Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2017, 08:18   #30
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nim Libor i Jitka zawrócili, by dołączyć do ludzi, których Oldrzych w głąb lasu posłał, Gangrel wałacha Annowego za wodze przy pysku chwycił i w oczy mu zajrzał.
- Przy domu wiedźmy konie się boczą. Twój będzie spokojny – zapewnił cicho. - Andrej trzyma się przy tobie… Nie ufam jej. Też nie powinnaś, panienko.
Na pytanie czemu mruknął, że stare baby mają wielkie zady, by wygodniej siedzieć w kościelnej ławie, i plecy zgięte od ciężaru lat, co przygniata.

Dalej ruszyli we czworo, Ołdrzych u jej boku i Andrej pilnujący tyłów. Semen wyrwał do przodu i pomknął galopem. Gdyby w jarze, co do sadyby wiedźmiej prowadził nie było tak wilgotno, kurzawa by się podniosła ponad korony drzew.

Chatynka chyliła się dachem ku ziemi pod ciężarem mchów i lebiody, co go zarastała, i wyglądała całkiem jak we wspomnieniu Agoty. Cuchnęło zgnilizną, a jedynym, kto wyszedł ich powitać, był czarny kogut o długim, smolistym ogonie i paciorkowatych oczkach. Ten zaś umknął zaraz, gdy Semen zeskoczył z poparskującego niespokojnie konia i wparował do domostwa jakby do własnej siedziby. Ze środka dobiegł Annę głos chrypliwy, stetryczały.
- No niechaj wlizą, jak już przyleźli.

Chwilę zajęło, nim Oldrzych uwiązał boczące się konie, ale Anna przeszła parę kroczków i zerknęła do wnętrza. Przy otwartym palenisku na pieńku siedziała chuda jak tyka starowina, rzadkie, siwe włosy oblepiały pasmami jej czaszkę. Semen klęczał przed nią, oburącz obejmował nogi kobiety przysłonięte sztywną od brudu spódnicą, tłumaczył coś i całował obejmujące go, zagięte jak szpony ręce. Wiedźma nachylała się nad nim czule, a taki wyraz miała na pomarszczonej twarzy, jakby iście synaczka witała, co z wyprawy wojennej powrócił.

Zdawała się nie zwracać na resztę przybyłych uwagi.

Anna dała jej chwilę na okazanie Semenowi matczynych czułości, dopiero potem wystąpiła bliżej wiedźmy i skłoniła się głęboko.
-Witam. Jestem Anna. To zaszczyt panią poznać.
W wyciągniętych dłoniach trzymała księgę i bukłak.
-Przepraszam, ze bez zaproszenia, ale przynoszą mnie ważkie sprawy.
Wiedźma parsknęła. Nogą odsunęła Semena, jakby łaszącego się psa odsuwała. Podniosła się z wolna, wspierając na sękatym kosturze. I Annę też, jak Libora, uderzyła jakaś nieadekwatność jej postury. Stare kobiety szersze miały biodra. Chyliła się wiedźma wprawdzie do przodu, ale plecy przygarbione miała, nie zgięte trwale w pałąk. Owszem, pomarszczona była i sękata jak stara wierzba… ale szczupła i chyba także zgrabna pod brudnymi szmatami, co ją okrywały. Oczy miała stare, ale żywe i o sprytnym, przenikliwym wejrzeniu, czarne jak krucze pióra.
- Każden jeden przemyśliwuje se, że sprawy jego ważkie.
Wyjęła bukłak z dłoni Anny i potoczyła się z powrotem ku swemu miejscu.
- Książczydło tamój połóż, duszyczko - machnęła kosturem w stronę deski ustawionej na kamieniach pod ścianą.
Anna zrobiła jak tamta prosiła. Skórzany grzbiet książki musnęła pieszczotliwie palcem, jakby na pożegnanie i zwróciła się, o dziwo, wcale nie do wiedźmy a do Oldrzycha.
-Zostawicie nas na chwile same? - a ton miała jakby dzieciom pozwoliła iść się pobawić, gdy dorośli będą rozmawiać.Wzrokiem prosiła go jednak o wyrozumiałość.
- Nie - odparł niewzruszenie, na co wiedźma zarechotała, wielce po wiedźmiemu.
