ten chciał Annę na konia podsadzić. To od dziś były jego obowiązki. Albo przywileje? Tak samoż na bok wziął Semena i coś musiał z nim wyjaśnić, bo się zbój z dala od Anny trzymał, jakby takie dostał ścisłe rozkazy.
Podczas drogi konia zrównała z koniem Ołdrzycha i spytała po co wiedźmie krew nosił. Odrzekł, ze jako zapłatę za wróżbę, ale jaką wróżbę, już gadać nie chciał.
Musiała fochy okazać, nosem pokręcić, że już nie ufa, już krętaczy. Rzekł, że wiedźma wiedziała o paru rzeczach z jego przeszłości. Wskazała mu kilka miejsc dobrych na napad - i faktycznie się tam obłowili. Kiedy kombinował, czy nie iść dalej na północ, odwiodła go od tego, twierdząc, że w Żywcu czeka jego przeznaczenie… no i sprawdziło się przecież, bo Anna przyjechała?
Anna uznała wszystko za stek bzdur i manipulację obliczona najpierw na zdobycie zaufania a potem uzależnienie od siebie najważniejszego wilka w watasze. Gdy spytała jak to była z utraconą sroką – jego żebrem, wyszło, że wiedźma ją złapała i ożywiła. Powiedziała, że to za karę za szpiegowanie i teraz będzie Ołdrzych patrzeć, jak część jego starzeje się i umiera. Ale Gangrel nie pogodził się łatwo ze stratą, nie zamierzał też czekać aż wiedźmę obłaskawi i ta zaklęcia odczyni. Sroczkę sobie złapał i zghulił. Starości i umierania nie będzie, tyle miał satysfakcji. Ale on jest martwy, sroka żyje. Dlatego nie ma żebra.
Anna słuchała w skupieniu skubiąc materiał przy jego kołnierzu. Ożywiła część nieożywionego... Fascynujące. Słyszała o zaklęciach życia, ale sama jeszcze ich nie pojęła. Ojciec był bieglejszy w tej materii. Mówił, że na to potrzeba czasu i nauki, że Annie nic za darmo nie przyjdzie, musi pokornie studiować sztukę mortis. Oswajać śmierć.
Mikołaj... Według jego słów tylko jedno pokolenie dzieliło go po prawdzie od Lamii. Mogli się znać?
Anna pogrążona w myślach jechała pośród Ołdrzychowej bandy, znowu jak zjawa, nieobecna. On w tym czasie ludzi przegrupował, na mniejsze oddziały podzielił, co by wiedźma jak i lupiny nie odebrali tego jak napadu. Dobrze, że myślał o takich kwestiach, które Annie umykały. Stąpał twardo po ziemi, podczas gdy Anna lewitowała ponad ciałem, w przenośni i dosłownie.
Myślami odpłynęła do Semena. Pod przymkniętymi powiekami zamigotały obrazy, na które się Anna jakoś bała spojrzeć. Odwróciła wzrok przyjmując do wiadomości, że Semen jest bydlęciem, które popełni każde okrucieństwo.

Ale wiedźma to co innego. Ją nazywa mateńką. Ona tuli jego podgolony łepek, jak jej krwi przynosi albo dziecko ukradzione czy jakiegoś nieszczęśnika podróżnego. Nie pił jej krwi, ale i tak jest do niej przywiązany i w jakiś sposób dostępny dla niego żywi do niej ciepłe uczucia.

Anna się zastanawia czy babuleńka podsyca Semenowe ambicje zostanie hersztem, bo skoro próbowała okręcić wokół palca Ołdrzycha, by go mieć później na usługach, ale się Ołdrzych szczęśliwie nie poddał, to czy to jest jej zyłka, że Semen tak gorliwie o przywództwo zabiega? Gdyby w końcu Semen obił ryło Ołdrzychowi i przejął bandę, to wtedy wiedźma będzie miała na swoje usługi stado Gangreli a broń to niebezpieczna.
Koń szarpnął i półprzytomna Anna w ostatniej chwili złapała się lejców żeby nie rymnąć z końskiego grzbietu. Siadła głębiej w siodło i pozwoliła by jej myśli wróciły do Semena i wiedźmy. Czy ona go jakoś wspomogła w tej ostatniej walce, w której zresztą Ołdrzych, wyszedł zwycięzko tylko dzięki Aninej pomocy?

I rzeczywiście dostrzegła jak mu wiedźma podaje coś do picia. Napój ciemny, prawie czarny. Krew. Na pewno nie jej, bo w jej krew jest wpisana klątwa.


Czyli oszustwem odpowiedział Ołdrzych na oszustwo.
Anna poprawiła się w siodle. Oczy wbiła w Semena, szczerze rozradowanego, że do mateczki jadą w odwiedziny. I pośród tych rozważań Anna miała mocne przeczucie, że jakaś nić sympatii się zawiązała między tamtą dwójką, i Khalidzie się Semen w swoim zbydlęceniu podoba. Przeraziło ją to zarazem, bo kim jest wobec tego Lamia jeśli faworyzuje takie kreatury?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 16-07-2017 o 22:09.
liliel jest offline