- Myśli, że cię ochroni. Tym mieczykiem. Przed całym złem świata… ale ty wiesz, że to nieprawda, duszko - stwierdziła, ciągle rozbawiona. Przysiadła na pniaku i potargała wysoko podgolone włosy Semena. - Idźże, syneczku, drew narąb - poleciła. - Widzisz - zwróciła się do Oldrzycha - jam swego wilka odesłała. I ty idź. Nie zagryziemy się z duszką.
-Idź, nic mi nie bedzie - zapewniła Oldrzycha i poparła słowa łagodnym uśmiechem.
Anna poczekała, aż tupot ciężkich męskich butów ucichnie, drzwi skrzypną. Usiadła na niskim stołeczku z pewną fascynacją śledząc ruchy staruszki.
-Wiem, żeś Lamią, córką Lazarusa - powiedziała cicho. - Kapłanką Mrocznej Matki. My z jednej linii krwi. Nie musisz udawać przy mnie, że jesteś kim innym.
- A ty jesteś małą złodziejką - odparła wiedźma nieoczekiwanie młodym i mocnym głosem. Szybkim spojrzeniem rzuciła w górę, gdzie pasma dymu uciekały przez dziurę w dachu. Sięgnęła za siebie, po gliniany dzban szmatą okryty.
-Co ukradłam? - zapytała zaciekawiona.
Garść ziół dobytych z garnca i w ogień ciśnięta plunęła gryzącym dymem. Annę oczy zapiekły, a nad dymnikiem zatrzepotały skrzydła podrywającego się gwałtownie do lotu ptaka.
- Kilka zwierząt.
-Jedno ci się ostało, czyli dokładnie tyle ile miałaś, pani. Lawirowałaś, by przywódca wilków ci z ręki jadł, ale on nie chciał bo nie, długo przed moim się pojawieniem. Plan miałaś nawet dobry by swoim syneczkiem herszta zastąpić. Tylko przez wzgląd na nasze pokrewieństwo przemilczałam, że Semenowi co nieco pomogłaś by zwyciężył. Nie zwyciężył i tak, więc to już trochę bez znaczenia. A i mnie nic po tym, żeby wilki jednego ze swoich rozszarpały za łamanie jakichś tam reguł. Dobrze zrobiłam? - zapytała nie gubiąc z twarzy wyrazu naiwnej niewinności.
Oczy wiedźmy zwęziły się w szparki.
- Nie wpieraj, że łaskę mi robisz. Bo wyżrę ci mózg. - Nie uniosła głosu. Nie drgnęła nawet. Ale Anna była pewna, że jest w stanie to starcze ciało pchnąć do ataku szybciej i pewniej niż przechwalający się własną sprawnością Bożywoj czy Pężyrka. – I nie graj przede mną idiotki, Matkę obrażasz.
-Matka uposażyła nas w różne sztuczki, by wygrywać - wzruszyła ramionami i porzuciła poprzednią taktykę.
-I Nie zrobisz tego. Nie podniesiesz na mnie ręki mimo wszystko usłyszała wahanie we własnym głosie. - Jestem z klanu Śmierci. Tego samego, którego jesteś strażniczką. Ojciec opowiadał mi o czasach kiedy każdy Kapadocjanin miał u boku osobistą Gorgonę. By siła szła w parze z wiedzą. Chroniła.
Anna posmutniała i potrząsnęła głową jakby ją ktoś w pierś dźgnął.
-A teraz siedzisz tu, pośród głuszy gdy moich braci i siostry skrycie się wyrzyna. Dlaczego?
-Bo czasem śmierć i dla nas jest stratą, dziecko - odparła. - Weszłaś mi w drogę. Ale słucham. Powiedzmy, iż jestem władna zrozumieć pobudki. Może i wybaczyć.
-Więc jesteś w żałobie - zrozumiała Anna i nabrała nieco cieplejszych uczuć do kobiety. Żałobę potrafiła zrozumieć.
-Przyjechałaś tu, pani, nie sama. Założyłam, że był z tobą ojciec, któremu natenczas towarzyszyłaś i którego ochraniałaś. Wiem, z czyjej ręki zginął i jak, i zastanawiam się czy z jego powodu tutaj zostałaś, na tych ziemiach? By go opłakiwać ale i snuć plany o zemście?
- Tzimisce. Które z nich? - To mogło być złudzenie… ale wiedźmie usta pociemniały, barwą niemal w czerń wpadając. Khalida wyprostowała się i Anna pojęła, co ją tak raziło, co czyniło to starcze stetryczenie nieadekwatnym.
Wiedźma miała posturę młodej dziewczyny, której skórę i włosy ktoś postarzył o dobre pół wieku.
-Pomogę ci - zaoferowała Anna. - A później ty pomożesz mnie. Zaczniemy od przywrócenia ci młodzieńczego wyglądu. Który ze Skrzynskich przemodelował ci twarz?
Czekała czy zachęta wyda się Lamii dostateczna.
- Bożywoj… lecz akurat wiem, że nie on Faruka zabił.
Imię Kapadocjanina, który spotkał się w Żywcu ze śmiercią ostateczną, wymówiła z wyraźnie innym akcentem.
- I w czym mi chcesz pomagać?
-Chcesz z powrotem swoją twarz? Albo inną… - Anna uczyniła nieokreślony ruch ręką wokoło własnego oblicza. - Lepszą niż ta. Nową?
Podeszła do kobiety i delikatnym ruchem odgarnęła skołtunionej włosy by odkryć pooraną zmarszczkami twarz.
-Po pierwsze, by cię Skrzynscy nie poznali. Po wtóre… by sobie ułatwić nieżycie. Mroczna Matka obdzieliła nas urodą byśmy jej używały do swoich celów.
Lamia zaśmiała się gardłowo, paznokciem długim jak szpon przesunęła po Annowej krtani.
- Nie uroda potrzebna mi, a maska. Tarcza, co mię osłoni.
Nie zdołała jednak ukryć, że była ofertą zaciekawiona.
-Wybierzesz sobie.
Okręciła się na obcasie i wróciła na miejsce pod ścianą.
-Ostatnio złapałam ghula Skrzyńskich. Aurelius był tak łaskaw, że go przygarnął darowując życie. Ma on troche mocy diabłów. Użyczy ich i twarz ci poprawi według twoich instrukcji.
- Więc które to? - wiedźma wydęła lekko czarne usta. - Włodek czy Katarzyna? Starego węża nie podejrzewam. Gdyby się obudził, ziemia zapłakałaby krwawymi łzami.
- Katarzyna - odrzekła, nawet się nie targując. - Ale to nie wszystko. Okoliczności… są myślę istotne. To był Lazarus? Ojciec twój?
- Nie mówię z ojcem od wieków. Faruk był jednym z jego dzieci… o wiele lepszym niż Lazarus czy ja. Jakież okoliczności. Skąd wiesz. Co chcesz w zamian.
Przestawanie z Gangrelami miało niewątpliwe zalety… dla Anny. Uczyło zwartej i konkretnej rozmowy, miast błądzenia po rozdrożach sensów.
-Katarzyna i Włodek zawezwali was w kwestii trupka niemowlęcia. Przypuszczam, że to Faruk zdołał wskrzesić wyschnięte zwłoki. Gdy przestał być użyteczny Katarzyna go unieszkodliwiła. A potem długo i wytrwale wykarmiła ów niemowlę jego krwią, aż nie zostało nic.
Dała jej czas, by przyswoiła nowe fakty. Tymczasem Lamia, miast przyswoić, przy palenisku przysiadła, po kość sięgnęła, co jej za kopyść służyła, i leniwie poczęła mieszać w kociołku.
- Nie oddam żebra twemu cerberowi. Bez niego jakby zmądrzał.
- Jesteśmy z jednej krwi. I obie jesteśmy córami pramatki. Nie będę niczego żądać w zamian za informacje jakie ci podałam. Jeśli mi pomożesz to z własnej woli, nie z przymusu, bo w życiu lepiej mieć przyjaciół niż ich nie mieć. Ja zamierzam znaleźć starego węża by Aurelius go zabił. Rozważ czy chcesz nam ponoć. Byłby to cios dla Skrzyńskich.
- A jakąż mam pewność, że ten stary wyżeł Aurelius mego tropu nie złapie zaraz potem?
-Ponieważ poproszę go, by dał ci spokój. Jesteśmy spokrewnione. Poza tym gdy tutaj skończysz, myślę, że powinnaś rozważyć dwie opcje. Pierwsza, to zająć się tym, coś ślubowała robić. Chronić Kapadocjan, tylu ilu jeszcze zdołasz. Aurelius zna się na łowach, i twierdzi, że mój klan chcą wybić w pień, by nie został nikt. I ja mu wierze. Druga opcja, jeśli pierwsza już cię nie obchodzi, da ci zajęcie i ochronę i przynależność. Aurelius ma sforę wiernych sobie wampirów, z którymi poluje. Nie wątpię, że doceniłby twoją siłę i doświadczenie a ty... Jesteś mieczem - Anna wyraziła podziw wkładając w słowa więcej życia niż miała w zwyczaju, rozbłysły jej do tego oczy.. - Nie po to cię wykuto byś rdzewiała w zmurszałej chacie. Z Aureliusem twoje ostrze znów zalśni, a on dba o swoich przyjaciół. Nie da cię tknąć Skrzyńskim, czy innym twym wrogom. Obiecał, że mnie także ochroni gdy już po mnie przyjdą zabójcy Kapadocjan. Dlatego się go trzymam i jestem mu wierna. Poza tym on jest na swój sposób…-szukała właściwego słowa- szlachetny. Wierz mi, da się go szanować a nawet polubić. To dobry materiał na przyjaciela, albo chociaż sojusznika.
- Może na czas jakiś… - zadumała się Lamia, spoglądając w płomienie liżące kociołek. - Nie da się zmienić własnej natury, Anno. Można najwyżej udawać, krótko, a potem ona zęby wystawi i weźmie swoje. Bożywoj był u mnie - dodała po chwili tonem, jakim wiejska dzierlatka opowiada miłej towarzyszce u płota, że kawaler ją nawiedził.
-Po co?
- Ażeby mi przypomnieć, jak to mi żywot ocalił i twarz postarzył, ażeby nikt nie poznał mnie, łaskawca. I abym wyprawiła za bramy śmierci, tym razem nieodwołalnie, jakiegoś Patrycjusza z Krakowa, co tu w Żywcu przebywa - sypnęła w płomienie kolejną garść ziół. – To jeno początek próśb nie do odrzucenia, jak mniemam. Tacy jak Bożywoj Skrzyński, gdy poczują woń władzy, nie umieją przestać…
-Wspominał imię tego Patrycjusza? Chyba tylko jeden Ventrue, podług mojej wiedzy tu jest. Graf Baade.
- Egon? Hugo? Hugon? – Lamia nie przyłożyła do zapamiętania miana wielkiej uwagi. - Sypia na zamku grójeckim. Albo na niewiastach, gdzie bądź.
-To ten sam - Anna skinęła. - Niby doradzać ma Aureliusowi, być jego okiem i uchem w domenie, ale też go kontroluje niejako z ramienia Krakowa. Nie wiem doprawdy, czy by kasztelan po nim zapłakał. - zamyśliła się. - A czemu właściwie Bożywoj ci pomógł twarz zmieniając? Przed kim niby ochronił? Przed bratem i jego żona?
- Tak mi wpierał. Ich chroniąc przede mną. Licząc na to, że na smycz mnie weźmie, jak tę dziewkę ciemnowłosą - wiedźma skrzywiła czarne wargi. - Ważny ten Patrycjusz?
- Właśnie próbuję to wydumać. Czemu akurat jego chciał się Bożywoj pozbyć - owinęła wokół palca końcówkę warkocza, by go w końcu z zapałem odrzucić na plecy. - Nie ważne narazie. Fakty są takie jak rzekłam, droga siostro. Stary Wąż się budzi. Widziałam sama. Już głód się wije w jego wyschłym na wiór gardle, już mu każe powieki raz po raz unosić. Jak się zbudzi krwią spłynie ta ziemia. Obiecałam Aureliusowi go znaleźć i to mi sen z powiek spędza. Zapytam więc wprost, bez owijania, jak się zapatrujesz na propozycję moją i Bożywoja. Czy którąś stronę obierzesz? Czy mam z Aureliusem w twojej sprawie pomówić?
- Może na obie przystanę.
- Nie możesz wybrać obu stron w konflikcie. To tak jakbyś nie wybrała żadnej.
- Kluczowym jest, na co Diabłu śmierć owego Bagena.
- Patrycjusza? Nie wiem. Spróbuję się wywiedzieć.
- Dowiedz się i wróć. A teraz… powróżyć ci, duszko?
Anna wyciągnęła w jej stronę dłoń, jakby inny sposób na wróżbę wydał jej się zbyt wyszukany,
- A Krzesimir? Przysłać go tutaj by ci twarz zmienił?
- Powiadom go. Znajdę go sama. Zbyt długo tu gnuśnieję - przyciągnęła dłoń Kapadocjanki nad kociołek i przejechała po jej wnętrzu przerośniętym paznokciem.
Anna nie cofnęła ręki.
- Przemyśl ofertę by dołączyć do sfory Aureliusza. Przynajmniej będziesz bezpieczna i na pewno popracujesz dla dobrej sprawy.
Zastanowiła się czy aby na pewno Aureliusa nie przecenia? Czy sobie nie stworzyła jego wyidealizowanego obrazu, idealnego mentora i ojca.
- Pomówię z nim, ale nie lękaj się. Nie powiem pod jaką postacią się ukrywasz. Co z tych wróżb wyszło? Będę żyła długo i szczęśliwie z mężem i garstką dzieci?
- Hm - mruknęła starucha, nachyliła się nad kociołkiem tak nisko, że Anna obaw nabrała, iż się jej zajmą kosmyki cienkich siwych włosów. Zamieszała w wywarze, tym razem czubkiem własnego szpona. - Będziesz żyła długo. Mąż twój szczęście i nieszczęście znajdzie u twego boku. Aż oddasz mu to, coś mu winna. Dzieci takoż widzę. Jego liczne jak wilcza wataha, gdy nadchodzą mrozy, i tak samo zajadłe. Przy tobie chłopiec...
Mówiła coś jeszcze, ale cicho i pod nosem, sama do siebie. Anny ucho wspomagane nadwrażliwością wychwyciło kilka pytań.
Kim jesteś?
Komu służysz?
Kiedy odejdziesz?

Rozmawiała z chłopcem o sinych ustach? A potem podniosła się gwałtownie i gibko jak młoda dziewczyna, w jednym z garnców pod ścianą grzebać poczęła. Do Anny dobiegł trzask nacinanej skóry, a potem zapach krwi, słodko-gorzki, jak wschodnie przyprawy.
- Masz - wiedźma wepchnęła jej w dłonie małą buteleczkę wypełnioną krwią. - Przyjdzie czas, przyda ci się. Idź już, idźcie wszyscy. Nosferatu nie mów mego miana. Rzeknij, żem strażniczka twego klanu i dopomogę. Nic ponadto wiedzieć nie musi.
Krew lamii niosąca śmierć. Bezcenny skarb. Może się przydać, to na pewno. Kiedyś, nie teraz.
Anna schowała buteleczkę przy pasie i wyszła odrętwiała myślami o wróżbie. To Lamia, nie jakaś domorosła cyganka. Jej przepowiednie musiały coś znaczyć, nawet jeśli podana w pokrętny sposób. Większość nie stanowiło dla Anny zaskoczenia. Była odległą i mało konkretną informacją. Prócz jednej...
Aż oddasz mu to, coś mu winna.
Czy jest coś Ołdrzychowi winna? Chyba... tylko życie. Ocalił je, choć nie musiał, sam się narażając na wygnanie. Pokutuje za to i Anna rzeczywiście ma u niego dług. Dziwne. Nie myślała o tym wcześniej w takich kategoriach.
Ale co to znaczy, że rachunek ureguluje? Odda mu życie, które jej wpierw zwrócił? Poświęci się za niego? Że z miłości? Ta myśl ją trochę przeraziła, ale koniec końców wydała się nawet przyjemna. To by znaczyło, że jej śmierć nie będzie bezsensowna. Czemuś posłuży. Chyba, że... to on odbierze to co jej łaskawie dał? Zabije Annę? Ale za cóż, przecież ona nie ma zamiaru przeciwko niemu działać, to niemożliwe! Ołdrzych by na nią ręki nie podniósł. A może? Czas bywa, że wszystko zmienia... Ołdrzych się może zmienić. Złem porosnąć, jak to z wąpierzami bywa. Jak było ze Śpiącym Wężem. Albo... Anna? Już jest ponoć zimna jak sopel, z biegiem stuleci jej ciepła nie przybędzie. Zbije ją, Annę, bo ta się zmieni w potwora?
Strapiona wyszła z chaty wiedźmy. Spojrzenie jej zderzyło się ze spojrzeniem Ołdrzycha i uciekło w bok, spłoszone, jakby Anna przyznawała, że ma coś na sumieniu.
Aż oddasz mu to, coś mu winna. - dzwoniło jej w uszach i zdawało jej się, że nie za parę setek lat ją to czeka, ale już zaraz, łeb na pieńku przed Ołdrzychem złoży, jak było jej pisane.
 
liliel jest offline